
Ten tekst miał wyglądać inaczej. Ale Oliwia w ostatniej chwili zadzwoniła i poprosiła, by nie podawać jej nazwiska.
- Dlaczego? Przecież dopiero co się zgodziłaś - dopytuję. Jeszcze kilka tygodni temu opowiadała, że nigdy, ale to nigdy nie spotkało ją nic złego przez to, że jest muzułmanką.
- Moje koleżanki w ostatnich dniach odebrały telefony, wiadomości, SMS-y z wyzwiskami, usłyszały groźby na ulicach. Jakaś fala wezbrała. Strach pomyśleć, co będzie dalej.
O Polkach, które przeszły na islam, Bartosz Józefiak opowiadał w "Weekendowym Poranku Radia TOK FM" - aby posłuchać, kliknij TUTAJ
Proste odpowiedzi
Oliwia, lat 46, jest muzułmanką z dużego polskiego miasta na południu. Do islamu dochodziła przez dwadzieścia lat. Wychowała się w katolickiej rodzinie. - Zawsze uważałam, że jestem bogobojna, ale coś mi w Kościele nie pasowało. Na proste pytania nie mogłam znaleźć odpowiedzi - opowiada.
Na przykład Trójca Święta. Jest jeden Bóg, a jednocześnie - nie jest jeden? Albo: Po co modlimy się do świętych, skoro możemy od razu do Boga? No i spowiedź - człowiek potrzebny do rozmowy z Bogiem. Tego Oliwia już zupełnie nie rozumiała. Sprawę religii odłożyła na półkę. Przestała chodzić do kościoła.
Kilka lat temu odwiedziła ze znajomymi Szarm-el Szejk w Egipcie. Poznała tam muzułmanów, wielkie wrażenie zrobił na niej lokalny DJ. Grzeczny, uprzejmy - zwłaszcza wobec kobiet. Nie pił i nie palił. - Kosmita jakiś - myślała.
Te znajomości sprawiły, że zainteresowała się islamem. Przeczytała cały Koran. - Czytając, czułam się, jakbym wracała do domu - opowiada.
Wyjaśnia: islam i chrześcijaństwo są bardzo podobne. To religie miłości - do Boga i bliźniego. Tyle tylko, że islam jest dużo prostszy.
Żeby zostać muzułmaninem, wystarczy wypowiedzieć Szahadę - wyznanie wiary. Oliwia chciała to zrobić w podniosłej atmosferze. Na uniwersytecie w Kairze stanęła przed dziekanem - imamem. Jej przyjaciele z Egiptu byli świadkami. Wypowiedziała słowa: "Zaświadczam, że nie ma Boga oprócz Boga jedynego, a Muhamad jest jego wysłannikiem".
Czuła się jak w kościele na ślubie lub komunii. Prawie nie pamięta, co mówił dziekan, tak była przejęta. W głowie utkwiły jej słowa, że chusta jest jak korona dla kobiety.
Po powrocie do Polski Oliwia, jak co roku, przygotowała wigilię. Na stole groch z kapustą, kluski z makiem, karp, żur. Przyjechała mama, siostra z rodziną, syn. Oliwia wigilię zaczęła od przeczytania słów: W imię Boga Miłosiernego, Litościwego! Chwała Bogu, Panu światów, Miłosiernemu, Litościwemu, Królowi Dnia Sądu. Oto Ciebie czcimy i Ciebie prosimy o pomoc. Prowadź nas drogą prostą, drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany i nie tych, którzy błądzą.
Wszyscy słuchali w ciszy. Na koniec mama powiedziała: - Piękna modlitwa. Nie słyszałam jej wcześniej.
- Nic dziwnego - odpowiedziała Oliwia. - Bo to fragment Koranu.
Jej rodzina myślała, że ten islam to chwilowe wariactwo. Mama pytała, czy nie może być taka jak wszyscy. Teraz już przyzwyczaiła się do fragmentów Koranu na wigilii.
Jak unikać schabowego?
Marta, lat 31, pracuje na uczelni, dorabia w pracy biurowej. Jej mama nie chodziła do kościoła, tata pochodzi z tradycyjnej rodziny.
Marta w liceum czytała Pismo Święte. I coś jej nie grało. Jezus niby jest Bogiem, ale też pyta "czemuś mnie opuścił". Schizofrenia jakaś. Przestała chodzić do kościoła, ale nie straciła wiary. Islam jednak odrzucała, bo wiadomo - muzułmanie to terroryści.
Zmieniła zdanie, gdy trafiła na orientalistykę. Chciała poznać arabski. Uczyła się też kultury arabskiej. Zaczęła czytać Koran. - Nie potrafiłam znaleźć w tym błędów. Nie chciałam w to wierzyć, no bo przejście na islam w naszym kraju jest kłopotliwe. Ale wyszło, jak wyszło - opowiada.
Nową wiarę próbowała ukryć przed rodziną. Co nie jest proste, kiedy na obiad mama częstuje schabowym.
Gdy o islamie powiedziała rodzicom, mama myślała, że to ostatnia szalona rzecz, jaką Marta robi w swoim życiu. Takie pożegnanie z młodością. Bała się, że coś jej się stanie, jak będzie chodzić w chuście. Tata był rozczarowany. Pytał: Co ci się nie podoba w naszej religii? Pokazała mu fragmenty Biblii, które są dla niej niejasne. Wtedy ojciec stwierdził, że musi od deski do deski przeczytać Pismo, żeby na ten temat dyskutować z córką.
Przez następne tygodnie ojciec czytał Biblię, Marta - Koran. A mama "Gazetę Wyborczą" i myślała, że jej rodzina zwariowała.
- Pewnego dnia ojciec wszedł do pokoju i przyznał: OK, ja zostałem inaczej wychowany, ale szanuję twoje zdanie. Od tamtej pory nie ma z islamem problemu. Nawet przeczytał Koran. Przyznał, że to, co jest w nim napisane, jest bardzo logiczne - opowiada Marta.
O konwersji nie powiedziała jednak wszystkim. Nie wie o niej babcia, bo to by złamało jej serce. - Jestem jej ulubioną wnuczką. Babcia mówi, że się za mnie modli. Odpowiadam, że też się za nią modlę. Nie dopowiadam, że do modlitwy służy mi Koran - tłumaczy Marta.
Wielu jej znajomych myślało na początku, że zwariowała i jej przejdzie. - Ale w końcu zrozumieli. Koleżanka powiedziała mi kiedyś: Wiesz, nie rozumiem tego islamu. Ale widać, że jesteś teraz szczęśliwsza - opowiada.
Ustawowa laba tylko dla katolików
Na początku syn Oliwii zapytał: - Mamuś, ale chyba nie będziesz chodziła w chustce? Odpowiedziała: - No co ty!
- Potrzebowałam czasu, żeby dojrzeć do tej decyzji. Nie chciałam zakładać jej na pokaz. Zresztą nie chodzi tylko o chustę, tylko o cały ubiór i zachowanie. Nigdzie nie znalazłam w Koranie słowa, że muszę chodzić w czarnej sukni. Mam żyć skromnie i koniec. Ale chcę przy tym wyglądać jak Europejka - opowiada.
Nowa wiara Oliwii w jej firmie nikogo nie zdziwiła. Tylko jeden klient dopytywał, czemu nosi chustkę. Powiedziała, że jest muzułmanką. Nie uwierzył. Śmiejąc się, wyszedł z biura.
Oliwia, jeśli tylko może, modli się pięć razy dziennie. - Kiedy w pracy miałam dość, potrzebowałam chwili przerwy, mówiłam: dobra, czas na modlitwę. Zamykałam się w biurze. Trwało to trzy minuty. Wracałam zresetowana. W nowej pracy mam dywanik do modlitw zwinięty przy biurku - opisuje.
Polskie prawo nakazuje pracodawcom uszanować pracowników wszystkich wyznań. Muzułmanom pracującym w naszym kraju szefowie dają wolne w ich święta, ale często oczekują, że odpracują te dni w innym terminie. Tylko dla katolików w ich dni świąteczne laba jest ustawowa.
Dziewczyny zdejmują chusty
Największe zmiany po przejściu na islam zaszły u Marty na... Facebooku. - Czytałam, co ludzie wypisywali o uchodźcach. Wyczyściłam listę kontaktów. Nie chcę mieć w znajomych osób, dla których muzułmanie to zwierzęta - mówi. Jeden mężczyzna napisał do niej, że najchętniej wyciąłby jej macicę. - Zgłosiłam to na policję. Okazało się, że facet jest w Szwecji, bo w Polsce ma wyrok w zawieszeniu. Jakieś chłopki uciekające przed prawem za granicę uważają, że więcej znaczą dla społeczeństwa niż ja, osoba, która płaci podatki, uczy się, chodzi na wolontariat.
Według Marty wcześniej agresja wobec muzułmanów zdarzała się tylko w internecie. - Zaczęło się to zmieniać dwa lata temu. Rzeczy, które ludzie kiedyś tylko pisali w sieci, dziś mówią na głos. Kiedy w muzeum prowadziłam zajęcia o islamie, narodowcy trzymali transparenty "Śmierć wrogom ojczyzny" - mówi.
Pierwszą naprawdę groźną sytuację Marta przeżyła kilka tygodni temu. Z koleżanką muzułmanką i dwoma kumplami z Palestyny pojechała nad jezioro. Plaża, tłum ludzi, wypożyczalnia sprzętów. Wzięli rower wodny.
- Na wodzie pływało na skuterach trzech panów popijających piwko. Zaczęli pływać dookoła nas, chlapać. Najpierw myśleliśmy, że to przypadek. Ale oni pływali coraz bliżej, więc koleżanka poprosiła, by tego nie robili. To ich zdenerwowało. Rozpędzali się i podpływali na odległość dziesięciu centymetrów. Gdyby w nas walnęli, byłoby po nas. W końcu pozwolili nam zawrócić. Byliśmy bardzo roztrzęsieni - opowiada Marta.
Kiedy panowie przybili do brzegu, okazało się, że na plaży opalają się z dziewczynami i dziećmi do lat pięciu. - Nasi kumple podeszli do nich porozmawiać. Wtedy dopiero się zaczęło. Do akcji wkroczyły dziewczyny. Używały słów, których nie powtórzę. Wyzywały ich od brudasów, islamistów, ciapatych. Gdy stanęłam w obronie kolegów, usłyszałam, że nikt mnie do Polski nie zapraszał. Krzyczały, ile sił w płucach. Dzieci na to wszystko patrzyły i były nieźle wystraszone. Panie chwyciły za klapki i zaczęły w nas rzucać. Wezwaliśmy policję. Mundurowi stwierdzili, że jak chcemy, to możemy jechać na posterunek, ale bez świadków to nic z tego nie będzie.
Marta przestała nosić hidżab pół roku temu, podobnie jak wiele jej koleżanek, które wyznają islam. Dziewczyny, które od lat mieszkają w Polsce, zdejmują chusty, boją się chodzić w nich po ulicy. Zwłaszcza po takich historiach, jak w Łodzi, gdzie w zeszłym roku pobito 25-letnią muzułmankę. Została napadnięta w biały dzień na przystanku w centrum miasta. Nikt nie zareagował.
- Kiedyś średnio raz na tydzień znajomi muzułmanie opowiadali mi, że spotkało ich coś niemiłego. Teraz codziennie słyszę opowieści: ktoś napluł mi w twarz, ktoś rzucił we mnie kanapką - mówi Marta.
"Wypierdzielaj tam, skąd przyszłaś"
Nienawiść Polaków do muzułmanów potęguje strach przed zamachami.
- Ale ISIS to nie muzułmanie. Czyhają po prostu na ropę - stwierdza Marta. Wyjaśnia: w Koranie wyraźnie jest napisane, że kto zabija, trafia do piekła. Przeczytamy tam również nakaz szanowania innych religii. Gdyby terroryści naprawdę znali Koran, zamachów by nie było.
- W islam wierzy jedna czwarta ludzkości. To zróżnicowana kulturowo religia. Inna jest na Bałkanach, w Afryce czy na zachodzie Europy. Opresja wobec kobiet pokrywa się z mapą krajów, gdzie panuje największa bieda, nie jest to zależne od religii. Oblewanie kwasem kobiet, małżeństwa dziewcząt, wielożeństwo? Wszystko to znajdziemy także w chrześcijańskich krajach Afryki czy Ameryki Południowej - tłumaczy Marta.
I przyznaje, że te argumenty rzadko trafiają do Polaków.
Kiedyś dyskusje na Facebooku prowadziła też Oliwia. - Kiedy ktoś pisał, że muzułmanie mają wypierdzielać tam, skąd przyszli, odpowiedziałam: jestem Polką, to gdzie mam niby wypierdzielać? Nigdzie się nie wybieram - mówi.
Wspomina, jak po zamachach w Paryżu zadzwoniła do niej dziennikarka. Prosiła o komentarz. - Zatkało mnie. Pomyślałam: dlaczego do mnie dzwoni? Co ja mam wspólnego z terrorystą, który podaje się za muzułmanina? - oburza się.
Ma żal do mediów. - Dlaczego dziennikarze nie podają, że jakiegoś przestępstwa dokonał Jan Nowak, katolik? W takich wypadkach piszą: Jan N. Gdybym ja zrobiła coś złego, to nikt nie napisałby Oliwia D., tylko: zrobiła to muzułmanka. A ja chciałabym, żeby rodacy nie dostawali zawału na widok muzułmanina.
Marta coraz częściej słyszy od znajomych, że chcą wyjechać. I to od osób, które nigdy tak nie myślały. Sama zaczęła się nad tym zastanawiać. - Mam dobrą pracę, dobre życie. Ale myślę o tym, co będzie, jak urodzę dzieci. Będą każdego dnia narażone na lincz. Martwię się, że niedługo tu będzie jak w książkach Hanny Arendt o faszystowskim totalitaryzmie. Tylko zamiast o żydach będziemy czytać o muzułmanach.
* Reportaż po raz pierwszy ukazał się w 2017 roku
Bartosz Józefiak. Mieszka w Łodzi. Pracował w gazetach lokalnych w Łodzi, Wrocławiu i Pabianicach, współpracował z "Dużym Formatem" i "Tygodnikiem Powszechnym". Jest absolwentem Polskiej Szkoły Reportażu i swoją przyszłość wiąże właśnie z reportażem.
CHCESZ DOSTAWAĆ WIĘCEJ DARMOWYCH REPORTAŻY, POGŁĘBIONYCH WYWIADÓW, CIEKAWYCH SYLWETEK - POLUB NAS NA FACEBOOKU