
Reportaż Joanny Mikulskiej został nominowany do nagrody im. Teresy Torańskiej. Uzyskał też nominację do nagrody Festiwalu Wrażliwego - festiwalu twórczości wrażliwej społecznie.
Pierwszy raz. Obróciło go na autostradzie. Była noc, mały ruch. Gwałtownie się obudził, ręce miał kurczowo zaciśnięte na kierownicy. Rzut oka na wszystkie lusterka. Nikt nie widział? Zawrócił samochód i ruszył w stronę domu.
Drugi raz. Uderzył w barierki przy parkowaniu na osiedlu. Nie poczuł oporu metalowych prętów i nie usłyszał zgrzytu metalu. Rano Marysia zwróciła mu uwagę, że pogiął cały samochód.
Trzeci raz. Jechał z Marysią. Ona była w trzecim miesiącu ciąży. Jemu wydawało się, że betonowy słup od mostu to pusta droga. Ale zza niego wyjechało inne auto. Uderzyli. Ich samochód nie nadawał się już do naprawy.
Łukasz jest lekarzem-rezydentem. Jego koledzy po fachu 2 października 2017 rozpoczęli rotacyjny strajk głodowy . Walczyli o lepsze płace dla siebie, ale nie tylko. Domagali się też wzrostu finansowania systemu opieki zdrowotnej w Polsce do poziomu minimum 6,8 proc. PKB do 2020 roku.
Lekarz rezydent wykręca godziny
Łukasz przekłada spotkanie trzy razy. Gdy się wreszcie widzimy, zamawia duży obiad. - Nic nie jadłem od rana. Teraz i tak jest lepiej, bo dałem radę się z tobą spotkać. Rok temu byłoby to niemożliwe. Pracowałem wtedy po 300 godzin miesięcznie, czyli 200 proc. normy. Kilka razy w miesiącu musiałem kręcić po 32 godziny bez przerwy.
Jego historia to gotowy scenariusz życia wielu lekarzy rezydentów.
- Poza etatem w szpitalu musisz dorabiać. Pierwszy przystanek to praca w prywatnej przychodni. Ja akurat pracowałem w biurze, pilnowałem przestrzegania procedur. Za godzinę dostawałem cztery razy więcej niż w szpitalu lecząc pacjentów. Dwa razy w tygodniu po pracy gnałem do tego biura
- opowiada Łukasz.
Drugi pewny pieniądz to nocna pomoc lekarska, czyli punkt w niektórych szpitalach, czynny całą noc, gdzie zgłaszają się pacjenci z drobnymi dolegliwościami. - Jednej nocy potrafiłem obsłużyć 50 pacjentów. Płatne 500 złotych za nockę.
No i są nocne dyżury w szpitalu. - W ramach etatu mam obowiązkowe cztery, oczywiście można brać dodatkowe. 16 godzin pracy płatne 400 złotych za dyżur. W swojej szczytowej formie dochodziłem do 10 dyżurów nocnych miesięcznie. Za etat w szpitalu od 8.00 do 16.00 dostaję 2200 zł na rękę. To idzie na opłatę wynajmowanego mieszkania. A reszta? Samochód, kurs niemieckiego, utrzymanie rodziny?
Dyżur bez trzymanki
Marysia do uzyskania pełni praw wykonywania zawodu potrzebuje jeszcze rocznego stażu, egzaminu lekarskiego i pięcioletniej specjalizacji.
- Jak Łukasz wraca z pracy po kilkunastogodzinnym ciągu, to lepiej się do niego nie odzywać. Po kilku latach razem przeliczam pieniądze na czas z nim. Dodatkowe 400 złotych, czyli dyżur i dosypianie, oznacza dwa dni rozłąki - wylicza.
No i poza zarobkami ważne są też oczywiście warunki pracy. Niedawno Łukasz dowiedział się, że jutro ma dyżur. - Oprócz swojego oddziału będzie mieć pod opieką oddział kolegi. Kolega idzie na izbę przyjęć, bo zabrakło ludzi. Łukasz będzie odpowiedzialny za ponad 100 chorych. Nikt go nie pyta, czy da radę. Boję się o jego zdrowie. Myślimy o wyjeździe za granicę.
Oficjalnie Łukasz na swoim oddziale powinien być na dyżurze pod nadzorem lekarza specjalisty lub choćby mieć do niego telefon. Ale nikt im za taki nadzór nie płaci, więc nie chcą się na to godzić.
- Zacząłem samodzielne dyżury po trzech tygodniach w szpitalu. Przywieźli człowieka, który spadł z drabiny. Jak go zobaczyłem, to zamknąłem przed nim drzwi. Odruchowo. Nie miałem pojęcia, co robić. Pomogli koledzy z ratownictwa medycznego. Gdy po szesnastej zostaję przez kolejne 16 godzin sam z 60 chorymi i wiem, że muszę jeszcze ogarniać przyjęcia nowych i obsłużyć chorych na SOR-ze, to mam jeden cel. Aby nikt z nich nie umarł.
Raz po takim dyżurze zrobili sobie z kolegami badania krwi. Wynik? Bardzo niski poziom jonów potasu, odwodnienie. - Takiego chorego od razu przyjąłbym na oddział. Brak snu wykańcza. Nikt tego nie kontroluje i nie ma znaczenia, czy masz etat, rezydenturę, czy jesteś na kontrakcie. Nikt nie sprawdza, w jakim stanie jest lekarz, który obejmuje dyżur - kwituje.
Nie ma kasy
"Daj jeść Łukaszowi, spakuj jedzenie dla Hani" - rodzice często komunikowali się za pomocą kartek. Jedno z nich właśnie wychodziło na dyżur, drugie wracało. Łukasz: - Medycynę mam zakodowaną od dziecka. Moi rodzice byli lekarzami. Nie wiem, co musiałoby się stać, abym zmienił pracę . Chyba coś, co spowoduje, że nie będę mógł wykonywać zawodu. Może jakaś choroba .
Jego ojciec po powrocie z pracy odsypiał cały dzień. W szpitalu zawsze była jakaś akcja. Łukasz z dzieciństwa najlepiej pamięta właśnie zapach szpitala. Odradzali mu medycynę, nie posłuchał. Chciał być potrzebny. Przeszło mu? - Na studiach karmią nas ideałami. Ale trzeba byłoby być doktorem Judymem, aby zostać w tym systemie - wyznaje.
Bo w systemie po prostu nie ma pieniędzy. Według standardów WHO, aby system ochrony zdrowia działał poprawnie, musi na niego iść co najmniej 6 proc. PKB. W Polsce jest 4,6 proc. Najniższa składka w Unii Europejskiej. W Polsce na 1000 pacjentów przypada 2,2 lekarza, w Niemczech 4,1 (Raport OECD "Health at a Glance 2015" ). Dyrektorzy łatają dziury w grafikach. I często ciężar tego łatania noszą ci robiący specjalizację, zależni od szpitala i starszych kolegów. Zależy ci przecież na jej skończeniu, prawda? No to zasuwaj.
- Ministerstwo Zdrowia się cieszy, że nikt za tak małe pieniądze nie zbudował takiego systemu. Tylko że wszystko jest na barkach personelu, który z miesiąca na miesiąc się kurczy - mówi Łukasz.
- W efekcie lekarze są "obcesowi" i "nic nie tłumaczą". Ostatnio rodzina mojego pacjenta się rozpłakała. Zaprosiłem ich do gabinetu. Spotkanie trwało 20 minut. Powiedzieli, że od trzech lat nikt się nimi nie zajął. Zawsze tylko zdawkowe rozmowy na korytarzu. A ja po prostu miałem wyjątkowo tylko trzech pacjentów tego dnia. Mieli szczęście.
Bilans zysków i strat
Nie wie, ile trwał sen. Obudził ją klakson samochodów na drodze dojazdowej do Warszawy. Wypiła wcześniej kawę, ale usnęła w korku.
Gdy zaczynała studia, nie myślała o pieniądzach. Uczyła się o przeziernościach karkowych i odkrywała świat. Nie dostała się na rezydenturę z ginekologii i położnictwa w Warszawie i trafiła do Garwolina. Rodzice kupili jej auto. Z reguły brała po dwa dodatkowe dyżury w tygodniu, bo jeden musiała wyrobić w ramach etatu. Przez dwa lata do stolicy wracała dwa razy w tygodniu. Gdy przyjęli ją do szpitala w Warszawie, czuła się, jakby zaczęła nowe życie. Ale tylko przez pierwszy miesiąc.
Rozmawiamy wieczorem przed ostatnim dniem Uli w szpitalu. - Kupiłam na jutro tort. Wyjeżdżam na stypendium do Londynu. Mam dość. Sama musiałam kupić sprzęt, którego używam w szpitalu: ciśnieniomierz, stetoskop, pulsometr, ubranie. Ciągle pomagają mi rodzice. A gdy rozejrzę się dookoła, nie widzę perspektyw. W liceum za korepetycje z angielskiego zarabiałam 60 zł za godzinę. Czyli cztery razy więcej niż teraz po pięciu latach studiów, stażu, pracując w nocy na dyżurze.
A przecież Ula bierze odpowiedzialność za ludzkie życie. - Dziś przyjechała rodząca pacjentka w upojeniu alkoholowym . A często trafiają do nas pacjentki zakażone wirusem HIV lub żółtaczką. To ogromny stres - odbierać poród zakażonej osoby, szyć krocze ze świadomością, że jeden niefortunny ruch może przesądzić o twoim zdrowiu. - opisuje. I dodaje: - Myślisz wtedy, co daje ci ta praca. I co odbiera. Robiłam badania na wyjazd, w tym test na HIV. Sześć dni czekałam na wynik. Bałam się, że coś jest nie tak i wspominałam wszystkie chwile, kiedy zmywałam krew z ręki lub okularów. Czy warto?
"Czy pani już coś jadła?"
Jadźka występowała w pierwszej serii serialu "Młodzi lekarze" w TVP. Cieszy się, bo może dziś zjeść posiłek w pracy. Wcześniej nie mogła. - Dla ludzi naprawdę było trudne, aby zrozumieć, że pomiędzy wizytami potrzebuję mieć przerwę na jedzenie. Teraz czasami ktoś przychodzi i pyta: czy pani już coś jadła? Jeśli nie, to mam dla pani chlebek.
Maciek, też bohater "Młodych lekarzy", trzyma się psychicznie, bo dwa razy w tygodniu uczy gry w tenisa, pracuje na etacie i bierze nocne dyżury w szpitalu. Nie wszystko z jego pracy można było pokazać w serialu, bo byłoby to dla ludzi zbyt brutalne i krwawe.
- No bo wyobraź sobie taką scenę. Obok nas upada na ulicę dziewczyna. Zaczynam działać. Co widzisz? Że ja dopadam do leżącej i zaczynam ją dusić. A reanimacja wymaga, aby bardzo mocno nacisnąć mostek. Musi się ugiąć do 5 centymetrów w dół. Więc chrupie, pękają kości. Leje się krew i inne wydzieliny wszystkimi możliwymi otworami. Oto moja specjalizacja: kardiologia inwazyjna. Bardzo nieestetyczna.
Szpital na wolnym rynku
Według Naczelnej Izby Lekarskiej lekarze narażeni są najczęściej na choroby układu krążenia . Badania brytyjskiej psycholożki Jenny Firth-Cozens wskazują, że lekarze częściej niż ludzie innych zawodów popadają w depresję i uzależnienia . Według niektórych badań w środowisku lekarskim aż co trzecie małżeństwo się rozwodzi ( źródło: raport opublikowany w "Journal of Police and Criminal Psychology" )
Łukasz i jego koledzy napisali do dyrekcji szpitala prośbę o rozliczanie nadgodzin. Odpowiedź była taka, że nadgodziny to nie jest polecenie służbowe, tylko ich potrzeba.
- Ja zostaję dłużej w pracy, bo chodzi o życie pacjenta! - odpowiada Łukasz. - A potem wychodzę i cały czas myślę, czy dobrze zrobiłem. Miałem pacjenta z chorymi nerkami. Do dziś nie wiem, dlaczego nie podałem mu wystarczającej ilości płynów. Po jego śmierci przez cztery dni śniło mi się, że zjada mnie wielka czarna ryba z długim ogonem.
- Nie przewidzieliśmy zależności szpitali od rynku - komentuje dr Ładysław Nekanda-Trepka, lekarz, członek Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie, współautor ustawy z grudnia 1996 roku regulującej pracę lekarzy. Broni pomysłu rezydentur. - Ma wiele luk, ale to prawdziwa zdobycz. Lekarze-rezydenci robiący specjalizację nie są opłacani przez szpitale, ale ich wynagrodzenie jest finansowane bezpośrednio z Ministerstwa Zdrowia. Dla szpitali to duże odciążenie finansowe, a dla młodych lekarzy szansa na realizację specjalizacji. Żaden inny zawód w Polsce nie ma takich możliwości kształcenia.
A że system wymusza na rezydentach kombinowanie, żeby starczyło do pierwszego? - Problemy zaczęły się pojawiać, gdy nie dobro pacjenta ani ochrona zdrowia, a działalność gospodarcza stała się dla szpitali najważniejsza. Umowy między lekarzami i szpitalami są źle zawierane i nikt właściwie nie ma nad nimi kontroli - odpowiada dr. Trepka.
Łukaszowi jesienią 2016 roku urodził się syn. Był najmłodszym uczestnikiem największej od kilku lat demonstracji Porozumienia Zawodów Medycznych, która 24 września ubiegłego roku przeszła ulicami Warszawy. Minęło kilka miesięcy, a Łukasz nie widzi żadnych efektów protestu.
- Mam nadzieję, że mój syn wybierze inny zawód.
Artykuł opublikowaliśmy po raz pierwszy w maju 2017 roku.
Lekarz rezydent - lekarz posiadający pełne prawo wykonywania zawodu w Polsce (tzn. ukończył 6-letnie studia na kierunku lekarskim, zdał egzamin końcowy LEK i odbył 13-miesięczny staż podyplomowy), wykonujący pracę w określonej dziedzinie medycyny na podstawie umowy o pracę, zawartej z jednostką prowadzącą specjalizację na okres specjalizacji, finansowaną ze środków przeznaczonych na ten cel przez Ministerstwo Zdrowia oraz Fundusz Pracy. Przeważnie rozpoczynająca rezydenturę osoba ukończyła 26. rok życia. Średni wiek ukończenia rezydentury w Polsce to 37 lat. Lekarz rezydent odbywa szkolenie specjalizacyjne i jednocześnie wykonuje pełny zakres obowiązków właściwych dla lekarza specjalisty w danej dziedzinie. Może też wykonywać zawód lekarza poza miejscem szkolenia specjalizacyjnego. Czas trwania szkolenia specjalizacyjnego wynosi od 4 do 10 lat (źródło: Wikipedia).
Joanna Mikulska. Absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Warszawskim oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Dziennikarka i menedżerka kultury. Współpracuje z "Magazynem Miasta", "Magazynem Kontakt" oraz "Wysokimi Obcasami". Podróżuje na wschód.