Reportaż
Foremki do wyrobu bardzkich pierników (fot. Łukasz Giza)
Foremki do wyrobu bardzkich pierników (fot. Łukasz Giza)

W piernikach najważniejszy jest dobór składników i ciasto. Im starsze, tym lepsze. Tak jak wino, można je sezonować i budować spiżarnię rocznikami. Tomek w swojej lodówce ma ciasto z ubiegłego roku. Przywiózł je z Niemiec. Nie wie jeszcze ile poleży, ale może to być nawet osiem, dziesięć lat. Wtedy wypiek budzi naprawdę duże emocje, o smaku nie wspominając. Tomek mówi to z uśmiechem, ale wie, że jest w tym również szczypta pozytywnego szaleństwa.

- Jestem z Barda, a historia tej miejscowości jest jak wielka szafa czy komoda. Cały czas otwieram kolejne przegródki, z których wyskakują nowe tematy. W pewnym momencie po prostu pojawiły się pierniki - mówi Tomasz Karamon.

***

Właściwie to nikt nie wie dlaczego pierniki. Bo na przykład pod koniec dziewiętnastego wieku w Bardzie od ręki schodziły drewniane... koniki na biegunach. Ale to i tak tylko chwila przy słodkiej legendzie, która w miasteczku otoczonym górami rodziła się wiekami. Pierwsza wzmianka w dokumentach to 1503 rok. Potem ten "biznes" tylko rośnie. Pojawia się cukier przemysłowy, mechanizacja, a w końcu również konkurencja. W najlepszych latach w Bardzie działa sześć manufaktur piernikarskich. Każda ma swojego mistrza, czeladników i klientów. Wyroby płyną nawet do Stanów Zjednoczonych. Wszystko urywa się w maju 1945 roku.

Załoga piernikarni Maxa Prause (fot. Tomasz Karamon/Bardzkie Pierniki)

- To był naprawdę ostry skalpel - mówi Mateusz Gnaczy. - Ruszają przesiedlenia, mieszkańcy ówczesnego Wartha wyjeżdżają. Wraz z nimi kończy się ważny etap historii tego regionu. Warto o nim mówić, bo innej historii to miejsce nie ma - dodaje.

Wraz z ludźmi wyjeżdżają przepisy, umiejętności, bywa, że sprzęt. Czas powoli zaciera pamięć o piernikach w Bardzie.

***

Historyczne śledztwo zaczynają od zdjęcia. Johanna Prause ma na nim dziewięć lat, fartuszek i dwa ciemne warkocze. W rękach trzyma duży, prawdopodobnie świąteczny piernik. To lata 30. minionego wieku. Rodzina Prause to prawdziwi liderzy branży. Tata Max jako pierwszy testuje na uliczkach Barda samochód.

Johanna Prause w Niemczech. Obok jeszcze w Bardzie jako 9-letnia dziewczynka wraz z ojcem Maxem Prause podczas pracy (fot. Tomasz Karamon/Bardzkie Pierniki)

- Postanowiliśmy odnaleźć tę rodzinę - mówi krótko Mateusz Gnaczy.

Mają nazwisko, zdjęcie i kierunek. To północne Niemcy, tuż przy granicy z Holandią. Po terenie poruszają się z kolejnymi numerami "Wartha" pod pachą. To nieregularnik wydawany przez byłych mieszkańców Barda. Ważny, bo czasem są tam adresy. Dane pojawiają się przypadkowo, więc w antykwariatach i na aukcjach dla pewności wykupują wszystkie egzemplarze z ostatnich siedmiu dekad. W końcu trafiają na Felixa Prause w Ochtrup i umawiają spotkanie.

- Okazało się, że nawet nie pochodził z Barda - relacjonuje Tomasz Karamon. - Pamiętam, że mieliśmy kartkę z wypisanymi adresami około dziesięciu osób. Pan Felix ją wziął i wyliczał: nie żyje, nie żyje, nie żyje... O! Ten żyje, ulicę dalej - dodaje.

Kolejne drzwi otwiera im Helmut Elsner. I robi się cieplej, ponieważ pomimo niemal dziewięćdziesięciu lat gospodarz doskonale pamięta Bardo, smak pierników i ludzi, którzy zajmowali się ich wyrobem. Wie też jak dotrzeć do Johanny.

Mistrz Pan Old ich Kvapil oraz jego uczeń Tomasz Karamon (fot. Aleš Vost ez)

***

Ta historia w pewnym momencie zaczyna pachnieć. Wychodzi poza daty, dokumenty, kolejne zdjęcia, do których udaje się dotrzeć. Zamienia się w rozmowy telefoniczne, podróże samochodowe po 800 kilometrów w jedną stronę i przekonywanie, że warto dać im kilka minut.

- Nie wiem kto był bardziej zaskoczony. My czy oni - mówi Tomasz Karamon. - Nagle po siedemdziesięciu latach w ich drzwiach staje dwóch gości z Polski i mówi, że historia Barda wciąż się toczy, że jest ważna, że pierniki to jest to. Wszyscy byli w szoku - wspomina.

Piernikarnia Aloisa Hentschla w Bardzie - szwagra Maxa Prause (fot. Tomasz Karamon/Bardzkie Pierniki)

Na przełamanie zabierają album ze zdjęciami starego Barda, który chwilę wcześniej opracował i wydał Tomek.

***

To było wyjątkowe spotkanie. Johanna Prause jest

na zdjęciach z mężem Johannesem i córką Irmgard. "Dziewczynka ze zdjęcia" kończy dziewiątą dekadę życia, ze względów zdrowotnych nie może już mówić.

- Siedziała przy stole i słuchała naszej opowieści. Była bardzo wzruszona, wszyscy byliśmy - mówią poszukiwacze piernikowej receptury.

Do Polski zabierają prawdziwe skarby. Skany zdjęć z albumu rodziny Prause. Do tego Festschrift, czyli kilkustronicowy maszynopis z 1942 roku. Zawiera opis historii firmy, a także opis tradycji piernikarskich w Bardzie. To jedyny taki egzemplarz na świecie! Po raz pierwszy w życiu próbują smaku oryginalnych bardzkich pierników, w końcu na stole ląduje także przepis.

Johanna Prause obecnie mieszka w miasteczku w zachodnich Niemczech. Obok foremki do Bardzkich Pierników Tomka Karamona (fot. Tomasz Karamon/Bardzkie Pierniki oraz Łukasz Giza)

Gdy wracają do Polski, przez pierwsze kilkadziesiąt minut w samochodzie milczą.

***

Ich smak jest inny niż współczesnych pierników. Niektórych składników nie można już kupić w Polsce, trzeba je sprowadzać z Niemiec. Ważna jest wiedza. O proporcjach, o sposobie wypiekania.

- To jest przepis, na podstawie którego pierniki produkowano od połowy XIX wieku. Prawdziwy rodzinny skarb. Z obawy przed konkurencją nawet czeladnicy Maxa Prause nie wiedzieli, jaka jest właściwa ilość składników. Sam je przygotowywał, pracownicy wkraczali dopiero przy wyrabianiu ciasta - tłumaczy Tomasz Karamon.

Wnętrze piernikarni Aloisa Hentschla w Bardzie - szwagra Maxa Prause (fot. Tomasz Karamon/Bardzkie Pierniki)

Dzisiaj konkurencja powoli się odradza. Nad wejściem do dawnej piernikarni Aloisa Hentschla (szwagra Maxa Prause) Tomek wraz z innymi pasjonatami zainstalował szyld piekarczyka. Ma przypominać o liczącej pół tysiąca lat tradycji. Pojawiły się komercyjne projekty bazujące na odkryciach, po sąsiedzku w Pałacu Kamieniec ludzie bawili się na pierwszych w historii spotkaniach piernikarskich. Są chwile, kiedy w mieście znowu pachnie przyprawami do pierników.

***

Bardo reklamuje się hasłem "Miasto Cudów". Tomek i Mateusz mówią, że nie przestają szukać. Tej wiosny planują kolejne wyjazdy. Michał Wyszowski. Dziennikarz Radia Wrocław. Autor bloga Polska by Wyszowski ( facebook.com/polskabywyszowski ). Opublikował książkę "Na lewej stronie świata", współpracownik redakcji lokalnych z Dolnego Śląska. Jak sam mówi, cały czas wierzy w siłę słowa pisanego.