Rozmowa
Zdjęcie ilustracyjne (Fot. Maciej Świerczyński / Agencja Wyborcza.pl)
Zdjęcie ilustracyjne (Fot. Maciej Świerczyński / Agencja Wyborcza.pl)

W ciągu ostatniego roku chorowałam kilka razy częściej niż przed pandemią COVID-19, również w okresie letnim. Zwykłe przeziębienie ciągnęło się przez dwa tygodnie.

Taki trend zauważyli także specjaliści. Na Światowym Forum Ekonomicznym zwrócono uwagę, że po pandemii wzrosła zachorowalność z powodu infekcji paciorkowcami, wirusem grypy i RSV.

Dlaczego?

Niektórzy wskazują na efekt izolacji w czasie lockdownu i tym samym niewielkiego kontaktu z patogenami.

Zgadza się pani z tą tezą?

Nie do końca. Po wyjściu z domów zaczęliśmy po prostu nadrabiać te infekcje, których nie przeszliśmy, siedząc w domach. W oparciu o literaturę naukową mam inną koncepcję, która mogłaby wytłumaczyć takie zjawisko z punktu widzenia immunologicznego.

Jaką?

W związku z tym, że SARS-CoV-2 bardzo szybko się rozprzestrzenił, to praktycznie każdy z nas zetknął się przynajmniej raz z jakimś wariantem koronawirusa. Okazuje się, że zwłaszcza po wielokrotnym kontakcie z tym wirusem dochodzi do osłabienia naszej odporności na wielu poziomach. SARS-CoV-2 infekuje komórki odpornościowe, jak limfocyty, monocyty i komórki dendrytyczne. Do tego pozbywa nas części limfocytów pamięci i tzw. limfocytów zerowych, czyli puli komórek oczekujących na aktywację patogenem. Ponadto SARS-CoV-2 powoduje "wyczerpanie" i starzenie się limfocytów oraz osłabienie wrodzonych reakcji odpornościowych już na początku zakażenia. Efekt ten może trwać przynajmniej sześć miesięcy – tyle trwały prowadzone obserwacje.

Zdjęcie ilustracyjne (Agnieszka Sadowska/ Agencja Wyborcza.pl)

Czyli jakikolwiek kontakt z koronawirusem spowodował, że staliśmy się bardziej wrażliwi na infekcje innymi patogenami?

Tak. W badaniach obserwowano grupę blisko 500 tys. osób, a zatem wnioski wysunięte na ich podstawie są wiarygodne. Właśnie jesteśmy w środku sezonu infekcji oddechowych, kiedy mamy do czynienia nie tylko z SARS-CoV-2, ale też z wirusem grypy, RSV, rinowirusami, adenowirusami oraz metapneumowirusem. Możemy więc chorować częściej. Do tego może także dochodzić do zakażania się więcej niż jednym wirusem naraz, stąd przedłużające się infekcje, często o poważniejszym przebiegu.

Czy ta nasza osłabiona przez COVID-19 odporność w końcu się wzmocni i będzie taka jak przed pandemią?

Na to pytanie nie jestem w stanie odpowiedzieć. Nie wiadomo, na ile trwałe będzie to osłabienie odporności, nie było jeszcze badań, które sprawdziłyby, jak ta odporność wygląda po okresie dłuższym niż pół roku.

Spotkałam się także z opinią wśród lekarzy, że wskutek pandemii koronawirusa zaburzona została także sezonowość zachorowań na grypę czy przeziębienie. Chorujemy przez cały rok, nie tylko jesienią i zimą.

Zgodzę się z tą opinią w przypadku wirusa SARS-CoV-2. Tutaj nie można mówić o sezonowości, gdyż zakażenia i zachorowania pojawiają się właściwie cały rok. Jest prawdopodobne, że w przyszłości koronawirus stanie się sezonowy, ale taka adaptacja może trwać nawet kilkadziesiąt lat.

Zobacz wideo "Młodych dziwi, że w Polsce są też babcie niemoherowe"

Natomiast nie zgadzam się z tezą, że pandemia zaburzyła sezonowość innych infekcji oddechowych. Jesienią i zimą bezwzględnie chorujemy więcej, ponieważ w tym czasie panują bardzo korzystne warunki do rozwijania się zakażeń. W niskiej temperaturze, gdy panuje duża wilgotność powietrza, wirusy mogą przebywać dłużej poza organizmem człowieka i wydłużać przez to czas narażenia.

Do tego dochodzi jeszcze jeden czynnik.

Jaki?

Zanieczyszczenie powietrza i smog. Cząsteczki smogu pomagają utrzymywać się wirusowi dłużej w powietrzu, przez to ryzyko kontaktu z nim jest zwiększone. Poza tym mniej spędzamy czasu na dworze. Oddychamy częściej ogrzewanym powietrzem, które poprzez wysuszanie błon śluzowych osłabia tę naszą barierę ochronną. Dlatego należy spożywać dużo płynów, żeby uchronić śluzówki przed zbyt szybkim wysychaniem.

Tym, co bez wątpienia się zmieniło, jest nasz stosunek do covidu. Ostatnio zachorowała cała moja rodzina i za każdym razem lekarz zlecał wykonanie testu combo – sprawdzającego obecność trzech rodzajów wirusów: SARS-CoV-2, RSV oraz grypy, ponieważ podobno zachorowań na COVID-19 jest mnóstwo. W mediach cisza, Ministerstwo Zdrowia milczy o liczbie zachorowań.

Do przychodni zgłasza się coraz więcej pacjentów z objawami covidu, który potwierdzają testy. Ale oficjalnie pandemii nie ma – w lipcu w Polsce został zniesiony stan zagrożenia epidemicznego spowodowany zakażeniami wirusem SARS-CoV-2. Obowiązku powszechnego stosowania testów antygenowych w placówkach służby zdrowia nie ma, więc dane, które spływają do Ministerstwa Zdrowia i które Ministerstwo udostępnia, są bardzo okrojone.

Nawet te szczątkowe informacje pokazują jednak, że sytuacja jest poważna. Na początku listopada mieliśmy 1600 zakażeń dziennie. W skali całego kraju to niewiele, ale jak spojrzymy na odsetek testów dodatnich, okazuje się, że jest on bardzo wysoki, a w niektórych województwach sięga nawet 75 proc.

Stan zagrożenia epidemicznego został zniesiony w lipcu 2023 roku (Jakub Orzechowski/ Agencja Wyborcza.pl) , Pandemia (Jakub Orzechowski/ Agencja Wyborcza.pl)

Co to oznacza?

Że nie kontrolujemy epidemii. Według WHO o takiej kontroli można mówić, jeśli odsetek testów dodatnich nie przekracza 5 proc. Wysoki odsetek testów pozytywnych wskazuje, że mamy ogromną szarą strefę, w której są osoby niezdiagnozowane, które dalej rozprzestrzeniają infekcję. Rzeczywista liczba zakażeń jest więc na pewno znacznie wyższa.

O rosnącej liczbie infekcji świadczy także fakt, że wiele szpitali ograniczyło wizyty, niektóre na powrót wprowadziły obowiązek noszenia maseczek, zarówno przez personel, jak i odwiedzających.

Nasuwa się pytanie: czy tak powinno być? Jeszcze niecałe dwa lata temu taka informacja budziłaby powszechne oburzenie, zwłaszcza w grupie ludzi, którzy rozumieli zasadność testowania i noszenia maseczek. A dziś? Nikt o covidzie nie rozmawia, nikt się nie oburza.

Było to do przewidzenia, że w pewnym momencie wirus i pandemia spowszednieją. Co nie oznacza, że SARS-CoV-2 zniknął i powinniśmy zapominać o zasadach bezpieczeństwa – noszeniu maseczek czy unikaniu skupisk ludzkich. Jeśli chodzi o testowanie, jest ono zasadne, bo dzięki testom combo możemy dowiedzieć się, czy mamy do czynienia z zakażeniem SARS-CoV-2, wirusem grypy czy RSV. Choć nie dysponujemy lekiem na covid, to na wirusa grypy już tak. Ponadto, pozytywny wynik testu da lekarzowi argument do nieprzepisywania antybiotyku, o który rodzice i dorośli potrafią się upominać przy takich infekcjach.

Dlaczego wciąż nie ma leku na covid?

Lek jest, nazywa się Paxlovid. Przyjmuje się go doustnie w tabletkach, najlepiej na początku infekcji, Lek blokuje powielanie się cząstek wirusa u zainfekowanej osoby, dzięki czemu łagodzi objawy i zapobiega dalszemu rozwojowi choroby. Jest przeznaczony przede wszystkim dla osób, którym grozi ciężki przebieg covidu.

Ale jest on praktycznie niedostępny. Głównie ze względu na cenę, która waha się od 5600 zł do nawet 6500 zł za opakowanie. Osób, które go najbardziej potrzebują, raczej na niego nie stać.

Jedno opakowanie starcza dla jednej osoby?

Tak.

Dlaczego cena Paxlovidu jest tak wysoka?

Pfizer, czyli producent leku, tak go wycenił, to od państwa zależy, czy będzie lek dofinansowywać. Dla porównania w Niemczech Paxlovid kosztuje około 260 zł. Polski rząd leku nie dofinansowuje, więc musimy płacić kwotę ustaloną przez producenta powiększoną o marżę apteki.

Zaczął się sezon chorobowy, jak co roku lekarze zalecają szczepienie przeciwko grypie, a o szczepionce przeciwko COVID-19 cisza. Przez ostatnie dwa lata przyjmowaliśmy jedną szczepionkę za drugą i nagle co? Już nie trzeba się szczepić? Pandemia zażegnana? Covid już nie zagraża naszemu życiu i zdrowiu?

Szczepionkę mRNA firmy Pfizer mogliśmy mieć już w październiku, ale nasz rząd jej nie zamówił.

Dlaczego?

To pytanie do rządu. Sama jestem ciekawa. Zamiast szczepionki mRNA zamówił szczepionkę podjednostkową Nuvaxovid, która otrzymała rekomendację EMA miesiąc po szczepionce Comirnaty Pfizera. Więc gdy cała Europa już się szczepi aktualizowaną szczepionką mRNA, Polska i Węgry, jako jedyne kraje europejskie, nie mają żadnej szczepionki. Ministerstwo Zdrowia zapowiadał, że Nuvaxovid pojawi się w listopadzie, już jest mowa o 6 grudnia. Czy tak będzie? Nie wiemy, bo ministerstwo czeka na potwierdzenie zamówienia. Ponadto, Nuvaxovid jest adresowany dla osób co najmniej 12-letnich, a zatem młodsze dzieci zostają pozbawione możliwości skorzystania z najnowszej wersji szczepionki. 

Bardzo źle oceniam działania Ministerstwa w tym zakresie. Ludzie zostali pozostawieni sami sobie. Najbardziej potrzebujący nie mają dostępu ani do szczepionek, ani do leku przeciwwirusowego, a liczba zakażeń rośnie już od września. 

Zobacz wideo Otworzyła okno życia dla zwierząt. "Ludzie są wygodni"

Spodziewa się pani, że rząd, podobnie jak w pandemii, zorganizuje jakąś kampanię informacyjną na temat szczepionek? O ile się one w ogóle pojawią.

Taka akcja powinna być, choć osobiście nie przepadam za dotychczasowymi rządowymi kampaniami informacyjnymi dotyczącymi szczepionek. Mam tu na myśli szczególnie ostatnią kampanię o szczepieniach przeciwko wirusowi HPV. Była bardzo skromna, ograniczała się do billboardów. Żadnych spotkań w szkołach, szerokiej kampanii w mediach. To bardzo przykre, że tak ważne sprawy rząd traktuje po macoszemu. A właśnie jestem po lekturze niezwykle ciekawego artykułu naukowego, w którym pojawiła się informacja, że szeroko zakrojone szczepienia przeciw HPV u fińskich nastolatków spowodowały praktycznie wyeliminowanie u nich tych wirusów brodawczakowych, przeciwko którym skierowana była szczepionka. 

Szczepienia przeciw COVID-19 (Jakub Orzechowski/ Agencja Wyborcza.pl) , Test antygenowy na obecność wirusa SARS-CoV-2 (Jakub Orzechowski/ Agencja Wyborcza.pl)

O ile większość moich znajomych w pandemii czekała z niecierpliwością na pierwszą szczepionkę przeciwko COVID-19, o tyle z każdą kolejną dawką motywacja, żeby się zaszczepić, była coraz mniejsza. Teraz w ogóle nie pojawia się ten temat w naszych rozmowach. Myślę sobie: a może to dobrze? Może COVID-19 stał się „taką grypą" i nauczyliśmy się z nim żyć? Nie ma sensu siać znów paniki. Wszyscy jesteśmy nią już bardzo zmęczeni.

Rozumiem zmęczenie pandemią i niechęć do przeżywania znów tego strachu, bycia bombardowanym informacjami o liczbie zakażonych i zgonów. Jednocześnie stwierdzenie, że COVID-19 to "taka grypa", jest absolutnie nieprawdziwe. Sam przebieg choroby potrafi w dalszym ciągu być nieobliczalny, zwłaszcza w grupach ryzyka, a do tego dochodzą jeszcze długotrwałe konsekwencje wirusa. Według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Instytutu Badawczego w ostatnim sezonie epidemicznym grypy (październik 2022 – maj 2023) odnotowano łącznie 121 zgonów z powodu tej choroby. Natomiast w tym samym okresie stwierdzono ponad 2 tys. zgonów z powodu COVID-19, co wyraźnie wskazuje, że infekcje omikronem wiążą się z większym zagrożeniem klinicznym niż zakażenia wywołane przez wirusy sezonowej grypy.

Chcę też podkreślić, że nie można lekceważyć także grypy! Również ona może grozić poważnymi komplikacjami, jak zapalenie płuc, ucha środkowego i zapalenie mięśnia sercowego. Słyszę niekiedy: "Nigdy nie chorowałem na grypę, mam świetną odporność". Gratuluję, ale to nie znaczy, że za którymś razem taka osoba się grypą nie zakazi i ten jeden raz będzie się wiązał z ciężkimi komplikacjami. Jeżeli mamy narzędzia profilaktyczne, z których możemy korzystać, to z nich korzystajmy. Szczepmy się.

Motywacji do zaszczepienia się na pewno nie zwiększają doniesienia naukowców o rzekomych długofalowych negatywnych skutkach szczepionek przeciwko COVID-19. Mowa o long post covid vaccination syndrome, którego objawy są podobne do objawów tzw. long covid: ból głowy, tzw. mgła mózgowa, dezorientacja, przewlekłe zmęczenie.

Rzeczywiście pojawiają się pojedyncze doniesienia na ten temat, zwykle oparte są jednak na jednym przypadku (tzw. case report) lub nielicznej grupie obserwowanych osób. Dlatego należy dalej śledzić badania i sprawdzać, czy mamy do czynienia z odosobnionymi przypadkami, czy też rysuje się jakiś trend.

Musimy mieć świadomość, że objawy niepożądane po przyjęciu szczepionki przeciw COVID-19, jak i każdej innej, się zdarzają. To w naszych genach bowiem jest zapisany sposób reakcji zarówno na patogeny, jak i antygeny szczepionkowe. Podobnie jest z reakcją na leki. Żaden lek i żadna szczepionka nie są obojętne dla organizmu i każdy może inaczej zareagować na daną substancję. Należy jednak pamiętać, że przechorowanie danej choroby może wiązać się z dużo poważniejszymi konsekwencjami niż te nieliczne pojawiające się po szczepieniu.

Fakt, że do Polski ma trafić kolejna nowa szczepionka, może dodatkowo zniechęcać przed jej przyjęciem. Ze szczepionkami mRNA już się oswoiliśmy.

Szczepionka Nuvaxovid nie jest nowa, bo oparta na doskonale poznanej technologii. Jest to szczepionka podjednostkowa (tzw. białkowa), podobnie jak od lat stosowana szczepionka przeciw wirusowi zapalenia wątroby typu B.

W czasie pandemii na bieżąco monitorowaliśmy pojawiające się nowe mutacje koronawirusa SARS-CoV-2. W pewnym momencie już straciłam rachubę, z jakim wariantem mamy do czynienia. Czy obecny wariant jest groźniejszy niż wcześniejsze?

Badacze na bieżąco monitorują pojawiające się warianty. Bez wątpienia jest to wirus, który ma ogromną zdolność ewolucji. Zwłaszcza wariant omikron, który miał wielu potomków. Na razie na szczęście nie mamy do czynienia z wirusem, który ma wysoki współczynnik śmiertelności. Również z tego powodu COVID-19 spowszedniał. Należy się z tego powodu cieszyć, ale jednocześnie mieć na uwadze, że czekają nas kolejne pandemie. WHO przestrzega przed niebezpieczeństwem ze strony wirusów odzwierzęcych, jak na przykład wirus ptasiej grypy, Nipah [wirus przenoszony przez nietoperze owocożerne z rodzaju Pteropus; choroba Nipah u ludzi objawia się zapaleniem mózgu, układowym zapaleniem naczyń oraz ciężkim zapaleniem płuc – przyp. red.] czy Machupo [tzw. boliwijska gorączka krwotoczna, choroba przenoszona przez myszy – przyp. red.]. W porównaniu z SARS-CoV-2 mają one niezwykle wysoką śmiertelność, rzędu od 50 do 75 proc.

Stary Uścimów. Kwarantanna po wykryciu ogniska ptasiej grypy (Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl)

Nie są to wirusy, które łatwo przenoszą się między ludźmi.

Ale mogą mutować. Ich adaptacja do człowieka może przynieść katastrofalne skutki.

Musimy z ogromną pokorą podchodzić do natury. Z szacunkiem traktować osiągnięcia, takie jak szczepionki czy wypracowane podczas wcześniejszych epidemii i pandemii schematy postępowania, jak noszenie maseczek, dbanie o higienę, zachowanie dystansu społecznego. Jeśli większość z nas będzie ignorowała te znane od dawna sposoby ochrony, to poważne choroby bez wątpienia zbiorą swoje żniwo.

Agnieszka Szuster-Ciesielska. Profesor zwyczajna w Katedrze Wirusologii i Immunologii Instytutu Nauk Biologicznych Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Jest wirusolożką i immunolożką z 30-letnim doświadczeniem naukowym.

Ewa Jankowska. Dziennikarka. Redaktorka. W mediach od 2011 roku. W redakcji magazynu Weekend od 2019 roku. Współautorka zbioru reportaży "Przewiew". Jedna z laureatek konkursu "Uzależnienia XXI wieku" organizowanego przez Fundację Inspiratornia.