Rozmowa
Czerniki. Dom, w którym odnaleziono zwłoki noworodków (Fot. Martyna Niećko / Agencja Wyborcza.pl)
Czerniki. Dom, w którym odnaleziono zwłoki noworodków (Fot. Martyna Niećko / Agencja Wyborcza.pl)

Moja rozmówczyni była krzywdzona przez ojczyma, do którego mówiła "tato" i którego kochała. Zaczęło się, kiedy miała siedem lat, i trwało latami. Dopiero po śmierci matki zgłosiła sprawę w prokuraturze, ale ojczym nawet nie usłyszał zarzutów, bo sprawa się przedawniła. Był rok 2011, a o Agacie Baranieckiej-Kłos usłyszała cała Polska, bo na otwockim bloku, w którym mieszkała jej rodzina, wywiesiła baner, na którym napisała: "Tutaj mieszkał pedofil, były prokurator, i jedna z jego ofiar". Założyła też Fundację "Stop Przedawnieniu", a po latach jej prowadzenia ma powody do satysfakcji, bo od teraz gwałt na dziecku to w naszym kraju przestępstwo, które się nie przedawnia. Ojczym mojej rozmówczyni nie żyje.

Od kilku tygodni media informują o koszmarze, który przez lata dział się we wsi Czerniki na Kaszubach. Mężczyzna współżył z córką, a z tej kazirodczej relacji urodziło się troje dzieci, które policjanci odnaleźli martwe. Dożywocie grozi zarówno jemu, jak i jego 20-letniej córce.

Nie mam wątpliwości, że ta młoda kobieta przede wszystkim powinna otrzymać psychologiczną oraz psychiatryczną pomoc. Nikt, kto nie przeżył tego co ona, nie jest w stanie nawet sobie tego wyobrazić.

To jest zło w najczystszej postaci.

Kiedy mówimy o tej 20-letniej kobiecie, trzeba się zastanowić, w jakich warunkach ona wzrastała. Dla niej ten dom był zwyczajnym domem. Ona nie znała innego życia.

Dramat, który rozegrał się we wsi na Kaszubach, ujawniono jesienią 2023 roku (Fot. Bartosz Bańka / Agencja Wyborcza.pl)

Ani innego ojca.

Dla niej to, co dla czytelników jest odrażające, było normą.

Co myśli kilkuletnie dziecko? Przecież to robi tatuś. Najbliższa osoba. Czyli to nie może być nic złego. 

Reporterzy, którzy pojechali na Kaszuby, przepytywali mieszkańców, co to za człowiek, który dopuścił się kazirodztwa…

A ci odpowiadali, że miły i sympatyczny?

Tak! Że zawsze się uśmiechnął i pomachał.

Słyszałam o swoim oprawcy, że to "bardzo kulturalny pan". Żaden pedofil nie ma tego wypisanego na twarzy. Przecież oni są drapieżcami. Muszą działać tak, żeby sobie jednać dzieci. Żeby je do siebie przyciągać.

Pani ojczym – który był prokuratorem i szanowanym człowiekiem – krzywdził nie tylko panią. Sąsiedzi widzieli z okien, jak stał na podwórku, a dziewczynka trzymała ręce w jego majtkach…

Jedna osoba obserwowała to przez lornetkę! I nikt nie zareagował. Mogli krzyknąć, mogli zrobić cokolwiek, żeby ją ratować, ale nikt nie zrobił nic.

Widziałam się z nią, kiedy obie byłyśmy już dorosłymi kobietami. Powiedziała: "Ja niczego nie pamiętam. Wiem tylko, że jak myślę o tym człowieku i tym miejscu, to czuję wielki strach". Tak silne to było wyparcie.

W pani przypadku koszmar dział się za zamkniętymi drzwiami. Tak samo było w Czernikach. Gdyby ktoś w moim sąsiedztwie, w sąsiedztwie naszych czytelników, krzywdził dziecko, to na co musimy być wyczuleni?

To nie jest takie proste. W zachowaniu sprawców nie ma czegoś takiego, co wprost mogłoby zaalarmować.

Chcę zwrócić uwagę na co innego. Ja zawsze byłam otwartym dzieckiem, a kiedy to się zaczęło, stałam się bardzo zamknięta w sobie.

Nie chcę pani wypytywać o ten koszmar kolejny raz. Wielokrotnie opowiadała pani w mediach, co zaszło, i wyobrażam sobie, ile to panią musiało kosztować. Zaczęło się, kiedy miała pani siedem lat, a ojczym pomagał pani odrabiać lekcje. Zaczął panią dotykać w miejsca intymne. Chciał też, by pani dotykała jego. Jeden z reporterów dopytywał: "Tylko dotykał?". Co to znaczy "tylko"?!

Inny redaktor mnie zapytał: "A co on właściwie pani robił?". Odpowiedziałam: "Ma pan żonę albo dziewczynę?". Potwierdził. "A spał z nią pan ostatnio? To niech mi pan opowie, co pan z nią robił". Różnica polega na tym, że on i jego żona przeżyli razem coś pięknego, a dziecko przeżywa najbardziej traumatyczne chwile w swoim życiu.

W moim przypadku to nie było jedno zdarzenie. Ojczym mi to robił wielokrotnie. To trwało latami.

Pani mówiła do niego "tato". Kochała go pani?

Oczywiście!

Agata Baraniecka - Kłos podczas konferencji w Sejmie. 2013 rok (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl)

A czy wtedy, jako dziecko, uważała pani, że on kocha panią?

Tak. To była osoba, do której miałam pełne zaufanie.

Zawsze powtarzam, że z rodzicem to jest tak, że jakby włożył rękę dziecka do ognia, to ono by pomyślało, że tak trzeba. Bo ono nie ma porównania. To rodzic jest wyrocznią. To on wskazuje, jak to życie ma wyglądać.

Dopiero z perspektywy jesteśmy w stanie powiedzieć: nie, życie nie może być tak okrutne. Ale małe dziecko tego nie wie.

Więc jeżeli pani pyta, na co powinniśmy zwracać uwagę, to właśnie…

Nie na tych ojców czy dziadków – bo w większości przypadków sprawcą jest nie ksiądz, nie nauczyciel, ale ojciec, dziadek – lecz na zachowanie dzieci. Pani uciekała z domu, samookaleczała się, miała próbę samobójczą.

Jak patrzę na osoby, które od lat szukają ze mną kontaktu, to ten schemat się powtarza. Człowiek się czuje cały czas brudny. Można nie wychodzić spod prysznica, ale tego brudu nie da się zmyć. Wspólne dla wszystkich jest też wycofanie.

W stosunku do rówieśników?

Do całego świata. Całkowite wycofanie się.

Z perspektywy czasu, kiedy analizuję, jakie uczucia żywiłam do sprawcy jako dziecko, to była mieszanka miłości i nienawiści. Czułam kompletny zamęt, a tak się nie da żyć.

Dlatego ja i zdecydowana większość osób, z którymi miałam kontakt, my wszyscy zamknęliśmy się w swoim świecie.

Fundację założyła pani po tym, kiedy się okazało, że pani ojczym uniknie kary. Nawet nie postawiono mu zarzutów, ponieważ sprawa się przedawniła. Wtedy pedofilia przedawniała się po 15 latach.

Do tej pory mam pismo z prokuratury, w którym napisano, że zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa nie może być rozpatrzone.

Jakby ktoś panią uderzył w twarz?

Tak! Czułam, że nie mogę tego tak zostawić. Kiedy lewicowi posłowie zaczęli mnie zapraszać do Sejmu, gdzie organizowali w tej sprawie konferencje prasowe, część nie kryła, że zaskoczyła ich informacja, że w Polsce pedofilia się przedawnia. "Jak to? Przecież nie powinno tak być!" – mówili. 

Wtedy też zaczęły się ze mną kontaktować ofiary pedofilów z całej Polski.

Dzieci?

Również. Ale najwięcej było dorosłych osób, które opowiadały, że w dzieciństwie przeżyły to co ja. Dzwonili też rodzice krzywdzonych dzieci.

Jedna z mam powiedziała mi, że jej pięcioletnia córka przyszła do niej i powiedziała: "Tatuś przyszedł i bawił się ze mną w siusiaka, a potem z siusiaka wyszły białe robaki". To akurat jest ewenement, ponieważ generalnie ofiary nie chcą o tym mówić matkom.

Jak wiele osób szukało z panią kontaktu?

Setki! Zobaczyłam wtedy, jak ogromna jest skala tego dramatu.

Prócz zamknięcia się w sobie i wycofania co jeszcze wszyscy odczuwaliście jako młodzi ludzie?

Przede wszystkim wstyd i winę. To jest najbardziej tragiczne w tym wszystkim. To ja, ofiara, wstydzę się tego, co się dzieje, i to ja mam poczucie, że to jest moja wina.

Spośród osób, które z panią rozmawiały, ile lat miała najmłodsza ofiara w momencie, gdy zaczęła się jej krzywda?

To był mężczyzna, którego matka sprzedawała facetom za wódkę, kiedy on miał trzy lata.

Agata Baraniecka - Kłos założyła Fundację 'Stop Przedawnieniu'. Na zdjęciu z wiceprezesem Michałem Więckiewiczem (Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl)

Jak był w stanie z tym iść przez życie?

Nie był w stanie. Nie ułożył sobie życia. Znaczna część osób, z którymi miałam kontakt, miała bardzo duże problemy emocjonalne i społeczne. Gros osób piło, brało narkotyki, a wśród kobiet była prostytucja.

Wspólnym mianownikiem jest to, że poczucie własnej wartości spada?

Do zera! W ogóle nie ma poczucia własnej wartości. Dziecko czuje się bezwartościowe, zbrukane, ma przekonanie, że do niczego się nie nadaje. To ja jestem ta zła!

Powiedziała pani, że ofiary nie szukają ratunku u swoich matek.

Krzykiem rozpaczy są ucieczki z domu, samookaleczenia. W ten sposób pokazujemy światu, że jesteśmy zrozpaczeni, ale najczęściej nie mówimy tego wprost. A już na pewno nie matkom.

Akurat pani mama się dowiedziała, ponieważ porozmawiała z nią nauczycielka, której pani się zwierzyła, że czuje się brudna. Czy między panią a mamą padło wtedy wprost, co się dzieje, co on pani robi?

Nie. Byłam w stanie matce powiedzieć jedynie, że on jest dla mnie niedobry.

Kochałam ją bezgranicznie i dlatego niczego tak bardzo się nie bałam, jak tego, że mogłabym zniszczyć jej życie. A tak właśnie myślałam. Że jeżeli powiedziałabym jej wprost o tym, co on mi robi, to ona go wyrzuci z domu, ona zostanie sama, ona sobie nie poradzi.

Taki właśnie tok myślenia powtarzał się często, kiedy rozmawiałam z innymi ludźmi, którzy zostali skrzywdzeni. Ofiara myśli o wszystkich, tylko nie o sobie.

Nie wprost, ale jednak mama się dowiedziała – najpierw od nauczycielki, a potem od pani, że ojczym panią krzywdzi.

Wyrzuciła go z domu, ale po kilku miesiącach pozwoliła mu wrócić. "On cię kocha, on się tobą opiekuje" – tak mi mówiła.

A on wrócił do robienia mi dokładnie tego samego, co robił wcześniej.

Protest przeciwko usuwaniu edukacji seksualnej ze szkół. Wrocław. 2019 rok (Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl)

Czy pani ma żal do mamy?

Ogromny. Nigdy jej tego nie wybaczę.

Dopiero po jej śmierci zgłosiła pani sprawę w prokuraturze, a na balkonie mieszkania, w którym rozgrywał się pani dramat, wywiesiła pani baner z napisem: "Tutaj mieszkał pedofil, były prokurator, i jedna z jego ofiar".

I wie pani, kto pierwszy się pojawił przed budynkiem? Policjanci. Żeby zapytać, czy zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam i co mi za to grozi.

Interesowało ich to, że on może panią pozwać o zniesławienie, a nie sedno sprawy?

Właśnie tak.

W "Gazecie Wyborczej" mówiła pani natomiast o reakcji mieszkańców Otwocka: „W pierwszym momencie ludzie mówią: to straszne, ale potem łatwiej im się identyfikować z pedofilem niż ofiarą".

Myślę, że dzieje się tak dlatego, że ludzie nie chcą wczuwać się w coś, co bolesne, złe, brzydkie. Wolą identyfikować się z tym "bardzo kulturalnym panem", który "mówił dzień dobry", uśmiechał się zawsze i przepuszczał w drzwiach.

Najbardziej bolała mnie wtedy właśnie reakcja ludzi. Telefon milczał. Mogę policzyć na palcach jednej ręki, kto przy mnie został.

Doświadczyła pani victim blaming – mieszkańcy Otwocka, którzy anonimowo rozmawiali z dziennikarzami, obwiniali nie pani ojczyma, tylko panią. Mieli do pani pretensje o wszystko. Jeden mężczyzna wytykał na przykład, że kilkanaście lat wcześniej zaprosiła pani ojczyma na swój ślub, że się przytulaliście.

"O takich rzeczach się nie mówi", "Minęło tyle lat. Po co to odgrzebywać?" – takie rzeczy mieszkańcy Otwocka mówili mi prosto w twarz.

Do tej pory widzę te krytyczne spojrzenia niektórych osób. Przecież ja i mąż nie mamy kontaktu z jego rodziną. Od 12 lat!

Żałuje pani?

Nie. Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym dokładnie to samo. Wiem, że zrobiłam to, co słuszne.

Każde zdanie, które pani wypowiada, jest arcyważne. Pokazuje pani, jakie mechanizmy działają. W pani przypadku nawet nie było tak, że ludzie nie wierzyli. Wierzyli – przecież sami widzieli, co robił innej dziewczynce – ale woleli, żeby ten temat pozostał schowany.

Tak! Ludzie nie chcą przyjmować do świadomości faktów. Nawet jak widzą, to nie chcą wiedzieć.

Gdybyśmy się cofnęły o 20 lat, to o „takich rzeczach" nie mówiło się w ogóle. Redaktorzy mi mówili: "Otworzyła pani puszkę Pandory", ale to jest mało ważne…

To jest bardzo ważne! W 2011 roku ukazała się książka o molestowaniu dziecka podpisana pseudonimem Halszka Opfer o tytule "Kato-tata. Nie-pamiętnik", ale pani pokazała swoją twarz, a to ma wielkie znaczenie, dlatego że każda osoba, która przeżywa to samo co pani, czuje: nie jestem z tym koszmarem sama jedna na świecie.

Po prostu miałam wewnętrzną potrzebę wykrzyczenia całemu światu, że to, co ten potwór zrobił mnie i innym dziewczynkom, było złe.

A akurat teraz może pani odczuwać satysfakcję, bo od 1 października obowiązuje nowelizacja Kodeksu karnego, zgodnie z którą przestępstwa pedofilskie już się w Polsce nie przedawniają.

Gwałty na dzieciach. Przestępstwa wykorzystania seksualnego będą się przedawniały, ale dopiero po 40 latach.

Mamy też inne sukcesy jako fundacja. Udało nam się kilka osób wsadzić do więzienia.

Pamiętam, jak skontaktowała się ze mną młoda kobieta, która była wykorzystywana przez swojego ojca. Nie miała siły ani odwagi sama powiedzieć matce. Poprosiła, bym ja to zrobiła. A potem jej matka do mnie zadzwoniła i powiedziała: "Co musiała przeżyć moja córka, która ma w tej chwili 19 lat, skoro powiedziała o tym obcej osobie, a nie powiedziała o tym mnie?!".

Agata Baraniecka - Kłos na posiedzeniu zespołu parlamentarnego w sprawie pedofilii. 2018 rok (Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.pl)

Jej ojciec trafił do więzienia?

Tak.

Czy będzie pani kontynuowała pracę w fundacji?

Nie. Osiągnęliśmy nasze cele, więc zamykam działalność. Dałam z siebie tyle, ile byłam w stanie.

Jestem dla pani pełna podziwu i zastanawiam się, jak pani to wszystko dała radę udźwignąć?

Mam wspaniałego męża. Gdyby nie on oraz garstka przyjaciół, którzy przy mnie trwają, na pewno nie dałabym rady.

Zobacz wideo Co o edukacji seksualnej mówią standardy WHO?

Co by pani powiedziała młodym osobom, dzieciom, które są krzywdzone?

Że to nie jest ich wina.

A czy pani jest dziś w takim momencie życia, kiedy czuje spokój?

(dłuższa chwila ciszy) Jestem cały czas w momencie życia, że jak wracam myślami do tamtych zdarzeń, to zadaję sobie pytanie, czy sobie z tym poradziłam. Tak. Natomiast czego mi najbardziej żal? Utraconego dzieciństwa. (płacz)

To bym powiedziała każdej ofierze: Nie zmienisz tego, co było. Trudno się pogodzić z utraconym dzieciństwem, ale nie mamy na to wpływu.

Natomiast tym, którym teraz dzieje się krzywda, powiedziałabym jeszcze bardzo ważną rzecz: Pamiętaj, że jesteś w zaklętym kręgu. Zawsze będzie albo za wcześnie, albo za późno, by o tym powiedzieć. I zawsze będą pytania: "A dlaczego nie mówiłaś wcześniej?", "A dlaczego akurat teraz?".

Nigdy nie będzie dobrego momentu, dlatego jeśli tylko masz siłę, nie zastanawiaj się i nie czekaj, tylko krzycz, że dzieje ci się krzywda.

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje >>

Agata Baraniecka-Kłos. Założycielka i prezeska Fundacji "Stop Przedawnieniu", która lobbowała u polityków na rzecz zmian prawnych, by przestępstwa seksualne w Polsce nigdy się nie przedawniały. Jest żoną i matką dwóch synów.

Anna Kalita. Fascynują ją ludzie i ich historie oraz praca, która pozwala jej te historie opowiadać. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.

Gdzie szukać pomocy?

Przemoc seksualna to każdy niechciany kontakt seksualny. Z danych UNICEF wynika, że na całym świecie tego rodzaju przemocy doświadczyło około 15 mln nastolatek między 15. a 19. rokiem życia, ale tylko 1 proc. nastolatek zwraca się z prośbą o pomoc do profesjonalisty. Badania wskazują, że u 80 proc. ofiar gwałtu rozwija się zespół stresu pourazowego (PTSD). Jeżeli jesteś ofiarą przemocy seksualnej, pomoc możesz uzyskać, dzwoniąc np. do poradni telefonicznej Niebieskiej Linii 22 668 70 00 (7 dni w tygodniu, w godz. od 8 do 20) lub na całodobowy telefon interwencyjny Centrum Praw Kobiet 600 070 717.