Rozmowa
Katarzyna Bajaczyk (Fot. Archiwum prywatne)
Katarzyna Bajaczyk (Fot. Archiwum prywatne)

Jak to się stało, że dziewczyna z Wałbrzycha została trenerką bajecznie bogatych mieszkanek Abu Zabi? 

Mieszkałam w Wałbrzychu do pełnoletności, ale nigdy mi się tam nie podobało. Szaro, smutno, w dodatku małe miasto. Nudziło mi się. Na studia wyjechałam do Wrocławia. AWF to był naturalny wybór, ponieważ od 12. roku życia przez siedem lat trenowałam lekkoatletykę w Górniku Wałbrzych. Biegałam 100 m przez płotki. Jeździłam na krajowe i zagraniczne zawody. Podczas studiów przerzuciłam się na siłownię, ale rekreacyjne uprawianie sportu to było dla mnie za mało.

Została pani kulturystką. Zdjęcia i filmy z tamtego okresu robią wrażenie!

W 2014 roku zdobyłam pierwsze miejsce na Ogólnopolskich Debiutach Kulturystyki i Fitness, ale nie chciałam łączyć z kulturystyką całego życia. To jest bardzo wymagająca dyscyplina. Posiłki zjadałam bardzo małe, dlatego że musiałam się pozbyć całego tłuszczu z ciała, więc w rezultacie przez pięć miesięcy przed zawodami non stop byłam głodna. Przy tym ciężko trenując! 

A nie oszukujmy się, jeśli ktoś chce osiągać coraz lepsze wyniki w tej dyscyplinie, to najczęściej faszeruje się sterydami, a ja nie jestem osobą, która będzie niszczyć zdrowie dla sukcesów sportowych. Dlatego kulturystykę rzuciłam, ale oczywiście nie zrezygnowałam ze sportu. Dziś mam taką samą masę mięśniową co wtedy, ale też odpowiednią ilość tłuszczu w ciele. Bardzo dobrze się ze sobą czuję. 

Katarzyna Bajaczyk w 2014 roku (Fot. Archiwum prywatne) , Na podium Ogólnopolskich Debiutów Kulturystyki i Fitness (Fot. Archiwum prywatne)

Sport był w pani życiu od zawsze, to już wiem, ale jak się pani znalazła w Zjednoczonych Emiratach Arabskich? 

Zawsze lubiłam podróżować. Świat mnie fascynuje. Pod koniec studiów wyjechałam na wymianę studencką do Portugalii i bardzo mi się spodobała, więc po obronie pracy magisterskiej przeprowadziłam się tam. Miałam już sporo znajomych, więc czułam się bardzo dobrze. A jednak okazało się, że to nie było dla mnie.

Pracowałam jako kelnerka i tłumaczyłam dokumenty potrzebne do pracy w siłowni, ale zorientowałam się, że zarobki były mizerne, a ja nie byłam zainteresowana pracą za niskie stawki. 

Przełomem były wakacje, na które polecieliśmy z portugalskimi przyjaciółmi. Właśnie do Abu Zabi. Miasto jak z bajki! Wokół samo bogactwo. I wszystko takie piękne! Idealne, jak z obrazka! Powiedziałam znajomym: "Właśnie tutaj chcę zamieszkać!". Po powrocie do Portugalii spakowałam rzeczy i wróciłam do rodzinnego domu. Już wtedy miałam plan, że będę trenerką personalną. Podczas takiej sesji klient otrzymuje plan ćwiczeń dobrany indywidualnie dla niego oraz całkowitą uwagę trenera, dzięki czemu szybciej i skuteczniej jest w stanie osiągnąć zamierzone cele. 

Skończyłam kilka kursów i zaczęłam szukać pracy w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Jak?

Online. Po prostu wysłałam swoje CV do kilku siłowni w Abu Zabi. Odpowiedziało kilka. Właściciel jednej z nich poprosił, żebym przesłała film z treningu personalnego, jaki prowadzę, więc poprosiłam koleżankę, by pozwoliła mi się potrenować i to nagrać. Nagrałam. Przesłałam. Potem wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Dostałam ofertę pracy. I dobre warunki finansowe.

A konkretnie?

5 tys. dirhamów [jeden dirham to około 1,14 zł – przyp. red.] podstawy plus mieszkanie, samochód, zwrot za benzynę plus prowizja za każdy poprowadzony trening. Przeliczyłam, że przy pomyślnych wiatrach zarobię około 18 tys. zł miesięcznie.

'Dziś mam taką samą masę mięśniową co wtedy, ale też odpowiednią ilość tłuszczu w ciele' (Fot. Archiwum prywatne)

Na nasze warunki to bardzo dużo, a tamtejsze?

Też. Przyjęłam ofertę. Tata w pełni popierał moją decyzję, tylko mama – jak to mama – bardzo przeżywała mój wyjazd. "O Boże, tak daleko, sama!" (śmiech) Podobnie jak wielu Polaków miała głowę pełną stereotypów: że to kraj arabski, że może jest niebezpiecznie. Powiedziałam: "Mama, nic się nie bój, będzie OK". Spakowałam się w jedną walizkę i pięć dni później byłam już w Emiratach.

Jakie mieszkanie na panią czekało? Apartament?

Skąd! Tutaj się załatwia interesy w ten sposób, że na początku są piękne obietnice, a potem bywa różnie. Dostałam mały pokój, do którego jeszcze potem dokwaterowano kolejną trenerkę, dziewczynę z Serbii. Ale nie narzekałam. Chciałam się zaczepić, poznać ludzi. Pracowałam solidnie i dużo.

Na czym polegała pani praca?

Tak jak teraz jeździłam do klientek i na umówione treningi. Jak nauczyciel do ucznia na korepetycje. Tylko że wtedy z każdego treningu dostawałam tylko 20 proc. prowizji. Owszem, zarabiałam 15–16 tys. dirhamów miesięcznie, ale musiałam pracować od 5.30 do 22 i miałam tylko jeden dzień wolny w tygodniu. Przepracowałam tak pięć miesięcy i kiedy miałam już stałe klientki, założyłam własną działalność.

Klientki Katarzyny mają luksusowe domy (Fot. Archiwum prywatne) , W domach bywają siłownie i baseny (Fot. Archium prywatne)

A jakie były pani pierwsze wrażenia z życia w Abu Zabi? To miasto spełniło pani oczekiwania?  

Tak. Wszystko tu jest naprawdę piękne, a miasto wciąż się rozrasta! Ludzie są serdeczni, otwarci, hojni i pomocni. Wszyscy się uśmiechają i są dla siebie mili. Nie zwykli narzekać i na każdym kroku okazują sobie czułość.  

Kiedy jestem ze znajomymi w restauracji i siedzi nas dwadzieścia osób, to gdy dołącza dwudziesta pierwsza, nie rzuca zbiorczego "hej", tylko z każdym się po kolei wyściska i wycałuje! A kiedy potwierdzam z klientką trening: "Widzimy się jutro?", to otrzymuję odpowiedź: "Tak! Tęskniłam! Kocham cię! Nie mogę się doczekać, aż cię zobaczę!". A do tego tysiąc uśmieszków i serduszek. Bardzo mi się ta kultura podoba.

Czy pani klientki są bajecznie bogate?

Są. Mają bardzo duże domy. Niektóre mają baseny, inne świetnie wyposażone siłownie.

Jest w nich kilkanaście sypialni, a przestrzenie są tak wielkie, że dzieci jeżdżą w domu na rowerach albo wrotkach! Tutaj, kiedy kobieta wychodzi za mąż, wprowadza się do męża, więc jeśli w rodzinie jest trzech synów, to często jest tak, że oni wszyscy ze swoimi żonami i dziećmi mieszkają w rezydencji rodziców. Część na stałe, ale większość dorabia się i buduje własne domy, bo gdy dzieci rosną, wszyscy nie są w stanie się już razem pomieścić.

Ile kosztuje u pani godzina treningu?

300 dirhamów. Pracuję pięć dni w tygodniu i każdego dnia przeprowadzam średnio pięć treningów.

Bajaczyk jest trenerką personalną (Fot. Archiwum prywatne) , Latem o ćwiczeniach na powietrzu nie ma mowy (Fot. Archiwum prywatne) , Temperatura sięga wówczas 50 stopni (Fot. Archiwum prywatne)

Czyli zarabia pani jeszcze lepiej niż na siłowni. Ile ma pani stałych klientek? 

12. Większość ma między 30 a 45 lat.

Czy te kobiety pracują? 

Wszystkie! Mają rządowe posady i codziennie jeżdżą do biura. Taki jest ich wybór, ponieważ w tutejszej kulturze mąż ma obowiązek utrzymać żonę i dzieci. Jednak moje przyjaciółki i klientki lubią luksus. Średnie zarobki w Emiratach to około 22 tys. dirhamów, a moje znajome zarabiają nawet kilka razy więcej. To, co kobieta zarobi, to są pieniądze tylko na jej przyjemności. Może więc sobie pozwolić na markowe torebki, buty i ekskluzywne ubrania. Bo jeśliby nie pracowała, to OK, mąż dałby jej 5 albo 10 tys. dirhamów miesięcznie na jej wydatki, ale wtedy na luksus by nie starczyło.

W "Seksie w wielkim mieście 2" – pełnometrażowym filmie z 2010 roku – Carrie Bradshaw i jej przyjaciółki lecą właśnie do Abu Zabi. W jednej ze scen tamtejsze kobiety pokazują, że pod czarnymi szatami noszą markowe rzeczy. Od najlepszych projektantów.

To prawda! A wesela?! To jest już prawdziwa rewia mody! Z tym że kobiety i mężczyźni spędzają je – tak jak każdą imprezę – osobno. Tutaj mężczyźni z kobietami nie siedzą w mieszanym towarzystwie. Nie ma damsko-męskich przyjaźni. Nie ma nawet rozmowy z mężczyznami! Chyba że w pracy kobieta rozmawia ze swoim szefem, ale jeśli organizuje przyjęcie, to zaprasza same kobiety.

Więc na weselach w tych kreacjach od najlepszych projektantów…

Kobiety pokazują się sobie nawzajem. Śluby są tu aranżowane. Młoda para często nawet nie widzi się przed ślubem. Wesela są naprawdę nudne. Zaproszonych są setki gości, którzy często w ogóle się nie znają. Wszyscy siedzą w pięknej sali balowej pięciogwiazdkowego hotelu, miliony wydane, na sukienkę ślubną 200 tys. dirhamów poszło…

Katarzyna nie zakrywa włosów (Fot. Archiwum prywatne) , Abaję noszą wszystkie jej znajome Muzułmanki (Fot. Archiwum prywatne) , Cudzoziemcy cieszą się swobodą (Fot. Archiwum prywatne)

Teraz pani żartuje!

Nie! Wielu gości przychodzi tylko po to, żeby tę sukienkę zobaczyć. Wesele to jest wielki wydatek. Jedzenie wspaniałe, muzyka na żywo, ale nikt nie tańczy. Na środku sali jest wybieg jak dla modelek, którym przechadza się panna młoda, która następnie siada na kanapie stojącej na scenie i tam przyjmuje gratulacje i pozuje do zdjęć. Około północy wszystkie kobiety się zakrywają, bo przychodzą ojciec, bracia i mąż panny młodej. Młoda para robi sobie zdjęcie i na tym się wesele kończy.

Wchodzą mężczyźni, więc muzułmanki zakrywają włosy. Pani nie musi?

Skąd! Ten kraj się bardzo otwiera na świat i cudzoziemcom żyje się tu komfortowo. Kiedy zamieszkałam w Abu Zabi, nie wolno było wejść do centrum handlowego w koszulce bez rękawów czy krótkich spodenkach. A teraz? Osoby z Europy czy USA niemal na golasa chodzą po ulicach! Ja się tu czuję jak w Europie.

A czy pani klientki nie przewracają oczami, że mają dosyć tego zakrywania się, i tylko czekają, aż przyjdą kulturowe zmiany?

Nie! Wiele moich klientek to są przyjaciółki, z którymi chodzę na kawę czy lunch. Mam tu też wiele innych znajomych kobiet. I nigdy żadna z nich nie narzekała, że nosi abaję, czyli ten czarny strój, który zakrywa ciało i włosy. 

A twarz?

Twarze zakrywały ich matki i babcie. Żadna z moich znajomych tego nie robi. Religia jest jednak dla nich bezsprzecznie bardzo ważna. Modlą się pięć razy dziennie, a w rozmowach non stop wspominają "Allah, Allah"! One chcą zakrywać włosy przed obcymi mężczyznami – bez abai mogą je zobaczyć tylko mąż, ojciec i bracia – dlatego że wierzą, że ich ciało jest świątynią, którą muszą chronić. Robią to dla siebie.

Ale podczas treningu z panią są ubrane w strój sportowy? 

Przy mnie tak. Ale drzwi są zawsze zamknięte na klucz! Żeby absolutnie żaden mężczyzna, na przykład brat męża, ich nie zobaczył. A kiedy się przemieszczają z pokoju do kuchni, to wtedy się zakrywają. Muzułmanki strasznie się boją, żeby mężczyzna ich nie zobaczył niezakrytych. W czasie pandemii prowadziłam zajęcia online i klientki zawsze pytały: "Czy na pewno u ciebie w domu nikogo nie ma? Nikt mnie absolutnie nie zobaczy?".

Godzina prywatnego treningu u Katarzyny kosztuje 300 dirhamów (Fot. Archiwum prywatne)

Czy w tamtejszych rodzinach jest dużo dzieci? 

Moje znajome mają od dwóch do pięciu. 

Stosują antykoncepcję? 

Nie wiem, ponieważ seks to jest tutaj temat tabu. Natomiast dziećmi kobiety nie zajmują się same. Same też nie gotują, nie piorą, nie sprzątają. Od tego wszystkiego mają służbę, która z nimi mieszka. 

Służba to imigranci? 

Z Indii, Filipin, Nepalu, Indonezji czy Syrii. Obserwując ten kraj, myślę, że w dużej mierze jego bogactwo i przepych zostały zbudowane rękami taniej siły roboczej. Również dosłownie, bo imigranci pracują na budowach. 

Służba domowa to na przykład pięć osób, które zajmują dwa pokoje na piętrze domu i śpią na piętrowych łóżkach. Mają gdzie spać i co jeść, ale nie mają żadnych dni wolnych w tygodniu. Za to z pensji jeszcze im zostaje, więc mogą wysłać pieniądze swoim rodzinom. Mimo że jak na tutejsze warunki zarabiają bardzo mało: około tysiąca dirhamów. Każdego tutaj stać na służbę. Emiratczycy to jest zaledwie 11 proc. społeczeństwa. Reszta to jesteśmy my! Obcokrajowcy.

Mieszkający tu Europejczycy też się bardzo rozleniwiają. Wszyscy moi znajomi mają nianię, która z nimi mieszka, i jeszcze kogoś do sprzątania. Nawet ja, mimo że mam niewielkie mieszkanie, płacę komuś, żeby mi posprzątał, dlatego że serwis jest powszechnie dostępny i naprawdę tani. 

Życie tu jest takie wygodne. Kiedy podjeżdżam do hotelu, to ktoś mi otwiera drzwi samochodu, a potem drzwi do hotelu i bierze ode mnie kluczyk, żeby zaparkować moje auto. To samo na stacji benzynowej. Jedyne, co robię, to otwieram szybę, a jej pracownicy za mnie tankują i przynoszą terminal, bym mogła zapłacić, nie wychodząc z samochodu. 

W centrum handlowym, gdzie na parkingu trzeba nacisnąć guzik przed szlabanem, jest zatrudniona osoba, by za ciebie ten guzik wciskała! Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do luksusu i bardzo wysokiej jakości obsługi. Rozpuszczenie! Rozbestwienie! (śmiech) 

Bajaczyk mieszka w Abu Zabi od 8 lat (Fot. Archiwum prywatne) , Planuje przeprowadzkę do USA (Fot. Archiwum prywatne)

Bajka! 

Bajka, ale męczy mnie, że życie tutaj to tylko dom–auto–restauracja–dom. Ponieważ jest strasznie gorąco – zimą 25 stopni, latem 50 – żyje się pod dachem, w klimatyzowanych pomieszczeniach.  

Jeśli muszę się przedostać z jednego budynku do drugiego, dosłownie naprzeciwko, to choćbym nie wiem jak chciała, bez samochodu ani rusz, bo musiałabym iść przez most, gdzie pędzą auta. To mnie męczy, bo ja bardzo lubię naturę. Dlatego trzeba się będzie przeprowadzić. (śmiech)

Dokąd?

Do Stanów Zjednoczonych. W Chicago mieszka mój chłopak John, z którym poznaliśmy się przez internet. Latamy do siebie regularnie.  

Teraz oszczędzam, ile mogę pieniędzy, bo ziszczenie mojego marzenia o Ameryce kosztuje. Prowadzę treningi, online układam diety wegańskie – mam klientki z całego świata – a przed rokiem otworzyłam też w USA firmę i prowadzę sprzedaż na Amazonie.

Katarzyna była nieśmiałym dzieckiem (Fot. Archiwum prywatne) , Zahartował ją sport (Fot. Archiwum prywatne)

Co pani sprzedaje? 

Różne rzeczy. Zależy, na co akurat jest popyt, a co ma małą konkurencję i można na tym dobrze zarobić. 

Pani jest bardzo przedsiębiorczą kobietą! 

Jestem. Do Stanów jeżdżę od kilku lat. Podróżowałam sama. Nie jest tak, że ja się postanowiłam wyprowadzić do chłopaka. Ja i tak bym się wyprowadziła! Zawsze wiedziałam, że po Emiratach będzie USA.

Jednak zamieszkać tam to nie jest takie proste.

Ale ja mam już wszystko rozeznane i zaplanowane. Znalazłam prawniczkę, która pomoże mi aplikować o wizę pracowniczą. Znajdę pracę, w której będę musiała przepracować dwa i pół roku, by móc się starać o zieloną kartę i obywatelstwo. Cały ten proces, wliczając honorarium prawniczki, będzie kosztował 25–30 tys. dolarów.

Stany Zjednoczone to będzie docelowe miejsce? 

Na dziś tak, ale nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. (śmiech) 

'Najłatwiej jest powiedzieć, że coś jest niemożliwe, ponieważ to nie kosztuje żadnego wysiłku' (Fot. Archiwum prywatne)

Pani w ogóle nie ma obiekcji, że może coś jest nie do zdobycia?

Nie. Ja jestem obywatelką świata. (śmiech) Ale nie zawsze byłam taka przebojowa. W szkole podstawowej byłam skryta i nieśmiała do tego stopnia, że wychowawczyni zadzwoniła do mojej mamy z pytaniem, co jest ze mną nie tak, bo z nikim się nie bawię, nie rozmawiam, tylko sama siedzę w kącie.

W jaki sposób tamta Kasia przeistoczyła się w dzisiejszą Katarzynę?

Chyba sport tak zadziałał. On kształtuje charakter.

I dodaje pewności siebie, wiary we własne siły, prawda?

Dokładnie. Poza tym uczy dyscypliny. W szkole otrzymywałam nagrody nie tylko za osiągnięcia sportowe, ale też za naukę. Prosto po szkole jechałam na trening, wracałam wieczorem i w półtorej godziny przygotowywałam się na następny dzień. Więc nie traciłam czasu na głupstwa, tylko robiłam, co miałam robić, i szłam spać. A jak ktoś wraca o trzeciej po południu, to sobie włączy telewizję i na koniec zaśnie, i nie zrobi w ogóle zadania domowego. Sport uczy zarządzania czasem.

Jak pani widzi siebie za 10 lat? 

Będę mieszkającą na Florydzie milionerką. (śmiech) I będę sobie podróżować po świecie. Biznesy online rozwijam właśnie po to, by nie musieć siedzieć w jednym miejscu. Bardzo sobie cenię wolność.

Zobacz wideo Nie tylko chrześcijanie wierzą w Jezusa

Proszę się na koniec pobawić w mówczynię motywacyjną. Co by pani powiedziała osobom, które tak jak pani kiedyś czują, że tracą życie w nieodpowiednim miejscu, bo ich szczęście czeka gdzieś daleko, tylko że boją się nawet po to sięgnąć, bo obawiają się goryczy porażki?

Wszystko jest możliwe! Tylko trzeba chcieć i włożyć w to pracę. I nie zrażać się porażkami. Kiedy rzuciłam pracę na siłowni w Abu Zabi, jej właściciel się wściekł i dał mi bana – zakaz pracy nałożony przez ministerstwo pracy za to, że niby zerwałam zawartą z nim umowę. Przez rok nikt nie mógł mnie zatrudnić! Zostałam w obcym kraju bez pieniędzy, bez mieszkania, bez samochodu. Ale poradziłam sobie. Jedna z klientek wynajęła mi mieszkanie i dała stałą pensję, bym trenowała całą jej rodzinę. Pieniądze dostawałam do ręki, a w międzyczasie znalazłam prawnika, który pomógł mi rozwiązać problem tak, bym przez kolejne lata mogła mieć własną działalność zupełnie legalnie. I tak się stało. Nie usiadłam i nie płakałam!

Tak samo było ze sprzedażą wysyłkową. Jeden, drugi, trzeci produkt – porażka! Straciłam kilka tysięcy dolarów. Ludzie mówili: "Po co ci to? Przecież widzisz, że nie masz do tego smykałki". Ale ja się nie poddałam i z kolejnym produktem szło mi coraz lepiej. Złapałam wiatr w żagle. Nauczyłam się tego i dziś mój biznes funkcjonuje zadowalająco. Czytam biografie milionerów i wielu z nich zaczynało od dwóch dolarów w kieszeni i 15 porażek! 

Najłatwiej jest powiedzieć, że coś jest niemożliwe, ponieważ to nie kosztuje żadnego wysiłku.

Weekend może być codziennie – najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje na wakacje >>

Katarzyna Bajaczyk. 33-letnia Polka, która od ośmiu lat mieszka i pracuje w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Jest absolwentką Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. Obecnie pracuje jako trenerka personalna oraz promuje zdrowy styl życia

Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Dziennikarka. W 2016 r. otrzymała honorowe wyróżnienie Festiwalu Sztuki Faktu oraz została nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za wyemitowany w programie TVN "UWAGA!" materiał "Tu nie ma sprawiedliwości", o krzywdzie chorych na alzheimera podopiecznych domu opieki, a w 2019 r. do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej za teksty o handlu noworodkami w PRL, które ukazały się w Weekend.gazeta.pl. Fascynują ją ludzie i ich historie oraz praca, która pozwala jej te historie opowiadać. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.