Rozmowa
Stanisława Pyjas, mama Staszka, Gilowice, 2010 rok (Tomasz Fritz / Agencja Wyborcza.pl)
Stanisława Pyjas, mama Staszka, Gilowice, 2010 rok (Tomasz Fritz / Agencja Wyborcza.pl)

Rano 7 maja 1977 roku w kamienicy przy Szewskiej w Krakowie znaleziono zwłoki 24-letniego studenta polonistyki. Był nim Stanisław Pyjas, zaangażowany w działalność opozycyjną. Ty, po 46 latach, wróciłeś do tego zdarzenia. Dlaczego?

Bo są takie sprawy – jak Rity Gorgonowej, guwernantki skazanej za zabójstwo córki architekta, któremu prowadziła dom, zabitego przez milicję Grzegorza Przemyka czy właśnie Stanisława Pyjasa – które zawsze będą budzić wątpliwości. Ludzie nie przestaną się zastanawiać, czy to było morderstwo, czy wypadek.

Stanisław Pyjas działał w nieformalnej grupie studenckiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, która nawiązała kontakt z Komitetem Obrony Robotników. I szybko stała się obiektem rozpracowywania przez Służbę Bezpieczeństwa. Członkowie tej grupy byli zastraszani, umieszczono pośród nich tajnych informatorów. Dlatego też podejrzenia o spowodowanie śmierci Pyjasa od razu padły na funkcjonariuszy bezpieki.

W Radiu Wolna Europa czy w Głosie Ameryki wprost mówiono, że Pyjas został zabity przez Służbę Bezpieczeństwa. Jednak podczas śledztwa, które zakończyło się jeszcze w tym samym roku, ustalono, że to był wypadek. Kolejne śledztwo toczyło się przez trzy dekady: PRL, III RP i IV RP. W 2019 roku zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców.

Podczas pisania książki "Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa" przejrzałeś setki dokumentów związanych z tą tragedią. Wertowałeś protokoły i notatki SB, milicji, prokuratury, zebrałeś także wspomnienia uczestników i świadków tamtych wydarzeń.

Jako pierwszy dziennikarz sięgnąłem do całości dokumentów dotyczących tej sprawy, a nawet do archiwów Stasi.

Tablica, która wisi na kamienicy przy ul. Szewskiej w Krakowie (Waldek Sosnowski / Agencja Wyborcza.pl)

Dobrze, bo wreszcie ktoś rozprawił się z mitami i przekłamaniami, które narosły wokół tej sprawy. Chociażby z tymi, że na ciele Stanisława Pyjasa był ślad po postrzeleniu.

Do prosektorium, w którym przechowywano ciało Staszka, weszły trzy osoby: Jacek Nowaczyk, Iwona  Galińska (później Galińska-Wildstein) i Bronisław Wildstein. To właśnie Nowaczyk podczas przesłuchania w kolejnych śledztwach mówił o tym, że Staszek Pyjas miał zostać zastrzelony. Jednak kilkunastu medyków sądowych stanowczo to wykluczyło.

Inny mit jest taki, że Pyjas zidentyfikował swojego donosiciela, czyli Ketmana, który współpracował z bezpieką, i dlatego musiał zginąć. Prawda jest taka, że do maja 1977 roku Ketman był jednym z dwóch najważniejszych tajnych współpracowników SB w otoczeniu Staszka. Dopiero później stał się jednym z ważniejszych donosicieli i na bieżąco informował SB o tym, co się dzieje w grupie krakowskich studentów.

Nie ma też dowodów na zemstę, a także na to, że Staszka Pyjasa zamordowano w innym miejscu, a potem przeniesiono w dywanie i położono na podłodze w kamienicy przy Szewskiej. Albo – jak mówi druga z pogłosek – przywieziono go tam milicyjną nyską. Prokuratura nie znalazła też dowodów na to, jakoby Staszka Pyjasa miał zamordować specjalnie wynajęty w tym celu przez SB zawodowy bokser.

Teorię spiskową związaną z bokserem dodatkowo podsyca fakt, że mężczyzna zmarł krótko po śmierci Pyjasa. Podobnie jak Stanisław Pietraszko, który miał widzieć żywego Pyjasa jako ostatni.

Informację o bokserze przekazał milicji funkcjonariusz Urzędu Bezpieczeństwa, który miał guza mózgu i dodatkowo cierpiał na chorobę psychiczną. Gdy przyszedł złożyć ten meldunek, był kompletnie pijany, więc przesłuchano go dopiero następnego dnia. W jego opowieści nic się nie zgadzało, a krótko potem wszystkiego się wyparł.

Z kolei Stanisław Pietraszko, który jako ostatni miał widzieć Staszka żywego, zeznawał w prokuraturze trzy razy. Za każdym mówił, że nie byłby w stanie rozpoznać mężczyzny, który o godz. 17:40 w dniu śmierci Staszka Pyjasa miał iść za nim ulicą Szewską.

W trakcie kolejnego śledztwa okazało się jednak, że Pietraszko wcale nie był ostatnią osobą, która widziała żywego Staszka. Po północy widział go ktoś zupełnie inny. Pietraszko utopił się pod koniec lipca 1977, co budziło spekulacje, że został zamordowany przez SB jako cenny świadek.

Podważasz również bardzo popularną wersję, że Staszek został zamordowany, ponieważ był dla SB bardzo niebezpiecznym opozycjonistą.

Seweryn Blumsztajn, który został wysłany przez KOR do Krakowa, nie miał co prawda wątpliwości, że Staszka zamordowała bezpieka, ale zastanawiał się, i to jeszcze w latach 70., dlaczego akurat jego. Owszem, działalność studentów krakowskich była kontrowersyjna i niewygodna dla władzy, ale w porównaniu z tym, co w Warszawie robił na przykład Jacek Kuroń, nie była aż tak groźna. Można powiedzieć, że stała się nieznośna, ale dopiero po śmierci Staszka.

Gilowice, 2010 rok. Ekshumacja zwłok Stanisława Pyjasa (Tomasz Fritz / Agencja Wyborcza.pl)

Prawie 30 lat śledztwa, które toczyło się w wolnej Polsce, nie uprawdopodobniło wersji zabójstwa. Zwłaszcza że byłoby ono władzy kompletnie nie na rękę. O zabitym przez bezpiekę polskim studencie mówili zagraniczni korespondenci, a reporter ze Szwecji zrobił nawet o tym zdarzeniu film dokumentalny "Śmierć studenta".

Tego filmu w PRL nie pokazano. Swoją drogą opisane przez ciebie szczegółowo realia tamtej Polski mogą się wydać młodemu czytelnikowi wręcz egzotyczne...

Kilka młodych osób pytało mnie nawet, czy to naprawdę tak wtedy wyglądało. Potworna bieda, wszystko kontrolowane, a partia nieomylna. Do tego telegramy, telefaksy i wszechobecna cenzura. Na czas protestów czy innych kontrowersyjnych wydarzeń można było odłączyć telefonicznie Kraków od innych polskich miast. To rzeczywiście brzmi dziś nieprawdopodobnie, nie sądzisz?

Powiem tak: chciałem napisać książkę o fajnym facecie, który jest początkiem mitu założycielskiego wolnej Polski, wspomnieć też o roli jego przyjaciół i o zdradzie. Zebrałem wszystko, co o śmierci Pyjasa możemy dzisiaj wiedzieć. Uważam, że to bardzo ważna historia, którą powinni poznać także młodzi ludzie. Właśnie ci, którzy nie pamiętają tamtych czasów albo urodzili się już w latach 90.

Wystawa 'Sprawa Stanisława Pyjasa', Kraków 2020 rok (Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl)

Co byś im chciał uświadomić?

W niedzielę 15 maja z inicjatywy przyjaciół Staszka na ulice Krakowa tłumnie wyszli studenci i mieszkańcy. W żałobnym marszu, nazwanym później czarnym, ruszyli pod Wawel, gdzie powołano Studencki Komitet Solidarności, pierwszą jawną opozycyjną organizację studencką w Krakowie. To niesamowite, bo ludzie nie wyszli na ulicę dlatego, że cukier był na kartki, ale dlatego, że w ich poczuciu zabito 24-letniego opozycjonistę. Był to zapalnik, który uruchomił protesty młodzieży studenckiej w innych miastach.

Adam Bodnar powiedział mi tak: musisz tę książkę napisać w taki sposób, żeby studenci, którzy są zajęci przede wszystkim zakuwaniem i pracą, zrozumieli, o co wtedy chodziło.

Czyli?

Dziś nie ma już protestów młodych ludzi na taką skalę, no, może poza ostatnimi demonstracjami w związku z zaostrzeniem przepisów antyaborcyjnych. Mało kto zdaje sobie sprawę, że każdy z ludzi, którzy wyszli na ulice w 1977 roku, mógł wtedy stracić pracę i trafić na czarną listę bez szans na nową czy wylecieć z uczelni. Gdy niedawno rozmawiałem z mieszkańcami Krakowa, okazało się, że większość z nich na tym marszu była. Mieli odwagę. Studenci wciąż są potężną siłą, ale po 1989 roku już nie objawiali tej siły w działaniach społecznych tak jak wtedy.

Dlatego chciałbyś, żeby po twoją książkę sięgnęli młodzi?

Wiem, że trudno jest dziś poruszyć 20-latków, ale to ważna opowieść o relacjach, przyjaźni i zdradzie. A także o pracy medyków sądowych. Starałem się tę książkę napisać jak kryminał non-fiction.

Ulica Szewska w Krakowie (Mateusz Skwarczek / Agencja Wyborcza.pl)

Udało ci się spotkać z mamą Stanisława Pyjasa. Przed laty napisała ona prośbę do prokuratury, żeby już nie zajmowała się śmiercią jej syna. List zakończyła zdaniem: "Przebaczam wszystkim winowajcom".

Najpierw, dwa lata temu, skontaktowałem się z wnuczką mamy Staszka. Dowiedziałem się od niej, że mogę próbować odwiedzić panią Stanisławę, ale powinienem się też liczyć z tym, że mogę odbić się od drzwi. Jednak pojechałem do Gilowic, niedaleko Bielska-Białej. Znalazłem dom rodzinny Pyjasów, zapukałem. Pani Stanisława stanęła w drzwiach i widziałem, że z początku ogarnęła ją chwila niepewności, ale mimo to wpuściła mnie do środka. 

Najsmutniejsze jest to, że ona wciąż na nowo przeżywa śmierć syna, a ma prawie 93 lata. Dziennikarze przyjeżdżają do niej w maju co roku i proszą, żeby opowiedziała o Staszku. Każda taka rozmowa, mimo upływu lat, sprawia, że emocje do niej wracają.

Pani Stanisława ma jeszcze dwie córki. O Staszku opowiada tak, jak gdyby zmarł wczoraj. Trudno jej zakończyć żałobę, bo sprawa co jakiś czas pojawia się w przestrzeni publicznej. Gdy podaje swoje nazwisko i słyszą je dojrzali ludzie, od razu wiedzą, kim jest. Dlatego też chciałem, aby moja książka rozprawiła się z tą historią, by raz na zawsze ją zamknęła.

W jaki sposób pani Stanisława dowiedziała się o śmierci syna?

Z telefonu milicjanta. Ktoś przybiegł do szkoły, by jej o tym powiedzieć. Wtedy dowiedziała się, że Staszek nie żyje. Następnego dnia pojechała z mężem do Krakowa rozpoznać ciało.

Pogrzeb szczątków Stanisława Pyjasa po ekshumacji, Gilowice 2010 rok (Tomasz Fritz / Agencja Wyborcza.pl)

Podobno długo przechowywała koszulkę z plamami krwi syna. Miał ją na sobie, gdy znaleziono go martwego.

O tej koszulce przeczytałem w reportażu Wojtka Tochmana, który odwiedził panią Stanisławę w 1991 roku. Podobno mama Staszka w pewnym momencie nagle wyszła z pokoju i wróciła z zakrwawioną koszulką syna. To zrobiło na Wojtku ogromne wrażenie, trudno zresztą, żeby było inaczej. Przecież to bardzo traumatyczne przeżycie. Jednak mi pani Stanisława powiedziała, że już tej koszulki nie ma. Jej wnuczka potwierdziła, że ją spaliła, żeby zapomnieć o tragicznych wydarzeniach, zamknąć ten rozdział w swoim życiu i żeby się z nim pożegnać.

Zobacz wideo Uchodźczyni szczerze o rozbitej rodzinie, ratowaniu swojego dziecka i nadziei na powrót [Gazeta.pl na granicy]

Czym się zajmowała? Kim był ojciec Staszka?

To raczej nie była rodzina opozycjonistów. Pani Stanisława była nauczycielką. W latach 50. skończyła liceum pedagogiczne i pojechała w okolice Krynek, na krańce Polski, żeby uczyć dzieci. Tak poznała Floriana, który pochodził z Gilowic i chciał robić karierę w Straży Granicznej. Z dzisiejszego punktu widzenia ojciec Staszka był człowiekiem resortu. Florian Pyjas jednak w latach 50. odszedł z Wojsk Ochrony Pogranicza i potem był prezesem spółdzielni rolniczej.

Jak pani Stanisława zareagowała na informację, że ciało jej syna będzie poddane ekshumacji?

Do tego nie była potrzebna jej zgoda, ale prokurator prowadzący wznowione śledztwo przyjechał do niej do domu i długo ją przekonywał, żeby się zgodziła. To był rok 2010 i on uważał, że nie może tego zrobić na rympał.

Pani Stanisława wreszcie zgodziła się na ekshumację, bo sądziła, że dzięki temu sprawa śmierci jej syna zostanie raz na zawsze wyjaśniona. Podczas tych badań odkryto, że Staszek miał złamaną główkę kości udowej, co było dla śledztwa wręcz przełomowe.

Cezary Łazarewicz (Anna Musiałówna)

Dlaczego?

Ponieważ główka kości udowej pęka tylko i wyłącznie podczas upadku z wysokości. Nie jest to uraz, który powstaje podczas pobicia. Medycy przeoczyli tę ważną rzecz w roku 1977.

Od śmierci Staszka Pyjasa medycyna sądowa i kryminalistyka poszły do przodu o całe lata świetlne. Badania odcisków palców i śladów DNA są dziś o wiele dokładniejsze i bardziej zaawansowane. Poza tym są komputery i kamery wideo, których w tamtych czasach nie było.

Specjaliści z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. dra Jana Sehna w Krakowie – najlepszego w Polsce – zbudowali wirtualną klatkę schodową. Taką samą ja ta, w której znaleziono ciało Staszka. Spuszczali w niej w dół model człowieka, żeby sprawdzić, jak się zachowa. Ten eksperyment niezbicie wykazał, że Staszka nie pobito. Zginął, bo spadł z wysokości.

I raczej nikt mu nie pomógł?

Tu jest mały znak zapytania, bo tego z całą pewnością stwierdzić nie można.

Chcesz powiedzieć, że Stanisława Pyjasa nikt nie zabił?

No tak, to pytanie musiało w końcu paść, więc na nie odpowiem. Na pewno nie został pobity. I najprawdopodobniej był to nieszczęśliwy wypadek.

Autopromocja: książka "Na Szewskiej. Sprawa Stanisława Pyjasa" do kupienia w Publio >>>

Cezary Łazarewicz. Rocznik 1966. Dziennikarz, publicysta, pisarz i działacz opozycji demokratycznej w PRL. Publikował m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Przekroju" i "Polityce", jest też autorem wielu książek reporterskich, w tym "Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka", za którą dostał Nagrodę Literacką "Nike".

Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Specjalizuje się w niebanalnych rozmowach z odważnymi ludźmi. Pasjonatka kawy, słoni i klasycznych samochodów.