
Andy Nguyen i Kim Lee. Dwie postacie, jedna osoba?
Właściwie trzy postacie, bo Andy Nguyen miał jeszcze niepodawane do publicznej wiadomości wietnamskie imię i nazwisko.
Kim była Kim, a kim Andy?
Kim Lee to postać wykreowana przez pochodzącego z Wietnamu Andy’ego Nguyena. Kim występowała na scenie z performansami drag queen. Oddzielam ją, bo sam Andy mówił, że na swoje sukienki Kim zarabia sama.
Andy Nguyen trafił do Polski z Wietnamu na studia – w nagrodę za świetnie zdaną maturę w Hanoi. Za poprzedniego ustroju został wysłany do Warszawy na fizykę medyczną. Po jej ukończeniu pracował naukowo, ale ostatecznie karierę tę porzucił, bo zarobki nie starczały na utrzymanie i spłacanie studenckiego stypendium, które decydując się na pozostanie w Polsce, musiał spłacić.
Ponieważ pobyt Nguyena w Polsce przypada na czas transformacji ustrojowej, Andy – jak wiele innych osób w tym okresie – postanowił pójść drogą biznesową i otworzył sklepy. A później, równolegle do bycia biznesmenem, stworzył swoje wcielenie, Kim Lee, dzięki której realizował się na scenie.
Jak w przypadku diw – nie wiadomo, kiedy się urodziły, jakie miały dzieciństwo – Andy Nguyen też był w jakimś stopniu wykreowany?
To bardzo queerowa praktyka. Imię Andy jest pseudonimem przybranym na potrzeby polskie, ale także dla przyjaciół LGBTQ+ i jako pseudonim artystyczny osoby występującej jako Kim Lee.
Gwoli wyjaśnienia? Kim i Andy to dwa pseudonimy – sceniczny i osobowy – jednego człowieka?
Tak. Istnieją jeszcze metrykalne wietnamskie imię i nazwisko, które pozostały w sferze prywatnej Andy’ego i były publicznie nieznane. Nie do końca było wiadomo, kiedy Nguyen się urodził, krążyły na ten temat różne informacje. Wiek był płynny, a Kim Lee miała skłonność do odmładzania się.
Kim dzięki temu była "dobrze zakopana", ukryta.
Wietnamska rodzina Andy’ego była raczej konserwatywna. Andy powiedział kiedyś, że nie wie, czy jego mama wie, że występuje, ale nie chciałby z nią o tym rozmawiać. Może wiedziała, ale nie poruszała tego tematu. Była to także kwestia chronienia prywatności bliskich – akceptacja społeczna dla nienormatywnych rodzin jest większa w tej chwili, ale 20 lat temu, kiedy Kim Lee zaczynała występować, była mała.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>
We wczesnych wywiadach Nguyen mówi o żonie, później pojawia się partner.
To była sytuacja, w której kilka osób żyło razem, wzajemnie akceptując się takimi, jakimi są.
Nie dość, że to opowieść o odkrywaniu warstw, to jeszcze o przekraczaniu granic – stawaniu się tym, kim się chce być, i o związkach z kimś, z kim chce się być.
Andy wspominał o tym, jak powiedział żonie o swoich występach jako drag queen. Ona odetchnęła wtedy z ulgą, że to tylko występy, później zaakceptowała jego partnera – Remigiusza Szeląga. To także pokazuje, jaką nietuzinkową postacią był Andy Nguyen. Przekraczał granice, ale nie po to, żeby wywołać skandal, tylko żeby poszukiwać i odkrywać samego siebie, sprawiać przyjemność sobie i innym. Kim Lee mówiła, że występ drag jest dla niej przyjemnością, zaspokaja potrzebę bycia na scenie.
Być może przez skromność umniejszała w ten sposób swoje zasługi, bo była bardzo zaangażowana w scenę drag queen w Polsce, wspierała inne osoby pojawiające się na scenie, pomagała stawiającym pierwsze kroki. Była obecna na Paradach Równości, na wielu wydarzeniach ważnych dla mniejszości seksualnych i płciowych w Polsce.
Andy Nguyen, a wraz z nim Kim Lee, zmarł w 2020 roku w wyniku zarażenia się koronawirusem – miesiąc leżał pod respiratorem. Czy przed tą tragedią była w planach poświęcona im wystawa?
Nie. Śmierć Andy’ego i Kim stała się przyczynkiem do stworzenia wystawy ku ich pamięci. Remigiusz Szeląg, długoletni partner Andy’ego, po jego odejściu został ze spuścizną po Kim – ponad tysiącem kostiumów, kilkoma setkami par butów, mnóstwem pamiątek: obrazów, zapisków. Zastanawiał się, co z tym wszystkim zrobić, nie chciał, żeby te przedmioty przepadły. Zresztą nie on jeden się głowił. Pytania o losy pamiątek po Kim Lee stawiały także na różnych forach osoby zajmujące się tematyką queer i LGBTQ+.
Jako osoba pracująca w Muzeum Warszawy, zajmująca się jej historią, uznałam, że warto postarać się o to, żeby chociaż część spuścizny trafiła do miejskiego muzeum, żeby upamiętnić tę wspaniałą postać.
I trafiła do Muzeum Woli, oddziału Muzeum Warszawy.
Kim Lee była rozpoznawana w całej Polsce, ale była także bardzo warszawska, a na dodatek mocno związana z jedną dzielnicą stolicy – właśnie z Wolą. Andy na Woli mieszkał, tu mieściła się, w Pasażu Muranów po wolskiej stronie, garderoba Kim. W mieszczącym się na Woli klubie Rasko miały miejsce jej pierwsze występy. Lee wpisuje się w lokalną historię dzielnicy, choć w narracji muzealnej nie jest może oczywiste, żeby tak historię opowiadać.
Podwójnie nieoczywiste – bo przez pryzmat mniejszości narodowej i osoby nieheteronormatywnej.
Owszem, w Polsce wciąż nie istnieją miejsca opowiadające o nieheteronormatywnej historii naszego kraju. Instytucjonalnie, poza archiwum Lambdy Warszawa, istniejącym od lat, nie ma gdzie trafiać spuścizna po takich osobach. Dla mnie ważna jest zarówno mniejszościowa, jak i feministyczna historia Warszawy.
Jak należy patrzeć na występy drag queens i drag kings?
Jak na fenomen kulturowy i jak na sztukę. W przypadku Kim Lee mamy do czynienia z artystką, która dwukrotnie wciela się w kreowane przez siebie postaci. Najpierw jako Andy Nguyen kreuje postać Kim Lee. Następnie jako Kim wciela się w kolejne postaci występujące na scenie – słynne damy polskiej i międzynarodowej sceny muzycznej oraz abstrakcyjne postacie związane z różnymi kulturami. Kim Lee występowała w ramach wieczorów tematycznych poświęconych kulturom azjatyckim i europejskim.
Centralną częścią wystawy są stroje sceniczne.
Jedną sferą jest występ mający swoją choreografię, scenografię, kostiumy, muzykę. Druga sprawa to historia związana ze sztuką wytwarzania kostiumów i stwarzania postaci. W przypadku Kim Lee mamy do czynienia z kostiumami, które były często szyte własnoręcznie albo przerabiane z częściowo gotowych strojów w rozbudowane kreacje.
Kostiumy zmieniały się z czasem, ale ulegały też nieustającej transformacji podczas występu, kiedy odsłaniane zostawały kolejne warstwy pokazujące następne zaskakujące przebrania. Kostiumy były przerabiane w trakcie całej kariery Kim – zmieniały się do nich dodatki, były przeszywane. Proces kreacji nigdy się nie kończył.
Występ jest kulminacją, zwieńczeniem, poprzedzanym czasochłonnym przygotowywaniem kostiumu, makijażu i fryzury. Czy któryś z tych elementów miał dla Andy’ego i Kim wyjątkowe znaczenie?
Granicznym, kluczowym i kulminacyjnym momentem było dla Kim Lee założenie peruki.
Słyszałam, że Kim narodziła się nagle, podczas jednej imprezy w gronie przyjaciół. Rzeczywiście tak było?
Nie wiem, nie miałam szansy porozmawiać o tym z Kim Lee. Wiemy o wspomnieniach z dzieciństwa, w których Andy tańczy w znalezionym w szafie mamy szalu. Badał więc od najmłodszych lat, jak to jest być kobietą. Taniec był dla niego istotny i pojawiał się we wspomnieniach z dzieciństwa. Ważne były przyjaźnie z dziewczynkami, łagodność w kontaktach ze zwierzętami. Mamy na wystawie zdjęcie małego Andy’ego z kurą. Myślę, że on miał czułą relację ze światem.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>
Od czego się w sobie Andy odbijał, tworząc Kim?
Znam cząstkę tej historii. Kim Lee była transformacją z drobnego, niepozornego mężczyzny, łatwo znikającego w tłumie na ulicy, w zjawiskową, trudną do niezauważenia kobietę. Na pewno Kim Lee była wielowymiarowa, z ironią odnosząca się do przykrych sytuacji, z którymi spotykała się w życiu i na scenie. Były różne performansy. Z jednej strony krytyczne, jak pastisz piosenki i klipu Cleo i Donatana "My Słowianie". Lee wcieliła się w nim w rolę kobiety w polskim stroju ludowym. Była to bezpośrednia odpowiedź na transfobiczne wypowiedzi Donatana i ksenofobiczną, mizoginiczną wymowę oryginalnego utworu.
Z drugiej strony Kim Lee miała bardzo liryczne występy, na przykład do "Róży" Maanamu. Operowała różnymi nastrojami na scenie, miała ciągle nowe pomysły, a występowała kilka razy w tygodniu. Zmieniała często repertuar, żeby nie zanudzić publiczności, która z reguły była ta sama.
Co na tle innych polskich drag queens – oprócz wietnamskich korzeni – wyróżniało Kim Lee?
Staż – występowała prawie dwie dekady, a także zaangażowanie – organizowała i prowadziła Kim Lee Drag Queen Festiwal, aktywizujący społeczność i prezentujący nowe talenty, angażowała się także w wydarzenia na rzecz społeczności LGBTQ+. Każda królowa sceniczna ma swój styl, trudno je porównywać. Dla mnie ciekawe są jej kreacje diw polskiej sceny, które czasem powstawały przy użyciu prostych materiałów. Niektóre kostiumy są bardzo kampowe – ozdoby na głowę wyglądają spektakularnie, ale ich bazę stanowią proste elementy, na przykład zwykłe plastikowe opaski czy zabawkowe korony.
Kim Lee dbała też o to, żeby występy były "smaczne", jak sama mówiła. Pytała znajomych o zdanie, czy gest albo strój nie przekraczają granicy dobrego smaku. To nie jest strategia powszechnie przyjmowana przez osoby występujące jako drag queens. W dragu można operować różnymi kryteriami.
Jaki jest odbiór tej wystawy? Czytałam, że w dniu wernisażu był zalążek protestów.
Jesteśmy dwa miesiące po otwarciu. Zdarzają się nieprzychylne komentarze czy zapytania od dzielnicowych radnych, na które oczywiście odpowiadamy. Poza skrajnymi, negatywnie nastawionymi środowiskami odbiór jest bardzo dobry. I dotąd mamy wspaniałą frekwencję. Przychodzą osoby w różnym wieku, głównie dorośli, ale i rodziny z młodszymi widzami. Zaglądają sąsiedzi i sąsiadki, co cieszy szczególnie. Ta wystawa jest upamiętnieniem, ale i formą przepracowania żałoby po Kim Lee przez osoby, które ją znały, a równocześnie jest też bardzo radosna. Daje oddech wolności w czasami zbyt opresyjnej rzeczywistości.
A pani, jako kuratorce i pomysłodawczyni wystawy, co dała?
Na polu zawodowym jest spełnieniem marzenia, żeby w Muzeum Warszawy opowiadać różnorodną historię tego miasta, przypominać, że tutaj mieszkają różne osoby – zarówno przyjeżdżające z różnych stron świata, jak i o różnych orientacjach psychoseksualnych i płciowych.
Opowiadanie takich historii w miejskim, publicznym muzeum wydaje mi się bardzo ważne także dlatego, żeby pokazać, jak barwnym miejscem była i jest Warszawa. By nie pokazywać jej jednowymiarowo.
Wystawa jest dla mnie istotna także dlatego, że sama jestem osobą queerową. Żegnam za jej sprawą osobę, która była dla nas i środowiska artystycznego bardzo istotna. Cieszę się, że podczas tworzenia ekspozycji doszło do spotkania i współpracy z artystką Agatą Zbylut, która po śmierci Kim Lee zrealizowała wieloelementowy projekt artystyczny odnoszący się do garderoby tej drag queen. Jego częścią jest archiwum fotograficzne – tysiące zdjęć elementów ubiorów Kim Lee – mające walor nie tylko artystyczny, lecz także praktyczny i przyszłościowy. Ten katalog będzie ważny dla przyszłych badaczek i badaczy. Cieszę się, że zaproszenie przyjęła fotografka Pat Mic, która wykonała poruszający esej fotograficzny w garderobie Kim Lee oraz nastrojowe dokumentacyjne zdjęcia wybranych kostiumów.
Jakie potrzeby performans drag mógł zaspokajać?
Myślę, że u każdego te potrzeby są inne. Dla Kim Lee była to przyjemność z występowania przed publicznością i dawania tej przyjemności innym. Ale nie tylko. Są osoby, które chcą być gwiazdami, inne poprzez performans odnoszą się krytycznie do sytuacji społecznej i coś próbują zmienić w społeczeństwie. W Polsce polityczne i krytyczne wykorzystanie performansu dragowego także jest obecne. Kim Lee wielokrotnie poprzez swoje występy odnosiła się do negatywnych zjawisk społecznych, takich jak ksenofobia, seksizm, homofobia. Wydaje mi się, że performans drag queens wyszły już dawno z niszy, a w niektórych przypadkach uległy komercjalizacji.
Owszem, jest Conchita Wurst, są seriale, jak polska "Królowa", czy show "RuPaul’s Drag Race", ale na platformach streamingowych rządzą algorytmy – można nigdy nie trafić na tę ofertę, jeśli poruszamy się w ramach jednej bańki, na przykład sensacji i kryminałów.
To prawda. Ale samo pojawienie się tych propozycji pokazuje, że jest chęć i gotowość wypłynięcia na szerokie wody. To nie jest zamknięte środowisko. W przypadku dragu to kwestia indywidualnych potrzeb osób występujących – czy chcą być w niszy i eksperymentować, czy iść w komercję. Ja wolę ten pierwszy kierunek, ponieważ jest ciekawszy, ale rozumiem także osoby wybierające wielkie sceny.
Powiedziała pani, że drag bywa krytyczny, a spotyka się też z krytyką?
W USA, zwłaszcza w latach 70., miała miejsce feministyczna krytyka drag queens i ich występów jako prześmiewczych w stosunku do kobiet, a nawet mizoginistycznych. W Polsce ta historia jest inna, nie dochodziło właściwie do tarć na tej linii. W naszym kraju taką parodią są przebrani za kobiety mężczyźni w kabaretach – nie są to wcielenia pełne empatii i zachwytu.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje>>
Sama Kim Lee była bardzo krytyczna wobec transfobii, homofobii, mizoginii, seksizmu i rasizmu, z którymi Andy się w Polsce spotykał. Kim Lee stała po stronie feministycznej – przyjaźniła się z kobietami i feministkami.
Jak wspólnota wietnamska w Polsce odbierała Andy’ego i Kim?
Mam nadzieję, że ta wystawa będzie miejscem spotkania również z osobami z polskiej społeczności wietnamskiej. Kim Lee to postać wyjątkowa wśród Wietnamczyków mieszkających w Polsce. Była znana, ale jak ją odbierano – tego nie wiem. Natomiast Andy odgrywał istotną rolę w społeczności wietnamskiej. Mam wrażenie, że te dwie sfery życia były od siebie oddzielone.
Temat wystawy można uznać za odważny. Czy coś przy jej realizacji panią zaskoczyło?
To, jak bardzo pozytywny jest odbiór wystawy i jak chętnie jest odwiedzana. A także w jak dobrej atmosferze powstawała i jak wiele osób przyjęło zaproszenie do jej współtworzenia. Daje to dużo radości i nadziei.
Duch Kim Lee!
Można tak powiedzieć. Wiele się będzie jeszcze działo wokół wystawy edukacyjnie, warsztatowo i filmowo, więc zapraszam do śledzenia programu towarzyszącego na stronie Muzeum Woli.
Magdalena Staroszczyk. Twórczyni, performerka, aktywistka feministyczna i queerowa. Pracuje jako kuratorka w Muzeum Woli, oddziale Muzeum Warszawy. Współtworzyła wystawy Krem i czekolada. Wokół wspomnień pracownic Polleny i Wedla (z Grupą TERAZ POLIŻ i Goshką Macugą, Muzeum Pragi, 2018), eksperymentalną Salę jednego eksponatu (Muzeum Woli, 2014–2015). Współkuratorka wystawy Niech płyną! Inne rzeki Warszawy (Muzeum Woli, 2022).
Ola Długołęcka. Redaktorka o zróżnicowanych zainteresowaniach tematycznych. Ciekawią ją relacje między ludźmi, a zwłaszcza różnice międzypokoleniowe, lubi pisać o trendach, modach i zjawiskach. Kolekcjonuje zasłyszane historie i toczy boje podczas autoryzacji wypowiedzi, kiedy rozmówcy chcą "wygładzać" swoje najbardziej wyraziste opinie.