
Anna została zgwałcona w grudniu 2020 roku na imprezie urodzinowej. Zmęczona, poszła się położyć. W pokoju pojawił się solenizant. Drzwi zamknął na klucz. "Położył się na mnie i zaczął dotykać. Mówiłam: »Przestań!«, pytałam: »Co ty robisz?!«, powtarzałam »nie« i błagałam, żeby tego nie robił. A on przyciskał mnie swoim ciałem, jedną ręką zakrył mi usta, a drugą zaczął ściągać mi spodnie. Nie użył żadnego zabezpieczenia. Ciekły mi łzy. Próbowałam się bronić. Odepchnąć go. Zaciskać nogi, które on rozwierał na siłę. A potem czułam… szok, niemoc, paraliż. (…) »Podoba ci się? Na pewno ci się podoba!« – mówił, trzymając mnie za nadgarstki. Miałam takie uczucie, jakbym mdlała czy traciła świadomość. Czułam bezwład ciała, ale po chwili znowu próbowałam z nim walczyć" – opowiadała mi pół roku później. Obawiała się, że mężczyźnie nie zostaną postawione zarzuty. Powiedziała: "Może prokurator uznał, że to była moja wina". Akt oskarżenia trafił do sądu rejonowego, jednak ten w listopadzie 2022 roku mężczyznę uniewinnił.
W "Thelmie i Louise" Louise tłumaczy przyjaciółce, że nikt nie uwierzy, że ta broniła się przed gwałtem: "Przecież wszyscy widzieli, że z nim tańczyłaś". Ten kultowy film nakręcono w USA w 1991 roku. 32 lata później zapoznaję się z wyrokiem sądu rejonowego na północy Polski, który uniewinnił mężczyznę oskarżonego o gwałt, i dochodzę do wniosku, że nic się nie zmieniło. W uzasadnieniu czytam, że wszyscy uczestnicy imprezy zeznali, że Anna z nim tańczyła!
Z uzasadnienia wyroku wynika jasno, że w opinii sądu to, że wcześniej kobieta się z tym mężczyzną bawiła, działa na jej niekorzyść. W Polsce to jest niestety norma. Cokolwiek by zrobiła kobieta, działa to na jej niekorzyść. Tak się dzieje niemal zawsze, kiedy sprawa dotyczy gwałtu, i niemal nigdy, gdy chodzi o inne poważne przestępstwo. Wyobraźmy sobie, że zapomniałabym zamknąć drzwi w samochodzie i ukradziono by mi torebkę, którą zostawiłam w środku. Policjanci nie powiedzieliby, że wobec tych okoliczności nie doszło do kradzieży. Dla wszystkich byłoby jasne, że do kradzieży doszło, ponieważ nikt nie ma prawa przywłaszczać sobie cudzych rzeczy. Policjant być może powiedziałby mi: "Droga pani, na przyszłość proszę pamiętać o zamykaniu auta", ale złodziej byłby poszukiwany. Natomiast w przypadku pani Anny mam wrażenie, że w opinii sądu ona postąpiłaby prawidłowo tylko wtedy, gdyby w ogóle na tę imprezę nie poszła.
Anna odwołała się od wyroku. Przekonuje, że owszem, tańczyli, ale wszyscy uczestnicy imprezy razem. Sąd wspomina, że karmiła mężczyznę tortem, na co ona odpowiada, że solenizanta karmili wszyscy po kolei. Zarzut, iż podczas imprezy była z nim "w bliskiej odległości", odpiera, pisząc, że to było małe mieszkanie i wszyscy ze wszystkimi byli w niewielkiej odległości. Ta kobieta cały czas się broni!
Ponieważ uzasadnienie sądu skupia się wyłącznie na pokrzywdzonej. Wszystko jest wykorzystywane przeciwko niej. Mogła nie tańczyć, nie położyć się…
Jest też mowa, że na imprezie piła alkohol.
No jasne – mogła nie pić. Jesteśmy tylko ludźmi: niektórzy piją alkohol, niektórzy zażywają narkotyki, natomiast jeśli dojdzie do przemocy seksualnej, w sądzie wszystkie te okoliczności zostaną wykorzystane przeciwko kobiecie. W Polsce winę i odpowiedzialność za to, co się stało, przerzuca się na kobiety. Podczas procesów prześwietla się ich biografie od dzieciństwa! Musisz być bardzo porządna, mieć jednego partnera przez całe życie, dobrze się prowadzić, nie pić alkoholu, żeby ewentualnie sąd uznał cię za osobę wiarygodną. To nieporozumienie!
Nawet gdyby wszystko, o czym pisze sąd w sprawie pani Anny, było prawdą, to ona ma prawo mężczyznę karmić tortem i z nim tańczyć, a on nie ma prawa uprawiać z nią seksu bez jej zgody. Nawet gdybym biegała nago po ulicy, to policja mogłaby mnie zwinąć za nieobyczajne zachowanie, ale nikt nie ma prawa mnie zgwałcić. Nawet jeśli ktoś mi się podoba i go podrywam, to nie oznacza, że mam ochotę na seks. Mogę uprawiać już seks, ale kiedy coś mi się nie spodoba i chcę przerwać ten kontakt, wtedy nikt nie ma prawa mnie zmuszać, bym kontynuowała czynność seksualną. Żadna z tych okoliczności nie może być zarzutem w stosunku do osoby, która doświadczyła przemocy seksualnej.
Czytając uzasadnienie, miałam poczucie, że sąd oczekuje, że my, kobiety, będziemy zawsze przyzwoite i będziemy się pilnować, jakby mężczyźni byli zwierzętami, które nie panują nad instynktami.
A mną najbardziej wstrząsnęło to, co napisała biegła sądowa, która prześwietliła życie pani Anny od dnia narodzin. To, co powinno być ocenione, to zdolności poznawcze. Istotne jest między innymi to, czy osoba nie ma niepełnosprawności intelektualnej, która stanowiłaby trudność przy rekonstrukcji zdarzeń i składaniu zeznań.
Tymczasem biegła zarzuca Annie konfabulację i pisze między innymi: "Przed inkryminowanym zdarzeniem, tj. w okresie adolescencji, pokrzywdzona była ofiarą nadużycia seksualnego ze strony osoby dorosłej płci męskiej. W ocenie psychologicznej istnieje prawdopodobieństwo, iż na interpretację zachowania się oskarżonego w sytuacji intymnej mogło mieć wpływ traumatyczne doświadczenie pokrzywdzonej z jej okresu dojrzewania". Anna kolejny raz się tłumaczy: owszem, kiedy miała 17 lat, była molestowana, ale już to przepracowała. A gdyby nie?
To nie powinno mieć absolutnie żadnego znaczenia!
Kolejny cytat z uzasadnienia: "Zeznania pokrzywdzonej sąd oceniał z dużą dozą ostrożności ze względu na jej negatywny stosunek do oskarżonego".
A jaki stosunek miałaby mieć kobieta do mężczyzny, który ją zgwałcił? Przecież to absurd. Ten wyrok pokazuje jak na dłoni, że przedstawiciele polskiego wymiaru sprawiedliwości nie mają żadnych kompetencji, by rozsądzać w sprawach dotyczących przemocy seksualnej.
W uzasadnieniu jest mowa, że "pokrzywdzona prowadziła narrację w sposób niejednorodny – dokonywała opisów swoich doświadczeń, używając czasu teraźniejszego oraz czasu przeszłego, które zmieniała w sposób chaotyczny".
A oczekiwanie sądu jest takie, że straumatyzowana kobieta będzie spokojna, opanowana, wszystko będzie doskonale pamiętać i opowie o tym, co ją spotkało, bez emocji?! Przecież to naturalne, że kiedy jesteśmy zdenerwowane, to mówimy chaotycznie. Tymczasem sąd robi, co może, by udowodnić, że pani Anna jest niewiarygodna. Mówiąc wprost: że to ona kłamie. Widzę, że pani jest tym wyrokiem bardzo poruszona.
Zdruzgotana!
A mnie nie dziwi nic, dlatego że tak właśnie wygląda polska rzeczywistość. W Feminotece stykamy się z takimi sytuacjami na co dzień. Wyrok skazujący to jest ewenement. Kiedy taki zapada, prawniczka z Feminoteki dzwoni do mnie i mówi: "Nie uwierzysz! Trafiłyśmy na sędzię, która rozsądnie mówiła! Wygrałyśmy!". Jednak szara rzeczywistość jest taka jak sprawa pani Anny. Każdego roku około 2,5 tys. kobiet w Polsce zgłasza gwałt. W połowie przypadków prokuratura sporządza akt oskarżenia, a następnie w sądzie jedynie połowa tych spraw kończy się wyrokami skazującymi*.
Ktoś mógłby stwierdzić, że cała reszta to były pomówienia.
Badania pokazują, że fałszywych oskarżeń o gwałt jest tyle samo co fałszywych oskarżeń o inne przestępstwa. Kilka procent. Mimo to bardzo często pojawiają się twierdzenia, że kobiety kłamią. Sądy dbają bardziej o dobro oskarżonych niż poszkodowanych.
Sędzia Waldemar Żurek powiedział mi tak: "Sprawy na tle seksualnym są dowodowo bardzo trudne. A na korytarzach sądowych słychać powiedzenie, że lepiej uniewinnić dziesięciu winnych, niż skazać jednego niewinnego".
Zgodziłabym się we wszystkim z sędzią Żurkiem, gdyby przedstawiciele polskiego wymiaru sprawiedliwości mieli kompetencje, by właściwie osądzić sprawę o gwałt. A jak pokazuje nasze doświadczenie, większość ich nie ma! Mają głowy pełne mitów, którymi kierują się podczas wydawania wyroków.
Feminoteka od lat organizuje szkolenia dotyczące stereotypów o przemocy seksualnej. Przychodzą pracownicy ośrodków pomocy społecznej, kuratorzy sądowi, policjanci. Jednak nigdy dotąd nie pojawili się przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, gdyż uważają, że udział w takim szkoleniu podważyłby ich obiektywizm.
A muszą być niezawiśli.
Nie przejmują się natomiast tym, że wiedza, którą w tej chwili posiadają, sprawia, że wtórnie wiktymizują kobiety po przemocy seksualnej. Dobrze by było, gdyby sprawy o gwałt trafiały do sędziów, którzy mają odpowiednie kompetencje, przeszli specjalistyczne szkolenia. To nie jest to samo co kradzież roweru.
Feminoteka postuluje również, by do kodeksu karnego wpisać kwestię świadomej zgody na seks. Gdyby tak się stało, do gwałtu dochodziłoby zawsze, gdy brak jest świadomej, wolnej i nieprzymuszonej zgody na zbliżenie.
Złożyłyśmy ten projekt wspólnie z Lewicą. Leży w sejmowej zamrażarce.
A z wielu stron słychać rechot.
Że zgoda na seks miałaby być potwierdzona pisemnie i u notariusza? Słyszałam takie teksty i w ogóle się nimi nie przejmuję. W społeczeństwach, w których kultura gwałtu jest silnie zakorzeniona, propozycje mające polepszyć sytuację pokrzywdzonych kobiet zawsze są wyśmiewane.
Kultura gwałtu – mocne słowa.
Kultura gwałtu oznacza dokładnie to, co powszechnie obserwujemy w Polsce, czyli bardzo dużą społeczną akceptację dla mitów i stereotypów na temat gwałtów, na przykład: jak szła sama przez park po ciemku, to sama jest sobie winna...
Kiedy dziewięć lat temu kobieta została zgwałcona w Lesie Kabackim, burmistrz Ursynowa Piotr Guział wyraził współczucie, ale napisał również: "Nie biegajcie po zmroku samemu w miejscach odludnych".
To jest właśnie kultura gwałtu. Jak się ubrała wyzywająco – cokolwiek to oznacza – to sama jest sobie winna. Jak piła alkohol, to sama jest sobie winna. I tak dalej – w nieskończoność. Że prowokowała, że podrywała, że sama chciała. Te mity i stereotypy są w Polsce bardzo silnie zakorzenione i jak pokazują wyroki sądowe, jest dla nich bardzo duża akceptacja.
Czy zgwałcone kobiety, które szukają w Feminotece pomocy, często czują się winne?
Zdecydowanie tak! Kultura gwałtu ma wpływ także na same pokrzywdzone. Kobiety obwiniają się o to, co je spotkało, i to utrudnia im wyjście z traumy. Nawet te kobiety, które teoretycznie wiedzą, że mity to tylko mity, mają w tyle głowy jednak poczucie, że musiały zrobić coś nie tak, skoro je to spotkało. Może mogły się bardziej bronić? Głośniej krzyczeć? Większość, 80–85 proc., nigdzie gwałtu nie zgłasza.
Uważają, że to nie ma sensu, bo nikt im nie uwierzy?
To też, ale przede wszystkim sądzą, że to one zrobiły coś nie tak. O tym, co je spotkało, nie mówią nawet najbliższym. Boją się, że nie otrzymają wsparcia, a zamiast tego usłyszą pytania w stylu: "No, ale dlaczego tak się stało? Jak się zachowywałaś? Co tam się wydarzyło?" Do tego dochodzi wstyd i w rezultacie zostają z traumą zupełnie same.
Kim są ich gwałciciele?
Znajomymi, przyjaciółmi, partnerami, mężami.
Jaka jest skala zjawiska gwałtów małżeńskich w naszym kraju?
Nie wiemy, dlatego że w Polsce nigdy nie robiono w tym zakresie badań, a my, w Feminotece, nie prowadzimy statystyk dotyczących sprawców gwałtów.
W każdym razie rzadko to jest ktoś obcy?
Nigdy nie miałyśmy przypadku, żeby sprawcą był ktoś zupełnie obcy.
A czy sprawcy również obwiniają kobiety?
Ależ oczywiście! "Uwodziłaś mnie", "Uważałem, że masz ochotę".
Czyli nie myślą o sobie jako o gwałcicielach.
Skąd! Wtedy musieliby przyznać, że są złymi ludźmi.
A czy zdarza się, że kobiety utrzymują kontakt z mężczyznami, którzy je zgwałcili?
Tak. To jeden z psychologicznych mechanizmów, który opisuje literatura naukowa: prócz trzech "F" – fight – walki, flight – ucieczki oraz freeze – zamarznięcia, mamy czwarte "F", o którym mówią badaczki i badacze: właśnie fawn – czyli próbę ułagodzenia sprawcy poprzez nawiązanie z nim kontaktu.
Kobiety utrzymują kontakty z gwałcicielami z różnych powodów. Niektóre się ich boją i mają nadzieję, że w ten sposób się ochronią. Inne robią to po to, by same siebie przekonać, że nic się nie stało. Dopuszczenie do świadomości tego, że zostało się zgwałconą, może być bardzo trudne. Szczególnie jeśli zrobił to człowiek, któremu kobieta ufała.
Wróćmy do kwestii świadomej zgody.
Od lat prowadzimy akcję "Tylko tak oznacza zgodę. Seks bez zgody to gwałt". Edukujemy i wyjaśniamy, że kobieta nie musi koniecznie powiedzieć: "Tak, mam ochotę na seks z tobą", ale może wysyłać sygnały niewerbalne, czyli przytulać się, odwzajemniać dotyk. Natomiast jeśli kogoś odpycham, to nie jest to zgoda. Jeśli śpię lub jestem nieprzytomna – również. Wtedy nie mogę wyrazić zgody, więc nikt nie może ze mną uprawiać seksu. A jednak w Polsce – i to jest właśnie kultura gwałtu – pokutuje przekonanie, że pijaną w sztok kobietę można wykorzystać seksualnie.
Ministerstwo Sprawiedliwości dwa lata temu nie zgodziło się na zapis o świadomej zgodzie, który postulował również RPO Adam Bodnar, a Michał Woś mówił między innymi, że "brak zgody na obcowanie płciowe jest immanentną cechą zgwałcenia. Potwierdza ten brak stawianie przez ofiarę oporu, przy czym nie musi być to opór fizyczny. Pokrzywdzony nie musi się efektywnie bronić lub wyczerpać wszystkie dostępne środki obrony".
To prawda. Polski kodeks karny nie zakłada, że trzeba się bronić albo głośno krzyczeć, by stwierdzić, że doszło do gwałtu. Tylko że problem polega na tym, że praktyka jest inna. Jaka? To najlepiej obrazuje sprawa pani Anny. I dlatego właśnie trzeba zmienić prawo. Żeby sędziowie mieli jasną wykładnię, że kobieta nie musi krzyczeć, żeby wyrazić swoją niezgodę na seks. Prócz zmian prawnych potrzebna jest też zmiana mentalności. W Polsce nigdy nie przeprowadzono państwowej kampanii edukacyjnej dotyczącej przemocy seksualnej. W Irlandii, gdzie kwestię świadomej zgody zapisano w kodeksie karnym rok temu, państwo organizuje je regularnie co roku. Od kilkudziesięciu lat, jak w Wielkiej Brytanii, działają tam Rape Crisis Center, które oferują kobietom kompleksowe wsparcie.
Feminoteka lada chwila – mam nadzieję, że jeszcze w maju – otwiera w Warszawie centrum dla kobiet po gwałcie, gdzie będziemy udzielać pomocy medycznej, prawnej, psychologicznej, terapeutycznej oraz będą działały grupy wsparcia. To placówka pilotażowa. Pierwsza taka w Polsce.
Skąd dostałyście na to pieniądze?
Od państwa nie otrzymujemy żadnych środków. W tym projekcie wspierają nas między innymi organizacje humanitarne, które przyjechały do naszego kraju pomagać uchodźczyniom i uchodźcom z Ukrainy. Ich przedstawiciele byli bardzo zdziwieni, że w Polsce nie ma ani jednego miejsca specjalizującego się w pomocy ofiarom gwałtów.
A co będzie dalej ze sprawą pani Anny? Czy w apelacji jej sprawa ma szansę na inne rozstrzygnięcie? Czy mężczyzna, która ją skrzywdził, poniesie karę?
Zobaczymy. Wiele zależy od wiedzy i kompetencji sędziego z sądu apelacyjnego, który będzie rozpatrywał jej sprawę.
*Źródło danych statystyki Feminoteki.
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje >>
Joanna Piotrowska. Założycielka Feminoteki. Prezeska zarządu fundacji. Trenerka samoobrony i asertywności dla kobiet i dziewcząt WenDo, trenerka i ekspertka antydyskryminacyjna, równościowa i antyprzemocowa. Absolwentka Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie oraz Studium Poradnictwa i Interwencji Kryzysowej organizowanego przez Instytut Psychologii Zdrowia.
Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Dziennikarka. W 2016 r. otrzymała honorowe wyróżnienie Festiwalu Sztuki Faktu oraz została nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za wyemitowany w programie TVN UWAGA! materiał „Tu nie ma sprawiedliwości", o krzywdzie chorych na alzheimera podopiecznych domu opieki, a w 2019 r. do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej za teksty o handlu noworodkami w PRL, które ukazały się w Weekend.gazeta.pl. Fascynują ją ludzie i ich historie oraz praca, która pozwala jej te historie opowiadać. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.