Rozmowa
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)

W biografii obecnego mistrza świata "Max Verstappen. Nowy król Formuły 1", wydanej w marcu tego roku, reporter Will Buxton pisze: "Max wspominał, jak bardzo ojciec [również kierowca F1 i przez wiele lat trener Maksa – przyp. red.] się na niego gniewa, jeśli zrobi coś źle. Krąży opowieść o tym, jak Jos wysadził go gdzieś na południu Francji i odjechał… Czy to twarda miłość, czy postępowanie szkodliwe dla dziecka? Czy relacja z rodzicem powinna być tak ekstremalna?". Dzisiaj Max ma 25 lat, ale historia pozostawienia go jako dziecko na poboczu w obcym kraju krąży od lat. Co Pani o tym myśli?

Nie jestem specjalistką od Formuły 1, natomiast takie zachowanie rodziców młodych sportowców jest mi znane. To są często bardzo trudne relacje, bo nie da się ukryć, że rodzic jest kluczowym elementem w drodze po zwycięstwo w wyścigu czy złoty medal olimpijski. Najczęściej ma wspaniałe intencje, chce dobrze dla dziecka, ale wspiera je na swój sposób. I mogą to być z psychologicznego punktu widzenia zachowania bardzo dobre, pożądane, ale też przykłady, których współczesna psychologia nie zaleca.  

W przypadku Josa Verstappena często przywoływanym argumentem jest to, że Formuła 1 to sport bezlitosny. Jego skrajne metody wychowawcze uzasadniane są przygotowaniem syna do wymagających zawodów. Liczy się tylko pierwsze miejsce. Jeśli ktoś chce być mistrzem, musi mieć bardzo wytrzymałą psychikę… 

…albo bardzo krótką pamięć, aby o wszystkich błędach i przegranych szybko zapominać. Kiedy kończą się jedne zawody, często od razu zaczynają się przygotowania do kolejnych. Nie powinno się rozpamiętywać przegranych, tylko szykować się na kolejny trening. 

Czyli twarda głowa albo krótka pamięć. Zastanawiam się, czy zawody sportowe to w ogóle miejsce dla dzieci. 

Z całą pewnością jest to miejsce dla dzieci. Są dyscypliny, które zaczyna się trenować bardzo wcześnie, na przykład łyżwiarstwo figurowe, gimnastyka sportowa czy tenis ziemny. W Polsce rośnie tendencja coraz wcześniejszego wprowadzania aktywności – zaczynamy uprawianie sportu już w wieku przedszkolnym. Najpierw są to gry i zabawy, potem coraz poważniejsza rywalizacja. Ważne, aby dać dziecku wybór, na czym chciałoby się skupić. Historie najlepszych sportowców na świecie pokazują, że zanim wybrali swoją dziedzinę, próbowali wielu różnych sportów. To świetnie przygotowało ich fizycznie i wzmocniło ich odporność mentalną.

Mam duże doświadczenie z dziećmi sportowców, obserwuję je od pierwszych lat między innymi dlatego, że jeżdżę na zgrupowania, na które rodzice zabierają swoje małe dzieci. Ich rozwój psychofizyczny przebiega inaczej w porównaniu z dziećmi, których rodzice są mało aktywni fizycznie albo wcale. Sportowe wzorce w domu to podwaliny przyszłego sukcesu. Tata Igi Świątek wypowiadał się, że jego olimpijskie doświadczenie miało wpływ na miłość córki do sportu. 

Max Verstappen z ojcem (fot. Shutterstock)

Zauważyła pani jeszcze jakieś inne różnice? Gen sportowca? 

Genu sportowca nigdy nie zauważyłam. (śmiech) Ale generalnie człowiek ma temperament i osobowość – różnica jest taka, że temperament jest wrodzony, a osobowość kształtuje się przez całe życie. I środowisko ma tutaj bardzo duży wpływ, a wzorce, także te sportowe, są w nas "wdrukowywane" od pierwszych lat naszego życia. 

Ekstremalnym przykładem jest historia żużlowców Jacka Golloba i jego syna Oskara Ajtnera-Golloba. W 2020 roku sąd skierował 25-letniego Oskara na przymusowe leczenie do szpitala psychiatrycznego, ponieważ od najmłodszych lat była wywierana na niego tak ogromna presja, że ostatecznie jej nie wytrzymał. U Maksa Verstappena presja odniosła pożądany efekt sportowy, u Oskara Ajtnera-Golloba spowodowała załamanie i pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Zastanawiam się, czy to nie jest gra w ruletkę – które dziecko wytrzyma, a które nie.  

Zasadniczo przyjmuje się, że są trzy główne czynniki, które mają wpływ na wyniki młodego sportowca i przebieg jego kariery. Zawodnik, trener i środowisko zewnętrzne, do którego zaliczają się także – a może przede wszystkim – rodzice. Do tego mamy motywację wewnętrzną – ja bardzo chcę, mi zależy, kocham to robić – i motywację zewnętrzną, czyli ktoś mi mówi, że powinienem lub muszę.  

Bywa tak, że dzieci zaczynają uprawiać sport z chęci zaspokojenia ambicji rodziców, czyli motywacja jest zewnętrzna. Rodzice coś zasugerowali lub wręcz nakazali, a dzieci nie mogą i nie chcą ich zawieść. To metoda kija, czyli unikania porażki. Ale żeby utrzymać się w sporcie na dłuższą metę, potrzebna jest motywacja wewnętrzna. Metoda marchewki, czyli dążenia do sukcesu. Sama ambicja rodziców nie wystarczy. 

Czy to ruletka, że komu się uda? Nie uważam tak. Dużo zależy od tego, jak środowisko przygotuje dziecko do radzenia sobie z presją i przegraną. Każdy zawodnik jest inny i do każdego należy podchodzić indywidualnie. Jeden znajdzie szybko motywację wewnętrzną, drugi nie. A pewien poziom presji w sporcie będzie zawsze – najpierw od rodzica, który chce, żeby dziecko osiągało sukcesy, trenera, któremu zależy na wyniku, a potem od sponsorów, zespołu, kibiców, mediów… 

A we własnej praktyce spotkała się pani z tym, że presja rodzica-sportowca na dziecko była zbyt duża? 

W moim gabinecie pojawił się kiedyś młody sportowiec, który uprawiał jedną ze sztuk walki. Jego tata, również sportowiec, miał przeogromne ambicje, aby syn uprawiał inną sztukę walki – tę, którą on sam trenował i w której był mistrzem. Presja ze strony ojca powodowała u tego młodego zawodnika duży lęk, który skutkował trudnością z opanowaniem emocji i stresu nie tylko w sporcie.  

Oczekiwanie kontynuacji "dzieła" rodziców, przekazywanie następnym pokoleniom pałeczki jest w nas, ludziach, wielkie. Sama nie wiem skąd. Taki przykład: jestem wybitym pianistą, mam dziecko i chcę, żeby też zostało muzykiem. Są również przykłady odwrotne, czyli rodzice, wiedząc, jak jest trudno w danym zawodzie, wręcz odradzają dzieciom pójście w ich ślady. To często słyszy się z ust aktorów. 

Wróćmy jednak do naszego młodego zawodnika pod presją oczekiwań rodzica. Musieliśmy skonfrontować się z jego ojcem i porozmawiać o tym, że swoim zachowaniem i tym, co mówi, wywołuje u dziecka konkretne negatywne emocje. Ojciec przyjął to naprawdę bardzo dobrze, a syn po zmianach, które zaszły w ich relacji, zaczął się wspaniale rozwijać w tych sztukach walki, który sam sobie wybrał. Rodzice chcą, żeby ich dziecko było szczęśliwe, ale nie zdają sobie sprawy z konsekwencji wywieranej przez siebie presji czy własnych ambicji. 

Presja ze strony ojca powodowała u tego młodego zawodnika duży lęk, który skutkował trudnością z opanowaniem emocji i stresu nie tylko w sporcie (fot. Shutterstock)

To bardzo pocieszająca historia. 

U rodziców, z którymi się spotykam, widzę przede wszystkim bardzo dobre intencje. I po kilku konsultacjach czy odrobinie edukacji z treningu mentalnego dużo jest w rodzicach pozytywnego wsparcia dla dzieci w zakresie zdrowia psychicznego i funkcjonowania w codziennym życiu. 

Tylko czy nie jest tak, że spotyka pani przede wszystkim tych rodziców, którzy w takim stopniu przejmują się zdrowiem psychicznym swoich dzieci, że zwracają się do psychologa? Jest przecież grupa osób, również w sporcie, która w psychologię nie wierzy i chodzenie do psychologa uważa za wstyd.  

Od dawna nie spotkałam się z takim stwierdzeniem. Jestem w tym zawodzie od 20 lat i na samym początku być może sporadycznie tak było, ale sukcesy Adama Małysza czy Otylii Jędrzejczak, którzy pracowali z psychologami, czy ostatnio Igi Świątek, która otwarcie mówi o wsparciu psychologicznym i treningu mentalnym, są dla wielu osób pozytywnym wzorcem. Rodzice pokazują swoim dzieciom Igę Świątek i mówią: zobacz, jak ona wygrywa, jak ona wspaniale gra, jakie odnosi sukcesy. Czy wiesz, że Iga pracuje z psychologiem? Że też pracuje nad swoim "mentalem" i głową?  

W moim odczuciu sportowy trening mentalny oraz wsparcie psychologiczne jest już na porządku dziennym, a psycholog sportowy to członek teamu zawodnika. To się dzieje już teraz i taka też jest przyszłość.  

Chciałabym wrócić jeszcze do motywacji zewnętrznej, o której pani wcześniej wspominała. "Czasem, gdy Kuba nie chciał iść na zajęcia, nawet żona mówiła: zostaw. Nie chce, to niech nie idzie. Głowę miał na jej kolanach złożoną, leżał pod kocem. Ale mówiłem, motywowałem «dawaj!». I na treningu często było po takich sytuacjach: «dobrze, tata, że mnie wziąłeś, fajnie jest». Wiadomo, że jak człowiek leży, jest mu cieplutko, to nie chce się iść" – mówił sportowiec Roman Kosecki, ojciec piłkarza Jakuba Koseckiego. Gdzie leży granica między zmuszaniem a skutecznym motywowaniem dziecka do sportu? 

Ta granica jest bardzo cienka, ale można próbować ją wyznaczyć i powinien to robić rodzic, bo on najlepiej zna swoje dziecko. W większości przypadków najlepiej oceni, czy niechęć do pójścia na trening wynika z widzimisię. Czasem może się zdarzyć, że człowiekowi się po prostu nie chce – i warto wtedy przypomnieć sobie własne odczucia, kiedy nie chciało nam się iść na basen, siłownię czy bieganie. Ale kiedy już się wybraliśmy, to byliśmy bardzo zadowoleni, wręcz szczęśliwi, że się zdecydowaliśmy.  

Gdy jest to jednak kwestia tego, że dziecko jest naprawdę zmęczone, źle się czuje, nie chce dalej trenować, wtedy naciskanie na pójście na trening może być już niewskazane i silnie dla dziecka demotywujące. Warto stosować argumenty, które odwołują się do pozytywnych wspomnień z treningów, albo wskazywać korzyści: "A pamiętasz, jak ostatnio zrobiłeś świetną akcję i byłeś z siebie taki dumny?". Albo: "Chodźmy na trening, będzie tam twój kolega/koleżanka; został już tylko jeden trening do tego fajnego obozu sportowego". 

Ta granica jest bardzo cienka, ale można próbować ją wyznaczyć i powinien to robić rodzic, bo on najlepiej zna swoje dziecko (fot. Shutterstock)

Z jednej strony to brzmi sensownie, a z drugiej – czy rodzic jest w stanie pogodzić swoją rolę rodzica-opiekuna z rolą rodzica-wymagającego trenera? Przecież na boisku, torze czy macie trzeba zachowywać się zupełnie inaczej niż w domu, a wymagania wobec sportowca, nawet młodego, są duże. W książce "Sebastian Mila. Autobiografia" z 2019 roku piłkarz pisał: "Grałem bardzo słabo, a ojciec [Stefan, również piłkarz – przyp. red.] strasznie krzyczał na mnie spod linii. To nie tak, tamto nie tak. Nie mogłem nic z tym zrobić, sam nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. W końcu sędzia podszedł do mnie i powiedział: – Nie patrz na niego. Nie patrz w tamtym kierunku. (…) Nigdy nie dostałem wtedy od ojca pochwały. Zawsze zwracał uwagę tylko na to, co mu się nie podobało". Czy rodzice w ogóle powinni być trenerami swoich dzieci, można pogodzić te role?

Uważam, że rodzic jest nieodłączną częścią dziecka, także jeśli chodzi o przygotowanie i wsparcie młodego sportowca. Niestety, są ojcowie i matki, którzy mimo najlepszych intencji nie wspierają swoich dzieci tak, jak powinni. Często nie radzą sobie z własnym stresem i zamiast pomóc rozładować emocje związane z rywalizacją sportową, tylko je wzmacniają. Wtedy warto pójść na szkolenie dla rodziców młodych sportowców. Jeśli nie chce, a jego zachowanie przeszkadza zawodnikowi, to trener albo samo dziecko musi poprosić rodzica, żeby nie uczestniczył w treningach oraz zawodach. Zdarzyło mi się spotkać osoby, które wydadzą ostatnie pieniądze na dziecko, ale nie zainwestują ani złotówki we własny trening mentalny. Szkoda.

Mam to szczęście, że większość rodziców, z którymi się spotykam, jest bardzo otwarta na psychoedukację i sportowy trening mentalny. Najlepsza inwestycja, jaką mogą zrobić rodzice, to we własny rozwój, żeby jeszcze lepiej wspierać swoje dzieci.  

Rozumiem, że rodzic jest elementem niezbędnym w rozwoju, ale czy na pewno powinien być trenerem? Czy to nie jest problematyczne, gdy twój trener wraca z tobą do domu i ciągle może cię obserwować, komentować i naciskać poza boiskiem czy torem? Przenosić presję z maty do domu, która dla innych zawodników jest strefą relaksu? 

Myślę, że taki układ może się sprawdzać na początku, gdy dziecko poznaje wybrany sport i środowisko sportowe. Potem ich drogi powinny się jednak rozejść na rodzica-kibica i dziecko-sportowca. Myślę tutaj na przykład o historii sióstr Williams, które ojciec początkowo trenował samodzielnie, ale po pewnym czasie sam zaczął szukać dla nich dobrego trenera z zewnątrz.  

Jest bardzo niewiele przypadków rodziców, którzy są trenerami przez całe sportowe życie dziecka i którym udało się te role pogodzić. Ale z mojej perspektywy lepiej, by tę rolę przejął ktoś z zewnątrz. To jest wskazane nawet dla zdrowia i odciążenia psychicznego obu stron. Chirurg też nie może operować członka rodziny, a przecież ma ku temu wszelkie umiejętności i kwalifikacje.  

Miałam przypadek młodej zawodniczki i jej mamy, która była jedną z jej trenerek. I mimo że naprawdę znała się na rzeczy i dawała córce dobre wskazówki, to dziewczyna nie chciała ich przyjmować i nie chciała jej pomocy. Bo to była jej mama! Po naszych wspólnych konsultacjach wyszłyśmy pozytywnie z tej sytuacji. Ustaliłyśmy taką formę współpracy, która im obydwu pasowała. Ale nie zawsze się to udaje.  

Katarzyna Selwant, olimpijski psycholog sportowy, ekspertka wygrywania w życiu i w sporcie, autorka trzech bestsellerowych książek, trzykrotna Mistrzyni Polski w curlingu, komentatorka sportowa, trenerka mentalna (fot. Ewa Rykowska)

Nastolatkowie generalnie przechodzą przez fazę buntu, również przeciwko swoim rodzicom. Wyobrażam sobie, że trudno zachować autorytet trenera, gdy jest się jednocześnie rodzicem, przeciw któremu zawodnik się buntuje. Łatwiej pyskuje się rodzicom niż obcym ludziom. 

Oczywiście! Rozmawiałam z dziewczyną, która pojechała na dwudniowe zawody i której pierwszego dnia wyjątkowo nie poszło. Wróciła do domu i zrobiła rodzicom taką awanturę, że kończy ze sportem, że już nigdzie nie idzie, że to nie ma sensu. Wylała na nich wszystkie emocje, a oni wyszli z tego półprzytomni. Życie! Ale oni nie byli trenerami. Udało im się ją uspokoić, powiedzieli, że będą ją wspierać bez względu na wszystko. Poszła na zawody kolejnego dnia i miała bardzo dobre wyniki. Nie wiadomo, czy gdyby, ojciec i matka zajmowali się treningami, to też by się tak to skończyło. Mogliby zupełnie inaczej podejść do rozmowy o ewentualnym zakończeniu kariery.  

Rodzice są świetnymi pierwszymi nauczycielami, ale potem powinni jednak przekazać tę rolę innym i skupić się na byciu rodzicem.  

Katarzyna Selwant. Olimpijski psycholog sportowy, ekspertka wygrywania w życiu i w sporcie, autorka trzech bestsellerowych książek, trzykrotna Mistrzyni Polski w curlingu, komentatorka sportowa, trenerka mentalna. Czyni sportowców wybitnymi.

Agata Porażka. Dziennikarka weekendowego magazynu Gazeta.pl. Twórczyni cyklu Zagrajmy w Zielone, który skupia się na tym, co powinniśmy zrobić, by zamiast niszczyć, dbać o planetę. Prowadzi podcast Zetka z Zetką.