Rozmowa
Według klasy średniej winni polaryzacji społeczeństwa są politycy i media. Uważa tak aż 79 proc. Polaków z wyższym i średnim wykształceniem (Marcin Stępień / Agencja Wyborcza.pl)
Według klasy średniej winni polaryzacji społeczeństwa są politycy i media. Uważa tak aż 79 proc. Polaków z wyższym i średnim wykształceniem (Marcin Stępień / Agencja Wyborcza.pl)

Polska jest podzielona na dwa plemiona. Z takim stwierdzeniem zgadza się 70 proc. klasy średniej. Ile osób z tej grupy uważa, że przynależność do jednego bądź drugiego plemienia zrobiła z nich radykałów? 

Anna Buchner: Akurat o to, czy ktoś uważa się za osobę zradykalizowaną, nie pytałyśmy. Wynik nie byłby miarodajny. Nie każdy chciałby się do tego przyznać – nie tylko przed nami, ale nawet przed samym sobą. Pytałyśmy za to, czy badani dostrzegają w polskim społeczeństwie znamiona radykalizacji i jakie są tego przyczyny.

Wyniki jednoznacznie pokazują, że według klasy średniej winni polaryzacji są politycy i media. Aż 79 proc. Polaków z wyższym i średnim wykształceniem uważa, że media są nieobiektywne, bo zamiast faktów przedstawiają opinie, a te formułowane są w sposób przychylny którejś ze stron politycznego sporu. 58 proc. badanych wprost twierdzi, że media kłamią. Wśród młodych (18-24 lata) z takim zdaniem zgadza się aż 78 proc. osób!

Ludzie dostrzegają problem nie tylko w mediach tradycyjnych, ale i w tym, co dzieje się w mediach społecznościowych. Znamienne, że nieliczni potrafili wskazać rzetelne ich zdaniem źródła informacji. Świadomość przekłamań i manipulacji, które podgrzewają emocje i eskalują konflikt w podzielonym społeczeństwie, jest wspólnym doświadczeniem Polaków z klasy średniej.

Klasa średnia pielęgnuje swój styl życia i jest niechętna zmianom (Marcin Stępień / Agencja Wyborcza.pl)

Czyli zarówno osoba oglądająca TVP Info, jak i widz TVN-u uważają, że serwowany im przekaz nie jest obiektywny, a podporządkowany celom politycznym?

A.B.: Tak wynika z naszych badań. Niektórzy respondenci twierdzili, że aby wyłuskać z przekazu fakty, sięgają do kilku źródeł. Wracając jeszcze do pierwszego pytania: czy Polacy postrzegają się jako osoby zradykalizowane, chciałybyśmy, by takie pytanie postawili sobie czytelnicy naszego raportu: na ile bliskie są im twierdzenia wskazujące na radykalizację.

Katarzyna Fereniec-Błońska: Właśnie taka osobista refleksja pchnęła nas – to znaczy pracownię badawczą Ciekawość, Komitet Dialogu Społecznego i Laboratorium "Więzi" – do zbadania poziomu radykalizacji polskiego społeczeństwa. Od jakiegoś czasu sama łapałam się na tym, że moje opinie są coraz bardziej skrajne, a stosunek do innych poglądów mniej otwarty.

Dlaczego poziom radykalizacji badałyście wyłącznie u klasy średniej tj. osób z wyższym i średnim wykształceniem?

K.F-B.: Interesowały nas osoby, które mają wpływ na kształt debaty publicznej i z założenia są bardziej świadome własnych przekonań, tym samym mniej podatne na uleganie radykalnym poglądom. Tymczasem niektóre z wyników nas zszokowały.

A.B.: W ograniczeniu badania jedynie do klasy średniej chodziło też o to, by uniknąć łatwego obwiniania innych grup społecznych za podgrzewanie sporów. Klasa średnia nie może już dłużej uciekać od odpowiedzialności za polaryzację naszego społeczeństwa, za jakość debaty publicznej i relacje, jakie budujemy jako wspólnota. 

Klasa średnia to osoby bardziej świadome własnych przekonań (Kamila Kotusz / Agencja Wyborcza.pl) , Polacy z wyższym i średnim wykształceniem są mniej podatni na uleganie radykalnym poglądom (Jakub Ociepa / Agencja Wyborcza.pl)

K.F.-B.: Badanie jest diagnozą naszego stanu, od której chcemy się odbić. W raporcie proponujemy tak zwaną szczepionkę na radykalizację, czyli pomysł na to, jak odtruć polskie społeczeństwo. Za jej udaną aplikację w dużej mierze będą odpowiadać osoby z wyższym i średnim wykształceniem: pracownicy sektora edukacji, organizacje pozarządowe, administracja publiczna, dziennikarze, instytucje kultury i tak dalej. My naprawdę mamy wpływ na to, jak wygląda spór światopoglądowy w Polsce, na jakie zachowania dajemy przyzwolenie, a jakich nie dopuszczamy.

Kim właściwie jest radykał i jak radykalizacja społeczeństwa ma się do jego polaryzacji?

K.F.-B.: W potocznym rozumieniu radykał to osoba o poglądach skrajnych, wręcz niebezpiecznych: członek grupy islamistycznej, nacjonalista, kibol czy anarchista. Na takie osoby łatwo się oburzać, a jednocześnie łatwo mówić: to oni, nie my. Tymczasem znacznie ciekawiej w radykalizacji dostrzec proces, a nie stan. Dla nas radykalizacja zaczyna się dużo wcześniej: wtedy, gdy zamykamy się na dialog, gdy dehumanizujemy człowieka po drugiej stronie politycznej barykady, gdy odmawiamy mu prawa do słuszności poglądów. 

A.B.: Zamknięcie na dialog to w naszym badaniu jeden ze wskaźników radykalizmu, obok skłonności do działań antydemokratycznych, które bezpośrednio uderzają w wolność drugiego człowieka, oraz sympatii dla autorytaryzmu. 

Polaryzacja nie jest jednak tożsama z radykalizacją. Polaryzacja to podział wspólnoty na dwa obozy, z których jeden jest antytezą drugiego. Polaryzacja zdecydowanie upraszcza świat społeczny, przyzwyczaja nas do automatycznego klasyfikowania ludzi według prostych schematów myślowych.

Wojujący autokraci mają silne poczucie zagrożenia. Boją się, że nie należą już do tak samo myślącej większości (Lukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl)

Na przykład.

A.B.: Społeczeństwo spolaryzowane to takie, w którym na ulicy, w pracy, przedszkolu, szkole czy siłowni są swoi i obcy, a strategią przetrwania staje się sprawne rozpoznawanie, kto swój, a kto nie.

K.F.-B.: Obcy to ktoś, kto może zrobić nam krzywdę, choćby mówiąc coś niemiłego na rodzinnym przyjęciu, z kim konfrontacja wzbudza w nas silny ładunek emocji. Z czasem, gdy emocje są podgrzewane i utrzymywane na wysokich rejestrach – czy to przez media społecznościowe, czy przez polityków lub dziennikarzy – polaryzacja tworzy dogodne warunki do radykalizowania się jednostek.

Jeden z najbardziej szokujących wyników waszego badania pokazuje, że aż 19 proc. Polaków z klasy średniej zdarza się życzyć śmierci komuś, kogo nie znają (na przykład politykowi), a kto wyznaje inne poglądy, wartości czy ma inny sposób postrzegania świata.

K.F.-B.: A 13 proc. czasami życzy śmierci komuś znajomemu, kto wyznaje inny światopogląd. Gdy planowałyśmy badanie, nie przyszło nam do głowy, by zadać takie pytanie. Zazwyczaj unika się w ankiecie stwierdzeń, które mogą źle świadczyć o badanym, przez co będzie on niechętny, by odpowiadać na nie twierdząco.

A.B.: Tymczasem w wywiadach pogłębionych prowadzonych wyłącznie z osobami z wyższym wykształceniem, które poprzedzały badanie ilościowe, ludzie wcale o to niepytani wprost opowiadali, że osoby głoszące inne poglądy budzą w nich tak silne negatywne emocje, że czasem snują fantazje o ich śmierci. Te deklaracje nas zaskoczyły, ale i ośmieliły, by wprost zapytać o to w ankiecie. Nie przypuszczałyśmy, że odsetek pozytywnych odpowiedzi będzie aż tak wysoki. Jednocześnie podejrzewamy, że rzeczywisty udział procentowy jest jeszcze wyższy, bo z pewnością były osoby, które zataiły takie myśli.

Co charakteryzuje Polaka z klasy średniej, który snuje fantazje o wyeliminowaniu przeciwników politycznych?

K.F.-B.: Osoby z wyższym wykształceniem dysponują dość dużym kapitałem kulturowym i są na tyle obyte, by wiedzieć, że obrażanie kogokolwiek jest niestosowne. Życzeniom śmierci nie towarzyszyły więc epitety rzucane w stronę członków wrogiego obozu. Sporadycznie zdarzały się wypowiedzi niepoprawne politycznie, ale okraszone zaprzeczeniem, typu: "Nie jestem rasistą, ale…" lub "Nie jestem niechętny osobom LGBT+, ale…".

Z kolei w typologii polskiego społeczeństwa, jaka wyłoniła się z badania ankietowego, osoby życzące przeciwnikom światopoglądowym śmierci należały do grup wojujących demokratów lub wojujących autokratów i tu warto powiedzieć, że bardziej radykalni w niektórych opiniach okazali się ci pierwsi. Ale zarówno jedni, jak i drudzy nie chcą w przestrzeni publicznej widzieć manifestacji innych stylów życia czy światopoglądów.

A.B.: W badaniu życzenie śmierci osobie o odmiennych poglądach było jednym z głównych komponentów wskaźnika gotowości do zachowań radykalnych. Takie osoby deklarowały również, że nie rozmawiają z członkami rodziny, którzy mają odmienne poglądy. Były też skłonne wspierać organizacje walczące o ich prawa, nawet jeśli te łamały prawo.

Sąd Okręgowy skazał Stefana Wilmonta za zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza na dożywocie (Bartosz Bańka / Agencja Wyborcza.pl)

Nie tak dawno niechęć do politycznego przeciwnika zakończyła się śmiercią prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Dlatego te 19 proc. tak przeraża. Jakie czynniki waszym zdaniem najbardziej sprzyjają radykalizacji?

A.B.: Myślę, że duży wpływ ma rewolucja, jaka w ostatnich dekadach przeobraziła świat mediów: przeszliśmy od społeczeństwa niedoboru informacyjnego do społeczeństwa absolutnego ich przesytu. Tymczasem wiele osób nie ma kompetencji, by rozsądzić, co jest fake newsem, co manipulacją, a co rzetelnym przekazem. Do tego dochodzi szum generowany w mediach społecznościowych, któremu towarzyszy kompletny brak kultury wypowiedzi. W sieci kompletnie zapominamy o ważeniu słów i do granic możliwości pompujemy emocjonalność przekazu.

Nie można pod wypowiedzią osoby myślącej inaczej napisać, że ma się na dany temat odmienne zdanie, lepiej opublikować serię epitetów, które nie tylko obrażają, ale czasem wręcz odmawiają adwersarzowi człowieczeństwa. Poza siecią ludzie sobie na tyle nie pozwalają, choć funkcjonowanie w rzeczywistości wirtualnej ma oczywisty wpływ na jakość naszych relacji w codzienności.

K.F.-B.: Radykalizacji sprzyjają też bańki informacyjne, które coraz szczelniej nas obudowują, dzięki czemu coraz rzadziej docierają do nas inne spojrzenia. Kiedy w końcu na nie trafiamy, tym większą wzbudzają niechęć i agresję i tym bardziej nie potrafimy ich zaakceptować. Istotnym czynnikiem sprzyjającym radykalizacji jest też przemożne poczucie niepewności świata. Pandemia, kryzys klimatyczny, wojna w Ukrainie czy galopująca inflacja – jest o co się martwić. Dlatego tęsknimy za prostymi rozwiązaniami.

Co to znaczy?

K.F.-B.: Na przykład to, że zamiast myśleć o projekcie wspólnotowym, o wspólnym mierzeniu się z kryzysami, niemal co piąty przedstawiciel klasy średniej (18 proc.) ratunku upatruje w silnym przywódcy, którego nie trzeba by wybierać co cztery lata. Ci ludzie chętnie zamieniliby demokrację na autorytaryzm.

A.B.: Z drugiej strony nasze badania pokazały, że polska klasa średnia bardzo się różni. Aż 60 proc. osób z wyższym i średnim wykształceniem nie wykazuje cech radykalizacji. Do tego nie wszyscy radykałowie są skorzy do konfrontacji i podgrzewania konfliktu. Tak naprawdę wojujących demokratów i wojujących autokratów jest w sumie 23 proc. Tymczasem to właśnie oni kompletnie zdominowali przestrzeń debaty. Nie ma co karmić tego potwora, tylko głośno mówić: wy to nie cały świat. Sami oszukujemy się, że spór między nami jest tak powszechny!

Klasa średnia ma silne poczucie, że konflikty i wojny kulturowe służą wyłącznie politykom (Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl)

Uświadomienie sobie, że ludzie nawalający epitetami w przeciwników są w mniejszości, to pierwszy krok do zmiany charakteru społecznej debaty?

K.F.-B.: Według mnie ważne, by mówić o tym głośno, bo Polacy są tą nawalanką wyczerpani. Taki był dominujący wydźwięk naszych rozmów. Ludzie mówili: "Wspomnę sąsiadowi, gdzie taniej kupić węgiel, i po dwóch minutach kłócimy się o politykę". "W warzywniaku powiem, że dziś ładna pogoda, i zaraz ląduję w środku dyskusji o kryzysie klimatycznym". Wiele słyszałyśmy o tym, że strach się odezwać, bo całkiem niewinna uwaga może szybko eskalować w awanturę. Co istotne, klasa średnia ma silne poczucie, że te konflikty i wojny kulturowe służą wyłącznie politykom, zajętym walką na słowa, a nie zmianami systemowymi.

Powiedziałyście, że Polacy bardzo się różnią. Opiszcie więc tytułowe twarze polskiej radykalizacji.

A.B.: Każdą osobę, która wypełniła naszą ankietę, umieszczałyśmy na dwóch osiach: demokraci–autokraci i dyplomaci–wojujący. Z takiego podziału wyłoniłyśmy cztery grupy: wojujących demokratów, wojujących autokratów, dyplomatycznych demokratów i dyplomatycznych autokratów. Oraz piątą – niezdecydowanych.

Kim są wojujący?

A.B.: Wojujący autokraci – 13 proc. polskiej klasy średniej – mają silne poczucie zagrożenia. Widzą, że świat dookoła się zmienia, a ich poglądy są wciąż takie same. Boją się, że nie należą już do tak samo myślącej większości. Ich celem jest utrzymanie status quo i dlatego głośno wyrażają swoje poglądy. Ratunku upatrują w silnym przywódcy, który zagwarantuje im, że wszystko będzie, jak było. To osoby, które potrafią zerwać znajomość z powodu różnicy poglądów. Ich zdaniem inaczej myślący są naiwni, przez co udało się ich zmanipulować. Oni natomiast są na takie techniki odporni.

K.F.-B.: Z kolei wojujący demokraci – 10 proc. polskiej klasy średniej – choć światopogląd mają skrajnie odmienny, to postawę względem przeciwników podobną. Obie grupy mają poczucie absolutnej wyższości, a także utożsamiają poglądy z moralnością. Poglądy na temat aborcji, praw dla osób LGBT+ etc. przesądzają o tym, czy jesteś dobrym człowiekiem. Wojujący demokraci do niedawna czuli się większością, teraz boją się utraty przywileju i gotowi są walczyć o to, by ich pogląd był dominujący.

Częstochowa. Protest przeciw ''lex TVN'' i w obronie wolnych mediów (Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.pl) , Pikieta 'Zapamiętamy wszystkich neo-sędziów' zorganizowana przez KOD w Kielcach (Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl)

Czy te  grupy wyczerpują radykalizm klasy średniej?

K.F.-B.: Nie. Za radykalnych uznajemy też dyplomatycznych autokratów – 17 proc. klasy średniej. Oni też marzą o silnym przywódcy, chcą silnej Polski, silnych instytucji. Uważają się za patriotów, ale poglądy są według nich sprawą prywatną. Dyplomatyczni autokraci myślą, że to, jakie masz poglądy, w żaden sposób cię nie definiuje. Osoby te są dość tolerancyjne, wyznają bowiem podejście wolnoć, Tomku, w swoim domku: nie chcą, by inni manifestowali swój sposób życia w przestrzeni publicznej, i nie zamierzają afiszować się ze swoim.

A.B.: Największą grupę – aż 33 proc. klasy średniej – tworzą dyplomatyczni demokraci. To osoby wolne od radykalizacji, szanujące demokrację, ale jednocześnie niegotowe, by walczyć o nią na ulicach. Mają swoje poglądy, ale też są otwarci na odmienne wizje świata. Co ciekawe, w tej grupie znaleźli się przedstawiciele bardzo różnych opcji politycznych i światopoglądowych. Niektóre osoby mają złe doświadczenia związane z głośnym wyrażaniem własnych opinii. Dyplomatyczni demokraci wiedzą, z kim można poruszać sporne kwestie, a z kim nie. Jedna z respondentek opowiadała, że jej szef ma skrajnie inne poglądy od niej, a jednocześnie jest dość zajadły. Kobieta uważała, że wchodzenie z nim w konflikt nie tylko jest nierozsądne, ale też niczego nie zmieni.

Intrygujące jest to, że drugą co do wielkości grupą są osoby niezdecydowane: ani wojujący, ani dyplomaci, ani demokraci, ani autokraci.

A.B.: Aż 27 proc. klasy średniej. Dla mnie to jedno z największych zaskoczeń naszego raportu. Niezdecydowani to osoby, które w wielu kwestiach po prostu nie mają zdania. Wielu z nich nie uczestniczy w wyborach. Podobnie jak dyplomatyczni demokraci także nauczyli się, gdzie i co mogą mówić. Tylko że dla nich brak poglądów to w zasadzie dobra strategia na dzisiejsze czasy.

Niezdecydowani mają silne poczucie, że debata społeczna ich nie dotyczy, bo jest daleko od codziennych problemów zwykłych ludzi. Rozmawiałam z dwiema samodzielnymi matkami z tej grupy, którym radzenie sobie z codziennością zajmuje tyle czasu, że na określanie się światopoglądowe już go nie ma. W moim odczuciu tę grupę charakteryzuje uczciwość: nie chcą poddać się impulsowi chwili, głosować na kogoś, bo ktoś im tak zasugerował.

K.F.-B.: Oni też sporo mówili o oszczędzaniu emocji. Polityka i spory światopoglądowe pochłaniają cenne zasoby energii, a ostatecznie nie są tego warte. Niezdecydowani odmawiają uczestnictwa w polityce, bo chcą chronić siebie.

W ankiecie pytałyście o preferencje polityczne, ale nie przypisałyście ich do konkretnych grup, choć aż się prosi.

A.B.: To była przemyślana decyzja. Nie chciałyśmy stać się młynem na wodę polityków. Raport jednoznacznie pokazuje, że ludzie – niezależnie od preferencji politycznych – winą za polaryzację obarczają polityków. Chcieliśmy uniknąć prostych kalek przypisywanych wyborcom dwóch spolaryzowanych partii, bo w ten sposób tylko dolałybyśmy paliwa do tego konfliktu. Tymczasem chodzi o coś więcej: chcemy pokazać, jak głębokie konsekwencje społeczne ma ten polski spór. W końcu jedna piąta klasy średniej życzy śmierci przeciwnikom politycznym!

K.F.-B.: Poza tym te podziały są znacznie bardziej skomplikowane niż proste przyporządkowanie konkretnych grup do partii politycznych. Co ważne, największe wątpliwości wobec demokracji mają młodzi. Wśród osób w wieku 18–24 lata ze stwierdzeniem, że demokracja to najlepszy ustrój, zgadza się 48 proc. badanych, a wśród osób w wieku 25–34 lata – 49 proc., natomiast w grupie wiekowej 55–65 lat odsetek ten wynosi 80,5 proc. Młodzi nie pamiętają czasów PRL i mają zupełnie inne, jednoznacznie krytyczne, spojrzenie na demokrację.

Nie zapomnę dyplomatycznego autokraty, który tłumaczył mi, że państwo winno być silne w swojej jedności, nie ma więc w nim miejsca na różnorodność. A kiedy zapytałam, kogo widziałby w roli charyzmatycznego przywódcy, odpowiedział: może Roberta Biedronia?

Katarzyna Fereniec-Błońska (Archiwum prywatne) , Anna Buchner (Archiwum prywatne)

Czy wnioski, jakie stawiacie w waszym raporcie, wpisują się w inne diagnozy dotyczące polskiego społeczeństwa?

A.B.: Równolegle pracowałyśmy nad raportem o funkcjonowaniu młodych ludzi w sieci. Porównując wyniki jednego i drugiego badania, myślę, że czas zdać sobie sprawę z tego, że praprzyczyną depresji, myśli samobójczych i samookaleczania się nastolatków nie jest ich uzależnienie od TikToka, ale świat, jaki zgotowaliśmy im my, dorośli. Pora wziąć za to odpowiedzialność i zacząć "szczepić się" przeciwko radykalizmom. Po antidotum odsyłam do raportu.

*Raport "Twarze polskiej radykalizacji" to wspólna inicjatywa Komitetu Dialogu Społecznego, pracowni badawczej Ciekawość oraz Laboratorium "Więzi".

Katarzyna Fereniec-Błońska. Socjolożka, od ponad 13 lat projektuje i realizuje badania społeczne i marketingowe. Doświadczenie zdobywała w Kantarze oraz paryskim Ipsos. W Ciekawości współpracuje z organizacjami pozarządowymi, instytucjami kultury oraz start-upami. W pracy badawczej interesuje się zmianami społecznymi  i wpływem technologii na style życia.

Anna Buchner. Badaczka społeczna, socjolożka i antropolożka z ponad 15-letnim doświadczeniem. Specjalizuje się w badaniach kultury, nowych mediów, kompetencji cyfrowych i stylów życia. W ostatnich latach realizowała międzynarodowe projekty badawcze w Centrum Humanistyki Cyfrowej w Instytucie Badań Literackich PAN oraz współpracowała z instytucjami kultury i organizacjami trzeciego sektora, m.in. Instytutem Teatralnym, Fundacją Szkoła z Klasą i Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę. Członkini Komitetu Dialogu Społecznego przy Krajowej Izbie Gospodarczej oraz rady programowej Fundacji Orange.

Magda Roszkowska. Dziennikarka i redaktorka. Zdobywczyni nagrody Grand Prix Festiwalu Wrażliwego w 2019 r. Jej teksty ukazują się też w Dużym Formacie Gazety Wyborczej.