Rozmowa
Katarzyna Butowtt w filmie 'Jezioro słone' (Fot. Matylda Rosłaniec / materiały prasowe)
Katarzyna Butowtt w filmie 'Jezioro słone' (Fot. Matylda Rosłaniec / materiały prasowe)

Zagrałaś w filmie "Jezioro Słone" Katarzyny Rosłaniec. Twoja bohaterka nigdy nie miała innego mężczyzny poza mężem i zaczyna się zastanawiać, czy tego nie zmienić.

Kasia szukała do roli Heleny dojrzałej, siwowłosej kobiety, która nie ma problemu ze swoim wiekiem, i wymyśliła, że to ja. Przeczytałam scenariusz i stwierdziłam, że nie mogę z tej propozycji nie skorzystać. Zdjęcia trwały dwa miesiące, podczas których byliśmy odcięci od świata. Mieszkałam nad jeziorem i cieszyłam się tym, co robię.

Pogoda była piękna, więc korzystałam z niej po pracy. Chodziłam pływać, bo bardzo lubię. Jezioro Słone jest wspaniałe, ale nie wiem, czy powinnam to mówić, bo teraz jest tam cicho i pusto. Proszę, nie jedźcie tam!

Rola Heleny wymagała też od ciebie rozebrania się przed kamerą. Przyznam, że wyglądasz świetnie!

Kasia mnie nawet pytała: "Przyznaj się, czy ty coś zrobiłaś z piersiami?".

A zrobiłaś?

Skąd! Zawsze powtarzam moim przyjaciółkom, że lepsze są małe piersi.

Na pewno pomogło mi to, że z Krzysiem Stelmaszykiem, który gra mojego męża, znamy się od lat. Jeszcze z czasów, kiedy pracował jako model. Krótko po skończeniu szkoły teatralnej musiał z czegoś żyć. Bardzo więc chciałam, żebyśmy zagrali razem, ale do końca nie było to pewne, bo nie wiedzieliśmy, czy będzie mógł. Chodziłam po balkonie i prosiłam go przez telefon: "Krzychu, błagam cię, zrób coś, bo ja chcę mieć z tobą sceny łóżkowe, z nikim innym". Ciekawe, co o mnie pomyśleli wtedy sąsiedzi...

Z kolei Kasia mówiła mi: "Przestań myśleć o tym, jak wyglądasz, skup się na emocjach". Wbrew pozorom rozebranie się było dla mnie łatwiejsze niż emocje, ale też stanowiło wyzwanie, bo przecież nie urodziłam się wczoraj, tylko wcześniej.

Katarzyna Butowtt i Krzysztof Stelmaszyk na planie filmu 'Jezioro Słone' (Matylda Rosłaniec)

Wcześniej?

Mówię, że jestem urodzona wcześniej. I na tym kończy się dociekanie kiedy. Nie mogę uwierzyć w to, ile mam lat, ale nie ukrywam swojego wieku. A mam prawie 70 lat, co jest dla mnie abstrakcją. Zimą poszłam po kartę seniora, żeby jeździć komunikacją miejską za darmo. W czapce, nieumalowana. Pani w okienku pyta: "A ta karta seniora to dla mamusi?". Zdjęłam czapkę, pokazałam siwe włosy i mówię: "Dla mnie".

Tak po prostu?

Wiek to tylko liczba, więc staram się na nim nie skupiać. Choć przyznam, że lubię czerpać energię od młodych ludzi. Otaczam się nimi, bo nie narzekają i nie opowiadają o swoich chorobach. Wiadomo, że one dotyczą nas wszystkich i skłamałabym, mówiąc, że nic mnie nie boli, ale epatowanie dolegliwościami jest po prostu męczące. I dla innych, i dla nas samych. Ja programuję swój umysł na "jest nieźle".

Zagrałaś fenomenalnie! Aż nie chce się wierzyć, że to twój debiut w głównej roli.

Gdy słyszę takie opinie, za każdym razem powtarzam, że to głównie zasługa Kasi, która świetnie pracuje z amatorami sztuki filmowej. Po uroczystej premierze Dorota Kolak, która gra moją przyjaciółkę, długo trzymała mnie za rękę i prawiła tyle komplementów, że aż poczułam się dziwnie. Bo ja po prostu się cieszę, że nie zepsułam tego filmu.

Widzisz, ja się ciągle tłumaczę, że to nie moja zasługa, i ciągle przepraszam. Przepraszam często i za wiele rzeczy, co bierze się chyba z niepewności siebie. To się może komuś wydawać śmieszne.

Katarzyna Butowtt w 2004 roku (Igor Morye / Agencja Wyborcza.pl)

Wydajesz się wrażliwą osobą, tym bardziej doceniam, że zgodziłaś się na rolę Heleny.

To była bardzo ciężka praca na emocjach. Kasia nie chciała mnie przed zdjęciami "przymierzyć" do filmowego męża, którego zagrał Krzysio Stelmaszyk, czy zrobić prób. "A co będzie, jak nie dam rady?" – zapytałam. "To wtedy cię zakatuję" – odparła żartem. I rzeczywiście były takie momenty, kiedy czułam się emocjonalnie zakatowana. Gdy gramy scenę, w której karetka zabierała mnie do szpitala, miałam ochotę powiedzieć: "Jedźmy i już nie wracajmy".

Po scenie, w której bardzo głośno krzyczę, uciekłam na pomost. Musiałam trochę ochłonąć. Kasia to rozumiała i cierpliwie czekała, aż wrócę. Po scenach, w których płakałam, podchodziła do mnie, przytulała mnie i też płakała. Była przy mnie, kiedy jej potrzebowałam.

Kiedy wreszcie mogliśmy zobaczyć zmontowany film, z Krzysztofem i Jackiem [Jacek Poniedziałek, filmowy przyjaciel Heleny – przyp. red.], Kasia czekała pod salą. Krzysio się wzruszył, a Jacek popatrzył mi głęboko w oczy i powiedział: "Gratuluję". A ja nic nie odpowiedziałam, tylko uciekłam. Po dwóch dniach zadzwoniłam do Kasi i powiedziałam, że film jest piękny.

Katarzyna Butowtt jako Helena ze swoim filmowym mężem (Matylda Rosłaniec)

Piękny, ale i niełatwy. Co było dla ciebie emocjonalnie najtrudniejsze?

Najbardziej krzyk, płacz i awantury. Pochodzę z przemocowego domu, gdzie dużo krzyczano, więc nie znoszę krzyku i kłótni.

Moi rodzice pobrali się bardzo młodo, tak naprawdę nigdy się nie kochali. Uważam, że nie powinni byli decydować się na ślub i wspólne życie. Gdy miałam 24 lata, wyprowadziłam się z domu. Ale już wcześniej sporo pracowałam, uciekałam w swój świat.

Dziś zazwyczaj w ogóle nie podnoszę głosu i unikam osób, które to robią. Gdy słyszę, że ktoś krzyczy, cała kulę się w sobie i jeśli tylko mogę, robię uniki. Oczywiście jest to swego rodzaju tchórzostwo, bo nie staję twarzą w twarz z problemem, ale mówię o sytuacjach, które nie są tego warte. Po co mam sobie rozwalać dzień? Nie warto. Poza tym rodzice nigdy mnie nie chwalili, nie mówili, że jestem ładna i że nie mam powodów do kompleksów. Moje dzieciństwo cały czas odbija mi się czkawką. Ciągle jeszcze je przerabiam.

Katarzyna Butowtt i Jacek Poniedziałek na planie filmu 'Jezioro Słone: (Matylda Rosłaniec)

Dopiero teraz?

Tak, choć moi rodzice dawno już nie żyją, a ja im wybaczyłam. Gdy jako Helena musiałam się ustawić w roli mojej matki, czułam się bardzo dziwnie. I właśnie z tego powodu miałam czasem ochotę uciec. Na szczęście było to załamanie tylko chwilowe.

Twojemu mężowi film się podobał?

Tomek jest bardzo przejęty tą moją rolą i co pewien czas pyta mnie, czy to jeszcze długo potrwa, bo mnie wozi i odbiera z najróżniejszych spotkań. W domu wciąż o tym filmie rozmawiamy. Pewnego razu przy śniadaniu mój kochany mąż powiedział: "Wiesz, zastanawiam się, czy ja na pewno jestem dla ciebie dobry". Ja z kolei zaczęłam się zastanawiać, czy nie stosuję wobec niego przemocy. 

Przemocy? W czym miałaby się ona przejawiać?

W nadmiernej trosce. Nie mamy dzieci ani wnuków, a we mnie drzemią ogromne pokłady nadopiekuńczości. Cała ta moja troska skupia się więc na Tomku, który może się czasem czuć przytłoczony. A ponieważ jest muzykiem i potrzebuje wsparcia, z jednej strony mu to pasuje, ale z drugiej czy z trzeciej okazuje się, że czasem byłoby dobrze, gdybym trochę odpuściła.

Katarzyna Butowtt mówi, że lubi swoje siwe włosy (Matylda Rosłaniec)

Gdzie się poznaliście?

Prawda jest taka, że poznałam mojego obecnego męża na swoim pierwszym ślubie. Przyszedł jako jeden z gości. Moje pierwsze małżeństwo okazało się na szczęście dość krótkie. To był naprawdę niezły rollercoaster. Postanowiłam się rozwieść i w 1984 roku zaczęliśmy się z Tomkiem spotykać. Do dziś jesteśmy razem.

Tomek też bardzo się o mnie troszczy. Boi się, że ktoś zrobi mi krzywdę. Pierwszy wypatruje recenzji i czyta je przede mną. Jest cudownym plastrem na ranę wcześniejszych lat mojego życia. Robi wszystko, żeby mnie ochronić, bo wie, że łatwo mnie zranić.

A jaka byłaś w dzieciństwie?

Krnąbrna. Bardzo się dziwię, że jakimś cudem skończyłam Liceum Norwida w Warszawie, a potem studia w Akademii Teologii Katolickiej. Kiedy trzeba było się uczyć, bez przerwy wagarowałam. Równocześnie już od 15. roku życia także pracowałam, co nie było dobrym połączeniem.

Byłam też bezczelna. Moja polonistka jako zadania domowe dawała nam do przepisywania wiersze. Uważałam, że to nie ma sensu, i nigdy tego nie robiłam, a ona podchodziła wtedy do mnie i mówiła: "Wiersza przepisać nie zdążyłaś, ale paznokcie na zielono pomalowałaś". Odpowiadałam, że przecież wiersze mamy w książce. Nauczyciele nie mogli sobie ze mną poradzić.

W szkole także fascynowałam się muzyką. Mam doskonałą pamięć muzyczną, ale rodzice tego nie wykorzystali. Zamiast do szkoły muzycznej wysłali mnie do szkoły baletowej. Chyba chcieli w ten sposób dać ujście mojej energii.

Katarzyna Butowtt na pokazie mody w Katowicach, 1992 rok (Waldemar Kompała / Agencja Wyborcza.pl)

Chciałaś zostać tancerką?

Nie, chciałam być weterynarzem. Notorycznie miałam w domu schronisko dla zwierząt. Kiedyś jeden z lekarzy powiedział: "Pani to chyba mi kiedyś glistę do zszycia przywiezie". Raz uratowałam wróbla, który wpadł do studzienki kanalizacyjnej. "A to pani wróbelek?" – pyta mnie kobieta, która się temu przyglądała. Nie rozumiała, czemu to robię.

Gdy się okazało, że mam alergię, do której później doszła astma, tworzyłam dla tych zwierząt chwilowy azyl, a potem szukałam im domu. Serce mi się kroiło, że nie mogę pójść na weterynarię. Kiedyś na biologii trzeba było przeprowadzić sekcję szczura i wszyscy uciekli. Zostałam tylko ja i pani profesor, która powiedziała, że nawet student medycyny nie powstydziłby się tego, jak to zrobiłam. Myślę, że mogłabym być chirurgiem.

Zamiast tego skończyłaś psychologię. W latach 80. i 90. byłaś jedną z najbardziej znanych polskich modelek, pojawiłaś się też w pierwszych telewizyjnych reklamach Baltony i Teletomboli.

Gdy miałam 15 lat, zaczepił mnie na ulicy Tomek Sikora, fotograf pracujący dla znanej projektantki mody Grażyny Hase. Powiedział, że wyglądam na osobę fotogeniczną, i zapytał, czy nie przyszłabym na sesję zdjęciową. Poszłam, nikogo się nie radząc. Ahoj, przygodo – powiedziałam sobie.

Zaczęłam dostawać propozycje. Rodzice powiedzieli, że mogę być modelką, pod warunkiem że nie będzie to kolidowało z nauką. Praca jednak wpływała na szkołę, pod koniec roku zaliczałam wszystkie przedmioty eksternistycznie i tym sposobem zdawałam do następnej klasy. 

Modeling pewnie wtedy wyglądał inaczej niż dziś?

Same się malowałyśmy na pokazy, zakładałyśmy też własne rajstopy i buty. Traktowano nas bardzo instrumentalnie. Kiedyś dyrektor dużej firmy odzieżowej nagle powiedział, że koniec z modelkami, że od teraz będzie prezentować nowe kolekcje na manekinach. Ale to ostatecznie nie przeszło.

Prezentowałyśmy te obłędnie piękne ciuchy z materiałów sprowadzanych z Francji, ale nigdy nam ich nie dawano. Dzisiaj modelki dostają po pokazach ubrania, w których pozują, i markowe akcesoria. My miałyśmy taki przywilej, że w sklepie Barbary Hoff w Domach Centrum w Warszawie mogłyśmy kupować ciuchy bez kolejki. To też było coś, bo do Hofflandu godzinami wiły się długie ogonki, w których my nie musiałyśmy stać.

Na pokazy Mody Polskiej woził nas autokar. Same musiałyśmy wyjąć ciuchy z magazynów, zapakować w worki i do autobusu, a potem wynieść do garderoby przed pokazem. I jeszcze panie magazynierki na nas krzyczały, że ciągniemy te worki z sukniami po ziemi. Do tego każda z nas miała słoik z własnym jedzeniem, bo przecież nie było żadnego cateringu.

Katarzyna Butowtt (dziewiąta od prawej) na pokazie mody w Katowicach, 1992 rok (Waldemar Kompała / Agencja Wyborcza.pl)

Ale i tak należałyście do modowej elity.

Początkowo sesje zdjęciowe i pokazy mody rzeczywiście były elitarne i niedostępne dla wszystkich. To był zamknięty świat. Pozowałam do sesji, które Barbara Hoff robiła do "Przekroju", i w podpisach redakcja zawsze przekręcała moje nazwisko po drugim mężu. Pewnego dnia pani Barbara napisała do "Przekroju" sprostowanie, a nam powiedziała tak: "Mężów można zmieniać, ale nazwisko to trzeba sobie zostawić".

Z tą Modą Polską jeździłam w różne miejsca świata, chociażby do Szwajcarii czy Mongolii. Pojechałam też na prêt-à-porter do Paryża, gdzie zrobiono mi profesjonalną sesję zdjęciową. Mieszkałam wtedy z modelką, która chodziła w pokazach haute couture. Pokazała moje zdjęcia znajomemu fotografowi, a on zaniósł je do agencji i powiedział, że mnie chcą. Dostałam propozycję umowy i kolejnych sesji, po czym pomyślałam: jak to?

Co "jak to"?

W głowie rozpętała mi się gonitwa myśli, że sesja, studia, pierwszy mąż w Polsce, więc jak to tak? Wreszcie wróciłam do domu i już. Od tamtego czasu mawiam: ważne jest wiedzieć, że cię chcą. Nie żałuję kariery za granicą, doceniam to, co mam.

Katarzyna Butowtt dziś (arch. prywatne) , Katarzyna Butowtt jako Helena (Matylda Rosłaniec)
Zobacz wideo Rozmowa z Joanną Kulig z okazji premiery "Pajęczyny". "Nie grałam jeszcze takiej postaci"

Spełniasz się też jako wolontariuszka w Fundacji Dr Clown.

Przez prawie 10 lat chodziłam do szpitali dla dzieci jako Doktor Guzik. Doktor Guzik, bo guzik mi wychodził z magicznych sztuczek. Miałam plastikowy smark wiszący u nosa, wchodziłam do sali z chorymi dziećmi i kichałam, a one pokładały się ze śmiechu. Bardzo to lubiłam, niestety, łapałam wszystkie choroby i musiałam przestać. Teraz pozyskuję fundusze dla Fundacji.

Helena, twoja bohaterka z "Jeziora Słonego", mówi: "Nienawidzę być stara, przezroczysta". Też się tak czasem czujesz?

Młodzi ludzie rzeczywiście często nie zwracają uwagi na osoby starsze. Idą chodnikiem całą ławą i liczą, że starszy człowiek się odsunie, zejdzie na trawnik albo jeszcze lepiej, że się katapultuje.

Ale na bazarku, na którym prawie codziennie robię zakupy, nie czuję się przezroczysta. Ludzie mnie kojarzą, niektórzy pamiętają mnie jeszcze z reklam. Przed laty zdarzało się, że ktoś mnie zaczepiał i mówił: "Ja panią kojarzę. Pani się nazywa Smoktunowicz". A ja się wtedy śmiałam.

Od pewnego czasu już wiem, że nie wszyscy muszą mnie lubić. Nie dasz rady zadowolić wszystkich, prawda? Kiedyś pytałam wszystkich o zdanie, ale teraz już tak nie robię.

Katarzyna Butowtt od wielu lat jest wolontariuszką Fundacji Dr Clown. Tu jako Doktor Guzik, 2004 rok (Igor Morye / Agencja Wyborcza.pl)

Kiedy przyszedł ten moment?

Całkiem niedawno. Widzisz sama, że nigdy nie jest za późno.

Nigdy nie jest za późno na co?

Na zmiany, na nowe doświadczenia.

I na główną rolę w filmie?

Na wszystko. Moja teściowa w wieku 99 lat zapisała się na tai-chi. I szło jej całkiem nieźle. Zresztą do końca była w świetnej formie – zmarła, mając 108 lat. Jak ją poznałam w 1984 roku, była starsza niż ja teraz, miała ponad 70 lat. W spódniczce mini, z rakietą w ręku chodziła na kort tenisowy. Niebywałe, prawda?

Niebywałe są też twoje siwe włosy, które jakiś czas temu przestałaś farbować.

Przez lata słyszałam: "Musisz farbować włosy, bo niedobrze wyglądają takie siwe". Więc farbowałam na blond. Wreszcie pomyślałam: a właściwie dlaczego muszę? I przestałam. Bardzo lubię tę swoją siwiznę.

W urodziny włożyłam koronę, którą dostałam od Kasi Rosłaniec w prezencie, i postanowiłam pójść w niej do ciastkarni. Tomek pyta: "Ty chyba tak nie pójdziesz?". Ja na to: "A właśnie, że pójdę, przecież mam urodziny". I poszłam. Może za rok znów to zrobię?

Katarzyna Butowtt. Aktorka i modelka. Prezentowała kolekcje Mody Polskiej, Barbary Hoff, Grażyny Hase, Jerzego Antkowiaka i Cory. Na przełomie lat 70. i 80. brała udział w pokazach mody w Szwajcarii i Paryżu. Absolwentka psychologii. Od ponad 20 lat jest wolontariuszką w Fundacji Dr Clown. 

Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Specjalizuje się w niebanalnych rozmowach z odważnymi ludźmi. Pasjonatka kawy, słoni i klasycznych samochodów.