Rozmowa
Nastolatek wykluczony z grupy rówieśników jest traktowany przez nich, jakby nie istniał (shutterstock.com)
Nastolatek wykluczony z grupy rówieśników jest traktowany przez nich, jakby nie istniał (shutterstock.com)

Brutalne pobicia nastolatków w Zamościu, Pruszkowie i Jaworznie wstrząsnęły całą Polską, jedno z nich zakończyło się śmiercią. Mówi się, że nadchodzi fala agresji młodych.

Polska od wielu lat jest krajem o średnim natężeniu przemocy rówieśniczej. Od lat jest dość stabilnie: ani bardzo dużo, ani bardzo mało. To nie znaczy, że mamy się tylko z tego cieszyć. Nie zmierzamy gwałtownie w kierunku apokalipsy, jak się niektórym wydaje. Nie jest tak, że kiedyś przemocy było mało, a teraz nagle ruszyła lawina. Nawet jeżeli w krótkim czasie nagłośniono trzy bardzo skrajne sprawy, to nie znaczy, że liczba tak drastycznych przypadków rośnie. Warto sobie raczej zadać pytanie, jak to wygląda na co dzień, jak się rodzi? Przemoc w stałej grupie rówieśniczej to jest naprawdę długotrwały proces, który eskaluje. Od małych do coraz poważniejszych działań, które krzywdzą inną osobę.

Chce pan powiedzieć, że nie zaczyna się od kopania w głowę i przypalania papierosami?

Mamy różne typy przemocy rówieśniczej i oczywiście może dojść do brutalnego pobicia czy bójki między nastolatkami, którzy kompletnie się nie znają. Takie sytuacje się zdarzają. Ale to jest przemoc zupełnie innego rodzaju niż ta, o której dziś rozmawiamy. W przypadku wspomnianych zdarzeń mamy do czynienia z sytuacją, gdy nastolatek doświadcza przemocy w grupie, w której funkcjonuje na co dzień. Jest na przykład w tej samej klasie co osoby, które go krzywdzą. Gdy skupimy się na takiego rodzaju przemocy, okazuje się, że ona trwa bardzo długo i na początku jest bardzo mało widoczna.

Przemoc w grupie rówieśniczej to długotrwały proces od małych do coraz poważniejszych działań (shutterstock.com)

Od czego się zaczyna? 

Najczęściej od przemocy relacyjnej, czyli od wykluczania kogoś z grupy.

Jak to może wyglądać? 

Taki nastolatek jest traktowany, jakby nie istniał. Nikt się z nim nie wita, nikt z nim nie rozmawia, nikt nie chce z nim siedzieć w ławce. Gdy odpowiada podczas lekcji i popełni błąd, wszyscy się z niego śmieją. Ale nie sympatycznie, tylko szyderczo. Przerwy między lekcjami zawsze spędza sam. Nie zaprasza się go do wspólnych aktywności, a gdy sam chce się przyłączyć, to się mu odmawia. Ciągle też czegoś nie wie. Nie przekazuje mu się informacji, na przykład że lekcje zostały odwołane, więc czeka na nie sam pod klasą.

Część z tych sytuacji można by zbagatelizować i tak najczęściej bywa. Pojedynczo rzeczywiście każda z nich jest mała. Natomiast gdy wszystkie te zachowania się skumulują, efekt jest poważny. Dlatego kluczowe jest, by zauważyć, gdy dotyczą tej samej osoby. Bo ona z czasem zacznie odgrywać rolę etatowego kozła ofiarnego. Pamiętam chłopca, który napisał w swoim pamiętniku: "Wolałbym, żeby mnie bili, niż żeby mnie traktowali jak powietrze". Wykluczenie bardzo boli, jest w pełni poważną przemocą, choć najczęściej jest bagatelizowane. Wcale nie trzeba być obrażanym, znieważanym czy pobitym, żeby cierpieć z powodu przemocy rówieśniczej. Można być wykluczonym i mieć dosyć.

Na wykluczeniu się jednak nie kończy. Co się dzieje dalej?

Wykluczenie sprawia, że taki nastolatek nie ma więzi z innymi osobami w grupie. Po pierwsze więc, łatwiej jest go skrzywdzić, gdy pojawia się jakiś konflikt albo sytuacja trudna emocjonalnie. Po drugie, nie ma nikogo, kto stanie w jego obronie, gdy będzie krzywdzony. A będzie, bo osoby stosujące przemoc raczej nie zadowalają się tym, że robią małe rzeczy i ciągle tak samo. Jeśli przemoc nie zostanie zatrzymana, z czasem będą robić gorzej i częściej. Przemoc relacyjna jest niemal zawsze gruntem pod kolejne, bardziej wrogie zachowania, które będą najczęściej eskalować.

Prof. Jacek Pyżalski (Archiwum prywatne)

Kto najczęściej doświadcza wykluczenia? 

Ten, kto się jakoś różni. Niestety, badania wskazują, że do przemocy rówieśniczej predysponuje każda inność. Zarówno ta dotycząca wyglądu – to może być choćby silny trądzik czy otyłość – jak i ta związana z orientacją seksualną, sytuacją materialną, strukturą rodziny czy potrzebami edukacyjnymi. Dzieci w spektrum autyzmu i te z niepełnosprawnością intelektualną doświadczają wykluczenia najczęściej ze wszystkich grup. Dwa do sześciu razy częściej niż dzieci bez specjalnych potrzeb edukacyjnych. Oczywiście to wszystko są czynniki zwiększające ryzyko. Nie można wskazać, kto na pewno tej przemocy doświadczy. Jednak reguła jest taka, że zawsze obrywa słabszy, a każda inność do tego predysponuje. 

Predysponuje do bycia ofiarą czy do bycia osobą doświadczającą przemocy? 

Faktycznie dobrze, żebyśmy powiedzieli, jak tych ludzi nazywać. Ktoś powie, że to kwestia poprawności. A ja powiem, że to jest kwestia tego, jak o tych sytuacjach myślimy. Słowa kształtują rzeczywistość, dlatego w gronie specjalistów coraz częściej mówimy raczej o osobach doświadczających przemocy niż o ofiarach. Bo co czuje ktoś, kto jest nazwany ofiarą? Zwykle czuje się gorszy. Co może zrobić? Niewiele. Ofiara może co najwyżej zostać uratowana przez kogoś innego. Takie sformułowanie i szufladkowanie zamyka na zmianę. A jak powiemy tej samej osobie, że owszem, doświadczyła przemocy, ale jutro już nie musi jej doświadczać, to już myślimy o całej sytuacji inaczej, prawda? Przywracamy tej osobie sprawczość i dajemy nadzieję na zmianę.

A co ze słowem "oprawca"? 

Jak ktoś jest nazywany oprawcą, to również zostaje zamknięty i skreślony na zawsze. Lepiej mówić o osobie stosującej przemoc. Bo to też daje przestrzeń na zmianę zachowania. Nie chodzi tu o jakieś zafałszowanie rzeczywistości i udawanie, że nic się nie dzieje. Ani o wybielanie sprawcy. Umiejętność jasnego zdefiniowania sytuacji, gdy sprawy zaszły za daleko, jest bardzo ważna. Mówimy jasno: stosujesz przemoc, nie możesz i nie będziesz więcej tego robić. 

A skąd w głowach nastolatków pomysł, żeby w ogóle zacząć? 

Przemoc wobec rówieśnika często nie jest celem samym w sobie. Ona może spełniać inne funkcje. Nastolatek nie tyle chce świadomie kogoś skrzywdzić, ile na przykład popisać się na forum grupy. Albo przypodobać się szczególnie lubianemu koledze czy koleżance.

Jeśli będziemy potrafili zapobiec wykluczeniu, nie będzie gruntu pod inne rodzaje przemocy (shutterstock.com)

Jak to może wyglądać? 

Wyobraźmy sobie bardzo prostą sytuację. Mam jakiegoś superkolegę, który jest dla mnie ważny. I ten kolega wpada na pomysł, żeby komuś zrobić głupi kawał. Mówi do mnie: "Weź stań na czatach i patrz, czy Tomek nie idzie, a ja mu wywalę plecak przez okno". Jak staję na tych czatach, to nie robię tego, żeby Tomek płakał. Zależy mi raczej, żeby klepnął mnie w plecy ten kolega, który wyrzuca plecak przez okno. Dlatego w definicjach przemocy czy agresji brany jest pod uwagę element intencjonalności. Bo w bardzo wielu sytuacjach, szczególnie na początku procesu przemocy, te motywacje młodych są kompletnie inne niż zrobienie komuś krzywdy. Robię to, bo poprosił o to ktoś dla mnie znaczący. No dobra, na końcu ktoś cierpi, ale to nie jest moim głównym motywem.

Kto będzie podatny na takie prośby? A kto będzie je inicjował?

Przemocowe zachowania częściowo można tłumaczyć środowiskiem domowym. Nastolatki, które mają wrogie relacje z rodzicami albo sami doświadczają przemocy z ich strony, częściej stosują przemoc wobec swoich rówieśników. Ale modelowanie w rodzinie to nie wszystko. Równie ważne są emocje związane z dorastaniem i psychologia funkcjonowania w grupie. Ta grupa może legitymizować różne agresywne zachowania, na które nastolatek nie odważyłby się w pojedynkę. Zresztą my, dorośli, również podlegamy zasadzie: jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one. Często wiemy, że należałoby zachować się inaczej, ale jakoś nie potrafimy. 

Znam wiele sytuacji, gdy naprawdę okrutnych czynów dopuszczali się młodzi, którzy jednocześnie działali w wolontariacie, byli aktywni społecznie i pomagali. To nie są z gruntu złe osoby, czarne dusze, jak lubimy o nich myśleć. Często to dobre dzieciaki, których działania są zupełnie bezrefleksyjne. Kiedy zacznie się z nimi rozmawiać, sami do końca nie potrafią wytłumaczyć, co się właściwie wydarzyło. Mówią na przykład: "Nie wiem, dlaczego to się stało. Jakoś popłynąłem na fali, bo Bartek krzyknął, Anka popchnęła, więc ja kopnąłem". Patrząc z perspektywy, widzą, że to ich zachowanie było ekstremalnie głupie, ale na bieżąco nie potrafili inaczej. Tak działają właśnie mechanizmy grupowe.

Mówił pan, że przemoc rówieśnicza trwa długo, zanim dojdzie do tragedii. Nastolatki wcześniej się nie orientują, że to, co robią, jest niewłaściwe?

Rzeczywiście, im dłużej przemoc trwa, tym bardziej krystalizuje się intencja krzywdzenia. Z czasem krzywdzi się metodycznie. W sposób celowy, zaplanowany, zimny.

Zero wyrzutów sumienia?

Krzywdzenie wymaga od nas zmiany sposobu myślenia o osobie, którą krzywdzimy. Tak, żeby nam się w głowie zgadzało, że my tę przemoc stosujemy. Nie da się na dłuższą metę krzywdzić kogoś, o kim myślimy dobrze. Ale jeśli uznamy, że ktoś zasługuje na złe traktowanie, to już można. Dobrej osoby bym nie krzywdził, złą tak. Istnieje mechanizm, który można streścić słowami: im dłużej kogoś krzywdzisz, tym gorzej o nim myślisz. Nasze czyny wobec kogoś po dłuższym czasie kształtują nasz sposób myślenia o tej osobie. Im moje zachowanie jest gorsze, tym gorzej myślę o osobie, którą krzywdzę. 

W sytuacjach krzywdy są przecież świadkowie. Wszyscy uznają, że temu krzywdzonemu ten łomot to się należy? 

Nie wszyscy, świadkowie to nie jest jednolita grupa. A dlaczego niewielu pomaga? Z tego samego powodu, dla którego ludzie na ulicy odwracają głowy, gdy dzieje się przemoc. Bo się boją, że jak zareagują, to będą następni w kolejce do bicia. Dlaczego po wypadku wszyscy stoją dookoła i patrzą, a nikt nie udziela pomocy? Bo się boją, że jak zaczną robić to sztuczne oddychanie, to coś źle pójdzie i będą z tego kłopoty. Więc lepiej się nie wychylać i nie ryzykować.

"Nikt nie zareagował" – to słowa mamy zamordowanego nastolatka. 

Wszyscy pragniemy, żebyśmy jako ludzie potrafili reagować na cudzą krzywdę. Ale proszę zobaczyć, ilu z nas faktycznie tak robi? Gdyby to było łatwe, to moglibyśmy powiedzieć, że my, jako dorośli, zawsze stajemy w obronie pokrzywdzonego, i dziwić się dzieciom, że tego nie robią. Swoją drogą, gdybyśmy tak robili, to pewnie i młodzi by tak robili. Tymczasem kiedy w tramwaju pełnym sprawnych, dorosłych ludzi przydarza się jakiś incydent, to zwykle odwracamy głowę. Nie reagujemy, choć przy całej grupie agresor nie miałby szans. A nie robimy tego, bo nie jesteśmy tak skonstruowani. Działają na nas różne mechanizmy, choćby ten dotyczący rozproszenia odpowiedzialności. To naprawdę nie jest takie proste, żeby ktoś osobiście podjął odpowiedzialność i się sprzeciwił. Ale warto takie postawy pomagania wspierać.

Niektórzy świadkowie się nie sprzeciwiają, a wręcz kibicują.

Jak wspomniałem, świadkowie to nie jest jednolita grupa. Faktycznie są wśród nich tacy, którzy są bardzo blisko osoby stosującej przemoc. Są poplecznikami, trochę pomagają. Stoją na czatach, osłaniają, podpowiadają, gdzie uderzyć. A nawet jeśli nie kiwną palcem, tylko wykażą pewien aplauz, to wystarcza. Bo dają przyzwolenie i nagradzają zachowanie, a to jest woda na młyn dla sprawcy. Mamy też świadków obojętnych, czyli takich, których nie obchodzi, że jeden rówieśnik drugiemu coś robi. To nie jest jego sprawa. Zakłada plecak na plecy i idzie, bo to właściwie nie jest dla niego szczególnie ważne. Są wreszcie świadkowie, którzy pomagają. Ta pomoc może polegać na bezpośredniej konfrontacji ze sprawcą i wcale nie jest tak, że to się nie zdarza. Bywa, że ktoś zablokuje sprawcę, komentując jego zachowanie, postawi mu się. Ale wsparcie może też polegać na rozmowie z osobą, która doświadczyła przemocy, właśnie po takim incydencie. Sugerowaniu sięgnięcia po pomoc osób dorosłych. Co ciekawe, wiele badań pokazuje, że uaktywnienie świadków jest jedną ze skuteczniejszych metod przeciwdziałania przemocy rówieśniczej.

Nagrywanie i publikowanie w sieci aktów przemocy też jest przemocą. Tak jak lajkowanie i podawanie ich dalej (shutterstock.com)

Dlaczego?

Dlatego, że świadków jest najwięcej. Nawet jeśli ze wszystkich zadziała tylko jeden, to już jest efekt. Pracując z młodymi ludźmi, w różny sposób próbujemy ich zachęcać, żeby w obliczu przemocy byli aktywni. To nie jest łatwe ze względu na wszystkie mechanizmy, o których wcześniej wspomniałem. Ale również dlatego, że świadek najczęściej myśli, że broniąc pokrzywdzonego, działa wbrew grupie. Nie ma podstaw, żeby myśleć inaczej, bo normą grupy było przecież długotrwałe wykluczanie tej osoby, która teraz jest na przykład bita. Więc opowiadając się za nią, świadek spodziewa się, że będzie miał przeciwko sobie całą grupę. Tymczasem wiele moich doświadczeń w pracy z młodzieżą pokazuje, że gdy ruszy jeden obrońca, to ruszą też kolejni. Ale musi być ktoś, kto zrobi pierwszy krok.

Łatwiej sięgnąć po telefon. Nastolatek, który nagrywa akt przemocy i wrzuca to nagranie do sieci, jest jeszcze świadkiem czy już sprawcą?

Nagrywanie i publikowanie takich treści jest przemocą. Tak jak lajkowanie i podawanie ich dalej. Niestety, to wciąż nie jest powszechne przekonanie. W moich pierwszych badaniach dotyczących cyberprzemocy 38 proc. młodych ludzi zadeklarowało, że opublikowanie treści, którą planowali jako żart, skończyło się poważną krzywdą drugiej osoby. Niedawno natomiast prowadziliśmy badania porównawcze w sześciu krajach, również w Polsce – badania ySkills. Prosiliśmy młodzież, by ustosunkowała się do stwierdzenia "Zarówno lajkowanie, jak i udostępnianie jakiejś treści może komuś zaszkodzić". 25 proc. młodych odpowiedziało "nieprawda", a 35 proc. "nie wiem, trudno powiedzieć". Czyli 60 proc. młodych badanych nie zdaje sobie sprawy, że udostępniając tego typu filmik, może krzywdzić. Dzieciaki uważają, że jeśli sami byliby autorami szkalującego posta, to można mieć do nich pretensje. Ale jeżeli tylko go pokazują, podając dalej, to nie widzą problemu. Podobnie jest podczas nagrywania aktu przemocy. We własnym wyobrażeniu ci młodzi ludzie są tylko dokumentalistami. 

Czym to wszystko się kończy? Jakie skutki może mieć dla młodych ta przemoc, która się między nimi rozgrywa?

W klasie, w której jest przemoc, nie ma osoby, której ona nie dotyka. Dla każdego ma po prostu inne konsekwencje. Badania metaanalityczne, czyli takie, w których porównujemy wyniki wielu badań, pokazują, że osoby doświadczające przemocy rówieśniczej w konsekwencji cierpią na różne zaburzenia psychiczne. To jest bardzo mocno widoczne. Na czele są depresja, zaburzenia lękowe, zaburzenia psychosomatyczne i problemy z nauką. Nawet bardzo bystre dzieci, które doświadczają przemocy, nie osiągają wysokich wyników. Mają po prostu co innego na głowie. Dowiodły tego liczne, dobrze przeprowadzone badania. 

Co w przypadku osób stosujących przemoc?

Dużo badań pokazuje związek bycia sprawcą przemocy rówieśniczej z innymi zachowaniami ryzykownymi, jak picie alkoholu, używanie środków psychoaktywnych, ale też z innymi problemami, które towarzyszą tym osobom w życiu dorosłym. Tego typu doświadczenia długo się pamięta, bez względu na rolę. Dla świadków konsekwencją będzie przede wszystkim odczuwanie niepewności. Nawet jeśli przemoc w grupie mija, tym osobom towarzyszyć będzie pewien rodzaj lęku, że w przyszłości same mogą czegoś podobnego doświadczyć. Mamy naprawdę dużo badań. Z poziomu naukowego nie ma żadnych wątpliwości, że ślady przemocy rówieśniczej pozostają z nami na długo po zakończeniu szkoły. To nie jest tak, że dzwoni ostatni dzwonek, kończę szkołę i zamykam ten rozdział.

Hejt w internecie jest szczególnie bolesną dla jego ofiary formą przemocy (shutterstock.com)

Co robić, żeby zminimalizować liczbę tych śladów? Jak przeciwdziałać przemocy rówieśniczej?

Grupa, która na co dzień stale ze sobą funkcjonuje, z założenia powinna być grupą pozytywną. Badania pokazują, że szczególnie w okresie dojrzewania relacje rówieśnicze bardzo przekładają się na jakość funkcjonowania człowieka. To jest jeden z najważniejszych elementów zdrowia psychicznego. Jak tych relacji nie ma, to jest bardzo źle. A jak zaczynają być negatywne i szkodliwe, to naprawdę fatalnie. Jeżeli w klasie ktoś umie zadbać o to, by młodych połączyły relacje, to one będą jak szczepionka przeciwko czynnej przemocy. Innymi słowy, jeśli umiemy zapobiec wykluczeniu, to nie ma gruntu pod inne rodzaje przemocy.

Jak to robić? 

Nie czekać na przemoc. Problem z przeciwdziałaniem przemocy rówieśniczej jest taki, że wtedy, kiedy można dużo zdziałać, to mało widać. A wtedy, kiedy wszystko widać, można bardzo mało zrobić. Z punktu widzenia przeciwdziałania przemocy to nie jest korzystna sytuacja. Bo nawet jeśli tę przemoc zatrzymamy i ona się dalej nie będzie toczyć, to wyrządzone szkody już się nie cofną. Ja wiem, że to może trywialnie brzmi, ale naprawdę lepiej zapobiegać, niż leczyć.

Jak? 

Należy wspierać już nowo tworzące się klasy i od początku budować wspólnotę. Dbać, żeby każdy z każdym posiedział i dobrze się poznał. Często działają rzeczy bardzo małe, ale muszą być bardzo precyzyjnie i mądrze wprowadzone. W nowej klasie, w której dzieci jeszcze nie są zgrane, warto na przykład w pierwszym semestrze kilka razy zaprosić gościa. To aktywizuje uczniów do bycia gospodarzami. Młodzi ludzie mocno się zgrywają, przygotowując się do wizyty ważnej dla nich osoby. Przygotowują salę, pytania, poczęstunek. Organizują całą imprezę. Jeśli będą kilka razy blisko ze sobą współpracować, to gość pójdzie do domu, a wspólnota pozostanie. To niby bardzo daleko od tematu przemocy rówieśniczej, bo to nie szkolny apel z nudnym przemówieniem, ale takie działanie mocno buduje wspólnotę. A o przemoc we wspólnocie jest znacznie trudniej. Jeżeli dla siebie dużo znaczymy i jesteśmy ze sobą blisko, to nie będziemy chcieli wobec siebie stosować przemocy. Naszą naturalną skłonnością będzie skłonność do współpracy albo do tworzenia czegoś wspólnie.

Jacek Pyżalski. Profesor na Wydziale Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pomysłodawca, kierownik i wykonawca ponad 60 międzynarodowych i krajowych projektów badawczych, w tym prestiżowych projektów międzynarodowych, tj. ECIP, EU Kids Online, ySkills (Horyzont 2020), Lights4Violence (Horyzont 2020), zdalnenauczanie.org. Reprezentant Polski w czterech akcjach COST Europejskiej Fundacji Nauki związanych z funkcjonowaniem online młodych ludzi (w tym dwóch dotyczących przemocy rówieśniczej). Autor szkoleń dotyczących skutecznego przeciwdziałania przemocy rówieśniczej (EduAkcja).

Maria Organ. Dziennikarka, reporterka, kulturoznawczyni. Najchętniej pisze o kobietach i oczekiwaniach społecznych. W wolnych chwilach czyta i tańczy.