Rozmowa
Dlaczego Polki nie mają się w co ubrać? (Fot. Shutterstock.com)
Dlaczego Polki nie mają się w co ubrać? (Fot. Shutterstock.com)

Nie mam się w co ubrać. To znaczy: mam sporo ubrań, ale mało z nich lubię. Dlaczego?

Przede wszystkim – nie jesteś jedyna. To problem milionów Polek. Kupujemy za dużo ubrań, bo żyjemy w dobrobycie, ale kupujemy na oślep. Jak się spojrzy na polską ulicę, to ludzie noszą się zupełnie bez klucza. Wybieramy to, co akurat modne, co pasuje rozmiarem i ceną. Kolor jest na ostatnim miejscu, a styl to już w ogóle historia z telewizji śniadaniowych. Nie wiemy, w czym nam dobrze, jakie kolory nas podkreślają, a jakie przytłaczają. Nie lubimy też się wyróżniać. Ostatnio usłyszałam od klientki, że boi się włożyć kolorową sukienkę. Zapytałam, co najgorszego może się stać. Dostanie nieoczekiwany komplement? Ktoś się za nią obejrzy? Ale nie namawiam nikogo do przekraczania swoich granic.

Chciałabym się dowiedzieć, czy można mieć szafę pełną ULUBIONYCH ubrań? I jeszcze, żeby było ich niewiele.

Da się, ale od razu uprzedzam o dwóch rzeczach. Po pierwsze: zbudowanie garderoby to jest orka na ugorze. Bo nasz styl – taki naprawdę nasz – zwykle ma mało wspólnego z tym, co mówią nam marketingi firm odzieżowych oraz matki i koleżanki. Po drugie, jestem antyfanką tzw. szaf kapsułowych, czyli: biała bluzka plus ciemna marynarka, spódnica, spodnie – wszystko czarno-biało-beżowe. Nie cierpię mundurków. Za to wierzę, że można mieć dwie sukienki w swojej kolorystyce, nosić je na okrągło, grać dodatkami i zawsze wyglądać jak petarda.

Dziewczyny ustawiają się w kolejkach po twoje analizy kolorystyczne. Zanim wyjaśnisz, co to jest za magia, opowiedz, proszę, jak zostałaś "panią psor od kolorów".

(śmiech) Z wykształcenia jestem kosmetologiem. Przez jakiś czas byłam technologiem, robiłam kosmetyki. Prowadzę bloga, który pierwotnie dotyczył ich składów. Pewnego razu napisała do mnie dziewczyna z prośbą, żebym dobrała jej cienie do powiek do niebieskich oczu. "O, kochana, to tak nie działa. Ale jakich niebieskich? Jasno-, szaro-, zielononiebieskich? A jaki masz kolor włosów?" I tak dalej. Od słowa do słowa zrobiłam jej pełną analizę kolorystyczną. Wdrożyła moje wytyczne i pisze: "Kurde, Ola, nie sądziłam, że te kolory mają aż takie znaczenie". Tak się zaczęło.

Kolory towarzyszą mi od dziecka. Moja mama ma trzy siostry. Wszystkie czarnowłose, wyraziste, ale różnią się delikatnie kolorystyką i zawsze świetnie to podkreślały. Pamiętam taką scenę: mam pięć lat, stoję z ciotką przed lustrem. Kochała fiolety, miała ich dosłownie hałdy, wydmy, wybrzeża. Ciotka przykłada sobie do twarzy jakiś fioletowy sweterek, a ja mówię, że mi się nie podoba. Na co ona wyciąga inny fiolet, taki aż denaturatowy, i stwierdza: "Bo zobacz, Olu, tobie jest lepiej w takim". "Łoooo! Faktycznie!" Wtedy zrozumiałam, jak działają kolory.

Aleksandra Galiszkiewicz podczas zakupów z klientką (Fot. archiwum prywatne Aleksandry Galiszkiewicz, Arsenic.pl)

Znajome dziewczyny, którym wspominałam, że będę z tobą rozmawiać o analizie kolorystycznej, pytały: "Czy to chodzi o ten podział na lato, wiosnę, jesień i zimę?".

Podział na cztery typy urody – a właściwie na 12, a niekiedy nawet 16 typów – wciąż funkcjonuje i jest punktem wyjścia, warto go znać. Zdecydowanie też warto wyśledzić autora tego podziału. Zgodnie z nim mamy: wiosnę, lato, jesień i zimę. Każdy kolor ma trzy atrybuty: jasny/ciemny, zgaszony/nasycony i ciepły/chłodny. Więc możesz być na przykład jasną lub ciepłą wiosną albo zgaszoną czy głęboką jesienią i tak dalej.

Ja pracuję nad analizą kolorystyczną od kilkunastu lat i coraz częściej myślę o tym, że chciałabym odejść od określania typu kolorystycznego, a w zamian wprowadzić stopniowanie: 1, 2, 2a, 3 i tak dalej. Jak w skali Martina, określającej kolor tęczówek, i innych skalach antropometrycznych.

Dlaczego?

Bo panie nie chcą być na przykład ciemną jesienią. Już te słowa źle im się kojarzą – buro, ciężko, ponuro. Odmawiają noszenia kolorów z takiej palety, zanim je na dobre poznają. Śmieję się, że obrażają się na swoje melaniny. Melaniny to związki chemiczne, które mamy w organizmie. Odpowiadają za pigmentację, czyli naszą naturalną kolorystykę: oczu, włosów, cery. Czysta biologia.

Czy Polki mają dominujący typ kolorystyczny?

Jesteśmy miksem różnych typów, z przewagą typów zmieszanych, czyli stonowanych, średnich: zgaszone lato, zgaszona jesień. Czasem można spotkać chłodne lato albo głęboką jesień, czyli ciemniejsze kolorystyki. Nieczęste są u nas te naprawdę ciemne czy naprawdę jasne. Raczej nie mamy takich wyrazistych cech, jak na przykład u rudowłosych. Polki często nie wiedzą, jaki kolor oczu wpisać do dowodu, więc wpisują zielony. Nie mamy w organizmach zielonych pigmentów, ale zielone tęczówki oficjalnie istnieją, choć jest to oczywiście kolor raczej zielonawy w domyśle niż faktycznie podobny do trawiastego.

A czemu zmieszane? Melaniny to nie jest rzecz dana nam przez kosmitów. Jesteśmy ludźmi. Tu nas najechali Szwedzi, tam byli Tatarzy… Polska zawsze była kulturowym kociołkiem i to ma swoje odbicie również w naszej narodowej kolorystyce. W Japonii, gdzie długo obowiązywała polityka zamknięcia, kolorystyka mieszkańców jest dużo spójniejsza.

Allison Williams według podziału na cztery typy urody jest latem (Fot. Shutterstock.com/Tinseltown) , Modelka Paulina Porizkova - typ urody 'lato' (Fot. Shutterstock.com/Miro Vrlik Photography)

Ja całe życie próbuję być bardziej wyrazista, bo mam jasną oprawę oczu i prawie niewidoczne brwi. Żeby się podkreślić, dodaję coś mocnego.

To wyobraź sobie, że bierzesz taki mysi blond i przykładasz do niego fuksję. Co się dzieje?

Mysi znika.

Tak, rozmywa się. Staje się burą plamką. Dlatego, że na pierwszym planie jest fuksja.

Czyli schowałam się w ubraniu?

Tak, zgasłaś totalnie. To teraz co się stanie, jeśli do takiego średniego, mysiego blondu, który w sztucznym świetle potrafi błyszczeć na zielonkawo, w słońcu na złoto, dodasz suszone róże?

Lubię ten kolor! Nie wiem, czy dobrze w nim wyglądam, ale dobrze się w nim czuję.

Bo te dwa kolory pozytywnie na siebie oddziałują. Jeden podbił drugi, ale żaden nie stracił na połączeniu – mysi blond nie zniknął, a róż nie zrobił się bardziej szary. To jest jak matematyka – tu szary, tam szary, to się znosi. Jeżeli chcesz dodać sobie wyrazistości, to przedłużaj swoją naturalną kolorystykę na ubranie. Tyle wystarczy. To jest ta cała magia kolorów.

Zobacz wideo Anna Lewandowska - od mało oryginalnych stylizacji do ikony mody. Tak zmieniała się celebrytka >>

Wchodzi tu też widzenie barw. Nie widzimy siebie tak, jak widzą nas inni. Selfie zawsze pomaga. Jak ktoś zrobi ci zdjęcie, to dopiero widzisz: "O Boże, ta czerwona sukienka to jednak porażka…", choć w lustrze wszystko wyglądało OK.

Wiem, że trafiają do ciebie klientki, które mają za sobą nie jedną, ale nawet kilka analiz kolorystycznych – żadna wcześniejsza się nie udała. To aż takie trudne?

Faktycznie często przyjmuję klientki, które po pierwszych, drugich, a nawet ósmych analizach próbują nosić polecone kolory, ale czują się w nich źle. Intuicja zwykle podpowiada im dobrze, tylko jest mnóstwo szumu informacyjnego – jedno mówią im media, drugie bliskie otoczenie. Była u mnie klientka zdiagnozowana przez "profesjonalistę z telewizji" jako czysta zima, czyli czysta, napigmentowana, ale też ciemna i chłodna. Jest jasną wiosną – ma jasne włosy i intensywnie niebieskie oczy!

Aleksandra Galiszkiewicz: Gdy klientka się zgłasza, widzę jej potencjał, wiem, jak dobrze może wyglądać. A potem przysyła mi zdjęcia po zmianach i po prostu wow!, szczęka opada (Fot. archiwum prywatne Aleksandry Galiszkiewicz, Arsenic.pl)

Analiza kolorystyczna to dziedzina opisująca i systematyzująca wiedzę o kolorach występujących naturalnie u danej osoby. Tylko tyle i aż tyle. Jak słyszę, że analiza się nie udała, to mnie to bardzo bodźcuje. Nie pracuję ściśle z chustami do analizy, nie trzymam się kategorycznie podziału na 12 typów, ale opierając się na mojej wiedzy i doświadczeniu, potrafię opisać i uargumentować, dlaczego polecam dokładnie takie odcienie, a nie inne. Moja metoda jest poparta nauką i odtwarzalna dla każdej klientki. Jeżeli przychodzi stylistka i mówi, że "tobie buzia promienieje w łososiu", to ja nie wiem, czym to poparła poza swoim widzimisię, i nie potrafię jej metody naukowej odtworzyć, aby uzyskać podobne efekty.

Jeśli ktoś nie chce iść do specjalisty, jak może samodzielnie określić swoją paletę kolorów?

Podążając za naturalnymi kolorami, które widzi u siebie. Co to znaczy? Przyjrzyj się uważnie, jaki masz kolor oczu i włosów. Znajdź tkaniny w zbliżonych kolorach – to będą twoje próbniki. Przykładaj do nich inne kolory i sprawdzaj, jak pasują. Lepsza jest biel czysta czy złamana, taki jaśniutki beż? Fuksja czy suszone róże? Smerfny niebieski czy smerf przykurzony? To nie jest pełna analiza kolorystyczna, ale pewien sprawdzony sposób na to, żeby dobrać sobie kolory.

Jeśli masz włosy w kolorze mysiego blondu – w słońcu są jasne, a mokre ciemne, niemal czarne – podążaj za to niejednoznacznością. Możesz też spróbować umiejscowić siebie gdzieś na mapie kolorystycznej wszystkich ludzi – od żółtobrodych wikingów, przez zmieszaną Europę, po ciemną Azję i Afrykę. Jeśli jesteś rudzielcem, doceń to – to najrzadsza kolorystyka na planecie, tak wygląda tylko około dwóch procent z nas. Za to w Azji zachwycają szaromysie Polki. Na koniec: nie próbuj określać, czy twoja kolorystyka jest ciepła, czy chłodna. Panie często próbują to robić, a to jest zwodnicze.

Praca nad analizą kolorystyczną (Fot. archiwum prywatne Aleksandry Galiszkiewicz) , Aleksandra Galiszkiewicz: Pomagam dziewczynom pracować z tym, co dostały w genach (Fot. archiwum prywatne Aleksandry Galiszkiewicz, Arsenic.pl)

Kolejna sprawa to styl. Skąd wiedzieć, co jest moje?

Tu bardzo polecam założyć sobie tablicę na Pintereście i zapisywać na niej, co ci się podoba. Również bardziej odważne ubrania i dodatki, które nosiłabyś w alternatywnej rzeczywistości. Jak się tych zdjęć trochę nazbiera, to pewnie zobaczysz, co ci w duszy gra i jak bardzo jest to wszystko spójne.

Dziś dziewczyny farbują włosy, eksperymentują z makijażem. Można w ten sposób zmienić swoją paletę?

Można wymyślić sobie siebie od nowa, absolutnie nie jestem temu przeciwna. Świetnym przykładem jest tu Dita von Teese, w różnych kursach internetowych podawana jako przykład kolorystyki zimowej, czyli nasyconej, czystej i chłodnej. Dita jest naturalnie szarą blondynką, której od odrobiny słońca wychodzą piegi. Wymyśliła swój wizerunek od nowa, a kluczem do sukcesu jest u niej konsekwencja. Włosy farbuje na czarno co dwa tygodnie, unika słońca. Jej sztandarowym makijażem są czarne kreski i czerwone usta. Jak wygląda, kiedy go zmyje? Nie wiemy. Ma styl, ale kosztuje ją to sporo wysiłku.

Panie myślą: ufarbuję włosy, to zmienię sobie typ kolorystyczny. Kochana, pofarbuj, ale będziesz musiała to robić cały czas. Po zmyciu makijażu to wciąż będziesz ty. Dlatego ja pomagam dziewczynom pracować z tym, co dostały w genach. Nie muszą wtedy cały czas "trzymać" wizerunku. Budzą się rano, mają swoje włosy, narzucają ubrania w swojej kolorystyce i są gotowe. Gdy klientka się zgłasza, widzę jej potencjał, wiem, jak dobrze może wyglądać. A potem przysyła mi zdjęcia po zmianach i po prostu wow, szczęka opada.

Dita von Teese, w różnych kursach internetowych podawana jako przykład kolorystyki zimowej, jest naturalnie szarą blondynką (Fot. Shutterstock.com/s_bukley) , Aleksandra Galiszkiewicz: Panie myślą: ufarbuję włosy, to zmienię sobie typ kolorystyczny. Kochana, pofarbuj, ale będziesz musiała to robić cały czas. Po zmyciu makijażu to wciąż będziesz ty. (Fot. Shutterstock.com/Sia Footage)

Dziewczyny piszą, że zmieniasz im życie. Mocne słowa, bo rozmawiamy o kolorach i ciuchach. Ale w twoich klientkach następuje zmiana w poczuciu pewności siebie. Osadzają się w sobie.

Tak, dobrze ubrałaś to w słowa. Właśnie o takim osadzeniu się w sobie piszą panie, które latami wkładały na siebie cokolwiek, byle szybciej. Albo próbowały już niejednej mądrości z internetu, od: "kup fuksję z limonką" po "noś pięć rzeczy do śmierci". Po czym dostały analizę kolorystyczną i wykonały tę ciężką pracę nad wizerunkiem.

Bo ja nie jestem wróżką, która zrobi pyk i jedziesz na bal. To klientki biorą sprawy w swoje ręce: robią porządek w szafie, wyrzucają, nowe ubrania dopasowują do siebie, a nie siebie do ubrań. Przede wszystkim próbują dać szansę tym kolorom, które im zaproponuję. Bo to też nie jest łatwe. Przeważnie na starcie jest etap buntu: co mi jakaś obca baba wysyła 80 stron o tym, jak mnie widzi, i kolory, których nie lubię, skoro ja siebie widzę zupełnie inaczej? Myślę, że tu jest problem. Jedna pani nawet napisała mi po analizie, że czuje, że straciła swoją tożsamość. Tak dziewczyny są przywiązane do swojego wymyślonego wizerunku.

To są mocne słowa, że zmieniam życie, bo nie jestem żadnym coachem, opowiadam tylko o "głupich kolorkach". I na pewno ten efekt terapeutyczny analizy zaskakuje też mnie. Kiedy okazuje się, że wizerunek stał się spójny, lekki, łatwy do utrzymania, nieprzekombinowany, to czytam w mailach: "Po raz pierwszy od lat poczułam się kobieco i mam kontrolę nad swoim życiem". Jedna z moich klientek zerwała z pracodawcą i poszła na swoje – otworzyła gabinet psychoterapii.

Hitem jest też Ewa, która niedawno przysłała mi obszerne sprawozdanie, co się u niej zmieniło po analizie. Ewa zawsze nosiła się superkolorowo, pstrokato, ale bez klucza. Gdy prawie dwa lata temu dostałam jej zdjęcie do analizy, już wiedziałam, że...

Się załamie?

Tak. Że będę musiała przekazać jej "wyrok": jesteś zgaszonym latem, noś stonowane kolory i połączenia. Ale stanęłam na głowie, żeby zaproponować Ewie stylizacje z pazurem: połączenie zieleni z różem, czerwieni z różem. Cały czas nosi się tak, jak lubi, ale jej dzisiejsza szafa to spójny pejzaż: otwiera, bierze to, to i to i wszystko do wszystkiego pasuje. Nosi też dokładnie te stylizacje, które dla niej stworzyłam, znalazła te ubrania w sieci. Łezka mi się w oku zakręciła, bo co innego to wymyślić, a co innego zobaczyć na uśmiechniętej osobie, która wygląda jak milion dolarów.

Przykładowa paleta kolorów i gotowa stylizacja autorstwa Aleksandry Galiszkiewicz (Fot. archiwum prywatne Aleksandry Galiszkiewicz, Arsenic.pl) , Aleksandra Galiszkiewicz podczas zakupów z klientką (Fot. archiwum prywatne Aleksandry Galiszkiewicz, Arsenic.pl)

Miałam ostatnio ochotę zrobić zestawienie pań zgaszone lato, bo to najbardziej aktywna grupa u mnie w mediach społecznościowych. Żeby pokazać, jak są różne. Niektóre naprawdę szaleją ze swoją paletą. Inne zmieniły tylko kolor T-shirtu albo bluzy od dresu. Ich paleta jest podobna, ale ileż osobowości! Bo analiza kolorystyczna to nie jest fabryka klonów.

A jak Twoje klientki dostają "wyrok", to częściej jest radość czy panika?

Różnie. Wiem, że nie mam klientek, które zupełnie nie wiedzą, czego się spodziewać. Na starcie są już trochę przygotowane na to, że pewnie będą musiały wymienić całą szafę, bo nie znajdą w niej żadnego koloru ze swojej palety. Zresztą po to do mnie przychodzą. Bardzo sobie cenię to, że są otwarte na zmianę. Ale etap buntu, wyparcia i dopiero potem pogodzenia się jest prawie zawsze. Ja też nie zostawiam ich bez opieki. Zawsze mogą do mnie napisać z pytaniami, wątpliwościami. Jeżeli mają link do jakiegoś ciucha w sklepie, na pewno odpiszę, czy warto go kupować.

Dlaczego "zbudowanie garderoby to jest orka na ugorze"?

Najpierw trzeba podjąć tę decyzję. "Kurde, chcę wreszcie wyglądać tak, jak mi się marzy" – jeśli masz taką myśl, to znaczy, że jesteś gotowa. Następnie określić swoją kolorystykę – samodzielnie lub z pomocą profesjonalisty. Potem jest ta orka. Fizyczna. Musisz wyrzucić wszystko z szafy i bez sentymentów – podkreślam: bez sentymentów – i emocji pozbyć się tego, czego nie będziesz nosić. Bo ktoś ci to dał. Bo dużo kosztowało. Bo dwa lata wisi z metką, ale musisz schudnąć pięć kilo. Nie schudniesz dzisiaj! Pozbądź się tego – sprzedaj, wymień, oddaj. Jak schudniesz – albo nie – kupisz sobie nowe. A potem już tworzysz stylizacje w swojej palecie. I to jest zabawa na resztę życia.

Przykładowa paleta kolorów i gotowa stylizacja autorstwa Aleksandry Galiszkiewicz (Fot. archiwum prywatne Aleksandry Galiszkiewicz, Arsenic.pl) , Ewa w ubraniach ze swojej palety kolorystycznej (Fot. archiwum prywatne Aleksandry Galiszkiewicz, Arsenic.pl)

Producenci ubrań liczą się z kolorystyką Polek?

Na pewno już rozumieją, że zmieszana, zgaszona kolorystyka u nas dominuje. Najczęściej oferują Polkom stonowane kolory: zielenie szaroniebieskawe, jadeitowe. Beż we wszystkich odmianach. Szarość. Jeans i wszystkie odcienie zakurzonego niebieskiego. Brudny róż. Dziewczyny mówią: "hasztag babciny róż". Tego jest mnóstwo w każdym sklepie. Ale też zdarza się fuksja z limonką.

W której będzie dobrze…?

Nikomu! (śmiech)

Zimą to wiadomo – cała Polska ubiera się na szaroburo-czarno. Ale zaraz zaatakują nas wiosenno-letnie kolekcje. Jak nie wpaść w ubraniowe pułapki?

To nawet nie chodzi o kolor, ale ogólnie o głupie, nieprzemyślane zakupy. Najlepiej jest to po prostu zaplanować. Usiądź z kartką i zapisz, czego ci brakuje w ulubionych kolorach z palety: 1. dwie sukienki – taka i taka; 2. buty; 3. torebka. Wokół tego buduj szafę. Jeśli kupisz coś kompulsywnie, znów może się okazać, że do niczego nie pasuje. Moje ciotki zdobywały skądś materiały i szyły. Gotowych ubrań miały po piętnaście sztuk – świetnie skrojonych i dopasowanych kolorem. Nosiły to przez cały rok. Znasz kobietę, która ma piętnaście rzeczy w szafie?

Dwuletnia Ola stoi przed sztalugą i poprawia autoportret swojej cioci (Fot. archiwum prywatne Aleksandry Galiszkiewicz, Arsenic.pl) , Aleksandra Galiszkiewicz, Arsenic.pl (Fot. archiwum prywatne)

Na pewno nie ja ani moja mama.

I nie ja. Mamy już we krwi konsumpcjonizm. W galeriach handlowych zawsze są tłumy ludzi. Cóż oni tak kupują te ubrania? Tak szybko zużywają? Nie. Wiszą w szafie nienoszone, potem trafiają na śmietnik. Wciąż nowe zastępuje stare. Doskonale znam temat. Byłam tak świetnie wyedukowana kolorystycznie przez panie w mojej rodzinie, a też przechodziłam etapy noszenia brązów i tak dalej.

Czy twoje ciocie wiedzą, ile im zawdzięczasz?

Wszystkie wiedzą, bardzo mnie wspierają i jest to dla nich dość oczywiste, że ich latorośl "robi" kolory. (śmiech) Jestem zresztą zlepkiem charakterów i zainteresowań kobiet w mojej rodzinie. Moja mama pracowała jako tokarz, a jednocześnie potrafiła mi uszyć zimowy skafander. Jedna ciotka – chemiczka w laboratorium. Druga – skupiona i pracowita jak maszyna. Trzecia – malarka. Mam takie zdjęcie: dwuletnia stoję przed sztalugą i pędzlem poprawiam jej autoportret.

Aleksandra Galiszkiewicz. Kosmetolog, wizażystka, kolorystka i technolog kosmetyczny. Prowadzi blog Arsenic.pl poświęcony świadomej pielęgnacji. Na co dzień wykonuje analizy kolorystyczne, w których łączy zamiłowanie do kolorów z naukami ścisłymi. W wolnym czasie zgłębia dietetykę, chodzi na koncerty rockowe i ćwiczy na siłowni.

Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" i współautorka "Pomocnika dla rodziców i opiekunów nastolatków". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press. Kontakt: paulina.dudek@agora.pl.