
Dania to najlepsze miejsce na świecie?
Zależy dla kogo, zdania mogą być podzielone.
Badania i tworzone na ich podstawie rankingi są w tej sprawie jasne. Dania, o czym pisze pani w książce, jest od lat na podium w klasyfikacji najszczęśliwszych krajów.
Rzeczywiście, te wszystkie opowieści, które Duńczycy snują o sobie, mają potwierdzenie w faktach, w bardzo konkretnych wynikach badań. Dania uznawana jest za miejsce ludzi szczęśliwych i zadowolonych z poziomu życia. Ale nie wiem, czy sami Duńczycy bez tych badań uważaliby inaczej, bo mówienie o tym, jak wspaniałym krajem jest Dania, należy do ich codziennej narracji, ich dumy narodowej.
Dlaczego nie? Skoro nawet niezależni badacze to potwierdzają.
Jasne, trudno się temu dziwić. Skoro inni też tak uważają, to dlaczego nie wykorzystać tego w strategii promocyjnej na arenie międzynarodowej. Bo co do tego, że Dania swą szczęśliwość wpisała w narodowy branding, nie mamy chyba wątpliwości. Jego częścią jest oczywiście znana chyba już wszystkim hygge, choć mimo tego wydaje się, że Dania, przynajmniej w Polsce, jest nadal najmniej rozpoznanym krajem nordyckim.
Dlaczego na skandynawistyce na Uniwersytecie Adama Mickiewicza, gdzie pani wykłada, filologia duńska nie cieszy się aż taką popularnością jak filologia norweska czy szwedzka, która jest co roku dosłownie oblężona?
Nie potrafię do końca odpowiedzieć, dlaczego tak jest. Być może – o czym sporo piszę w książce – jest to spowodowane nieprawdziwym poglądem o wyjątkowej trudności języka duńskiego. On naprawdę nie jest wiele trudniejszy od szwedzkiego, a ten, jak pan wspomniał, jest u nas oblegany – o jedno miejsce na filologii szwedzkiej stara się ostatnio ponad 20 osób. Co ciekawe, w latach międzywojennych Dania wydawała się najlepiej rozpoznana, przynajmniej na naszym uniwersytecie, gdzie duński nauczany jest od jego początków, czyli od ponad stu lat. Duńczycy z odradzającym się państwem polskim dzielili się wiedzą o wysoko tam stojącym rolnictwie czy wspaniałą ideą uniwersytetów ludowych, które miały edukować najmniej wykształcone grupy społeczne – pierwszy uniwersytet ludowy w Polsce zostaje otwarty pod Gnieznem.
A może ta mniejsza popularność jest też stąd, że Dania nie wydaje się tak atrakcyjna krajobrazowo jak Norwegia czy Szwecja?
Myślę, że coś tu jest na rzeczy. Norwegia kojarzy nam się ze spektakularnymi fiordami, Szwecja z malowniczymi lasami, a Dania? Większość ludzi chyba nie kojarzy jej z niczym charakterystycznym krajobrazowo. Dodam, że niesłusznie, bo natura jest niezwykle ważnym elementem życia Duńczyków, którzy potrafią o nią dbać jak mało kto.
Kiedy myślę o Danii, myślę o cenach – bardzo tam drogo.
Zgoda, Dania nie jest tania, co wiąże się z takim, a nie innym modelem ekonomicznym państwa. Wysokie podatki pociągają za sobą wysokie ceny. Ale nie powiedziałabym, że Dania jakoś szczególnie w tej materii różni się od reszty krajów nordyckich, bo wszystkie są dość drogie.
Do lektury pani książki zabrałem się z ciekawością, ale i ostrożnością, która mi towarzyszy zawsze podczas czytania książek napisanych przez wielbicieli jakiegoś kraju. Pani jest bez wątpienia Danią zafascynowana.
Nie jestem w stanie tego zachwytu ukryć, ale to wynika z tego, że takie, a nie inne rzeczy mnie w Danii spotykały, że nigdy nie spotkało mnie tam nic negatywnego. To oczywiście nie znaczy, że nie dzieje się w Danii nic niedobrego, bo oglądam przecież duńskie programy informacyjne czy filmy dokumentalne i o tym świecie, który wychodzi poza wyobrażenie pluszowego hygge, w książce również piszę. Starałam się także – mam nadzieję, że to widać – operować ironią w kwestiach mistrzostwa Danii we wszystkim, bo mimo niewątpliwych osiągnięć Dania rajem nie jest, na pewno nie dla wszystkich. Jestem więc zachwycona Danią, ale nie oślepiona.
To jest zachwyt nad krajem zupełnie nieekstrawaganckim.
Ma pan rację. Dania jest krajem, w którym można odetchnąć, zatrzymać się, uspokoić. Krajem, którego architektura nie krzyczy, tylko współgra z naturą. To jest w końcu miejsce bardzo bezpieczne, jedno z najbezpieczniejszych na świecie.
Znajomi, którzy zamieszkali w Danii, mówili mi, że trudno było im się w pełni zintegrować, że zawsze czuli i często nadal czują dystans między Duńczykami a nimi. Znajomość języka to zmienia?
Na pewno jest kluczowa. Znając język, zaczynamy po prostu inaczej funkcjonować, możemy się swobodnie komunikować z Duńczykami i rozmawiać na interesujące ich tematy. Ten dystans, o którym pan mówi, niekoniecznie musi być wyrazem braku zainteresowania, tylko wyrazem szacunku dla czyjejś strefy prywatności, która w krajach nordyckich jest większa, czy zwyczajnie innej ekspresji kulturowej. Duńczycy nigdy mi się nie wydawali jakoś szczególnie trudniejsi w zaprzyjaźnieniu, nie miałam poczucia, że ktoś mi zamyka drzwi.
W książce pisze pani o badaniach opinii publicznej dotyczących Danmarkskanon – kanonu duńskich wartości niematerialnych. Proponuję zatem, żebyśmy przez te elementy duńskości przeszli, bo one naprawdę sporo mówią o tym kraju. Element pierwszy – państwo dobrobytu.
To wydaje się chyba dość oczywiste, bo to znany na całym świecie model skandynawski, w którym obywatele godzą się na płacenie bardzo wysokich podatków, dzięki którym państwo organizuje na wysokim poziomie rozmaite usługi społeczne. W przypadku Danii możemy jeszcze dodać coś, co się nazywa modelem duńskim i wiąże się z regularnym negocjowaniem przez pracodawców i związki zawodowe warunków pracy: długości tygodnia pracy, czasu trwania urlopu czy wysokości pensji, bo w Danii nie ma czegoś takiego jak minimalna pensja ustawowa. Jej poziom ustalają co kilka lat wspólnie pracodawcy i pracownicy. To jest owoc kultury konsensusu, regularnych negocjacji, ciągłej rozmowy, więc ten system reguluje się sam – i to dość skutecznie, choć nieraz dochodzi również do strajków.
Element drugi – wolność.
Wolność dla różnych ludzi znaczy coś innego, co widać w debatach parlamentarnych, gdzie każda partia ma swoją definicję. Generalnie dla Duńczyków wolność oznacza to, że każdy ma pełne prawo decydowania o sobie, ale w ramach ustalonych norm społecznych, co w Danii nazywa się paradoksalnym terminem kolektywnego indywidualizmu.
Który doprowadził do tego, że w Danii zalegalizowano już pół wieku temu aborcję, czy do uchwalenia w 1989 roku pierwszej na świecie ustawy o związkach partnerskich. To wszystko wiąże się z elementem trzecim – tolerancją.
Znów – w ramach umowy społecznej każdy ma prawo sobie żyć, jak chce.
Ale czy na pewno? Media od lat donoszą, że Duńczycy stają się coraz bardziej ksenofobiczni, co się wiąże ze wzrastającą imigracją z krajów muzułmańskich. Sama pani pisze, że ustawę imigracyjną zaostrzano już kilkadziesiąt razy.
To prawda, od ponad 20 lat Duńczycy w kwestii imigracji przesuwają się na prawo. Zrobiła to nawet, wyczuwając nastroje społeczne, jedna z najsilniejszych partii – Socjaldemokracja. Zresztą nie tylko w Danii, bo to jest trend ogólnoeuropejski. Stać się Duńczykiem zawsze było trudno, a dzisiaj – szczególnie jeśli nie wygląda się jak etniczny Duńczyk – jest jeszcze trudniej. Nie ma co ukrywać, że w Danii, jak w wielu innych europejskich krajach, figurą Obcego stali się muzułmanie, co wzmocniła lata temu słynna afera związana z opublikowaniem karykatur Mahometa. To powiedziawszy, trzeba dodać, że pisząc o ksenofobii Duńczyków, warto przyjrzeć się niuansom, bo jak wynika z badań, Duńczycy nie mają wielkiego problemu z tym, że ich sąsiad jest nie-Duńczykiem, pod warunkiem że będzie się asymilował.
Na wspólnotę Królestwa składają się obok Danii także Grenlandia i Wyspy Owcze, o których mamy ciekawe książki reporterskie: "Lud. Z grenlandzkiej wyspy" i "Migot. Z końca Grenlandii" Ilony Wiśniewskiej oraz "Kanska. Miłość na Wyspach Owczych" Uli Chylaszek. Jeśli chodzi o traktowanie mieszkańców obu tych części Królestwa, Duńczycy również się nie popisali.
Dania, choć lubi o sobie myśleć jako o krainie szczęśliwości, ma oczywiście ciemne karty w swojej historii, do których można zaliczyć nie tylko traktowanie ludów z włączanych do Królestwa ziem, ale także samych Duńczyków. Niedawno w Danii ukazał się duży raport o tym, jak kilkadziesiąt lat temu traktowano dzieci, które uznawano za niepełnosprawne intelektualnie – odbierano je rodzicom i umieszczano w zamkniętych ośrodkach, gdzie warunki były straszne. Potem, gdy te dzieci stawały się dorosłymi, stygmatyzowano je społecznie. Jedną z takich osób był ojciec byłego premiera Danii Poula Nyrupa Rasmussena. Dzisiaj państwo duńskie się z tego rozlicza – oficjalnie przeprasza i niekiedy przyznaje finansowe zadośćuczynienie.
Element czwarty duńskości – zaufanie.
To jest moim zdaniem najcenniejszy zasób Duńczyków, bo na zaufaniu opiera się działalność całego państwa i funkcjonowanie społeczeństwa. Dzięki niemu naprawdę lepiej i przyjemniej się żyje. Za sprawą tego ogromnego zaufania społecznego nie trzeba wielkiej biurokracji, pieczątek i zaświadczeń. "Kontrola jest dobra, ale zaufanie tańsze" – napisał jeden z duńskich badaczy. I trudno się z tym nie zgodzić.
Element piąty – równość.
Tutaj chodzi przede wszystkim o równość między płciami, która się udała Duńczykom w wielu aspektach życia. Kobiety w duńskim parlamencie stanowią ponad 40 proc. składu, kobiety stoją również na czele Danii – głową państwa jest królowa Małgorzata II, a szefową rządu Mette Frederiksen. Ale są też rzeczy, które się nie udały. Jedną z nich jest brak herstorii, co Duńczycy zaczynają dopiero teraz nadrabiać, zauważając, jak wiele kobiet miało ważny wpływ na ich kraj, a zostało w narracji historycznej pominiętych.
Element szósty to język, o którym już trochę mówiliśmy. Duńczycy to nie jest liczny naród. Czy w związku z tym szczególnie mocno pilnują duńskiego?
Duńczycy często zaczynają opowieść o sobie od zdania: "Mamy mały kraj i trudny język". Język, który jest oczywiście bardzo ważny w procesie asymilacji imigrantów. Duński jest kartą wstępu do społeczeństwa. A z drugiej strony niekoniecznie dba się o czystość języka na takim poziomie, jak na przykład w Islandii, gdzie nie znajdziemy wielu zapożyczeń bezpośrednich. Zdarzają się w Danii głosy alarmistyczne mówiące o duńskiej łódeczce, która może zatonąć w morzu angielszczyzny, ale angielskie słowa stanowią tylko około dwóch procent duńskiego. Problemem jest za to utrata domen, czyli przechodzenie pewnych dziedzin specjalistycznych na angielski.
Element siódmy to oczywiście hygge, ale nie mam już chyba na nią siły.
Doskonale pana rozumiem. Nie da się ukryć, że wypromowanie hygge jako sposobu życia dla każdego było zorganizowaną akcją marketingową, o której więcej piszę w książce. Ale nie da się także ukryć, że Duńczycy z tego skorzystali, bo moda na hygge wpłynęła znacząco na rozpoznawalność Danii, choć jednocześnie ją zbanalizowała, sprowadzając do życia w ciepłym kocu przy świecy. A hygge to coś znacznie więcej – to prostota, bezpieczeństwo, swojskość, egalitaryzm, bezpretensjonalność. Myślę, że wiele osób tak żyje, tylko Duńczycy mają na określenie tego jedno słowo.
I na koniec ósmy element duńskości – chrześcijaństwo. Rozumiane, jak mniemam, jako kultura chrześcijańska i etyka protestancka.
Tak. W Danii mówi się wprost o chrześcijaństwie kulturowym, bo niewielu Duńczyków chodzi do kościoła, to jest społeczeństwo bardzo zsekularyzowane. Duńskie podejście do religii jest takie, że każdy może sobie wierzyć, w co chce. Każdy poza królową. A jeśli ktoś chce się dowiedzieć dlaczego, zachęcam do sięgnięcia po moją książkę.
Sylwia Izabela Schab. Filolożka duńska, tłumaczka i literaturoznawczyni, profesorka w Katedrze Skandynawistyki UAM. Pracowała w Duńskim Instytucie Kultury w Poznaniu i szkole językowej w Roskilde. Współpomysłodawczyni i współorganizatorka poznańskiego festiwalu Pora na Skandynawię. Współtworzyła retrospektywy filmowe, m.in. kina islandzkiego, filmów z udziałem Asty Nielsen czy w reżyserii Sørena Kragh-Jacobsena podczas Letniej Akademii Filmowej w Zwierzyńcu. Autorka wydanej właśnie przez Wydawnictwo Poznańskie książki „Dania. Tu mieszka spokój".
Mike Urbaniak. Jest dziennikarzem kulturalnym weekendowego magazynu Gazeta.pl, „Wysokich Obcasów" i polskiej edycji „Vogue’a". Mieszka na wsi w Puszczy Knyszyńskiej.