Rozmowa
Aniela Krupa wygląda przez okno swojej chałupy w Chochołowie. Maj, 2022 r. (fot. Bartek Solik)
Aniela Krupa wygląda przez okno swojej chałupy w Chochołowie. Maj, 2022 r. (fot. Bartek Solik)

Cała pani rodzina pochodzi z Podhala, jesteście "pniokami", jak mówi się na ludzi żyjących tu "od zawsze"?

Pochodzę z Gronia koło Białki Tatrzańskiej. Stąd wywodzi się mój dziadek, babcia zaś z Maruszyny. Dziadek, Władysław Trybuła, miał ziemię i gazdował z rodziną na Rusinowej Polanie w Tatrach, skąd został wywłaszczony w 1969 roku.  

Mój mąż natomiast jest rodowitym zakopiańczykiem, pochodzi z Gąsieniców-Giewontów "Bednarzy", którzy przydomek mieli od swojego fachu – wyrabiania drewnianych beczek. A wcześniej, jeszcze w początkach XIX wieku, nazywali się "Kujonami" – od kucia ciupagami w skale. Można określić ich jako pierwotnych przewodników po Tatrach. Prowadzili na Giewont pierwszych turystów, gdy formalne przewodnictwo jeszcze nie funkcjonowało. Przydomki zmieniały się wraz ze zmianami obowiązków i rodzaju wykonywanych prac. 

Jesteśmy więc na tej ziemi od wielu pokoleń, można powiedzieć: górale z dziada pradziada, miejscowi.

W XIX wieku Ludwik Kamiński, autor cytowanej w książce "Podhalanie. Wokół tożsamości" etnograficznej monografii Podhala, pisał: "Najpotrzebniejszym, najpożyteczniejszym dla nich [górali] stworzeniem bywa owca. Dobry gazda posiada ich czasami i do trzydziestu". Jak zmieniło się znaczenie szałaśnictwa dla współczesnych górali? 

Cała kultura podhalańska wywodzi się z szałaśnictwa i do dzisiaj jest to bardzo ważny element życia, również ze względów praktycznych, bo Podhale jest znane z produkcji serów owczych, takich jak oscypek, redykołka, bundz, bryndza. Starsi przedstawiciele społeczności podhalańskiej wspominają, że to owce pozwoliły im przeżyć czasy II wojny światowej, stały się głównymi żywicielkami. Niemcy zabierali krowy i świnie, ale do baraniny długo nie mogli się przekonać. 

Józef Szczepaniak podczas swoich gospodarskich zajęć. Rysulówka, kwiecień 2022 r.Józef Szczepaniak podczas swoich gospodarskich zajęć. Rysulówka, kwiecień 2022 r. fot. Bartek Solik

W latach 60. i 70. XX wieku pasterstwo i gospodarka szałaśnicza się załamały. W 1955 roku powstał Tatrzański Park Narodowy, rozpoczął się wtedy proces przymusowego wywłaszczania górali z praw do polan, na których gazdowali, a z wypasu owiec i krów utrzymywali przecież swoje rodziny. Górale stracili nagle wszystko, musieli opuścić swoje hale, owce skierowano do Małych Pienin, Beskidu Niskiego, Bieszczadów, w Sudety. Jednak nadal chcieli wypasać owce. Mój dziadek gazdował na Groniu, ale na mniejszą już skalę. Pewna epoka minęła bezpowrotnie. 

Proces tworzenia Tatrzańskiego Parku Narodowego, o którym pani mówi, został opisany w książce jako "nieprzemyślana realizacja szczytnej idei", "prawdziwy koniec świata" dla wielu baców i góralskich rodzin i "tożsamościowa zagłada" Podhala. W 1981 roku zmieniono rozporządzenie o TPN, dopuszczając wypas kulturowy, którego zasady ustalane są przez dyrekcję parku – między innymi na jakim terenie i ile owiec baca może wypasać. Jak teraz górale patrzą na powstanie TPN-u?  

Coraz więcej osób dostrzega pozytywne konsekwencje powstania parku, zwłaszcza młodsze pokolenie. Rośliny i zwierzęta w górach są pod ochroną, pracownicy parku pilnują, by nie powstawała na jego terenie infrastruktura niezwiązana z historią Tatr, na przykład budynki komercyjne. 

Ale u starszyzny pozostało poczucie krzywdy i straty. Wiele osób straciło swoje majątki, z dnia na dzień musieli się przebranżowić, szałasy były burzone, a ludzie zastraszani. Dzięki wypasowi kulturowemu pasterstwo wróciło w Tatry i rozwija się na polanach niepodlegających ochronie ścisłej. Obecnie na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego wypas kulturowy prowadzony jest przez siedmiu baców i jest to nie tylko sposób na zachowanie tradycji podhalańskiej, ale także forma ochrony górskiego krajobrazu. A park dzisiaj to już inna instytucja, czego wyrazem jest choćby ta książka, której jest wydawcą, a wcześniej wystawa czy inne projekty poświęcone góralszczyźnie. 

Bacówka Marka Wilczka przy drodze Do Cieślów niedaleko Bańskiej Wyżnej. Zawsze w niedzielę najmłodsza córka bacy Julia odwiedza tatę. Maj, 2022 r.Bacówka Marka Wilczka przy drodze Do Cieślów niedaleko Bańskiej Wyżnej. Zawsze w niedzielę najmłodsza córka bacy Julia odwiedza tatę. Maj, 2022 r. fot. Bartek Solik

Kim są w takim razie dzisiejsi bacowie? 

To ludzie, którzy lubią tę pracę: nasi sąsiedzi, znajomi, którzy albo przejęli gazdówkę po rodzicach i dziadkach, albo ze względów ekonomicznych podjęli tę pracę, bo produkcja serów jest opłacalna. Bacę Stanisława Rychtarczyka "Murzańskiego" z Gronia oraz jego rodzinę dalej, od wiosny do jesieni, można spotkać na Rusinowej Polanie w szałasie.  

Co jest dzisiaj dominującym zajęciem górali i góralek?  

Praca biurowa, branża hotelarska, turystyczna, przewodnictwo. Podhale poszło do przodu razem z resztą świata i można u nas spotkać ludzi przeróżnych zawodów: architektów, projektantów, prawników, lekarzy – na pewno jest zdecydowanie więcej osób wykształconych. Pozostało sporo rękodzielników, którzy w domu haftują portki, wyrabiają paski skórzane, kierpce, robią korale, przyprawiają strzępki do chustek. I ta praca jest bardzo ceniona. Reszta zawodów jest podobna jak w innych częściach kraju, może z wyjątkiem turystyki, na którą jest u nas wyjątkowe zapotrzebowanie.  

Wiktoria Bryniczka, absolwentka szkoły plastycznej im. A. Kenara w klasie rzeźby, trenuje sport sylwetkowy w konkurencji bikini fitness. Na zdjęciu prezentuje sylwetkę w Galerii Sztuki w wili Oksza. Maj, 2022 r.Wiktoria Bryniczka, absolwentka szkoły plastycznej im. A. Kenara w klasie rzeźby, trenuje sport sylwetkowy w konkurencji bikini fitness. Na zdjęciu prezentuje sylwetkę w Galerii Sztuki w wili Oksza. Maj, 2022 r. fot. Bartek Solik

Jak współcześni górale siebie postrzegają? 

Rozmowy, które przeprowadziłam na potrzeby książki, pokazały, że Podhalanie mają dużą świadomość własnych zalet i wad, dostrzegają swoje słabe i mocne strony. Powtarzają też część kalek, stereotypów dotyczących cech charakteru, takich jak temperamentność, upartość, stanowczość, impulsywność, niezależność. Są krytyczni wobec siebie, chcą pracować nad swoimi wadami. Z dobrych cech wymieniają zaradność i pracowitość, umiłowanie góralskiej ślebody, czyli wolności. Na pewno widzą się jako odrębną, zwartą grupę, która bazuje na swojej historii, korzeniach i tradycji lokalnej.  

Jakie wartości są dla nich ważne? 

Rodzina. Niemal każda z pytanych przez nas osób marzy o rodzinie, w której można znaleźć oparcie. Poza tym zgoda, pokój, szczere uczucia. Kultywowanie tradycji. Edukacja. Tatry, ich walory przyrodnicze i krajobrazowe, życie na łonie natury. Wzajemna pomoc, więzi i dobre relacje międzyludzkie. 

Lutnik Szymon Gąsienica-Ladzi w pracowni budowy instrumentów w Zakopanem. Maj, 2022 r.Lutnik Szymon Gąsienica-Ladzi w pracowni budowy instrumentów w Zakopanem. Maj, 2022 r. fot. Bartek Solik

Piszecie w książce, że przez wiele lat rodzina podhalańska była wspólnotą hierarchiczną, opartą na posłuszeństwie i szacunku. Mimo modelu typowo patriarchalnego kobieta potrafiła też się sprzeciwiać, rządzić i nawet użyć pięści, choć w starciu z fizycznie silniejszym mężem była raczej na przegranej pozycji. Jak ten patriarchalny model odnalazł się we współczesnych czasach?  

Zagadnienie statusu i pozycji kobiet w podhalańskich rodzinach wymaga pogłębionych badań. Można podać wiele przykładów na to, że to właśnie kobiety odgrywają rolę zarządzających – to na nich spoczywa odpowiedzialność za dom i za prowadzenie rodzinnych gospodarstw, które dziś w większości bazują już na działalności usługowej, związanej z rozwijającą się branżą turystyczną. To kobiety zawiadują rodzinnymi pensjonatami i zajmują się obsługą gości, począwszy od marketingu, przez administrację, aż do pracy fizycznej. Dbają o wychowanie dzieci. Oczywiście nadal wielu mężczyzn sprowadza kobiety do roli "podporządkowanych", lecz wydaje się, że patriarchalny model rodziny odchodzi w przeszłość na rzecz małżeńskiego współdziałania i partnerstwa.  

W książce wspominacie między innymi o Janinie Rzepce z Brzegów, która w 2013 roku ukończyła kurs bacowski, zdała państwowy egzamin czeladniczy z bacowania i wraz z rodziną gazduje na bacówce. Choć z drugiej strony Zakopane, jako jedyna gmina, nie podpisało uchwały antyprzemocowej. 

Pani Janina to pierwsza kobieta baca, która przez wiele lat w praktyce doskonaliła swój fach i w momencie, gdy pojawiły się te oficjalne kursy dla juhasów i baców, uzyskała certyfikat. Dzisiaj jest symbolem dla wielu góralek.  

A brak uchwały o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie w Zakopanem jest dla mnie smutny i niezrozumiały. Nie przynosi to gminie-miastu Zakopane chluby. I ma konsekwencje: nie powołano zespołu interdyscyplinarnego, który mógłby skutecznie pomagać osobom pokrzywdzonym. 

Józef Pitoń - śpiewak, tancerz i gawędziarz w swoim zakopiańskim domu przy Drodze na Wierch. Kwiecień, 2022 r.Józef Pitoń - śpiewak, tancerz i gawędziarz w swoim zakopiańskim domu przy Drodze na Wierch. Kwiecień, 2022 r. fot. Bartek Solik

Górale i góralki zapytani przez was o to, jak wspominają swoje dzieciństwo, mówią przede wszystkim o pracy i obowiązkach, ale też o głodzie, niedostatku i krzywdzie. Z drugiej strony potrafią też krytykować zbyt beztroskie współczesne dzieciństwo – "jakby przysła, nie dej Boze, jako biyda, to wyginom. Kieby im przysło robić w polu, to dostaliby chyba szoku". Czy dzisiejsi młodzi górale faktycznie są aż tak rozpieszczeni? 

Każdy z naszych rozmówców ma swoje obserwacje. Ja również uważam, że trochę tak jest. Młodzież nie znosi krytyki, nawet konstruktywnej, na której nasze pokolenie było wychowywane. Z jednej strony dzieci mają więcej dóbr materialnych, z drugiej strony mniej uwagi i uważności od rodziców. Żyjemy częściowo w wirtualnym świecie, dużą rolę odgrywają media społecznościowe, środki masowego przekazu, zwiększa się czas poświęcony na telefony i urządzenia elektroniczne. Mówi się, że obecnie młodzi ludzie to pokolenie zgiętego karku ze względu na ciągłe pochylanie się nad ekranem. Wszelkie nowinki techniczne tworzą pewne udogodnienia. Jednak nic nie zastąpi poświęconego dziecku czasu, rozmowy i uważności. 

W dawnych czasach szczególnie trudna miała być sytuacja dzieci nieślubnych, zwanych "bęsiami", oddawanych często na wychowanie do innych osób, z rodziny lub obcych. Padło nawet porównanie ich obowiązków do niewolniczej pracy.  

Na szczęście to już przeszłość. Oddawanie dzieci na wychowanie wynikało z biedy, głodu i braku edukacji. Nie były to na pewno łatwe decyzje, często podejmowane z ogromnym bólem, ale w wielu przypadkach dla dziecka stanowiły jedyną szansę na przeżycie. Jedna z moich rozmówczyń, 60-letnia góralka, przyznała, że jej mama została oddana na wychowanie do innej rodziny. Najczęściej takie dziecko musiało pracować w polu i pomagać gospodarzom, a to była bardzo ciężka praca, bez maszyn rolniczych. Dziecko musiało niejako zapracować na miejsce do spania, na jedzenie i ubranie. Jego sytuacja była dramatyczna, przecież najlepiej rozwijałoby się w rodzinie, która zapewnia mu troskę i miłość. 

Anna Gąsienica-GiewontAnna Gąsienica-Giewont fot. Jacek Poremba

W książce znalazło się także zdjęcie młodej góralki, to jedna z pani córek. 

Zarówno Ania, która wzięła udział w projekcie i sesji zdjęciowej ze znanym polskim portrecistą, Jackiem Porembą, jak i starsza córka Regina kontynuują tradycje podhalańskie, chociażby noszą tradycyjny ubiór. Ważna jest dla nich także muzyka. Mój mąż jest kontrabasistą, basistą, gra na instrumentach pasterskich, starsza córka na dudach podhalańskich, trombicie i dwojnicy, Ania na skrzypcach i pianinie, ja na basach podhalańskich. Domowe muzykowanie jest w naszej rodzinie dobrym wspólnym czasem. Myślę, że kultywowanie podhalańskich tradycji spaja przeszłość ze współczesnością.  

Jak młodzi górale widzą przyszłość Podhala? 

Dużą uwagę zwracają na ekologię. Troszczą się i jednocześnie martwią o to, jak Podhale będzie wyglądało, gdy oni będą dojrzałymi ludźmi, gdy sami będą mieli dzieci. W codziennym życiu próbują małymi krokami działać na rzecz czystego i zdrowego środowiska - segregują śmieci, ograniczają zużycie plastiku, piją wodę z bidonu i z kranu, jeżdżą na rowerze, kupują odzież z drugiej ręki, ograniczają zużycie wody, korzystają z wielorazowych toreb na zakupy, sadzą drzewa. 

Niektórzy nie wiążą swojej przyszłości z tym regionem, chcą wyjeżdżać, poznawać świat, podróżować i osiedlać się za granicą. Ale sporo osób mówi, że nawet jeśli na jakiś czas wyjadą, to i tak wrócą, by mieszkać na Podhalu na stałe.  

Młodym przeszkadza chaos reklamowy i negatywne trendy pojawiające się w architekturze. Podkreślają, że trzeba nad tym zapanować. Widzą też przyszłość Podhala jako miejsca otwartego, tolerancyjnego, zbudowanego na społecznym porozumieniu ponad podziałami, dobrego do życia dla wszystkich. 

Kazimierz Stopka - dorożkarz z Doliny Chochołowskiej w stajni obok domu. Witów, maj, 2022 r.Kazimierz Stopka - dorożkarz z Doliny Chochołowskiej w stajni obok domu. Witów, maj, 2022 r. fot. Bartek Solik

Z trudnych historii poruszacie w książce także sprawę tzw. Goralenvolku, gdy grupa górali podjęła współpracę z Niemcami podczas II wojny światowej, by zantagonizować polskie społeczeństwo i stworzyć odrębny naród góralski. Niektórzy nazwali to "zdradą narodową". Jak się dzisiaj patrzy na Goralenvolk na Podhalu? 

Z badań, które przeprowadzałyśmy, wynika, że na Podhalu wiedza na temat Goralenvolku jest niewystarczająca. W książce nie próbujemy wybielać tej haniebnej karty w dziejach naszego regionu, jednak podkreślamy, że zdecydowana większość podhalańskiego społeczeństwa sprzeciwiła się niemieckiej akcji.  

Głównym organem Goralenvolku był Komitet Góralski z Wacławem Krzeptowskim na czele. Szczególną aktywność członkowie Komitetu wykazali podczas akcji wydawania tzw. kenkart góralskich. Ich przyjęcie powszechnie utożsamiano z przystąpieniem do Goralenvolku. Kenkartę "G" przyjęło około 18 proc. Podhalan, ale w przypadku podhalańskich wsi odsetek pobranych góralskich dowodów był znacznie niższy niż w Nowym Targu czy Zakopanem i wynosił około 5 proc.  

Plan utworzenia narodu góralskiego nie powiódł się. Do dziś Goralenvolk wywołuje w środowisku góralskim wiele emocji i kontrowersji. Budzi sprzeczne i skrajne opinie. Jest to niewątpliwie temat do przepracowania. 

Czy są jakieś rady dla ludzi z innych regionów Polski, jak zostać "krzokiem" – osobą z zewnątrz, która została przyjęta do góralskiej gromady? 

Najtrudniejsza będzie pewnie decyzja o zmianie miejsca do życia. Ale po przejściu tego etapu najszybciej można się stać mieszkańcem Podhala, kupując tu nieruchomość. Wtedy możemy się poczuć u siebie – na własnym skrawku ziemi czy w przytulnym mieszkaniu. Trzeba śmiało wyjść z otwartą ręką do społeczności, poznać sąsiadów, przyjść z dobrym słowem, nie izolować się, nie odkładać życia na później. Powinno się udać. 

Więcej informacji na temat książki "Podhalanie. Wokół tożsamości" autorstwa Agnieszki Gąsienicy-Giewont i Stanisławy Trebuni-Staszel można znaleźć TUTAJ >>>

Agnieszka Gąsienica-Giewont. Etnolog, muzealnik. Kierownik Muzeum Karola Szymanowskiego w willi "Atma" w Zakopanem, Oddziału Muzeum Narodowego w Krakowie. Redaktor w kwartalniku "Tatry" TPN. Animatorka kultury regionalnej, jurorka festiwali i przeglądów muzyki tradycyjnej.

Agata Porażka. Dziennikarka weekendowego magazynu Gazeta.pl. Twórczyni cyklu Zagrajmy w Zielone, który skupia się na tym, co powinniśmy zrobić, by zamiast niszczyć, dbać o planetę. Prowadzi podcast Zetka z Zetką.