Rozmowa
Katarzyna Figura (Grzegorz Ziemiański)
Katarzyna Figura (Grzegorz Ziemiański)

Ile jest w pani Marianny?

Marianna to kobieta po sześćdziesiątce, matka sześciorga dzieci, które są ze sobą skłócone. Próbuje wykorzystać tytułowe chrzciny, żeby doprowadzić do zgody. Wierzy, że ma "układ" z Matką Boską, a nawet się z nią utożsamia, co jest na granicy szaleństwa. Ponad wszystko kocha swoje dzieci. Używa też kłamstewek i manipulacji, ale robi to w imię najważniejszej wartości, jaką jest dla niej rodzina. "Chrzciny" przywołują lata 80., ale to film uniwersalny i ważny głos w dyskusji dotyczącej rodziny i wartości.

Wydaje mi się pani – podobnie jak Marianna – osobą silną, a zarazem wrażliwą.

O mojej wrażliwości czy wręcz nadwrażliwości świadczą przede wszystkim moje role. A o sile – historie z życia osobistego. Determinacja Marianny jest mi bardzo bliska jako kobiecie. Wynika z atawistycznej, pierwotnej siły matczynej.

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje

O czym świadczyć może chociażby pani przeprowadzka z Warszawy do Gdyni.

Przeniosłam się ponad dziewięć lat temu, głównie z powodów osobistych. Nie chciałam już dłużej żyć w domu w Warszawie, co zaskoczyło wiele osób. W Trójmieście od razu zaczęłam intensywnie pracować w Teatrze Wybrzeże, mój codzienny rytm dnia się zmienił. Gdy dziewczynki były mniejsze, odwoziłam je rano do szkoły, a sama jechałam na molo w Gdyni-Orłowie. Mogłam tam spokojnie pomyśleć nad różnymi sprawami, uczyłam się tekstów do nowych ról. Potem wracałam z dziewczynkami do domu. Bacznie je obserwowałam, słuchałam, co mówią i jak się śmieją. Aktorka Juliette Binoche powiedziała kiedyś, że nie ma nic piękniejszego niż szczery, spontaniczny śmiech dziecka. I ja się z nią zgadzam.

Katarzyna Figura jako filmowa Marianna (Grzegorz Ziemiański)

Dziś pani córki są już prawie dorosłe. A starsza idzie w pani ślady.

Koko ma 20 lat i studiuje reżyserię filmową. Wybrała Paryż, co poruszyło mnie, bo sama tam wiele lat temu studiowałam i jestem zachwycona tym miastem. Młodsza, Kaszmir, która skończyła 17 lat, kontynuuje tam natomiast naukę licealną.

A jak pani przyjęła decyzję Koko, że chce swoją zawodową przyszłość związać z filmem?

Byłam zaskoczona. Po maturze oświadczyła, że składa papiery na reżyserię w Berlinie. Pojechałyśmy tam na parę dni. Finalnie jednak wybrała, ku mojej radości, Paryż. Nie namawiałam jej na studia filmowe ani ich nie odradzałam. W przeciwieństwie do mojej postaci, Marianny, która jest nadopiekuńczą matką, nigdy nie próbowałam narzucać córkom, by spełniały moje ambicje. Wprawdzie od dziecka zabierałam je na plany filmowe czy festiwale, więc wychowywały się w tym środowisku, ale bacznie patrzyłam, co im w duszach gra. Mój syn Aleksander przyszedł na świat, gdy miałam 25 lat. Dziś kończy 35. Koko urodziłam, mając 40 lat, a Kaszmir trzy lata później. Byłam więc już dojrzałą i uważną mamą.

Katarzyna Figura, Katowice, 1993 rok (Robert Krzanowski / Agencja Wyborcza.pl)

Nie mówiła pani: "Dobrze, Koko, lepiej, żebyś została reżyserką niż aktorką"?

Latem w Teatrze Wybrzeże przygotowywałam farsę "Czego nie widać" w reżyserii Jana Klaty. Córki przyszły na próbę generalną. Na drugi dzień Koko powiedziała: "Mamo, tak mnie to zainspirowało, że zrobię sobie na semestr przerwę w reżyserii i pójdę na kursy aktorstwa". Byłam miło poruszona tym, że chce poszerzać swoje umiejętności w tym kierunku.

Przygotowując Koko do wyjazdu, zwierzyłam się z tego paru osobom. Reakcje były na ogół podobne: "Zostaniesz sama, nie żal ci?"

No właśnie – nie żal?

Wolę określenie "zmiana". Cenną umiejętnością człowieka jest dostosowywanie się do nowych okoliczności. Dotyczy to zarówno życia prywatnego, jak i w dużej mierze aktorstwa.

Tata wykształcił we mnie ogromną wiarę we własne możliwości. Od dziecka mówił mi też, jak ważna jest wiedza. "Ona będzie twoim ratunkiem w trudnej sytuacji" – powtarzał. Kiedy więc moje córki z pięknym, twórczym entuzjazmem mówią mi, że chcą się uczyć i poznawać świat, jestem szczęśliwa. Okrucieństwem z mojej strony byłoby, gdybym próbowała je w jakiś sposób ograniczać. Zadaniem rodzica jest wspieranie dziecka w odkrywaniu tożsamości, rozwijaniu pasji. A nie mówienie na przykład, że nie powinno być aktorką.

Katarzyna Figura na deskach Teatru Wybrzeże w Gdańsku, 2018 rok (Renata Dąbrowska / Agencja Wyborcza.pl)

Pani od dziecka wiedziała, że chce grać?

Byłam jedynaczką i bardzo z tego powodu cierpiałam. Rodzice pracowali do późna, więc dużo czasu spędzałam sama w domu. Pisałam, śpiewałam, tworzyłam własny teatr. Przebierałam się i grałam – do dziś zresztą lubię wykorzystywać w spektaklach własne peruki czy akcesoria. Szukałam też w otoczeniu magii. Chwaliłam się koleżankom i kolegom, że mówię we wszystkich językach świata albo że mam w sobie cudowną energię. I oni mi wierzyli.

Najwyraźniej już tlił się w pani talent aktorski.

Moją koleżanką ze szkolnej ławki była Małgosia Bogdańska, która później także została aktorką. To właśnie ona namówiła mnie na egzamin do kółka teatralnego, które prowadziła przy Teatrze Ochota Halina Machulska, żona Jana Machulskiego. Obie się dostałyśmy. W pierwszym przedstawieniu Małgosia grała Prosiaczka, a ja Kubusia Puchatka. Było to o tyle zabawne, że byłam wtedy bardzo szczupła.

Miała pani kompleksy?

Ponieważ nie lubiłam jeść, byłam chuda, dodatkowo o głowę niższa od rówieśników, wyglądałam jak chłopak i miałam kompleksy z tego właśnie powodu. Na szczęście potem zaczęłam dojrzewać.

Jako aktorka z kolei początkowo miałam w sobie lęk, czy podołam rolom, które zaczęłam otrzymywać. A były to czasy – urodziłam się w 1962 roku – kiedy sami musieliśmy sobie radzić z problemami, bez wsparcia profesjonalistów zajmujących się pomocą psychologiczną. Uwalniałam emocje przez taniec i sport.

Katarzyna Figura na planie filmu 'Nerd', 2015 rok (Marcin Stępień / Agencja Wyborcza.pl)

Z chudej nastolatki wyrosła pani na "seksbombę polskiego kina". Denerwowała panią ta etykietka?

To etykietka, która została mi przyklejona, ja sama tak o sobie nie myślałam. Zaczęto mówić o mnie w ten sposób po pierwszych filmach, między innymi "Pierścieniu i róży" Jerzego Gruzy, "Pociągu do Hollywood" Sławka Piwowarskiego i "Kingsajzie" Juliusza Machulskiego. Stałam się świadomą siebie kobietą i aktorką. Niektóre role były pisane specjalnie dla mnie, więc podkreślałam kobiecość strojem czy sposobem grania, trochę na zasadzie prowokacji.

Gdy już stałam się znaną aktorką, dostrzegłam, że określanie mnie seksbombą było próbą umniejszania mojego talentu. Mówiono, że jestem zgrabna i atrakcyjna, ale nie mam przygotowania do zawodu, bo nie skończyłam studiów aktorskich. Było to nieprawdziwe i krzywdzące, bo mam dyplom Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie.

Wyczuwam w pani słowach nutkę goryczy…

Podziwiałam takie wspaniałe aktorki, jak Marilyn Monroe, Brigitte Bardot, Claudia Cardinale, Gina Lollobrigida czy Sophia Loren. One były dla mnie uosobieniem kobiecości, więc nie obrażałam się za nazywanie mnie seksbombą. Zresztą jeden z reżyserów, którego poznałam na Zachodzie, powiedział mi, że gdybym urodziła się we Włoszech, to byłabym drugą Sophią Loren. Dla mnie to ponadczasowy symbol kobiecości.

Katarzyna Figura na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, 2013 rok (Renata Dąbrowska / Agencja Wyborcza.pl)

Kończąc studia aktorskie, patrzyłam na mój zawód bardzo szeroko. Marzyłam o tym, by zaistnieć na całym świecie. To, że w Polsce ktoś określał mnie mianem seksbomby tylko ze względu na moją fizyczność, nie miało dla mnie większego znaczenia.

Gdy umniejszano pani talent i wykształcenie, nie było w pani myślenia: ja wam pokażę?

Oczywiście! Zadziorność jest wpisana w mój charakter od dziecka. Byłam mała i chuda, więc już wtedy chciałam się popisywać przed innymi i udowadniać im, że jestem kimś nadzwyczajnym. Moje myślenie można sprowadzić do prostego stwierdzenia: ja wam jeszcze pokażę! Ale ono miało głębszy sens.

Myślałam: pokażę wam, że jestem coś warta, i nie będę taka, jaką oczekujecie, że mam być. Jeszcze was zaskoczę. Taka, jaka jestem. Zresztą w dalszym ciągu chcę zadziwiać.

I zachwycać aktorsko?

Czas zmienia nas wszystkich, zmienia nasze ciała. Od nas zależy, co z tym zrobimy. Czy się pogodzimy z przemijaniem, jednocześnie rozwijając się i korzystając z doświadczeń, które przynosi nam życie.

Powiem tak: całe szczęście, że nie tkwię już w czasach "Kingsajzu" czy "Pociągu do Hollywood". Owszem, cieszę się, że te filmy wracają dziś, w dodatku po obróbce cyfrowej, i że – jako kobieta – jestem "zatrzymana" na wielkim ekranie. To jest coś fenomenalnego! Ale nie chciałabym zapraszać ludzi na spektakle do teatru czy na nowe filmy tylko dlatego, że ponad 30 lat temu zagrałam w "Kingsajzie". Nie mogłabym tylko na tym bazować.

Katarzyna Figura, Warszawa 1995 rok (Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl)

Zdecydowanie poszła pani dalej.

Po "Kingsajzie" czy "Pociągu do Hollywood" z dnia na dzień stałam się w Polsce bardzo znana. Zaczęłam też robić filmy za granicą, gdzie obsadzano mnie w kompletnie innych rolach. Więcej czasu spędzałam w Kalifornii niż w Europie. Dzięki temu nabrałam innej perspektywy. Gdy wróciłam do Polski, pojawiły się propozycje ról między innymi w "Kilerze" Juliusza Machulskiego czy w "Historiach miłosnych" Jerzego Stuhra. Świadomie zdecydowałam, że nie będę już tą dziewczyną sprzed lat.

Zaczęła więc pani grać dojrzałe, wyraziste kobiety.

Doskonale wiedziałam, że jestem już inną kobietą, weszłam w role charakterystyczne i komediowe, chociażby Rysi z "Kilera", Teresy ze "Szczęśliwego Nowego Jorku" czy Kryśki, która w "Historiach miłosnych" bije w sądzie męża torebką po głowie. Zresztą w "Chrzcinach" też nie unikam komediowości, moja Marianna jest momentami zabawna.

Najbardziej przełomowa była jednak dla mnie rola w "Żurku" Ryszarda Brylskiego. Ku ogólnemu zaskoczeniu zagrałam Halinę, matkę nastolatki, która stoi na granicy rozpaczy. Wiele osób dziwiło się, że potrafiłam zagrać taką rolę. To naprawdę ta aktorka z "Kilerów"? – pytano.

Tak, to ciągle pani. W dodatku podkreśla pani w wywiadach, że ma 60 lat.

W moim przypadku ukrywanie wieku z góry byłoby skazane na niepowodzenie. Od razu w internecie pojawia się informacja, że Figura ma 60 lat.

Proszę zauważyć, że od jakichś 10 lat na ogół gram kobiety starsze od siebie. A w "Paniach Dulskich" Filipa Bajona wcieliłam się nawet w rolę 90-letniej staruszki.

Katarzyna Figura w monodramie w 2006 roku (Grażyna Makara / Agencja Wyborcza.pl)

I jak pani z tym było?

Bardzo dobrze! Naprawdę tak się czułam, choć musiałam zmienić głos i ruchy całego ciała. Zresztą Marianna z "Chrzcin" też jest starsza ode mnie. To kobieta z prowincji, umęczona życiem matka sześciorga dzieci. Ale ja uwielbiam grać postaci, które są dalekie ode mnie. Zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie.

Zobacz wideo Wątki kobiece w serialach o polityce. Sprawdźcie "Veep", "Scanadal" czy "House of Cards"

Proszę powiedzieć, czy był moment, w którym czuła się pani niewidzialna dla reżyserów i producentów?

Gdy przeniosłam się na Wybrzeże, dziewczynki były mniejsze, a ja musiałam nas utrzymać. W zawodowych wyborach nie zawsze kierowałam się więc sprawami kariery, po prostu byłam w tamtym czasie kobietą, która musiała utrzymać dom i dzieci. Wyjeżdżając z Warszawy, zostałam outsiderką. I nie chodzi o to, że na Wybrzeżu gra się inaczej niż w stolicy. Biznes filmowy skoncentrowany jest w Warszawie, więc wiele osób mocno się dziwiło mojej decyzji o przeprowadzce. Mój syn zdecydował, że zostaje, mama też, ale po roku sprowadziłam ją na Wybrzeże.

Na pewien czas stałam się niewidzialna nie tylko z powodu wieku, ale i wyjazdu ze stolicy. To jednak minęło. Przekonałam się też, że bywanie na ściankach wcale nie zapewniłoby mi ciekawych ról. A że dla niektórych przez pewien czas byłam niewidoczna? Cóż, to ich strata, nie moja.

Katarzyna Figura postawiła na charakterystyczne role (Maciej Zienkiewicz / Agencja Wyborcza.pl)

Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje

Często zdarza się, że ktoś mówi: "Jak ja się w pani kochałem"?

Oczywiście – i to jest cudowne. Choć opowiem pani inną historię. Niedawno robiłam zakupy i zaczepiły mnie dwie 20-letnie dziewczyny. Mówią: "My panią skądś znamy. Kojarzymy pani głos, ale nie wiemy, kim pani jest". Okazuje się, że młodzi rzadko wracają do polskich filmów. A może po prostu jestem już na tyle inną osobą, że oglądają mnie, ale nie rozpoznają? Cóż, do tego też będę się musiała przyzwyczaić i to zaakceptować.

W teatrze natomiast wciąż jestem mocno rozpoznawalna, ludzie wręcz przychodzą i dopytują: "Czy pani Katarzyna Figura w tym przedstawieniu naprawdę występuje?". Jest to dla mnie bardzo budujące. Wiem, że przychodzą do teatru nie tylko po to, żeby zobaczyć, jak teraz wyglądam, ale też żeby zobaczyć, jak gram.

A gdyby dostała pani wiadomość: Pani Kasiu, czy…

Czy jadę do Hollywood? Od razu lecę, i to na skrzydłach! Minęło tyle lat, a ja cały czas marzę, żeby zagrać u Tarantino.

Ale ja nie o Hollywood. Załóżmy, że wiadomość brzmi: Mam 25 lat i wyobrażam sobie, że po pani przechodzę jak ten krasnoludek w "Kingsajzie". Co by pani zrobiła?

Zachowałabym się jak moja filmowa postać. Gdy krasnoludek by na mnie wszedł, odwróciłabym się i lekko strzepnęłabym go z mojego pośladka.  

Katarzyna Figura. Aktorka filmowa i teatralna. Zaczynała od epizodów w filmach Krzysztofa Kieślowskiego i Wojciecha Jerzego Hasa, ale rozpoznawalna stała się dzięki rolom w "Pociągu do Hollywood", "Kingsajzie", "Kilerze" czy "Kilerach dwóch". Była związana z Teatrem Dramatycznym w Warszawie, a obecnie z Teatrem Wybrzeże w Gdańsku. Dwukrotnie zdobyła "Złote Lwy", a także Polską Nagrodę Filmową oraz Grand Prix 60. Kaliskich Spotkań Teatralnych. Mieszka w Trójmieście.

Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Specjalizuje się w niebanalnych rozmowach z odważnymi ludźmi. Pasjonatka kawy, słoni i klasycznych samochodów.