Rozmowa
Muchomor plamisty (fot. Tomasz Sobczak, CC BY-SA 4.0 / Wikipedia Commons)
Muchomor plamisty (fot. Tomasz Sobczak, CC BY-SA 4.0 / Wikipedia Commons)

Trudno mi o to pytać, ale muszę na sam początek prosić o jasną deklarację w obliczu ostatniego nawału postów w mediach społecznościowych: muchomory są szkodliwe, tak?  

Tak. Nie ma co do tego wątpliwości. Chociaż przyznam, że nigdy się nie spodziewałem, że będę musiał pisać, żeby ludzie nie jedli muchomorów. 

Zależy mi jednak, byśmy na samym początku rozróżnili muchomory, o których tyle się ostatnio mówi. Mamy muchomora czerwonego – to ten, który najbardziej zyskał na popularności w ostatnich dniach – muchomora plamistego, z którym bardzo łatwo można muchomora czerwonego pomylić, i muchomora sromotnikowego. Czerwony jest halucynogenny, może uszkodzić układ nerwowy, natomiast przypadki śmiertelne po jego spożyciu są niezwykle rzadkie. Plamisty zawiera te same substancje co czerwony – kwas ibutenowy i muscymol – jednak w o wiele większych dawkach i bywały po nim przypadki śmiertelne. Sromotnikowy jest jednym z najbardziej niebezpiecznych i śmiercionośnych grzybów. 

Chciałabym zacząć od muchomora czerwonego, który zaczął być promowany jako "świetne źródło witaminy D", "bogaty w mikroelementy", a nawet jako lekarstwo na kilka różnych chorób, w tym parkinsona. Czy są jakiekolwiek badania, które potwierdzają te doniesienia? 

Żadne mi znane. Osoby, które udostępniają takie posty – bo również je widziałem, w tym między innymi o leczeniu padaczki muchomorami – piszą w nich o "badaniach naukowych", nie podając żadnych odnośników, źródeł, bibliografii.  

To czego źródłem może być muchomor czerwony? 

Problemów ze strony układu pokarmowego ze względu na zawarty w nim kwas ibutenowy. Zawiera też muscymol, alkaloid będący substancją psychoaktywną – powoduje halucynacje, wizje. 

Czyli oddziałuje na nasz układ nerwowy, jeśli dobrze rozumiem? Jakie mogą być dla niego skutki wielokrotnego zjedzenia muchomora czerwonego?  

Z badań na szczurach wynika, że wielokrotne stosowanie substancji muscymol, zawartej w muchomorze czerwonym, powoduje uszkodzenia ośrodkowego układu nerwowego. Po badaniach na osobach stosujących ogólnie pojęte środki psychoaktywne widać, jak wraz z ich nadużywaniem dochodzi do procesów neurodegeneracyjnych. Nasz mózg funkcjonuje w sposób bardzo złożony, to jest połączenie receptorów chemicznych, neurotransmiterów, pobudzeń elektrycznych. Zaburzenie tej równowagi w sposób niekontrolowany – bo przecież nie mamy pojęcia, jak wpłynie na nas substancja zawarta w tym grzybie – może powodować reakcje w całym organizmie.  

Muszę przyznać, że na fali ostatnich doniesień zacząłem zagłębiać się w różnego rodzaju źródła wiedzy o muchomorze czerwonym i faktycznie, w historii byli szamani, którzy wykorzystywali tradycyjne metody do usuwania z muchomora czerwonego substancji powodujących problemy w układzie pokarmowym przy jednoczesnym zachowaniu właściwości halucynogennych. Muscymol w naszym organizmie jest wydalany przez nerki w postaci niezmienionej – co choć brzmi obrzydliwie, pozwalało na "ponowne" jego użycie. Grzyby te zjadały również renifery, których mocz zbierano. 

Muchomor czerwony (Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Wyborcza.pl)

Na swoim Instagramie podsumował pan modę na jedzenie muchomorów czerwonych słowami: "Co będzie dalej? Zdrowotne picie domestosu?". 

To kąśliwe stwierdzenie, ale obawy mam poważne. Jakiś czas temu była na TikToku moda na podduszanie w formie wyzwania. Mieliśmy też w Polsce śmiertelne przypadki wdychania gazu z zapalniczek przez nastolatków, by się odurzyć.

Wyobrażam sobie, że z tych 100 tys. obserwujących, jakie mają osoby promujące jedzenie muchomorów, większość machnie na to ręką, ale kilka może influencerowi uwierzyć. Nawet jeden procent z tej liczby obserwujących to przecież tysiąc osób. I mogą sobie nie zdawać sprawy z tego, że na przykład zawartość substancji niezwykle szkodliwych w muchomorach czerwonych różni się między jednym grzybem a drugim, jest zależna nawet od ich wieku, a nawet czasu, w jakim się je zrywa. Każdy człowiek może mieć inną reakcję na substancje psychoaktywne, a są osoby z predyspozycjami genetycznymi, które już po bardzo niewielkiej dawce mogą doświadczyć ostrej psychozy. Do tego muchomory czerwone są teraz naprawdę wszędzie, banalnie łatwo dostępne, nic nie kosztują. Nastolatek może przecież bez większego problemu pójść do lasu, zerwać muchomora i spożyć go w ramach wyzwania. 

Jakie są objawy psychozy? 

Bardzo różne – od widzenia i słyszenia rzeczy, których nie ma, głosów, które mogą nakazywać różne rzeczy, po kompletne wyłączenie się i utratę kontaktu z rzeczywistością. Taka osoba nie panuje nad sobą. Powiedzmy wprost, że psychoza jest realnym zagrożeniem dla życia i zdrowia człowieka. Reakcje wywoływane przez między innymi muchomora czerwonego mogą też doprowadzić do zaburzeń psychicznych, w tym zaburzeń osobowości, szczególnie u młodych ludzi.  

Załóżmy hipotetycznie taką sytuację: zjadłam muchomora czerwonego i po kilku godzinach dostałam ostrych objawów: silnej biegunki, wymiotów, boli mnie brzuch. Okazuje się, że pomyliłam – co się zdarza – muchomora czerwonego z plamistym. Co robić?  

Przede wszystkim wezwać karetkę lub udać się jak najszybciej na najbliższy oddział ratunkowy. Podkreślę, że zawsze, gdy dostajemy objawów tego typu po zjedzeniu grzybów, należy skontaktować się jak najszybciej z lekarzem.  

Wracając do hipotetycznej sytuacji – w szpitalu powiedzieć, że zjadło się grzyba, ale nie ma pewności, jakiego, opisać go, pokazać zdjęcie, jeśli zrobiliśmy. Jeśli jest taka możliwość, wziąć go ze sobą i pokazać lub zabrać część wymiocin w worku strunowym, by można je było zabrać do badań makroskopowych i mykologicznych. W laboratorium można zidentyfikować zarodniki grzybów i dobrać do tego leczenie. Ogromnie tutaj liczy się czas. Niestety, objawy po zjedzeniu występują tak późno, że płukanie żołądka nie ma już sensu.   

Zawsze, gdy dostajemy objawów tego typu po zjedzeniu grzybów, należy skontaktować się jak najszybciej z lekarzem (Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl)

W jaki sposób przebiega leczenie w przypadku zatrucia muchomorem plamistym? 

Objawowo. Wyrównywaniem zaburzeń elektrolitowych, a jeśli dochodzą do tego ciężkie zaburzenia świadomości, wtedy pacjenta trzeba przetransportować na oddział intensywnej terapii, gdzie będzie monitorowany.  

Oprócz zatruć muchomorem czerwonym i plamistym, które – jeśli dobrze rozumiem – były zaliczane do tej pory do rzadkich przypadków, bo bardzo łatwo jest odróżnić te grzyby od jadalnych, mamy też popularniejsze zatrucia muchomorem sromotnikowym, który uchodzi za jeden z najbardziej niebezpiecznych i śmiercionośnych okazów.  

Jest to najgorszy muchomor, jakim możemy się zatruć, zawierający amanitynę. Ta toksyna powoduje ciężkie zatrucie w przewodzie pokarmowym, które się objawia wymiotami, biegunką, ciężkimi zaburzeniami elektrolitowymi. A później jest, niestety, coraz gorzej, dlatego że w zależności od ilości spożytego grzyba przechodzimy do jednego z dwóch etapów – piorunującej niewydolności wątroby albo okresu utajenia, chwilowej poprawy, która jest jednak bardzo złudna, bo po niej również mamy ciężką niewydolność wątroby i w konsekwencji śmierć. Zatrucia muchomorem sromotnikowym najczęściej są przypadkowe, gdy ktoś pomyli tego grzyba z innym, na przykład kanią. Dawka śmiertelna to może być już nawet 50 g. 

Na amanitynę nie ma lekarstwa. Co więc stosuje się przy zatruciu? Na Instagramie udostępnił pan zdjęcie, na którym znajduje się kilkadziesiąt ampułek z lekiem, cały koszyk. Dla jednej osoby.  

Do godziny po zatruciu płukanie żołądka, do 16 godzin można wykonać dializę, czyli usuwanie z organizmu wody i produktów przemiany materii, z którymi nie mogą sobie poradzić nerki, w tym szeregu toksycznych związków, choć na to najczęściej jest już za późno, bo, po pierwsze, objawy mogą wystąpić nawet po 12 godzinach. Do tego trzeba doliczyć czas na dojazd, przyjęcie do szpitala, diagnostykę.  

Podaje się także n-acetylocysteinę, czyli lek na zatrucie paracetamolem, i sylimarynę, czyli wyciąg z ostropestu plamistego, który nieco spowalnia rozkład amanityny. W obu przypadkach trzeba zastosować bardzo duże ilości leków – w przypadku n-acetylocysteiny mówimy o 35 ampułkach w ciągu pierwszej godziny dla mężczyzny ważącego 70 kg, następnie 12 w ciągu czterech godzin i 24 w ciągu kolejnych 16. Sylimaryny podaje się 13 lub 25 tabletek co osiem godzin w pierwszym dniu leczenia. W ciągu pierwszej doby mamy 71 ampułek i od 39 do 75 tabletek. I oczywiście im większa masa ciała, tym więcej leku. 

Niestety, później pacjenci często wymagają przeszczepu wątroby, które "na ostro" w Polsce są rzadkie, a udane operacje są bardzo nagłaśniane medialnie, jak ta w zeszłym roku, gdy uchodźca z Afganistanu przebywający w polskim ośrodku dla cudzoziemców w Dębaku zatruł się muchomorem sromotnikowym.  

Jakie są rokowania po zatruciu muchomorem sromotnikowym? 

Śmiertelność wynosi 30 proc. u dorosłych i 50 proc. u dzieci.  

Dlaczego jest wyższa u dzieci aż o 20 proc.? 

Ze względu na mniejszą masę ciała, nieco szybszy metabolizm. Dlatego nie powinniśmy dzieciom nigdy podawać żadnych grzybów. Są ciężkostrawne i nawet jadalne gatunki mogą powodować rozstrój żołądka. Nie mają one dla nich wartości odżywczych, a zawsze wiążą się z większym ryzykiem niż w przypadku osób dorosłych.  

Z tego, co pan mówi, wynika, że pacjenci po zatruciu grzybami są jedną wielką niewiadomą: trudni do zdiagnozowania – bo przecież objawy ze strony układu pokarmowego są bardzo ogólne – z bardzo wąskim oknem czasowym na leczenie, jak już trafią do lekarza… 

Takie przypadki są ogromnie stresujące. Najczęściej nie wiemy, czym się człowiek zatruł, ogromnie liczy się czas, a te badania, o których ja tak lekko mówię, mogą trwać bardzo długo, bo próbki trzeba wysłać na przykład do laboratorium 100 km dalej. Trzeba na nie czekać z ręką na sercu, obserwując stan pacjenta, bo nawet jeśli mu się poprawi, to może być przecież faza utajona. A często, mimo naszej najlepszej wiedzy, nie jesteśmy już w stanie pomóc, bo wielu procesów nie da się odwrócić. 

Muchomor sromotnikowy (Fot. Paweł Sowa / Agencja Wyborcza.pl)

Naprawdę uważam, że osoby powielające nieprawdziwe informacje na temat jedzenia muchomorów i zachęcające do niebezpiecznych zachowań powinny ponosić odpowiedzialność za swoje działania. Mamy tutaj oczywiście powracający problem wolności słowa, czyli gdzie leży granica tego, co możemy mówić. Nie chcę oczywiście być przeciwko wolności słowa… 

…ale z drugiej strony tradycyjne media wielokrotnie zamieszczały przeprosiny i sprostowania, gdy dziennikarz powielił fake newsa bądź niesprawdzoną informację, w szczególności na temat innej osoby. Często z powodu wyroku sądowego. Czemu więc nie mielibyśmy przekładać tej odpowiedzialności na media społecznościowe, w których informacje na profilach influencerów czyta czasem więcej osób, niż ogląda telewizję czy czyta internetowe wydania gazet? 

Gdybyśmy byli w Stanach Zjednoczonych, ktoś po zatruciu muchomorem promowanym przez influencerkę mógłby podać ją do sądu i wygrać. Ale nie jesteśmy. I dochodzi do sytuacji, gdy ja, jako lekarz, próbując edukować na temat możliwych konsekwencji spożywania grzybów z medycznego punktu widzenia, jestem w bardzo agresywny sposób oskarżany o wypisywanie bzdur przez osoby niemające wiedzy medycznej. I nic z tym nie można zrobić. 

Sprawdza pan, kto stoi za hejterskimi komentarzami? 

Prawie nigdy. Ostatnio zerknąłem tylko na jeden związany z muchomorami i autorem był nieznany mi człowiek. Z tego, co widziałem, niemający, niestety, nic wspólnego z medycyną.  

*Tomasz Rezydent. Lekarz w trakcie specjalizacji z chorób wewnętrznych, inżynier biotechnologii. Autor dwóch książek, reportaży medycznych: "Niewidzialny front" (2020) oraz "Walka o oddech" (2022). Aktywnie działa w mediach społecznościowych, gdzie promuje wiedzę medyczną. Prowadzi na Instagramie i Facebooku profil Tomasz Rezydent. 

Agata Porażka. Dziennikarka weekendowego magazynu Gazeta.pl. Twórczyni cyklu Zagrajmy w Zielone, który skupia się na tym, co powinniśmy zrobić, by zamiast niszczyć, dbać o planetę. Prowadzi podcast Zetka z Zetką.