
Mam wrażenie, że ostatnio jest wysyp produkcji o związkach i monogamii: "Sceny z życia małżeńskiego", "Rozmowy z przyjaciółmi", "Easy" czy "Ty". Te filmy budzą emocje. Ich twórcy trafiają w czułą strunę naszej codzienności.
Remake "Scen z życia małżeńskiego" obejrzałem z Terezą Nejedlou, moją dziewczyną i współproducentką "Granic miłości". Byliśmy pod ogromnym wrażeniem, ale do powstania "Granic miłości" nie zainspirował mnie żaden konkretny film czy serial. Przyczyniła się do tego w dużej mierze Hana Vagnerová, która wciela się w główną bohaterkę Hankę; była również współscenarzystką. Znamy się jeszcze z czasów praskiej szkoły filmowej, nakręciliśmy wspólnie krótkometrażowy film o eksperymencie seksualnym dwóch par.
Po ukończeniu praskiej FAMU bardzo długo nie mogłem zadebiutować w Polsce. Skarżyłem się Hance na moje problemy, a ona powiedziała mi w pewnym momencie, żebym już przestał użalać się nad sobą i po prostu przyjechał do Czech. Sama narzekała na brak ciekawych propozycji aktorskich i potrzebowała zmiany. Zaproponowała, żebyśmy napisali coś wspólnie, ona będzie mogła w tym zagrać, na pewno uda się szybko znaleźć pieniądze.
Dlaczego Hana i Petr, bohaterowie "Granic miłości", decydują się na otwarcie związku? Na pierwszy rzut oka ich relacja jest zbudowana na zaufaniu, poczuciu bliskości. Jest im ze sobą dobrze.
Hana i Petr wchodzą w otwarty związek, by uniknąć kryzysu. Podejmują tę decyzję niejako niechcący. Może w ich relacji brakuje namiętności, może on przestaje ją zauważać? Kiedy Petr widzi, że Hana podoba się innemu mężczyźnie, nagle ona staje się w jego oczach bardziej atrakcyjna. A Hana, zamiast powiedzieć, że czuje się niedostrzeżona przez Petra, zaczyna mówić o swoich fantazjach. Petr, choć czuje się zraniony, zamiast o tym powiedzieć, zachęca ją, by umówiła się z kimś innym.
Choć na początku obie strony wydają się tym doświadczeniem pobudzone, ich związek staje się bardziej namiętny, z czasem jej podoba się ten układ bardziej niż jemu. Petr próbuje za nią nadążyć, ale czuje się coraz bardziej pogubiony. Sytuacja wymyka się spod kontroli. Dlatego uważam, że w moim filmie od seksu dużo ważniejsze są emocje, których bohaterowie nie wyrażają wprost. Wszystkie ich problemy wypływają z braku umiejętności mówienia o swoich potrzebach. Zamiast otwarcie powiedzieć, czego oczekujemy od drugiej osoby, zaczynamy grać w różne gierki, a trudne emocje zamiatamy pod dywan.
Dlaczego chciałeś opowiedzieć akurat taką historię?
Pochodzę z najbardziej patriarchalnej rodziny, jaką można sobie wyobrazić. Próbuję wyzwolić się z tego destrukcyjnego modelu, również przez moją pracę. Chciałem pokazać świat, w którym mimo że związek wydaje się zbudowany na partnerskich zasadach, wciąż pojawia się zaborczość, patriarchalne, czarno-białe spojrzenie na relacje damsko-męskie. Ten film jest moim rozliczeniem z toksyczną męskością, która do pewnego stopnia jest zakodowana w mojej głowie i której próbuję się pozbyć.
Bohdan Sláma, reżyser i profesor FAMU – Wydziału Filmowego i Telewizyjnego Akademii Sztuk Scenicznych w Pradze, po obejrzeniu "Granic miłości" zażartował, że potrzebowałem uciec z Polski, od katolickiego poczucia winy i zrealizować moje perwersyjne fantazje za czeskie pieniądze. (śmiech) Coś w tym jest. Mam potrzebę, by dotykać niebezpiecznych, ambiwalentnych tematów. Chcę się z nimi zmierzyć, mimo że mnie niepokoją. To mój sposób na radzenie sobie z nimi. Mam wrażenie, że nie mógłbym o tym opowiadać w Polsce. Ciągle noszę w sobie strach, że mnie ukrzyżują, jeśli pokażę tu "Granice miłości". (śmiech)
Weekend może być codziennie - najlepsze reportaże, rozmowy, inspiracje na wakacje >>
Scenariusz "Granic miłości" jest inspirowany doświadczeniami miłosnymi członków ekipy. Jak powstawał?
Dużo rozmawialiśmy na temat związków, relacji, naszych fantazji, eksperymentów. Hanka przechodziła wtedy przez bolesne rozstanie, ze zdradami i kłamstwami w tle. To był dobry moment, by zadać sobie trudne pytania dotyczące naszych wyobrażeń na temat wolności, wierności. Pytaliśmy też naszych znajomych, którzy żyją w różnych mniej lub bardziej otwartych relacjach.
Co ciekawe, podczas całego procesu przygotowania do filmu nie poznałem nikogo, kto funkcjonowałby przez wiele lat w otwartym związku i byłby szczęśliwy. Powielał się schemat, w którym z czasem jedna strona czuła się w tym układzie dużo lepiej niż druga. Ktoś próbuje za kimś nadążyć, jednocześnie tłumiąc ból i poczucie zranienia. Pojawiały się zazdrość, kłótnie. Ostatecznie ta mniej zadowolona osoba zgadzała się na układ ze strachu przed byciem porzuconą.
Jakimi historiami dzielili się członkowie ekipy? Ile z nich znalazło się ostatecznie w scenariuszu?
Jeden z moich znajomych był w tajnej praskiej grupie swingerskiej. Mieli swoją aplikację, w której członkowie wymieniali się wzajemnie kontaktami, recenzowali sobie nawzajem partnerów. Taka giełda kochanków, różnego rodzaju praktyk seksualnych. Z wypiekami na twarzy słuchałem wtedy jego opowieści, czułem, że uchylono mi drzwi do alternatywnej rzeczywistości, o której istnieniu nie miałem wcześniej pojęcia. Jedna z jego anegdot trafiła ostatecznie do filmu. Mowa o scenie, w której Petr uprawia seks z kobietą na oczach jej męża. W pewnym momencie za drzwiami niemowlę zaczyna płakać, małżeństwo zaczyna się kłócić, a kochanek siedzi nagi na łóżku w samym środku tej bardzo niezręcznej sytuacji. Para zapewnia go, że dziecko zaraz się uspokoi, proszą go, aby poczekał, że zaraz będą mogli kontynuować. Widać tu, jak fantazje mogą zamienić się w horror albo parodię.
W otwartej relacji często nie da się pogodzić potrzeb wszystkich osób w nią uwikłanych. Czasami rzecz rozbija się o zwykłą logistykę, prozę życia. Moja refleksja podczas seansu była taka, że – pomijając aspekt emocjonalny – nowe osoby w związku to... kolejna rzecz w codziennym grafiku do ogarnięcia. A my przecież często nie mamy czasu, żeby wyrobić się z pracą, zakupami, rodzinnymi zobowiązaniami czy zrobieniem prania.
Proza życia również bywa zabójcza w takiej sytuacji, oczywiście. Ogólnie mam wrażenie, że żyjemy w czasach, w których nasze poczucie wolności nieustannie się kurczy. Dużo mówimy o wolności, ale nieustannie jesteśmy w jakimś pędzie, rutyna zabija w nas spontaniczność. Być może dlatego seks staje się ostatnią przestrzenią, w której możemy się poczuć wolni. Jesteśmy w stanie dla niego wiele poświęcić, to jest pewne.
Między aktorami wcielającymi się w głównych bohaterów jest niesamowita chemia. W jaki sposób stworzyliście wrażenie intymności na ekranie?
Zanim weszliśmy na plan, robiliśmy mnóstwo prób, pracowaliśmy nad dialogami, improwizowaliśmy. Hana i Matyáš Reznícek, wcielający się w Petra, stworzyli niesamowity ekranowy duet. Po pierwszym spotkaniu podczas castingu Hanka powiedziała mi, że to jest strzał w dziesiątkę i nie pozwoliła mi na dalsze zdjęcia próbne. Miała rację.
Na wszystkich etapach produkcji to była kontrolowana przeze mnie improwizacja. Scenariusz ewoluował, aktorzy przelewali w niego własne doświadczenia, emocje. Dzięki temu udało się budować wrażenie intymności między bohaterami, co okazało się bardzo ważne podczas filmowania scen seksu.
Zaczęliśmy zastanawiać się, jak wyobrażamy sobie idealną relację, naznaczoną intymnością, zaufaniem, ale również pełną namiętności, pasji. Na ile można być w związku szczerym? Czy powinniśmy być szczerzy? Czy możemy być wolni z jednym partnerem i spełniać wszystkie swoje potrzeby w ramach monogamicznego związku? A jeżeli nie, czy to oznacza, że musimy kłamać i zdradzać, czy może jest sposób, żeby te wszystkie marzenia i lęki wyważyć? Możemy się tym dzielić bez ranienia drugiej osoby? Postanowiliśmy się przyjrzeć tym zagadnieniom w bezpiecznej przestrzeni filmowego eksperymentu aktorskiego i oswoić te demony.
Czy twoim zdaniem otwarcie związku może dawać wolność?
Nigdy nie byłem w otwartym związku, nie byłem na to gotowy. Nie wiem, czy to wynika z moich emocjonalnych ograniczeń, czy może tak działa zdrowy rozsądek. Bardzo długo zresztą nie potrafiłem w ogóle funkcjonować w relacji – poczucie wolności było dla mnie ważniejsze. Wycofywałem się za każdym razem, kiedy pojawiała się szansa na jakąś bliskość z drugą osobą.
Bardzo długo byłem sam, a później poznałem Terezę, z którą jestem od pięciu lat i z którą wspólnie wyprodukowaliśmy ten film. Nie wyobrażam sobie otwarcia związku, bo... za bardzo mi zależy. Łączy nas głębokie zaufanie, jest w tej relacji coś czystego i pięknego. Nie zaryzykowałbym utraty tej bliskości dla próby spełnienia erotycznych fantazji, mimo że oczywiście te fantazje miewam. Być może nie dla każdego decyzja o otwarciu związku by się skończyła źle. Wiem, że istnieją osoby, które w takich układach są szczęśliwe, może nawet bardziej wolne niż ja.
Twój debiut pełnometrażowy powstał w Czechach, ale wcześniej próbowałeś związać swoją drogę zawodową z Polską. Jak trafiłeś do czeskiej FAMU?
Pięć razy próbowałem bezskutecznie dostać się do łódzkiej Filmówki. Równolegle zacząłem asystować Krzysztofowi Krauzemu, który powiedział mi, żebym przestał walić głową w ścianę i nie pchał się tam, gdzie mnie ewidentnie nie chcą. Zachęcił mnie, żebym spróbował w Czechach. Udało się. Za drugim razem.
Nauczyłem się czeskiego, skończyłem szkołę, która bardzo dużo mi dała. FAMU przyświecało motto: rób, co chcesz, ale bierz za to odpowiedzialność. Mogliśmy eksperymentować, sięgać po dowolne tematy, to było wspaniałe. Nie było sytuacji, w której wykładowca nie dawał zaliczenia, dopóki się nie zrealizowało etiudy w taki sposób, w jaki on by sobie życzył. Było też dużo rywalizacji, co mnie bardzo stresowało. Ale generalnie wspominam te studia jako wspaniały czas.
Potem postanowiłem wrócić do Polski. Czułem się Polakiem, chciałem pracować w swoim kraju, w swoim języku. Wtedy nastąpiło kolejne bolesne starcie z rzeczywistością. Wszystkie kontakty zostawiłem w Czechach. W Polsce nikt mnie nie znał. Po pięciu–sześciu latach bezskutecznych prób sfinansowania debiutu moi znajomi z Pragi, którzy w międzyczasie zrobili już kariery, namówili mnie, żebym wrócił. Nie spodziewałem się jednak, że droga do debiutu w Czechach też będzie trwała siedem lat.
Dlaczego tak długo?
Nie wiem, co zrobiliśmy źle. (śmiech) Miałem siedem wersji scenariusza, przeżyłem zmiany producentów, potem covid. To była droga krzyżowa. Na szczęście zakończona sukcesem w Karlowych Warach, gdzie film otrzymał nagrodę FIPRESCI. Podczas pracy nad "Granicami miłości" czułem tę samą wolność co w praskiej szkole. Miałem wrażenie, że ten film nie mógłby powstać nigdzie indziej. A na pewno nie mógłby powstać w Polsce.
Ze względu na temat?
Myślę, że tak. W Czechach też nie było łatwo, ale ostatecznie dostałem duże zaufanie. Wydaje mi się, że Czesi są pod wieloma względami tak samo purytańscy jak Polacy, ale z innych powodów. My mamy w sobie głęboko zakodowane katolickie poczucie winy, patrzymy na seks przez pryzmat grzechu i wstydu. Czesi natomiast boją się, co powiedzą inni – sąsiedzi, rodzina, znajomi. Natomiast dużo chętniej przyznają się do otwartych związków albo zdrady. Niektórzy, tak jak celebryci, nawet się chwalą tego typu relacjami. Jest to temat obecny w przestrzeni publicznej. W Polsce nikt o tym otwarcie nie mówi, mimo że kluby swingerskie i poliamoria istnieją.
Chciałbym, żeby "Granice miłości" trafiły również do polskiej dystrybucji. Mamy zresztą polskiego koproducenta Lava Films. Bardzo jestem ciekaw reakcji na ten film w moim rodzinnym kraju.
Swoją przyszłość wiążesz już jednak z Czechami?
Na razie chcę być tutaj. Tutaj jest mój dom, czuję się u siebie, mogę tworzyć filmy na własnych warunkach. Następny poruszy temat #metoo w czeskim przemyśle filmowym. To będzie znowu osobista historia, intymne kino dotykające bolesnych miejsc. A co dalej? Nie wiem. Póki co nie wracam do Polski.
*Pokaz filmu "Granice miłości" odbędzie się podczas Letní filmová škola v Uherském Hradišti 2 sierpnia o godz. 17.30. Film będzie ponadto prezentowany podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni w sekcji Polonica. Festiwal odbędzie się w dniach 12-19 września.
Tomasz Wiński. Urodził się w 1979 r. Warszawie. W roku 2010 otrzymał tytuł magistra sztuk na praskiej FAMU na Wydziale Reżyserii Filmowej. Zajmuje się pisaniem scenariuszy, a także reżyserią i produkcją filmową. W roku 2019 powstał jego krótki film "Jirí Pes Uprchlík / "George the dog, refugee", a w 2020 razem z Terezą Nejedlou założył firmę produkcyjną One Way Ticket Films. Jego debiutancki film "Borders of Love" otrzymał prestiżową nagrodę międzynarodowego stowarzyszenia krytyków filmowych FIPRESCI podczas tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Karlowych Warach.
Małgorzata Steciak. Dziennikarka. Publikowała m.in. w ''Gazecie Wyborczej'', ''Wysokich Obcasach Extra, Polityce, na portalu Filmweb.pl. Wcześniej była redaktorką portali Onet.pl, Gazeta.pl. Stała współpracowniczka Weekend.gazeta.pl, Vogue.pl. Prowadzi edukacyjne zajęcia filmowe dla młodzieży w ramach programu Filmoteka Szkolna. Kiedy nie pisze o kinie, zajmuje się technologią VR i AR w firmie CinematicVR.