
Film zatriumfował na gali Polskich Nagród Filmowych Orły - został uznany za najlepszy polski dokument.
Jola i Wiesiek to para w życiu i biznesie. Wraz z trójką pracowników prowadzą w Bytomiu prawdopodobnie największy lombard w Europie. Ludzie znoszą tu pod zastaw coraz bardziej absurdalne i bezużyteczne przedmioty, na przykład ząb mamuta po dziadku. Lombard przynosi straty, ale staje się ważnym centrum życia lokalnej społeczności. Wkrótce znajdzie się na krawędzi bankructwa, a związek Joli i Wieśka zostanie wystawiony na próbę. W obliczu nadciągającej katastrofy właściciele podejmą ostatnią próbę ratowania biznesu i miłości.
"Prawdopodobnie największy lombard w Europie". Jak wielki?
Łukasz Kowalski, reżyser: Jola w jednej ze scen mówi przez telefon do potencjalnej klientki: "Mamy 70 tys. przedmiotów, na pewno coś pani wybierze". Ale 70 tys. to tylko przedmioty wystawione na aukcjach Allegro, ułamek. Bo jeśli w lombardzie było 300 żelazek, Jola z Wieśkiem wystawiali pięć, z 1100 futer – 10. Zgromadzone rzeczy można więc liczyć w setkach tysięcy. W lombardzie jest osobny pokój na narty, skórzane kurtki, sanitariaty, bojlery, kryształy...
Gdy po raz pierwszy wszedłem do lombardu w 2017 roku, do tej wielkiej, pancernej żółtej budy po Biedronce przy ulicy Wytrwałych 1, oszołomił mnie. Nie ma drugiego takiego. Lombard kojarzy nam się z wyzyskiem. Tu tak nie jest.
Po co wtedy poszedłeś do lombardu?
ŁK: To był w zasadzie przypadek. Jestem dziennikarzem, od 15 lat robię reportaże o Śląsku. Akurat realizowałem materiał do programu "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" o chłopaku zaginionym na Bobrku, w biednej dzielnicy Bytomia. Krążyliśmy z kamerą po okolicy i wszyscy nam mówili, że jeśli chcemy się czegoś dowiedzieć, musimy iść do pani Joli do lombardu.
Jak tylko przekroczyłem próg, wiedziałem, że to miejsce jest gotowym tematem na film. Jedno wielkie wysypisko rzeczy, a pośrodku jego królowa, w długim futrze z lisa, z czerwonymi tipsami i pięknie zrobioną fryzurą. Jola.
Potem dołączył do niej Wiesiek. Lubię o nim mówić "śląski Ridge Forrester" [bohater „Mody na sukces" – przyp. red.]. W eleganckim płaszczu, z szalem, wysoki, przystojny. Nie można było przejść obok nich obojętnie.
Do Szkoły Wajdy poszedłem z pomysłem na film o przedmiotach. Chcieliśmy zrobić „Lombard" na swoich warunkach, więc sami go wyprodukowaliśmy. I dopiero wtedy się okazało, w co się wpakowaliśmy.
Ania Mazerant, współproducentka: W Szkole Wajdy, gdzie akurat razem z Łukaszem zaczęliśmy studiować, wszyscy byliśmy poruszeni niezwykłym uniwersum lombardu. Film pokazuje jego skalę. Ale dopiero w trakcie pracy okazało się, że to nie będzie film o rzeczach, tylko o ludziach. Bo Jola i Wiesiek wyglądają niesamowicie, ale dopiero gdy zaczynają wchodzić w interakcje, pojawia się TA historia.
Jolę i Wieśka można jeść łyżkami. Od pierwszej sceny widz chce więcej i więcej.
ŁK: Spędziliśmy z nimi cztery lata, choć pierwotnie zakładałem, że zrobię 25-minutowy filmik i po paru miesiącach będę gdzie indziej! Ale Marcel Łoziński, nasz opiekun w Szkole Wajdy, powiedział: "To będzie dużo pracy". Poza tym lombard wciąga. W pewnym momencie staliśmy się jego częścią, niewidzialną, więc rozgrywały się przed nami cudowne sceny. Radością było tam wracać.
AM: Zarejestrowaliśmy ponad 300 godzin materiału. W kinie dokumentalnym ostateczny film rzeźbi się w montażu. Myśmy nieustająco cierpieli przez to, że trzeba było wycinać ukochane sceny. Znalezienie dobrych balansów między humorem i dramatami to była największa praca.
Przyznaję, że mieliśmy taki pomysł, żeby zrobić o lombardzie serial, bo absolutnie od początku kocha się tych bohaterów i chce się z nimi być.
ŁK: Ja wrócę jeszcze do tego pomysłu, by podążać za przedmiotami. Mnie się taki film marzył, bo niemal za każdą rzeczą w lombardzie stoi dramatyczna historia. Weźmy chociażby ząb mamuta po dziadku.
Na którym położył łapę chciwy wujek.
ŁK: Ale klient lombardu, emerytowany górnik, go odzyskał. To jedyne, co mu w życiu zostało – ząb mamuta. Musi go zastawić, by dotrwać do zasiłku.
Powiedziałeś: "Okazało się, w co się wpakowaliśmy". W co?
ŁK: Ja do dzisiaj Anię za to przepraszam. Najtrudniejszym momentem zdjęć była zima. Lombard jest wielką metalową puszką. Na zewnątrz -10 stopni C, w środku -15, a Wiesiek, Jola i ekipa w pracy. Siedzieli na takich elektrycznych poduszkach, żeby się dogrzewać. Nasz operator Stanisław Cuske zakładał na siebie wszystko, co miał, i wychodził na chwilę z rozgrzanego kantorka, a potem wracał się zagrzać. Anię wysłaliśmy do Decathlonu, żeby ją poubierać.
(Ania się śmieje)
Ale przetrwaliście.
ŁK: Po tej bardzo trudnej zimie udało się zorganizować imprezę, która miała zmienić wszystko: lombardowy jarmark na Bobrku, z pokazem futer, loterią. Jak dziś oglądam ten pokaz mody, czuję potworne wzruszenie. Jarmark oczywiście nie zmienił wszystkiego, ale ludzie z dzielnicy dopisali. To wlało w ekipę nadzieję, że jak są razem, to się udaje. Chyba nikt nie płacze w kinie na tej scenie, tylko ja.
Ania, a jaką ty masz ulubioną scenę?
AM: Też z jarmarku. Tę, w której cała dzielnica zaczyna tańczyć – jedni za krzakiem, drudzy za firanką – do wielkiego hitu disco polo. Walczyłam o to, by w filmie była ta piosenka, bo jest ikoniczna dla Polski, śmiejemy się z niej, że to kicz, nadymamy, ale ta scena pokazuje jakąś prawdę o nas. Radość, jaką ta piosenka niesie, i ten jedyny moment, kiedy tragiczna dzielnica i przytłoczeni losem ludzie podrywają się do tańca i śpiewają o miłości, bardzo mnie porusza. To daje w filmie namiastkę wspólnoty. I nadzieję, że będzie lepiej, a my nigdy się nie poddamy. To nie jest kiczowate.
Jak Jola i Wiesiek odebrali film o sobie?
ŁK: Bardzo im się podobał. Śmiali się, ale też się wzruszyli.
Chciałem pokazać niezwykłą historię niezwykłych ludzi. Ale Jola i Wiesiek sami o sobie tak nie myśleli. Są raczej skromni.
I nieszablonowi. Dla mnie Jola jest rozważna, a Wiesiek romantyczny.
ŁK: Nie do końca mogę zgodzić się z tym, że Jola jest taka racjonalna. (śmiech) Wiesiek jest generatorem szalonych pomysłów marketingowych, na które nawet wpatrzony w niego Tomek zerka nieraz z powątpiewaniem, a Jola najchętniej rozdałaby wszystko z lombardu ubogim. Ze swoim wielkim sercem absolutnie nie nadaje się do prowadzenia biznesu, więc świetnie się dobrali.
Film tego nie mówi, ale Jola i Wiesiek byli kiedyś bardzo bogatymi ludźmi. Jola miała salony kosmetyczne, przyjmowała dyrektorki banków, żonę byłego prezydenta miasta. Ale biznes splajtował i ostatnie łóżka solarne pozastawiała u Wieśka w lombardzie. Tak się poznali. To były początki działalności lombardu, który przynosił ogromne zyski. Ludzie potrafili zastawić samochód.
Ale czasy się zmieniły.
ŁK: Tak. Bytom ma wspaniałą historię. Jeszcze do niedawna drogowskazy kierowały tutaj, nie na Katowice. Pociąg z Bytomia w cztery godziny docierał do Berlina. Ale zamykano kolejne kopalnie. Niegdyś bogate miasto stało się polskim Detroit. Jeszcze nie tak dawno dyskutowano o tym, czy Bytom ogłosi upadłość.
Pamiętam pokaz "Lombardu" w Szkole Wajdy, ktoś wstał i powiedział: "Niemożliwe, że takie miejsce istnieje". Powiedziałem: "To jest 200 km stąd". W Bytomiu są dzielnice, które się pozapadały kilkanaście metrów pod ziemię, porobiły się kratery jak w Kolorado i ludzie musieli uciekać ze swoich domów. Pozawalały się kamienice w centrum miasta, a ruiny służą dzieciom za place zabaw.
To są obrazy, których pewnie wielu z nas chciałoby nie widzieć. Ale tak też wygląda świat. Dwa miliony ludzi w Polsce żyje w skrajnym ubóstwie, z czego 600 tys. to dzieci, których na Bobrku jest pełno. Dla nich lombard jest magiczną krainą czarów. Dorośli stracili tę niewinność.
"Jak jesteś mała, to wydaje ci się, że wszystko możesz, a potem zabija cię brak pewności siebie", mówi do swojej córki Roksana, która pracuje w lombardzie. Po spędzeniu w lombardzie czterech lat rozumiem te słowa dużo lepiej. To kompletna bzdura, że wszystko można, że teraz Roksana pojedzie do dużego miasta, bo wystarczy chcieć! Ona nie ma pewności siebie, wykształcenia, znajomości. To się nie uda. Zarówno Bytom, Bobrek, jak i lombard są pułapką, lombard to wszystko metaforyzuje. Jola i Wiesiek wiedzą, że przy ulicy Wytrwałych 1 muszą walczyć do końca. Ania kiedyś ładnie powiedziała: "Lombard" to jest nasz polski "Nomadland".
Wraz z ubożeniem miasta biednieli jego mieszkańcy, a do lombardu trafiały coraz mniej wartościowe rzeczy. Biznes musiał przenieść się na Bobrek.
ŁK: Jola i Wiesiek pamiętają czasy, kiedy było bardzo dobrze. Młodzi pracownicy lombardu – Roksana, Agnieszka i Tomek – nie mają innej perspektywy niż bieda.
Jola i Wiesiek na swoje królestwo patrzą trochę z przymrużeniem oka, trochę z sentymentem. Wiesiek zbiera te szalone przedmioty i czasem miałem wrażenie, że specjalnie winduje ceny, żeby ich tylko nie sprzedawać. Każde kolejne poroże jelenia wzięte w rozliczenie zamiast pieniędzy jest dla niego wspaniałe.
Czy trudno było ich namówić na ten film?
ŁK: Na pewno zawsze trudniej się namawia bohaterów świadomych tego, że czasy świetności mają za sobą. Z filmu nie dowiemy się, że Jola mieszkała w Warszawie i skończyła psychologię, a do Bytomia przyjechała za mężem. Ani tego, że Wiesiek był sztygarem na kopalni.
Ale smutną historię o biedzie na Bobrku można zrobić bardzo łatwo. My chcieliśmy pokazać dobroć, energię, radość. Ludzi, którzy radzą sobie z problemami. W miejscu, którego piękno jest dyskusyjne, znaleźliśmy perły. Jola i Wiesiek trochę nie wierzyli, że to się uda, ale wydaje mi się, że wyszła poruszająca społeczna tragikomedia.
W filmie jest mnóstwo śmiechu, ale nie ma ośmieszania nikogo.
ŁK: Mieliśmy duże dyskusje z Anią o tym, czy w jakiejś scenie nie przesadzamy z humorem. Czy nie zaczynamy się śmiać z naszych bohaterów zamiast z nimi.
AM: Dla mnie bardzo poruszająca jest historia dziewczyn, Agnieszki i Roksany. Wyglądają jak nastolatki, ale mają ogromny bagaż doświadczeń. Popełniają błędy, ale jest tam i refleksja, i wielka empatia. Obserwowaliśmy, jak w lombardzie ludzie opowiadają sobie swoje problemy, próbują radzić, dyskutują. Czy to już jest depresja? Jak się zachować, kiedy pobije cię mąż? Jakie masz prawa do dzieci w sytuacji rozstania? Ta mądrość dziewczyn ma niewinną twarz.
ŁK: Tutaj nie ma się co czarować: mamy do czynienia z brutalnym światem, a głównymi jego ofiarami padają kobiety. Zanim Ania mi to uświadomiła, byłem bardziej skoncentrowany na relacji Joli i Wieśka.
AM: Bo Łukasz bardzo chciał zrobić film o miłości. (śmiech)
ŁK: Bo o niczym innym nie warto! Ale na tę moją obsesję miłości Ania na montażu powiedziała: "To się robi piękny film o silnych kobietach". I tak jest. Mamy do czynienia z rzeczywistością, w której kobiety muszą nauczyć się być twarde, by chronić swoje dzieci.
Ale to też film o wrażliwych mężczyznach, którzy wbrew stereotypom razem z kobietami cierpią, mają narady nad swoimi związkami. Nawet Tomek, łysy, przypakowany dresiarz, jest cały otwarty na romantyczny, czuły związek, w którym opiekuje się swoją Roksaną. Jedną z najintymniejszych scen filmu jest ta, kiedy Tomek w piwnicy farbuje Roksanie włosy. Trwają przygotowania do jarmarku, Roksana musi mieć świetną blond fryzurę, tak jak pani Jola. I Tomek tymi swoimi wytatuowanymi, pociętymi nożem, umięśnionymi rękami bardzo delikatnie próbuje równomiernie wmasować farbę w jej włosy. A Roksana go tylko opieprza, że jak nie wyjdzie, to zobaczy. (śmiech)
To piękna scena. Dlatego powiedziałam, że Wiesiek jest romantyczny. To on zarzuca Joli, że "ma konsumpcjonistyczne podejście do życia, a gdzie jakieś uczucie?". Facet po siedmiu latach związku mówi coś takiego!
ŁK: (śmiech) Bardzo go zabolało, że Jola nie żyje samą miłością, tylko co sobotę robi awanturę o mały utarg w kasie.
Ten film faluje, sceny śmieszne przeplatają się ze smutnymi i poruszającymi. Sala pęka ze śmiechu, a za chwilę płacze, wsiada na emocjonalny rollercoaster.
Dokładnie taka jest dla mnie scena, w której Jola stoi w futrze z lutownicą i boi się, że jej się futro zajmie!
ŁK: Ta scena jest jeszcze o czymś innym. Ludzie wiedzą, że do lombardu można przyjść i dostać pomoc. Jola da ciepłą zupę, zapłaci więcej za zastawione drobiazgi. Agnieszka doradzi w sprawach rodzinnych, choć nie ma nawet trzydziestki.
Ale też, kiedy oni sami w lombardzie potrzebują pomocy, bo w środku mroźnej zimy od trzech dni nie ma wody, to znajduje się na Bobrku Krystian, specjalista z uprawnieniami, i robi robotę. Co prawda nie trwa to pięć minut, jak obiecuje, tylko parę ładnych dni, ale udaje się! (śmiech)
Wraca woda, ale Krystian pali kurki od kranu i kabel od bojlera. Bałam się, że z dymem pójdzie nie tylko futerko Joli, ale i cały lombard.
ŁK: Jak to mówi Krystian: wszystkiego mieć nie można. Albo woda, albo kabel.
Lombard, Bobrek to trochę świat równoległy. A jednak Jola i Wiesiek od razu stają się widzowi bliscy.
ŁK: Tak. Być może wiele osób, które zobaczą film w wielkich miastach, zdziwi się, że takie miejsca w Polsce istnieją. Istnieją i jest ich całkiem sporo. Ludzie wyrzuceni na społeczny margines to nie jest domena Śląska ani Polski. Ludzie wykluczeni społecznie są wszędzie. Nie zdążyli na pociąg do nowoczesności, nie przebranżowili się na IT. Dziś do lombardu przynoszą kufle, pamiątkę wspaniałych barbórkowych biesiad. Zastawiają swoje życie.
Skąd Jola, Wiesiek i ich pracownicy biorą nadzieję?
AM: To trudne pytanie... Wydaje mi się, że z poczucia wspólnoty. Freud mówił, że dwie najważniejsze wartości w życiu człowieka to praca i miłość. Oni bez siebie i bez tego miejsca chyba nie byliby tacy wytrwali.
ŁK: Gdyby przed realizacją "Lombardu" ktoś mnie zapytał, kto jest w stanie przetrwać apokalipsę, powiedziałbym, że silne, bezwzględne jednostki. A prawda jest inna. Siła jest w grupie, w stadzie. Gdy jedno ma gorszy moment, reszta się o niego zatroszczy. A trudne momenty ma każdy z nas. Lombard dla kogoś z zewnątrz może być miejscem pełnym starych, niepotrzebnych rzeczy. Dla naszych bohaterów i osób z dzielnicy jest oazą.
AM: Wczoraj ktoś napisał na Facebooku filmu, że lombard to straszny śmietnik. Że to wszystko jest nic niewarte. Można tak na to patrzeć. Ale myślę, że nasz film pokazuje, że w tym śmietniku jest bardzo dużo dobroci i wrażliwości na drugiego człowieka. A o tę dziś trudno w tych niby lepszych miejscach.
Jola i Wiesiek są trochę jak pies z kotem, a lombard wystawia ich miłość na ciężkie próby. Zostali razem czy się rozstali?
ŁK: To też jest trudne pytanie. Rozstali się, ale teraz znowu zaczynają się spotykać. Trudno im się rozstać i ze sobą, i z lombardem, o który wciąż walczą. Jednej i drugiej stronie zależy. Ten film chyba też dobrze pokazuje, jak czasami trudno jest pracować z kimś, kogo się kocha.
AM: Jola i Wiesiek są jak pies z kotem, ale związani ogonami. Oboje temperamentni, mają wyraziste osobowości, więc konflikty między nimi się dzieją, ale też cały czas jest chemia. Powiedziałabym, że to jest taki związek on–off. W gruncie rzeczy bardzo nowoczesny.
Film "Lombard" (reż. Łukasz Kowalski) właśnie wszedł do kin. Wcześniej można go było obejrzeć podczas 19. Festiwalu Millennium Docs Agains Gravity
Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" i współautorka "Pomocnika". Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do Grand Press.