Rozmowa
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)
Zdjęcie ilustracyjne (fot. Shutterstock)

Powtarzasz, że gwałt i wojna to diabelskie bliźnięta syjamskie. 

Gdyby wyjąć z tematu gwałtu wojennego emocje – co jest ogromnie trudne, ponieważ mówimy o straszliwym okrucieństwie – wówczas można spróbować zanalizować przerażającą dynamikę wojny. Dlaczego towarzyszy jej gwałt? Prof. Mukwebe, ginekolog z Kongo, o którym zapewne słyszałaś…

Dostał Pokojową Nagrodę Nobla. Od ponad 30 lat działa jako obrońca praw człowieka. 

Prof. Mukwebe mawia, że gwałt jest najtańszym narzędziem wojennym, ponieważ nie wymaga inwestowania żadnych pieniędzy, ale też najprostszym – i to jest prawda – narzędziem, by sterroryzować dużą liczbę ludzi. Dzisiaj to się potwierdza. Zobacz, jakie każdy artykuł, w którym znajduje się informacja o ofiarach gwałtów w Ukrainie, budzi przerażenie. Wszyscy na to bardzo głęboko i intensywnie reagują. A w każdej wojnie chodzi o użycie najbardziej efektywnych narzędzi do osiągnięcia celu. Jeżeli to narzędzie jest sprawdzone w kontekście wojen od zawsze, właściwie nie może go zabraknąć.

Informacje, że w Ukrainie dochodzi do gwałtów, nie były więc dla ciebie zaskoczeniem.

To się stanie na pewno i na każdej wojnie. Odwiedziłam niedawno Centrum Pomocy Kobietom w Ramallah. Dość powszechna jest izraelska narracja, że to jest jedyna wojna na świecie, gdzie nie ma przemocy seksualnej używanej przeciwko Palestyńczykom. Nieprawda. Do gwałtów dochodzi, jednak one nie są ujawniane, ponieważ może to mieć daleko posunięte konsekwencje: ktoś straci pracę, rodzina zostanie wyrzucona z mieszkania.

Zobacz wideo Ukrainka zgwałcona przez rosyjskiego żołnierza opowiedziała o swojej traumie. "Myślałam, że mnie zabije"

Temat gwałtu jest nagminnie banalizowany. Zacznijmy od tego, że on nie ma nic wspólnego z pożądaniem seksualnym. Zgadza się?

Na poziomie romantycznym – tak, natomiast impulsy seksualne mogą się rodzić z innych powodów, na przykład agresji.

Gwałty więzienne wiążą się z dominacją, przemocą, poniżeniem. Ty przekonujesz, że gwałt wojenny trzeba widzieć jako osobną kategorię. 

Gwałt przeraża zawsze i nie chodzi o wartościowanie, który jest lepszy a który gorszy. Różnicować trzeba dlatego, że gwałt wojenny automatycznie wpisuje się w sytuację traumy złożonej, którą stanowi wojna. Bo nawet jeśli nie jesteś na froncie, to jesteś w sytuacji zagrożenia życia, umierają twoi bliscy lub też to oni są świadkami gwałtu. Gwałty wojenne są też w większości gwałtami grupowymi, z dodatkowym okrucieństwem i torturami. Traumatycznych czynników pojawia się cała masa i do tego dołącza inwazja na ciało, która sama z siebie jest przerażająca.

Do tej pory w niektórych kulturach o gwałtach wojennych nie mówi się głośno. W tym roku miałam możliwość porozmawiania z ortodoksyjnymi Żydami w Izraelu i uwierz mi, że nie wiedziałam, jak reagować, kiedy oni wszyscy mi mówili, że przemocy seksualnej podczas Holocaustu w ogóle nie było. W tej grupie kulturowo temat wciąż nie może się przebić.

Do tej pory w niektórych kulturach o gwałtach wojennych nie mówi się głośno (fot. Shutterstock)

Podkreślasz, że w niektórych miejscach na świecie w ogóle nie ma w słowniku słowa "gwałt".

A przecież kiedy mówimy o języku, to nie mówimy o bycie wyrwanym z kontekstu, ale o kulturze. Jeżeli w danej kulturze nie ma języka do opisania strasznego i przerażającego, ale ludzkiego doświadczenia, to…

…osoby, które tego doświadczyły, nie mają absolutnie żadnej możliwości o tym mówić, prosić o pomoc. 

Tworzy się również mieszanina stereotypów, uprzedzeń i lęków. Im więcej będziemy mówić – ale nie w kontekście ekscytacji i bicia piany – o tym, czym gwałt wojenny jest, tym będziemy bliżsi jego zrozumienia.

Przemoc seksualna w Ukrainie ciągnie się od lat – przecież wojna zaczęła się w 2014 roku – tylko dotąd nikt za bardzo nie chciał słyszeć o czymś tak strasznie trudnym. Współpracuję z wieloma ośrodkami na świecie, między innymi z grupą Survivors of Sexual Violence – Ukraine SEMA Networking. To są kobiety, które doświadczały tortur i gwałtów. Mam z nimi bardzo bliski kontakt. Staram się pomagać w konkretny sposób, organizując pieniądze i transporty humanitarne. To właśnie kobiety z SEMA Networking w Ukrainie podjęły pierwszą na poziomie światowym inicjatywę, by edukować żołnierzy z własnej armii, że gwałt nigdy nie może być narzędziem wojennym, że to jest zbrodnia przeciwko ludzkości. 

Trzeba dużej mądrości, by wyjść poza schemat i uznać: nasi chłopcy mogliby też sięgnąć po tę broń. Nie znam osoby, której babcia by nie wspominała, jak w czasie II wojny światowej ukrywała się przed rosyjskimi żołnierzami. Moja opowiadała, jak siedmiu żołnierzy zgwałciło sąsiadkę, po czym strzelili jej w głowę i zostawili trupa na podwórku przed rodzinnym domem. A teraz w mediach czytam bliźniaczą opowieść matki 16-letniej Kariny z Buczy, którą rosyjscy żołnierze pobili, zgwałcili, a na koniec zabili strzałem w głowę.

Zobacz, że te narracje babć to są zawsze historie gwałtów, które się komuś innemu wydarzyły. Jak to możliwe, by zawsze to był ktoś? A jednocześnie te historie często są opowiadane z detalami.

W pokoleniu naszych dziadków nie mówiło się o przemocy seksualnej w ogóle. To była tajemnica poliszynela, a konsekwencjami obciążano ofiary. Bo "ta to się z Niemcami prowadzała" albo "prowokacyjnie zachowywała". Co jest absurdalne. Jeżeli grupa żołnierzy zdecyduje się na przemoc seksualną, to czy ty będziesz w krótkiej, czy w długiej spódnicy, czy będziesz siostrą zakonną, czy nie – nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Znaczenie ma jedynie dominacja grupy, która używa tego narzędzia do zaznaczenia swojej strefy wpływu.

Wysłuchałam relacji pana, który był świadkiem masakry, do jakiej doszło, kiedy Rosjanie wyzwalali miejscowość Boruciny na Kaszubach. Gościłam na spotkaniu trzech pokoleń: dziadków, rodziców i wnuków. Bardzo już starszy pan opowiadał tę historię pierwszy raz w życiu, ponieważ "w Polsce się o takich sprawach nigdy nie mówiło". Bo to był wstyd. On miał wtedy 15 lat. Rosjanie spalili pół wsi, zgwałcili i zabili kilka dziewcząt. A kilka uciekło i popełniło samobójstwo w jeziorze. Potem się mówiło, że to jest jezioro duchów. Minęły dziesiątki lat, a on opowiadał o tym z perspektywy nastolatka. 

Który zetknął się z esencją zła. Przeprowadziłaś pogłębione wywiady ze 197 osobami, które przeżyły gwałt wojenny. Diabelski bliźniak syjamski wojny pojawia się na całym świecie.

Ponieważ wojna przede wszystkim ma na celu zniszczenie, a gwałt jest najłatwiejszym sposobem, żeby niszczyć. Możliwość pracy z osobami, które przeżyły gwałt wojenny, to jest wyjątkowe doświadczenie. Czasem się w głowie nie mieści, że po takich doświadczeniach można być tak ciepłą, wspierającą, kochającą i działającą na rzecz innych osobą. Ale są też osoby, które niestety zamykają się w swoim cierpieniu i starają odejść z tego świata tak szybko, jak to jest możliwe. Jest całe spektrum tego, jak gwałt wpływa na życie człowieka. I w jakikolwiek by wpłynął – zawsze jest. Wszyscy ci ludzie mówią, że dla nich wojna się nigdy nie skończy.

Irpień w Ukrainie (fot. Shutterstock)

I nie chcą, by ich traumy wrzucać do jednego worka pod hasłem PTSD, w którym jest też miejsce dla gwałcących ich żołnierzy. 

To moja krucjata, odkąd wysłuchałam historii Jazydki. Powiedziała, że ona nie zgadza się na nazywanie jej doświadczenia tak samo jak doświadczenia żołnierza, który być może zespół stresu bojowego (PTSD) przeżywa. Tylko że on zdecydował się pójść na wojnę, a jej nikt nie pytał, czy chce być uprowadzona przez ISIS i przez dwa lata niewolona i gwałcona. Doświadczenia żołnierzy i ofiar gwałtów – zarówno językowo, znaczeniowo, jak i psychologicznie – są inne. Nawet jeśli żołnierz miewa te same objawy, na przykład flashback, kiedy nagle sytuacja traumatyczna staje przed oczami. 

Kiedy mówisz, że gwałt jest na wojnie naturalnym narzędziem, to z jednej strony rozumiem diabelską intencję agresora: zniszczymy ich, walniemy w miękkie podbrzusze społeczeństwa, wielopokoleniowo straumatyzujemy, ale przecież ten mityczny agresor to jest mnóstwo konkretnych osób. Co takiego się dzieje w żołnierzach, że idą i gwałcą? 

Wojna ma swoistą filozofię. Złamana zostaje bariera: ktoś nie zabijał, a zaczyna zabijać, nie gwałcił, a zaczyna gwałcić. Duże znaczenie ma aspekt grupowy. Rozmawiałam z Hutu, który przed wojną nie dopuszczał się przemocy, a na niej stał się gwałcicielem i mordercą. Skazano go, spędził ileś lat w więzieniu. Mówił mi, że przed wojną był zwyczajnym wiejskim urzędnikiem, który miał żonę i dwójkę dzieci, a potem przeszedł trening i on go przygotował do zabijania i gwałtu. Na wojnie zaczął to robić wtedy, kiedy jego koledzy zaczęli. Poszedł za impulsem, który wyszedł z grupy. 

Kiedy go słuchałaś, było ci go żal?

Wciąż jest. Tamtych żołnierzy przygotowywano do tego, by w Rwandzie dochodziło do gwałtów wojennych, co było elementem strategii wojskowej. Podobnie w byłej Jugosławii – to było częścią treningu militarnego. Nie jest tak, że nagle żołnierze oszaleli i zaczęli gwałcić.

Hutu, którzy uciekli z Rwandy po masakrze w 1994 roku, terroryzują do dziś południowo-wschodnią część Konga. O tych specjalnie wyszkolonych grupach wszyscy wiedzą, że jak przyjdą, to nie tylko spalą wieś, ale także będą gwałcić. Sposób na terroryzowanie mieszkańców jest skuteczny. Wszyscy się ich boją. 

Rozmawiałaś z 12-letnim Tutsi, którego podczas wojny zgwałciło 19 żołnierzy.

Dziś w Rwandzie nie mówi się, kto jest Tutsi, a kto Hutu. Co roku między 7 kwietnia a 11 czerwca odbywa się Kwibuka, kiedy wspomina się wojenne doświadczenia swoje, swoich bliskich, swoich zmarłych.

Taka trochę terapia grupowa na dużą skalę?

Dobre skojarzenie. Dla Rwandyjczyków przekaz mówiony ma duże znaczenie. Celebrowane są też wspomnienia. Proces powojennego leczenia tego kraju polega między innymi na tym, że każdego roku sobie przypominamy, co się wydarzyło. Jak w przypadku Holocaustu. Always remember. Musimy pamiętać, żeby nie dopuścić do powtórki dramatu. Rok temu w ramach Kwibuki uczestniczyłam w spotkaniu na temat przemocy seksualnej w czasie rwandyjskiej masakry. Mężczyzna, o którego pytasz, po 28 latach potrafił opowiedzieć o gwałtach, jakie mu zadano, w szczegółach. Pamięta każdą kolejną gwałcącą go osobę. Kiedy później pytano mnie, jako ekspertkę, co w takiej sytuacji robić, by człowiekowi pomóc, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. 

Dla Rwandyjczyków przekaz mówiony ma duże znaczenie. Celebrowane są też wspomnienia (fot. Shutterstock)

Jak ten mężczyzna funkcjonuje? Jak żyje?

Uratowała go sztuka, która jest jego sposobem terapii. Stał się artystą rozpoznawalnym i uznanym w kraju i świecie i to na pewno jest wzmacniające. Konsekwencje gwałtów są jednak straszliwe i potwornie obciążające, ponieważ on jest osobą samotną. Mówił, że nie jest w stanie zaufać nikomu w taki sposób, by móc stworzyć rodzinę. To nie jest jego wybór. Nawet najbardziej wysublimowaną terapią tego nie odbudujemy.

Twierdzisz, że z traumy gwałtu wojennego nie można się wyleczyć, a jedynie – lub aż – nauczyć z tym żyć. 

Kolega mówi, że ja jestem analityczką obwoźną – i ja to określenie bardzo lubię, w pełni się z nim identyfikuję. Rzeczywiście, snuję się po różnych miejscach na świecie i eksploruję temat traumy związanej z przemocą seksualną, której dotyczą moje badania naukowe.

By móc efektywnie pomagać, trzeba rozumieć, że trauma złożona i przemoc seksualna przerywają połączenia na poziomie neurofizjologicznym. Każde zwierzę buduje zaufanie do świata i siebie samego na podstawie doświadczenia kontaktu z rodzicami. A w tym przypadku doświadczenie zaufania i ciągłości zostaje przerwane. Ta trauma dzieje się w ciele. Jestem na etapie fascynacji teorią poliwagalną, opracowaną przez dr. Stephena W. Porgesa, który mówi, że póki zaufanie do świata i ludzi nie zostanie odtworzone, człowiek zapewne nie będzie mógł budować żadnych relacji. W tym systemie chodzi o wspomaganie procesu leczenia złożonej, głębokiej traumy i najbardziej efektywne nie jej wyleczanie, ale zaleczanie. W taki sposób, że ktoś może z tym doświadczeniem żyć. A to już jest bardzo dużo. 

Wybacz moje żywe reakcje i łzy w oczach, ale autentycznie boli mnie wszystko, o czym mówisz.

Częścią naszej pracy – również dziennikarzy – musi być zmiana języka i percepcji tego, czym jest doświadczenie gwałtu wojennego. Dostaję dziś nerwowe pytania od dziennikarzy: "Czy mogę porozmawiać z kimś, kto przeżył gwałt w Ukrainie?". Absurdalne! Taka osoba przez bardzo długi czas w ogóle nie będzie chciała o tym mówić. A nawet jeśli to zostanie ujawnione, bo będzie wymagała pomocy medycznej czy prawnej, w sensie psychologicznym jest niemożliwe, żeby zaraz po traumie dzielić się szczegółami. Od masakry w Rwandzie minęło 28 lat, a dopiero teraz słyszymy wiele historii. Żeby móc je opowiedzieć, przede wszystkim trzeba odzyskać poczucie bezpieczeństwa. Dlatego z uporem maniaka powtarzam, by dziennikarze nie szukali osób z doświadczeniem gwałtu, bo grozi to ich retraumatyzacją. 

Walczysz też, by używać terminu "survive", który ma w sobie moc. "Przetrwałam!"

Ja bym powiedziała raczej o takich osobach, że są bohaterkami, bohaterami wojennymi. Przeżyć coś tak przerażającego, a potem jeszcze wstawać co rano do pracy? Budować rodzinę? To jest bohaterstwo. 

Kijów w Ukrainie (fot. Shutterstock)

Rozumiem, że ludzie, którzy opowiadają ci o swoich traumach, prócz potrzeby wypowiedzenia tego na głos chcą też ujawniać zbrodnie wojenne i szukać sprawiedliwości. 

Sprawiedliwości pod kątem prawnym to jest jedno, ale również sprawiedliwości społecznej, kulturowej! Zwykle są to osoby, które – tak jak moja babcia – całe życie miały tajemnicę. A jeśli masz tak strasznie obciążające doświadczenie i z nikim o tym nie mówisz, to co się z tobą dzieje? Ile energii psychicznej musisz angażować, by "dawać sobie radę"? 

Jak bardzo się muszę czuć samotna ze swoim nieszczęściem!

Samotna i winna – taka jest zwykle kombinacja. Żyjesz w przekonaniu, że nikt cię nie zrozumie, a może wręcz wykluczy ze społeczności, naznaczy czy jeszcze inne rzeczy się zadzieją, jeśli ktoś się dowie. To życie w wielkim cierpieniu. 

Jestem pełna podziwu dla tego, co robisz, by ujawniać zbrodnie wojenne i dawać głos tym, którzy zostali skrzywdzeni. Powiedziałaś kiedyś, że wciąż słyszysz od znajomych: "szacun", "wspaniale, że napisałaś książkę", ale później niemal każdy dodaje: "tylko ja jej raczej nie przeczytam". Bo takie to straszne. Zbyt straszne, żeby czytać, a co dopiero napisać. Tymczasem czytelnik tego nie widzi, ale ja spotkałam promienną kobietę!

Największą gratyfikacją jest dla mnie kontakt z osobami, które dzielą się ze mną swoim doświadczeniem. Z każdą z nich mam osobistą relację. To mi daje poczucie sensu, czuję, że to, co robię, ma dla nich ogromne znaczenie. I robię to wszystko w pewnym sensie dla mojej babci. I pewnie też dla siebie. 

Informacje o twojej babci postanowiłam zachować na zakończenie naszej rozmowy. W Ravensbrück była poddawana eksperymentom medycznym, po czym została zbiorowo zgwałcona przez rosyjskich żołnierzy, którzy "wyzwalali" ten obóz koncentracyjny. Babcia powiedziała ci, że chciałaby, żebyś zrozumiała, czym jest gwałt wojenny. 

Mam nadzieję, że to jest nie tylko moja misja. Że chcemy rozumieć ludzi, którzy mają bardzo trudne doświadczenia. Zanim się wskoczy w uproszczone diagnozy, chciejmy tę osobę zobaczyć, wysłuchać jej i ją zrozumieć. Podczas wojny w Ukrainie często słyszę pytanie: "Jak spotkam taką osobę, to w jaki sposób jej pomóc?". Tu naprawdę nie potrzeba nie wiadomo jakich wygibasów, strategii, pomysłów. Odpowiedzmy na jej potrzeby w tym momencie. Jeśli potrzebuje ciszy – uszanujmy. Jeśli chce mówić – wysłuchajmy. Bez narzucania czegokolwiek. To będzie najlepsza pomoc. 

Wiola Rębecka-Davie (fot. Archiwum prywatne)

Wiola Rębecka-Davie. Feministka, działaczka na rzecz praw człowieka, psychoanalityczka z ponad 25-letnim doświadczeniem, twórczyni projektu i autorka książki "Rape: A History of Shame. Diary of the Survivors" – to 197 rozmów z osobami, które doświadczyły gwałtu wojennego podczas konfliktów zbrojnych na całym globie. Prowadzi badania naukowe nad war rape survivors syndrome i traumą, również transpokoleniową. 

Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim, dziennikarka. Współpracowała m.in. z "Gazetą Wyborczą Wrocław", "Dziennikiem Polska Europa Świat" i "Dziennikiem Gazetą Prawną" oraz "UWAGĄ!" TVN. W 2016 r. nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za materiał "Tu nie ma sprawiedliwości", o krzywdzie chorych na alzheimera podopiecznych domu opieki, a w 2019 r. do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej za teksty o handlu noworodkami w PRL. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.