Rozmowa
Kiedy wiemy, że śmierć jest nieunikniona, mamy szansę się pożegnać, powiedzieć sobie wszystko, co istotne (Sutterstock)
Kiedy wiemy, że śmierć jest nieunikniona, mamy szansę się pożegnać, powiedzieć sobie wszystko, co istotne (Sutterstock)

Bliska mi osoba cztery miesiące temu została wdową. Nie wiem, jak ją wspierać, co mówić, nikt mnie nie uczył empatycznego słuchania... 

Tak naprawdę wystarczy być i towarzyszyć, zachowując przy tym uważność na potrzeby osoby, która jest w żałobie. Ludzie po stracie czasem mówią w gabinecie, że "wszyscy dzwonią i chcą rozmawiać, a nie ma kto dzieci z przedszkola odebrać" i już logistycznie nie dają rady.

Ale może to działać i w drugą stronę: znajomi podrzucają paczki z obiadem na wycieraczkę, a nikt z wdowcem nie rozmawia. Zdarza się, że otoczenie obawia się kontaktów, bo nie chce urazić, nie wie, jak się zachować. Osoby w żałobie są cierpiące i uwrażliwione, ale często nie aż tak, jak nam się wydaje.

Co więc robić?

Zachęcam do zadawania pytań: "Chcę ci pomóc, ale nie wiem jak, powiedz mi, czego potrzebujesz?". Otwarta rozmowa bardzo się przydaje, bo pomaga zgrać potrzeby osoby w żałobie z możliwościami wspierającego. 

W kontekście rozmów o wdowach i wdowcach pojawiają się dyskusje – za ich plecami – dotyczące norm. Bo bliscy martwią się na przykład, czy codzienne jeżdżenie na grób to dobry pomysł.

Człowiek w żałobie stara się robić to, co mu pomaga. A nie pomaga mu dawanie rad, nawet z dobrymi intencjami.

Mówienie: 'Weź się w garść, nie płacz, Zbyszek by tego nie chciał'. Albo sprzeczne komunikaty, które są oceną i radą w jednym. Z jednej strony: 'Po co codziennie na grób jeździsz, to ci tylko szkodzi', a z drugiej: 'Na cmentarz nie chodzisz, jaka z ciebie żona'. 

Żałoba jest indywidualnym procesem, ma swoją dynamikę, zmienia się w czasie. I ten czas dałabym także będącej w niej osobie. 

Czy na sposób przeżywania śmierci partnera mają wpływ wiek i staż związku? W pandemii mamy pewnie i wdowców 30-letnich, i wdowy 80-letnie.

Więcej informacji z wojny w Ukrainie na stronie głównej Gazeta.pl

Wspólne lata nas ze sobą wiążą – pary z długim stażem często są jak jeden organizm. Po śmierci partnera ta druga osoba mówi, że czuje się, jakby straciła część siebie, że musi się nauczyć funkcjonować "bez ręki". Czasami mam wrażenie, że to zahacza wręcz o kwestie tożsamościowe – po utracie partnera osoby owdowiałe stają przed wyzwaniem zbudowania siebie na nowo.

W przeżywaniu żałoby ważne jest, żeby ten proces się toczył. Rodzaj zamrożenia czy odrętwienia jest naturalną reakcją zaraz po śmierci bliskiego. (Sutterstock)

W przypadku żałoby znaczenie ma rodzaj relacji, jej siła. Nie zawsze jest tak, że cierpią tylko osoby w bliskich związkach, cierpią także te w związkach skomplikowanych, gdzie relacja wcale nie była, nazwijmy to, pozytywna. 

Ma pani na myśli związki przemocowe?

Tak, ale też związki, w których było dużo cierpienia, niezrozumienia dla siebie i swoich potrzeb, związki z osobą uzależnioną. Przeżywanie takiej żałoby jest inne, bywa bardziej złożone. Kiedy umiera mąż, który pił i awanturował się, to w pierwszym odruchu u wdowy pojawić się może poczucie ulgi, ale za chwilę smutek, że tyle lat razem się przeżyło. To, że relacja była trudna, nie znaczy, że przeżywanie żałoby będzie mniej intensywne.

O żałobie mówi się, że jest smutkiem za tym, czego już nie będzie. Para z 50-letnim stażem ma na koncie więcej wspólnych doświadczeń niż ta z 10-letnim. 

Osoby, które przeżyły w parze kilkadziesiąt lat, w procesie żałoby często szybciej są w stanie dojść do momentu, w którym czują wdzięczność za wspólny czas. U osób będących w relacji krócej zazwyczaj więcej planów nie doszło do skutku. Nie powiedziałabym jednak, że ma to wpływ na intensywność przeżywania żałoby, że w którymś z tych dwóch przypadków jest trudniej. Jest po prostu inaczej.

Mówi pani, że żałoba to proces. A można go nie przejść, bo ucieknie się na przykład w pracę?

Żeby wyjść z żałoby, trzeba ją przeżyć – nie ma drogi na skróty. Zdarza się jednak, że jej przeżywanie zostanie zamrożone czy odłożone. Czasami taka jest konieczność.

Na wdowę z małymi dziećmi może spaść tyle zadań, że nie będzie miała czasu i miejsca na dopuszczenie do siebie spektrum emocji. Dlatego do gabinetu psychologa trafiają osoby, w które żałoba uderzyła z całą mocą nawet po 10 latach po śmierci partnera, a uaktywnia ją na przykład śmierć w kręgu znajomych. 

A czasem ludzie świadomie od żałoby uciekają, bo ona boli i jest trudna do przeżycia. To najczęściej ucieczki w pracę, w związki.

Ale uciec się nie da.

Uczucia nie znikną – wyjdą w nerwicy, depresji, problemach z układem krążenia czy trawiennym, w bezsenności, większej drażliwości. Emocje są zamrożone, ale mogą się odmrozić w odpowiedzi na jakiś bodziec, często z pozoru niezwiązany z naszą stratą – wtedy reakcja może być nadmierna, bo podłącza się do niej wcześniejsza żałoba. Takie zamrożenie ma funkcję mechanizmu obronnego – chroni, kiedy nie możemy się rozsypać albo nie jesteśmy emocjonalnie gotowi na ogromne cierpienie.

Bo wtedy by nas ścięło, wpadlibyśmy w rodzaj otępienia?

Tak. W przeżywaniu żałoby ważne jest, żeby ten proces się toczył. Rodzaj zamrożenia czy odrętwienia jest naturalną reakcją zaraz po śmierci bliskiego. Gdy trwa zbyt długo lub gdy toczący się proces zostaje wstrzymany, to sygnał, że warto spotkać się z psychologiem, żeby w bezpiecznych warunkach, bez dewastowania całego życia, dopuścić emocje do głosu.  

W przypadku żałoby znaczenie ma rodzaj relacji, jej siła. Nie zawsze jest tak, że cierpią tylko osoby w bliskich związkach, ale także te w związkach skomplikowanych. (Sutterstock)

Na czym polega wsparcie psychologiczne w żałobie? Bo nie jest to przecież typowa psychoterapia.

Praca z żałobą jest często "szersza" i "po powierzchni" – bardziej odnosi się do aktualnej sytuacji. Przechodzimy przez emocje – a w nich dzieje się najwięcej – przez myśli, codzienne funkcjonowanie, w tym problemy ze skupieniem, zapominaniem, bezsenność. Także przez obszar somatyczny, na przykład różnego rodzaju bóle. Ale też przez funkcjonowanie społeczne, role, które się zmieniły. To wszystko niesie ze sobą większe lub mniejsze trudności i wymaga reorganizacji. Chodzi o to, by pomóc w przystosowaniu się do życia bez ukochanej osoby.

Śmierć bliskiego może być przytłaczająca organizacyjnie. Są wdowy seniorki latami odsuwane na przykład od jazdy samochodem: "Gdzie będziesz jechała, nie umiesz parkować, zawiozę cię". Niedopuszczane do obsługi pieca gazowego czy płacenia rachunków, uginają się pod ogromem rzeczy, którymi muszą się zająć po śmieci męża.

Moja już nieżyjąca babcia nie wiedziała, w jakim banku mają z mężem konto i jak się obsługuje pralkę. Bo tym się dziadek zajmował. W żałobie osób starszych dochodzi wiek i związana z niektórymi wyzwaniami nieporadność. Tutaj o pomoc można prosić dzieci, wnuczęta, sąsiadów, zapytać o możliwość wsparcia ze strony Pomocy Społecznej czy organizacji pozarządowych zajmujących się wsparciem seniorów (np. Mali Bracia Ubogich).  

Mam wrażenie, że młodsze osoby wiedzą, że sobie poradzą nawet z rzeczami, którymi wcześniej się nie zajmowały. Obserwuję raczej niechęć do podejmowania takich spraw. "Wiem, jak się robi przegląd techniczny samochodu i gdzie wymienić opony, ale tym się w domu partner zajmował". Pojawia się bunt na kolejne obciążenie, ale przede wszystkim – na śmierć.

Osoby, które przeżyły w parze kilkadziesiąt lat, w procesie żałoby często szybciej są w stanie dojść do momentu, w którym czują wdzięczność za wspólny czas. (Sutterstock) , Żałoba jest trudną sytuacją, ale nie wymaga grobowego nastroju i powagi. Bardziej polega na dostrojeniu się. (Sutterstock)

Psychologowie mówią, że mężczyźni mają mniejszy kontakt emocjonalny sami ze sobą, że nie pozwalają sobie na okazywanie uczuć. Czy to ma wpływ na przeżywanie przez nich żałoby?

Nie chciałabym generalizować, ale na pewno więcej kobiet zgłasza się po pomoc do psychologów, także w związku z żałobą. Część mężczyzn – zwłaszcza starszych –  wychowana jest w przekazie społecznym, że facet musi być silny i nie może płakać. Do trudnych emocji związanych z utratą dochodzi więc przełamanie się, pokonanie oporu, żeby o uczuciach mówić, przyznanie się, że sobie z nimi ktoś nie radzi, że płacze, że ból i sytuacja go przerastają.

Postać wdowy jest mocno zakorzeniona w naszej kulturze i historii. Przez stulecia mężczyźni nie wracali z powstań i wojen. Współcześnie polskie kobiety dłużej żyją, jak wynika z danych GUS z 2020 roku – średnio o osiem lat. Wiele babć moich znajomych to wdowy, nawet już od 20–30 lat. Bycie wdowcem jest inaczej postrzegane?

Wdów było więcej, musiały być silne, radzić sobie, a to zbudowało wobec nich większe oczekiwania.

Kiedy umiera kobieta, a mężczyzna zostaje z dziećmi, ma większe społeczne przyzwolenie na nieporadność, otrzymuje większe wsparcie – babcia się przeprowadza do syna i wnucząt, siostra pomaga.

Od kobiety po śmierci męża częściej oczekuje się, że sobie poradzi. I tak się zazwyczaj dzieje – samodzielna, radząca sobie matka z dziećmi to norma. 

Wdowcy i wdowy są inaczej odbierani społecznie. Kiedy mężczyzna po roku znajduje sobie nową partnerkę, zazwyczaj otrzymuje więcej zrozumienia, bo potrzebuje opieki, zwłaszcza jeśli pochodzi z pokolenia, które było obsługiwane przez partnerki. Kobiety odwrotnie, mogą nawet usłyszeć: "Mąż jeszcze nie ostygł, a ty już w nowy związek wskakujesz". 

Otwartość na nowy związek o czymś świadczy?

Świadczy o kierowaniu się ku życiu. Ale czasem bywa ucieczką, odwróceniem uwagi od trudnych emocji. Pytanie, czy to jest otwartość i gotowość, czy nerwowa reakcja i rekompensowanie bólu. Może świadczyć o tym, że ktoś sobie nie radzi i na nowy związek jest niegotowy, zawiera przelotne znajomości, nieoparte na poważnych uczuciach.

Moja koleżanka śmierć męża porównała do zderzenia się z pociągiem. Jak o tym doświadczeniu mówią pani pacjenci?

Jak o wywróceniu świata do góry nogami, utracie gruntu, wyrwaniu kawałka siebie. Dla mnie szczególnie trafnym porównaniem żałoby jest skojarzenie z jazdą kolejką górską – raz jest w górę, raz w dół, czasami pod górkę, rzuca nami, zdarza się, że się cofamy, dzieje się to poza nami, jesteśmy w tej sytuacji bezwolni.

Na śmierć nie mamy żadnego wpływu, mamy wpływ na to, w jaki sposób przechodzimy przez proces żałoby. Niektóre osoby w terapii mówią, że nie ma rzeczy, które by im pomagały żałobę przeżyć. Wtedy ważne jest określenie tego, co szkodzi, na przykład spotkania z rodziną, która obciąża swoimi problemami. To już jest jakaś wiedza o sobie, z którą mogę coś zrobić – wiem, czego unikać.

Śmierć to jest zmiana, a żałoba jest reakcją na nią. Po czasie żałoba może mieć i pozytywne aspekty. Fachowo nazywa się to wzrostem potraumatycznym. Dwa lata po śmierci męża jedna z podopiecznych fundacji doszła do wniosku, że strata i cały proces żałoby nauczyły ją empatii, widziała to jako dużą wartość. Fundacja Nagle Sami powstała po trudnych doświadczeniach jej założycielki. 

Ile czasu zajmuje proces przeżycia żałoby?

Bazując na swoich obserwacjach, powiedziałabym, że półtora roku, dwa lata. Ale to zależy od rodzaju śmierci, siły relacji, wsparcia otoczenia, sytuacji materialnej, wieku osoby w żałobie. 

Zdarza się, że otchłań rozpaczy pochłania i nie ma z niej wyjścia?

Owszem. Wyjście z żałoby jest kolejnym rozstaniem i pożegnaniem. Póki czujemy intensywnie cierpienie, mamy poczucie związania ze zmarłym. Jest on punktem odniesienia w naszych przeżyciach i myślach. Znam osoby, które zdecydowały, że nie idą dalej.

Psychologicznie ważne jest, żeby to była nasza decyzja, w której mamy ponazywane emocje, rozumiemy swoje przeżycia i świadomie mówimy sobie, że chcemy zostać blisko zmarłego. Pracowałam ze starszą panią, która straciła w krótkim czasie dwie bliskie osoby. Korzystała z grupy wsparcia, ale jednocześnie jasno mówiła, że jej dużo życia nie zostało, że chce ciężar żałoby nieść do końca. 

Od kobiety po śmierci męża częściej oczekuje się, że sobie poradzi. I tak się zazwyczaj dzieje - samodzielna, radząca sobie matka z dziećmi to norma. (Sutterstock)

Więcej informacji z wojny w Ukrainie na stronie głównej Gazeta.pl

Tego w pisanym wywiadzie nie słychać, ale odnoszę wrażenie, że jest pani bardzo wesołą osobą, która dużo się śmieje. Śmieszkowanie, rozweselanie, żartowanie – to mój sposób na teściową. 

Żałoba jest trudną sytuacją, ale nie wymaga grobowego nastroju i powagi. Bardziej polega na dostrojeniu się. Kiedy słyszę o trudnych uczuciach, to jestem w tym trudzie. Dobrze widać to w grupach wsparcia, kiedy na początku ludzie mówią o bólu i cierpieniu, ale po czasie śmieją się z siebie, z sytuacji, z ich absurdalności. Ale potrzeba do tego przejścia przez to, co najtrudniejsze, i poczucia się w grupie czy w terapii bezpiecznie.

Zobacz wideo Dr Górska-Kot: Na oddziały pediatryczne przyjmujemy codziennie dzieci po próbach samobójczych

W wyniku pandemii w Polsce zmarło według oficjalnych danych z marca 2022 roku ponad 113 tys. osób – część śmiercią nagłą i w szpitalnej izolacji. Czy to coś zmieniło w tym, jak się wam w Fundacji Nagle Sami pracuje z ludźmi w żałobie?

Zgłasza się do nas więcej osób z poczuciem niedomknięcia straty, za którą idzie bezradność, bezsilność, brak wpływu. To są historie z wyrwą, w których ktoś ostatni raz widział swojego bliskiego idącego do szpitala i już więcej go nie zobaczył, nie usłyszał. To śmierci urwane, bez ciągłości historii, możliwości przygotowania się na śmierć, oswojenia z nią – o ile oczywiście w ogóle jest to możliwe.

W przypadku chorób długotrwałych, nawet jeśli nie chcemy dopuszczać myśli o śmierci partnera, to proces przygotowania na odejście się toczy. Ludzie po śmierci bliskiego na COVID-19 nie mogą uwierzyć w to, co się stało, trudniej im w pełni przyjąć, że ukochany zmarł.

Dodatkowo wizja samotności umierania dla tych, którzy mierzą się z żałobą, jest bardzo trudna. Znam historię kobiety, której mąż zmarł, ale ona była pracownikiem szpitala, więc jak sama mówi, miała szczęście, że mogła wejść na oddział. Bardzo to docenia, bo wie, jakie są teraz realia.

Jeśli kogoś kochamy, chcemy być z tą osobą do końca życia, to musimy mieć z tyłu głowy myśl, że na pewnym etapie zabierze ją śmierć. Czy tak, jak można gromadzić kapitał na emeryturę, da się przygotować na śmierć partnera?

Martyna Zagórska, psycholożka i psychoterapeutka wspierająca osoby w żałobie. (Archiwum prywatne) , Wyjście z żałoby jest kolejnym rozstaniem i pożegnaniem. (Sutterstock)

Od osób w żałobie słyszę, że pod względem logistycznym ważne jest, żeby zabezpieczyć rodzinę finansowo, materialnie, zostawić testament. W przypadku śmiertelnej choroby – przekazać wszystko, co ważne, żeby oszczędzić rodzinie poczucia zagubienia i niewiedzy. Kiedy wiemy, że śmierć jest nieunikniona, mamy szansę się pożegnać, powiedzieć sobie wszystko, co istotne. To są ważne rzeczy, ale mam świadomość, że też trudne do zrobienia – rozmowa z bliskim o odchodzeniu budzi wiele obaw, w większości nie umiemy o tym rozmawiać, a śmierć nadal jest tematem tabu.

Ludzie w żałobie często żałują, że za mało było bycia ze sobą, że odkładało się wiele rzeczy na później: kiedy dzieci podrosną, jak będzie mniej pracy. Że większy akcent kładziony był na przyszłość, a mniejszy na tu i teraz. Może więc warto dobrze wykorzystywać czas, który mamy?

Osoby w żałobie mogą korzystać z bezpłatnego Telefonu Wsparcia dla Osób w Żałobie Fundacji Nagle Sami, dzwoniąc pod numer 800 108 108.

Martyna Zagórska. Psycholożka i psychoterapeutka humanistyczna. Od ośmiu lat związana jest z Fundacją Nagle Sami, w ramach której wspiera osoby w żałobie.

Ola Długołęcka. Redaktorka o zróżnicowanych zainteresowaniach tematycznych. Ciekawią ją relacje między ludźmi, a zwłaszcza różnice międzypokoleniowe, lubi pisać o trendach, modach i zjawiskach.