Rozmowa
Podobizna Anne na znaczku wypuszczonym przez pocztę kanadyjską około 1975 roku (Shutterstock)
Podobizna Anne na znaczku wypuszczonym przez pocztę kanadyjską około 1975 roku (Shutterstock)

We wstępie do najnowszego przekładu, zatytułowanego "Anne z Zielonych Szczytów", uprzedza pani ewentualne ataki, pisząc: "Zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze, pozbawiłam je pokoiku na facjatce". 

A co mi tam zależy. Mam 81 lat, kto wie, czy zdążę przetłumaczyć cały cykl książek o Anne. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że będzie afera...

Że depcze pani czyjeś dzieciństwo, demoluje wyobrażenia! To jest tylko książka – dlaczego ona wywołuje tak silne emocje?

Zapewniam panią, że u mnie jest zero emocji, one są po stronie internautów. Ich skala i siła dziwi nie tylko mnie, ale także moje koleżanki tłumaczki, które bronią mnie na forach własną piersią. Jedna nawet poległa na polu chwały, bo dostała bana. A przecież ten przekład jest – jak w przypadku Szekspira czy Biblii – jednym z wielu, można korzystać, z którego się chce.

Moim tłumaczeniem postanowiłam wyjść naprzeciw grupie czytelników, która od dawna domagała się tego, co właśnie zrobiłam, czyli między innymi przywrócenia oryginalnych imion i pochylenia się nad tytułem. Ten przekład jest dla nich i dla przyszłych pokoleń, które nie znają jeszcze "Ani z Zielonego Wzgórza" i są nieskażone pierwszym tłumaczeniem Bernsteinowej.

Chcesz zostać bohaterem powieści Remigiusza Mroza? Kliknij TUTAJ>>>

Dom Anne na Wyspie Księcia Edwarda to duża atrakcja turystyczna (Shutterstock) , Pokoik na piętrze z widokiem na wchód. W takim mieszkała Anne, ale i Lucy Maud Montgomery (Shutterstock)

Czy dla przeciętnego czytelnika będzie miało znaczenie, że w poprzednich wersjach źle zostały przetłumaczone nazwy kwiatków? Że niecierpek nie był niecierpkiem?

Dla czytelnika może nie, ale sztuka ucierpiała! Reprezentuję interesy autorki i dlatego tak się uparłam na tytułowe Zielone Szczyty, bo Lucy Maud Montgomery na tym bardzo zależało.

No właśnie, tytuł. Kiedy dostałam informację o tym, że "Ania z Zielonego Wzgórza" to w nowym przekładzie "Anne z Zielonych Szczytów", przyjęłam, że łagodne, poetyckie "wzgórze" z jakiegoś – tylko pani znanego powodu – zastąpił wyraz bliskoznaczny "szczyty". Ostry i nieprzyjazny. Okazuje się, że nie o to chodzi. 

Autorka uwielbiała swój "east gable room" [ang. pokój na piętrze od strony wschodniej] i ubolewała w dziennikach, że w tłumaczeniach słowo "gable", czyli szczyt, nie jest prawidłowo przełożone. Jeśli po polsku brzmi to komuś spiczasto, fonetycznie gorzej w ucho wpada – trudno. Takie były domy na Wyspie Księcia Edwarda: kanciaste, miały kilka szczytów.

Trzymając się oryginału, wzbogacam wiedzę i słownictwo polskiego czytelnika. Dom Anne nie stał na wzgórzu, a jej pokój był usytuowany po prostu na piętrze.

To ważne, żeby tłumacząc książki, znać także życiorys autora? Wiem, że jest pani bardzo "zaprzyjaźniona" z Agathą Christie.

Przede wszystkim z Daphne du Maurier. W przypadku du Maurier zabiegałam o wydanie jej fascynującej biografii, bo to nie tylko pisarka włożona u nas do jednej szufladki z Alfredem Hitchcockiem, ale także wspaniała autorka powieści historycznych i biograficznych.

A co z biografii Montgomery przydało się pani przy tłumaczeniu?

Kiedy się zabierałam do przekładu pierwszego tomu, to biografii autorstwa dr Mary Henley Rubio – tłumaczonej zresztą teraz na polski – jeszcze nie znałam. Na pewne aspekty tej książki zwróciła mi uwagę Bernadeta Milewski, znawczyni i fanka twórczości Montgomery, spędzająca zresztą na Wyspie Księcia Edwarda co najmniej kilka tygodni w roku. Zgłosiłam się do niej od razu, kiedy dostałam zlecenie przekładu. Jej wiedza była nieoceniona, a znajomość bezcenna – Milewski biografię zna na wyrywki, współpracuje z L.M. Montgomery Literary Society. Posprawdzała mi niektóre kwestie, podesłała zdjęcia, informacje, czerpiąc wiedzę z dzienników pisarki, uczuliła mnie na słowo "gable". Mój przekład jest jednym z niewielu, w którym "gable" jest wreszcie tym, czym było w zamyśle autorki.

Pani miała dziewięć lat, kiedy przeczytała "Anię", ja pewnie 10. Czy świat Ani nie jest światem dzieciństwa? Moja koleżanka redakcyjna mówiła, że dorosła Anne ją rozczarowała, bo stała się nudną, pozbawioną fantazji matroną. 

To prawda. Co więcej, mam wrażenie, że na przykład "Anne z Szumiących Topoli" to jest zlepek historii, z konfliktami jako myślą przewodnią. I tutaj przydaje się biografia autorki, pokazująca, na jakim etapie życia była Montgomery, pisząc tę książkę. A zmagała się z nieustannymi depresjami męża, pod koniec jego życia z jego demencją, miała potworne kłopoty z synem – złodziejem i krętaczem, którego kryła, jak tylko mogła. I jeszcze zdawała sobie sprawę, że musi pracować, bo miała dom do utrzymania, czesne synów na uczelniach do opłacenia.

Wydmy na wybrzeżu Wyspy Księcia Edwarda z widokiem na bezkresny Ocean Atlantycki. (Shutterstock) , Okolice Saint Lawrence - osady na Wyspie Księcia Edwarda (Shutterstock)

Czyli Anię pośrednio też po prostu dopadło życie?

Można tak powiedzieć. Wszyscy zmieniamy się z biegiem lat. To samo spotyka Anne. Maud walczyła z etykietką pisarki dla dzieci – "Anne z Zielonych Szczytów" pisana była dla dorosłych. Została zaklasyfikowana jako autorka książek dla dzieci przez złośliwego wydawcę, z którym przez długie lata się procesowała. Oszukiwał ją na tantiemach, a jako osoba wpływowa napsuł jej sporo krwi. 

Wylicytuj dla WOŚP lekcję rysowania z Tomaszem Samojlikiem>>>

"Anię" czytałam jako dziecko, zasłuchiwałam się słuchowiskiem na kasetach z Franciszkiem Pieczką w roli Mateusza. Potem miałam ponad 30 lat przerwy i pół roku temu czytałam "Anię" dzieciom do snu, to jest zresztą lektura w siódmej klasie szkoły podstawowej. Czytając "Anię" jako 43-latka, zupełnie inaczej odbieram książkę. Mam poczucie, że postacie i łączące je relacje mogłyby być głębiej poprowadzone i opisane. No i mówi pani, że ta książka była w zamierzeniu dla dorosłych? Taka grzeczna i poprawna powieść?

I tu znowu wracamy do biografii autorki, która rzutuje na bohaterów jej książki. Maud szalenie dbała o opinię publiczną. Dla niej przez całe życie najważniejsze było, co ludzie powiedzą. Na to nakładały się także wymagania wydawców dotyczące kolejnych tomów. Montgomery nie miała już nic do powiedzenia, Anne wymknęła jej się spod kontroli, musiała być taka, jak życzyli sobie czytelnicy.

Dokładnie to samo spotkało Agathę Christie, która znienawidziła pod koniec życia Herkulesa Poirot. Maud miała serdecznie dość Anne, a napisanie ostatnich tomów zostało na niej wręcz wymuszone, głównie sytuacją materialną. I to widać! 
Domki w Georgetown ze 'szczytami' jakie tworzą daszki okien pokojów na piętrze. (pho.stories/Shutterstock) , Urocze firanki w oknach domu skrywające być może wiele ciekawych historii. (Gareth Janzen/Shutterstock)

Dopiero po przeczytaniu książki na świeżo zaczęłam się zastanawiać, gdzie to się dzieje?! Ania, Karolek, Maryla – gdzie oni mieszkają? W ogóle nie wiedziałam, że akcja książki rozgrywa się w Kanadzie. Przywrócenie angielskobrzmiących imion w pani przekładzie zaburza to poczucie swojskości, osadza akcję w innym miejscu.

Funkcjonuje teraz zasada wydawnicza, że imion się nie tłumaczy i koniec. Stąd Anne, Marilla, Matthew, Rachel. Są osoby, które są temu przeciwne, bo przecież "Ania tak wrosła w naszą rzeczywistość". We mnie też wrosła, prywatnie wciąż mówię "Ania z Zielonego Wzgórza".

A nazwy miejsc?

Zgodnie z zasadą przekładów nazwy geograficzne istniejące zostają, fikcyjne, wymyślone, przekładamy.

Obawiam się, że twarda grupa fanowska i tak znajdzie nieścisłości. Chociażby jak wtedy, kiedy w połowie grudnia 2021 roku miała pani spotkanie w ramach Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury, podczas którego czytała pani pierwszy rozdział przekładu. Jego nagranie zostało opublikowane w internecie. W komentarzu znalazł się wpis ostro sprzeciwiający się pisaniu o fuksjach, autor domagał się zastosowania prawidłowej nazwy użytej w oryginale, czyli niecierpek pomarańczowy.

I fuksja wyleciała tuż przed pójściem do druku. Błąd wziął się stąd, że we wszystkich słownikach nazwa "lady’s-eardrops" jest tak tłumaczona na polski. Odezwał się do mnie Stanisław Kucharzyk i powiedział, że na Wyspie Księcia Edwarda ten kwiat nie rośnie dziko. I niecierpek został, ale pomarańczowy już do narracji nie pasował i wypadł.

Podczas tego spotkania pozwoliłam sobie powiedzieć, że kiedy czytałam opis spotkania Anne ze Stephenem Irvingiem, miałam wrażenie, że między nimi iskrzy i że jest tam materiał na coś więcej. Za samo podzielenie się tym wrażeniem i zastanowienie się na głos, co by było, gdyby, dostałam ostrą reprymendę. Bo przecież "Panna Lavenda", którą poznajemy w drugiej części cyklu, "to przyjaciółka Anne", "Anne taka nie była, jak ja mogłam ją posądzić o coś takiego". 

Zobacz wideo "Nie umiałam sobie poradzić z tą historią". Rozmowa z Anną Krztoń, twórczynią komiksu "Weź się w garść"
Scieżka nazywana przez Anne Aleją Zakochanych (Shutterstock)

Czy dobrze rozumiem, że są fani książki, u których emocje wzbudza tropienie nieścisłości przekładu, oraz druga grupa fanowska, która kocha postać Anne i świat przedstawiony w książce? 

Wypowiedzi tej drugiej grupy znalazły się w PDF-ie stworzonym przez Milewski, a zatytułowanym "Polskie Avonlea". Jest to lektura pasjonująca, kilka dni temu ją skończyłam i oczy mi z orbit wychodziły, że można się tak zafiksować na całe życie na jednej książce. Mnie to nie spotkało, chociaż w dzieciństwie "Ania z Zielonego Wzgórza" była jedną z moich ukochanych lektur. Resztę tomów przeczytałam już w latach 70., jako dorosła osoba.

Wylicytuj osobiste oprowadzenie po Zamku Książąt Lubomirskich oraz pierwszą polską książkę kucharską>>>

W fandomie, czyli opowiadaniach pisanych w sieci przez fanów danej książki, można znaleźć alternatywne losy Ani. Może dobrze, że fanki nie wiedzą, że są tam także opisy romansów łączących Anię z Dianą... Taka profanacja!

Fanki się z Anne identyfikują, wiele z nich było na Wyspie Księcia Edwarda. Niektóre mają obsesję na jej punkcie. Mają swoje kultowe cytaty, inspirują się Anne, pisząc i publikując swoją twórczość. Ja się nauczyłam patrzeć na przyrodę oczami Anne. Poza tym mieszkałam w Podkowie Leśnej, we wschodnim pokoiku na piętrze, który – jak u Lucy Maud Montgomery – także był nieogrzewany i zimą musiałam się przenosić na dół. Miałam przyjaciółkę Danusię, łudząco podobną do Diany.

W polskim tłumaczeniu jest jeszcze jedno ciekawe ogniwo. Owiana nimbem tajemniczości autorka pierwszego przekładu – pani Bernsteinowa.

Początkowo jest wręcz bezimienna. Później pojawia się imię Rozalia. To imię, co udowodnił między innymi dr Piotr Oczko w swoich badaniach, nie jest jednak pewnikiem. Podejrzewa się, że Rozalia miała na imię Rachela. Tłumaczka stworzyła zresztą nowe imię i nazwisko dla pani Rachel Lynde, która w przekładzie nazywa się Małgorzata Linde.

Być może dlatego, że w Polsce na początku XX wieku imiona 'biblijne' nosiły głównie osoby pochodzenia żydowskiego. Dlaczego zmieniła jej także nazwisko, tego już się nie dowiemy.  

Wiadomo, że Bernsteinowa tłumaczyła z języków skandynawskich i przy przekładzie "Ani" posiłkowała się przekładem szwedzkim, skąd właśnie wzięło się sławetne wzgórze.

I przez kilkanaście przekładów wszyscy trzymali się pierwotnego tłumaczenia z… tłumaczenia?

Owszem. Wyłom zrobił między innymi Paweł Beręsewicz, bo u niego jest i Rachel, i imiona przyjaciółek Ani zapisane w oryginale. Chociaż czytałam, że przed bardziej radykalnymi zmianami ręka mu jednak zadrżała.

W nowym wydaniu nie ma rysunków, ale jest mapa Avonlea. (Rys. Anna Pol) , Plaża na wybrzeżu Wyspy Księcia Edwarda (Shutterstock)

Beręsewicza i jego przekład zagorzałe fanki bardzo lubią. Beręsewicz jest nie tylko tłumaczem, ale także pisarzem, a to przy przekładach jest rodzajem skażenia. Tak jak w przypadku Stanisława Barańczaka, którego czasami ponosi.

W takich przeszarżowanych przekładach tłumacz wysuwa się przed autora, co nie powinno mieć miejsca.

W jaki sposób?

"Ania" Beręsewicza czasem przeszarżowuje. Sam tłumacz przyznaje, że chciał wydobyć humor powieści, który zatarła Bernsteinowa. To mu się udało, ale poszedł o krok za daleko, jak w zdaniach: "Wskakuj w sukienkę" czy: "Coś ty taka nakręcona?". Używa także zwrotu "Ania była cała w skowronkach", którego autorką jest Agnieszka Osiecka, więc Montgomery nie mogłaby go użyć. 

Zawsze staram się być ambasadorem autora, również w moich przekładach poezji klasyków, także tłumacząc po Barańczaku, który mnie wkurzył, bo czasami przeholowuje, a w "Szarży lekkiej brygady" Alfreda Tennysona opuścił całą zwrotkę i nikt mu na to nawet nie zwrócił uwagi. 

Nasze aukcje dla WOŚP. Sprawdź>>>

Ma pani imponujący dorobek, wieloletnie doświadczenie. Czy myśli pani, że w związku z tym pani zamach na "Anię" będzie lepiej przyjęty, niż gdyby "Zielone Szczyty" wyszły z przekładu dwudziestokilkuletniej rewolucjonistki tuż po studiach?

Aktorzy przebrani w stroje z epoki podczas inscenizacji w Charlottetown na Wyspie Księcia Edwarda (prosiaczeq/Shutterstock)

Jest mi chyba łatwiej. Mam warsztat, tłumaczę 30 lat, przedtem długie lata redagowałam cudze przekłady, a jeszcze wcześniej robiłam korektę. W PIW-ie zaczynałam pod okiem legendarnej Zofii Lewinówny, współautorki z Władysławem Bartoszewskim książki "Ten jest z Ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom". Dzięki niej zyskałam bezcenną wiedzę i umiejętności. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś zaraz po studiach przekładowych mógł zabrać się do "Anne". Taki tłumacz musiałby mieć świetnego redaktora. Ja mam w Marginesach wspaniałych: Ewę Kluczkowską, Adama Pluszkę, Andrzeja Szewczyka.

Na razie o przekładzie "Anne z Zielonych Szczytów" wiedzą głównie najwierniejsi fani. Czego się pani spodziewa, gdy pod koniec stycznia nowa "Ania" trafi do sprzedaży?

Znajdą się tacy, którzy kupią ten przekład tylko po to, żeby szukać na mnie haków. 

Fuksje na szczęście można skreślić z tej listy.

Strona oryginalnego wydania z zasuszonymi majownikami. (Bernadeta Milewski) , Anna Bańkowska w 2022 roku świętuje trzydziestolecie pracy jako tłumacz. (Archiwum prywatne)

Jest jeszcze inny błąd, którego nie wyłapała korekta. Wiąże się z tym, jak ja jako dziewięciolatka czytałam nazwę Avonlea. Nie jako "Ejwonli", ale jako "Awonlea". Stąd zdarzyło mi się w jednym miejscu napisać odruchowo "w całej Avonlea" zamiast "w całym", chociaż bardzo się pilnowałam. Już to zgłosiłam redakcji i w dodruku zostanie poprawione.

Pochwał się pani spodziewa?

Mojej redaktorce podobały się opisy przyrody, Bernadeta Milewski podkreśla, że merytorycznie jest w porządku. Bezkrytycznie do moich przekładów podchodzi moja siostra, córce przeważnie włącza się "tryb redaktora", mąż zawsze szanował moją pracę i cieszył się z sukcesów.

Rok temu wyszedł tomik ze zbiorem moich przekładów "Wiersze cytowane" – to największe uznanie dla tłumacza. Zresztą po tym, jak moje przekłady poetyckie pochwalił wybitny polski filolog angielski Jerzy Jarniewicz, innego ukoronowania kariery mi nie potrzeba. 

Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl

Książka do kupienia w Publio >>>

Anna Bańkowska. Redaktorka i tłumaczka literatury anglojęzycznej. Autorka antologii "My mamy kota na punkcie kota" oraz "Wiersze cytowane". Na koncie ma ponad sto przekładów prozy, poezji i dramatów. Najchętniej tłumaczy ambitną beletrystykę, nie stroni od dobrego kryminału, chętnie podejmuje się powtórnych przekładów klasyki. Jest współzałożycielką Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury. W 2013 r. została odznaczona brązowym medalem Gloria Artis.

Ola Długołęcka. Redaktorka o zróżnicowanych zainteresowaniach tematycznych. Ciekawią ją relacje między ludźmi, a zwłaszcza różnice międzypokoleniowe, lubi pisać o trendach, modach i zjawiskach. Kolekcjonuje zasłyszane historie i toczy boje podczas autoryzacji wypowiedzi, kiedy rozmówcy chcą "wygładzać" swoje najbardziej wyraziste opinie

JedenDzieńDłużej z WOŚP!

Gazeta.pl kolejny już raz gra #JedenDzieńDłużej dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Każde dodatkowe wsparcie dla tej akcji jest bezcenne. Licytujcie książkę "Sapiens. Od zwierząt do bogów" Y. N. Harariego z autografem i dedykacją, torebkę z prywatnej kolekcji Joanny Przetakiewicz czy niespodzianki od Remigiusza Mroza. Aukcji jest więcej - wystarczy sprawdzić

Kliknij - sprawdź aukcje