
Pod koniec grudnia 2021 roku w Japonii powieszono trzy osoby. W 2020 roku nie wykonano kary śmierci, natomiast w 2019 stracono aż 15 skazańców. To się fundamentalnie kłóci z naszym wyobrażeniem Japonii jako nowoczesnego kraju.
Nasze oczekiwania wobec Japonii wynikają w znacznej części ze stereotypów. A te wykazują ograniczenia. Także ja nie znam się na "całej Japonii". Informacje na temat świata zbieramy między innymi poprzez język, ukorzeniony w naszej cywilizacji i kulturze. Pewne pojęcia traktujemy zatem domyślnie jako oczywiste. A cóż to jest nowoczesność?
Z jednej strony rozwój ekonomiczny, ale z drugiej – humanizm.
W jednej z polskich prac podróżniczych, która ukazała się w latach 70., przestrzegano, że pod japońską maską nowoczesności kryje się cała masa "azjatyckich" przesądów i zaszłości, które absolutnie nie są nowoczesne, a dla Europejczyków pozostają niezrozumiałe. Mówi pani: humanizm. Musimy pamiętać o tym, że Japonia – jak wiele innych krajów regionu – jest bardzo gęsto zaludniona. Głównym wyzwaniem było tam zupełnie co innego niż w wielu krajach europejskich: konieczność zarządzania bardzo dużym nagromadzeniem ludności. Na ograniczonym terenie i z dostępem do ograniczonych środków do życia. Jak w takiej sytuacji radzić sobie z jednostkami, które nie pasowały do reszty?
Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl
Skoro jest nas za dużo, to jednostki zdegenerowanej nie ma co resocjalizować. Przynajmniej będzie o tego jednego osobnika mniej?!
W cywilizacji, do której jesteśmy przyzwyczajeni, traktujemy przestępcę jako jednostkę ludzką, czyli staramy się go wydobyć z "niewoli grzechu". Tym bardziej że – jak ten Kmicic z "Potopu" – jednostka może się przecież zmienić. Ale z drugiej strony ktoś mógłby powiedzieć: kara śmierci to jedyny sposób, by sprawca okrutnej zbrodni drugi raz już jej nie popełnił i żeby przedstawiciele państwa mogli powiedzieć rodzinie ofiary: "Co prawda nie zdołaliśmy zapobiec występkowi, ale sprawcy już nie ma między nami". Jest jeszcze argument, dlaczego społeczeństwo miałoby utrzymywać przestępcę, ale on w japońskim dyskursie nie jest raczej kluczowy.
Kodeks karny obowiązuje w Japonii w niemal niezmienionym kształcie od 1907 roku.
Nie chcę wchodzić w kompetencje prawników, ale po wojnie zmieniła się prawdopodobnie nazwa dokumentu, a jego duch został zachowany. W Europie dyskutowano już wówczas o etycznym wymiarze kary śmierci. Albert Camus stwierdził, że to zabójstwo z najwyższym stopniem premedytacji.
A jednak Japończycy na tę premedytację się decydują.
Proponuję zwrócić uwagę na dwa typowe wzorce japońskich zachowań społecznych, jak opisuje je japońska antropolog Takie Sugiyama-Lebra: rytualny, realizowany w okolicznościach oficjalnych i publicznych oraz schemat relacji bliskich, intymnych, czyli prywatnych. Mamy fasadę i nasze indywidualne uczucia, co do których nie ma absolutnie żadnych wątpliwości, że one nikogo poza nami samymi nie obchodzą. To jest bardzo uczciwe i twarde postawienie sprawy.
I jest zbieżne z wyobrażeniem o Japończykach jako społeczeństwie karnym i niezwykle zdyscyplinowanym. Ale jak się łączy z karą śmierci?
Występują przy tym tzw. relacje anomiczne. Jeśli partner nie postępuje zgodnie z zasadami ani sfery publicznej, ani prywatnej, stanowić to może zagrożenie dla spójności interakcji. W rezultacie możemy doznawać wobec takiej osoby konfliktu poznawczego. Wtedy można dążyć do zaniechania kontaktu lub do usunięcia jej z grupy. Relacje anomiczne – przy czym eksterminacja to raczej ostateczność – można uznać za typowe dla bardzo zaostrzonych konfliktów. Między innymi dlatego atak na Pearl Harbor był tak bezwzględny, pozbawiony odniesienia do zasad i traktatów międzynarodowych, ponieważ uznano Stany Zjednoczone za wroga. A wroga można także dehumanizować. Identycznie w pewnym sensie pojmuje się tożsamość osób w bardzo ostry sposób naruszających zasady życia społecznego. Ja nie chcę tego usprawiedliwiać! Proszę nie uważać, że mówię tu swoim głosem.
Absolutnie nie traktuję pana jako rzecznika kary śmierci.
Pamiętajmy też, że najwyższy wymiar kary nie jest orzekany często. Dotyczy jedynie najcięższych zbrodni.
Mówimy o przypadkach wielokrotnych, wyjątkowo okrutnych morderców. Na wykonanie wyroku czeka w Japonii setka skazańców. Wśród nich tzw. czarna wdowa, 74-letnia seryjna morderczyni, która otruła trzech mężczyzn, by przejąć ich majątki. Jest też seryjny "zabójca z Twittera" – zamordował i poćwiartował dziewięć osób, które wyrażały myśli samobójcze w mediach społecznościowych.
Prasa brukowa na całym świecie lubuje się w opisywaniu takich historii. A podkreślić trzeba kluczową rzecz: kiedy przestępca przejdzie na tę drugą, anomiczną stronę, brak już przestrzeni na to, by go traktować zgodnie z zasadami obowiązującymi większość członków społeczeństwa.
80 proc. Japończyków popiera karę śmierci. Grono zwolenników powiększyło się wyraźnie po serii wstrząsających przestępstw, które podważyły reputację Japonii jako kraju bezpiecznego. W 1995 roku członkowie radykalnej sekty religijnej Najwyższa Prawda rozpylili na stacji tokijskiego metra gaz bojowy. Zginęło 13 osób, tysiące odniosło obrażenia.
Tamto wydarzenie było dla Japończyków ogromnym szokiem. Przywódca sekty został stracony prawie ćwierć wieku od zamachu – w 2018 roku.
Teoretycznie kara śmierci musi być wykonana w ciągu sześciu miesięcy od nieudanej apelacji. W praktyce jednak często skazani oczekują latami na egzekucję, z uwagi na ponowne rozpatrywanie sprawy.
Procedura jest skrupulatna. Nikt z japońskich oficjeli nie pozostawia pola do dywagacji, czy jakiekolwiek aspekty sprawy pozostały nierozstrzygnięte. Wszyscy starają się być poważni, rytualni i odpowiedzialni. Czy to jest humanitarne wobec osadzonego? Pewnie nie zawsze i nie w każdym aspekcie. Podobnie jak fakt, że skazani dowiadują się o wykonaniu wyroku na parę godzin przed faktem.
Dwóch skazańców pozwało za to wymiar sprawiedliwości, domagając się odszkodowania za stres związany z życiem w ciągłej niepewności. Więzień nie ma też czasu na pożegnanie z bliskimi. Ewentualnie może tylko porozmawiać z duchownym.
Ale czy powiadomienie na tydzień przed wykonaniem wyroku byłoby humanitarne? Przy tym proszę też pamiętać, że w Polsce swego czasu zdecydowana większość obywateli popierała najwyższy wymiar kary. Ani Polacy w okresie minionym, ani Japończycy dziś nie wykonują kary śmierci osobiście. To nie jest tak, że spośród społeczeństwa losowany jest kat!
Egzekutorów jest kilku. Podobnie jak przycisków, które uruchamiają zapadnię. W rezultacie żaden z nich nie wie, kto dokonał egzekucji.
To karząca ręka społeczeństwa. Tylko oczywiście ktoś musi przygotować pomieszczenie, zawiązać skazanemu stryczek na szyi. Ogólnie jednak ma pani rację: odpowiedzialność jest, jak często to się dzieje w japońskiej obyczajowości, dzielona na wielu. I nikt raczej nie podnosi odstraszającej funkcji kary śmierci.
Podejście schematyczne społeczeństwa japońskiego do kary śmierci jest mniej więcej takie: to już nie jest nasz obywatel, on przeszedł na drugą stronę. Takie samo nastawienie można stwierdzić wobec organizacji przestępczych. Kto się z nimi wiąże, jest właściwie "nie z tego świata".
O ile świat wycofuje się z kary śmierci, o tyle Japonia w 2002 roku rozszerzyła katalog zagrożonych nią przestępstw właśnie o udział w przestępczości zorganizowanej. A wracając trochę do historii – zaciekawiło mnie, że seppuku tak naprawdę było ukłonem w stronę samuraja, który sam mógł wykonać karę śmierci. Zasądziło ją państwo, ale żeby mu zostawić resztki honoru, to sam tę karę sobie wymierzał! A po śmierci był…
…w pewnym sensie rehabilitowany. Albo sam wybierał taką drogę, unikając sprzeniewierzenia się zasadom, jak w noweli Mishimy "Umiłowanie ojczyzny". To wcale nie musi być sprzeczne ze znanym poza Japonią pojęciem samobójstwa jako honorowej drogi wyjścia z sytuacji bez wyjścia. Ostatnio ktoś w polskich mediach stwierdził nieopatrznie, że Japończycy mają obsesję samobójstwa. W Polsce samobójstwo jest owiane złą sławą czynności niedozwolonej, bo to grzech i mówi się o nim w sposób zawoalowany. Nie wiem, która postawa silniej świadczy o "obsesji".
W mediach nie przeczytamy, że ktoś odebrał sobie życie, ale że "zginął tragicznie". Jak w Japonii postrzegane jest samobójstwo?
Jako jedna z możliwości rozstania się ze światem. Japońskie społeczeństwo wydaje się oddalone od mistycznego pojmowania kwestii życia i śmierci.
A życie po śmierci?
Raczej rzadko się o tym wzmiankuje na niwie oficjalnej.
Dlaczego?
Japońska umysłowość nie uzurpuje sobie kontaktu z istotą najwyższą. Styczność mamy ze współbratymcami w społeczeństwie. I to w oczach innych obywateli się przeglądamy jak w lustrze. W Japonii oficjalnie nie mówi się zwykle o prywatnych sprawach, odczuciach. W Polsce można niestety powiedzieć: może to i prawo, ale inaczej mi mówią moje przekonania! Nie ustąpię! Nie twierdzę, że Japończycy nie bywają egoistyczni, nierozsądni, bezmyślni, niekompetentni. To się oczywiście zdarza. Natomiast w sferze publicznej wysoko ceni się zachowanie fasady rytualnej.
Słyszałam opowieść o kacie buddyście, który uzasadniał swoją pracę w ten sposób, że on tak naprawdę pomaga skazanym odciąć się od złej karmy!
Istotnym składnikiem fasady jest przeświadczenie, że tak trzeba. Jesteśmy skazani na wykonywanie pewnych czynności w pewnej ramie społecznej – oczywiście nie we wszystkich przypadkach, to nie jest ślepa akceptacja.
Jest na to specjalne określenie: trudno, inaczej się nie da. Jeśli ktoś popełni z premedytacją wyjątkowo okrutny, antyspołeczny czyn, wolno uznać: widocznie nie chciał iść z nami. Trudno.
Wśród skazanych na karę śmierci był między innymi 18-letni nekrofil, który zabił dwie osoby. Czy kara śmierci to jest temat, który budzi żywe emocje? O którym się rozmawia?
Obywatele, w tym intelektualiści, mają oczywiście na ten temat indywidualne opinie, lecz raczej nie jest to kwestia omawiana podczas towarzyskiego wyjścia do restauracji czy gry w golfa. Tematy kontrowersyjne powierzamy specjalistom. Można założyć nową partię polityczną, nowy ruch – ruchy w Japonii mają wzięcie – i się w to angażować. Natomiast poruszanie takich tematów w rozmowie z kolegami z pracy? Powiedzieliby pewnie – o ile w ogóle by coś powiedzieli – "twoja sprawa, ale to nie jest zagadnienie dla ciebie, tylko dla prawników". Oczywiście zdarzają się demonstracje dotyczące żywotnych problemów społecznych. Tyle że ruch przeciwko karze śmierci to nie jest raczej tzw. mainstream.
A co nim jest?
Długotrwała, pogłębiona przez pandemię recesja. Kryzys populacyjny – Japonia to starzejące się społeczeństwo. Dobrobyt sprawia, że wiele prac już właściwie nie jest wykonywanych przez Japończyków, tylko przez cudzoziemców i palącą kwestią jest zalegalizowanie ich statusu, często wybitnie kontrowersyjnego. Do tego dochodzi kwestia odpowiedzialności za katastrofę w elektrowni atomowej w Fukushimie, od której minęło już ponad 10 lat. Japończycy nadal protestują przeciw energetyce jądrowej i to jest ruch, który jest widoczny.
W latach 90. polscy politycy obiecywali obywatelom "drugą Japonię". Jak pan sądzi: w jakim stopniu nasze wyobrażenia o tym kraju są prawdziwe?
Pierwsze skojarzenie to zapewne gejsze i samuraje, których we współczesnej Japonii bardzo trudno spotkać. A przecież mówi się o nich niekiedy tak, jak gdyby na co dzień "tę" Japonię zamieszkiwali. Nieco podobnie można wzmiankować o jednorożcach, tylko te jeszcze trudniej spotkać w rzeczywistości. Zresztą jak zwracał uwagę Edward W. Said, autor głośnego dzieła "Orientalizm", tzw. Azja, Orient były zawsze definiowane jako coś… co właściwie nie wiadomo, czym jest. Gdzieś tam jest Rosja, gdzieś tam Izrael, Dubaj, Singapur. Co to takiego Azja? Nikt tego do końca nie wie. A Japonia to odrębny archipelag. Ona się od Azji nawet na mapie pięknie odcina.
O ile Polacy o tzw. Azjatach często zdają się myśleć jak o masie barbarzyńców, o tyle Japonia ma w Polsce bardzo wysoką renomę, choć nie zawsze tak przecież było. Wystarczy przypomnieć tu zawód kolekcjonera i mecenasa sztuki Feliksa Mangghi Jasieńskiego, który na warszawskich salonach swego czasu bezskutecznie promował japonizm i japońską sztukę, a w ówczesnym Krakowie nawet Tadeusz Boy-Żeleński nie szczędził jego kolekcji nie do końca entuzjastycznych uwag w swoich kabaretowych tekstach. To nie stało się od razu, lecz nastąpiło w wyniku długiego i złożonego splotu wydarzeń.
Między innymi dlatego nam tę "druga Japonię" – bo przecież nie "drugą Azję" – obiecywano. A tymczasem to całkiem zwykły kraj, gdzie pod wieloma względami żyje się zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażamy, ale pod innymi jest tak samo. Inne napięcie prądu. Ruch lewostronny na drogach. Inna kuchnia i obyczajowość. Mniej przestrzeni dla jednostki, w szczególności w dużych aglomeracjach miejskich. To właściwie drobiazgi. Lecz w sferze publicznej postępuje się zgodnie z kata – wzorcami postępowania. Indywidualne upodobania, uczucia, emocje można ujawniać do woli w sferze prywatnej.
Bardzo dziękuję. To była fascynująca rozmowa.
Po japońsku konwencjonalna fraza, której się używa w takich sytuacjach, to: "Przepraszam, że się nie przydałem".
Najnowsze wiadomości, poruszające historie, ciekawi ludzie - to wszystko znajdziesz na Gazeta.pl
Arkadiusz Jabłoński. Dr hab. prof. UAM, pracownik Wydziału Neofilologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Językoznawca, japonista, specjalizuje się w pragmatyce językowej, komunikacji międzykulturowej, translatoryce i gramatyce języka japońskiego. Ostatnie jego publikacje to: "Polski leksykon japońskich terminów gramatycznych" i "Japanese Nominal Elements as Abandoned Parts of Speech". "Japoński miszmasz" (z profilem także w mediach społecznościowych) to popularnonaukowy zbiór felietonów przeciwstawiających się uproszczonemu, stereotypowemu ujęciu Japonii i kultury japońskiej.
Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim, dziennikarka. Współpracowała m.in. z "Gazetą Wyborczą" Wrocław, "Dziennikiem Polska-Europa-Świat" i "Dziennikiem Gazetą Prawną" oraz "UWAGĄ!" TVN. W 2016 r. nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za materiał "Tu nie ma sprawiedliwości", o krzywdzie chorych na alzheimera podopiecznych domu opieki, a w 2019 r. do Nagrody im. Teresy Torańskiej za teksty o handlu noworodkami w PRL. Kontakt do autorki: anna.kalita@agora.pl.