Rozmowa
Halina Krahelska (fot. Domena publiczna)
Halina Krahelska (fot. Domena publiczna)

 Z gruntowania cnót niewieścich dwója do dziennika.

Wcale mi nie jest przykro. Zresztą zawsze niedobrze wypadałam w testach.

Nie tylko ty, jak się okazuje, ale też twoje bohaterki.

Rzeczywiście, choć w ich czasach cnoty niewieście próbowano gruntować jeszcze intensywniej. Mimo to jakoś się wymykały. Może poza Krystyną Krahelską, która trochę tych cnót niewieścich miała. W jej charakterystykach zawsze podkreślano delikatność, czułość, wrażliwość. Natomiast Halina Krahelska i Wanda Krahelska namęczyły się w życiu sporo, by wyzwolić się ze stereotypowego widzenia kobiet i przebić szklany sufit.

Wszystkie one były pannami z tak zwanych dobrych domów. Co poszło nie tak?

Pomogło im paradoksalnie właśnie to, że były z tych dobrych domów, bo miały możliwość uczenia się, miały dostęp do literatury, bywały w wykształconym towarzystwie. Halina mieszkała na terytorium Rosji i tam funkcjonował dość progresywny system kształcenia dla dziewcząt. Wanda w zaborze rosyjskim miała bardziej pod górkę, ale była z rodziny, która wysłała ją najpierw na prywatną pensję do Warszawy, potem na studia za granicę.

Ta edukacja oczywiście wcale nie wykluczała umiejętności, które kulturowo przypisywano kobietom. Halina Krahelska oprócz swojej niezwykłej aktywności zawodowej doskonale gotowała i piekła, miała czas na krawcową, fryzjerkę i modystkę. Kiedy się dowiedziałam, że po całym dniu wizytowania fabryk wracała do domu i piekła mazurki, to mnie już tym po prostu zirytowała.

Olga Gitkiewicz, autorka książki 'Krahelska. Krahelskie' (fot. Anna Liminowicz)

Rozumiem ten dostęp do książek i edukacji, ale były to domy raczej ziemiańsko-konserwatywne. Tymczasem Krahelskie skręciły ostro w lewo – Wanda i Halina zostały działaczkami Polskiej Partii Socjalistycznej.

Halina Krahelska napisała dwa tomy wspomnień: "Wspomnienia rewolucjonistki" i "Wspomnienia inspektora pracy" – ta druga książka to dzieło zbiorowe – i sama się w nich nad tym, o co mnie pytasz, zastanawiała. Doszła do wniosku, że by człowiek obcy z racji pochodzenia klasie robotniczej zainteresował się ruchem rewolucyjnym, potrzebna jest pewna niezależność i ruchliwość umysłu, bezkompromisowość oraz skłonność do podważania status quo.

Sama dość szybko zaczęła status quo podważać.

Już w czasach uniwersyteckich działała w rozmaitych kołach niepodległościowych w Odessie, gdzie jej ojciec był profesorem na tamtejszym uniwersytecie. Zastanawiała się, dlaczego akurat ją wybrano do przewodniczenia czy przemawiania. Wtedy jeszcze nie wiedziała. Myślała, że to może ze względu na donośny głos. Dopiero potem wątpliwości zniknęły i Halina zrozumiała, że robi to, co robi, bo jest rewolucjonistką i liderką, czego podglebiem były te wszystkie rozmowy w polskich kołach polonijnych o niepodległości, o której pod zaborami tak bardzo marzono.

Jest jednakowoż różnica między rozmowami o niepodległości przy kominku a rzucaniem bomby na rosyjskiego gubernatora w Warszawie, że przeskoczę teraz na Wandę Krahelską.

Wandę w dużej mierze ukształtowali jej przyjaciele, socjaliści z krwi i kości, żeby choćby wspomnieć Mariana Falskiego. Na studiach w Warszawie poznawała kolejnych działaczy Polskiej Partii Socjalistycznej, kolejnych piłsudczyków, kolejnych ludzi spoza swojej klasy społecznej, którzy jej imponowali, jak Stefan Okrzeja.

On miał na nią szczególny wpływ?

Są takie wspomnienia, że jego śmierć tak nią wstrząsnęła, że pchnęła ją w rezultacie do czynów bardziej radykalnych.

Zadziałała historia młodego polskiego męczennika?

Nie tylko na nią, bo po jego śmierci rozkwitł duży kult Okrzei, wykorzystywany zresztą przez PPS-owców politycznie. Jego tragiczna śmierć na szubienicy doskonale kanalizowała społeczny gniew Polaków wobec rosyjskiego zaborcy. Ale jest jeszcze jedna przesłanka, której akurat ja nie chcę specjalnie podkreślać jako feministka.

Jaka?

Taka, że Wanda miała być zakochana w PPS-owskim bojowcu Mieczysławie Roubie. On był studentem, został pojmany po jednej z akcji bojowych i uwięziony w cytadeli. Udało się go szczęśliwie uwolnić, ale popadł w jakiś rodzaj nerwicy i depresji, miał stany lękowe i popełnił samobójstwo. Wanda prawdopodobnie się nim opiekowała.

Wanda Krahelska (fot. Domena publiczna) , Krystyna Krahelska (fot. Zdjęcie z zasobów Archiwum Akt Nowych w Warszawie)

Halina, Wanda i Krystyna – to imiona, które nam się tu przeplatają. Kiedy rozmawialiśmy kilka lat temu o twojej książce "Nie hańbi", mówiłaś, że znalazłaś wspaniałą bohaterkę, Halinę Krahelską, inspektorkę pracy, i chcesz o niej napisać. Tymczasem dzisiaj dostajemy od ciebie książkę pod tytułem "Krahelska. Krahelskie" i obok Haliny mamy Wandę i Krystynę. Dlaczego?

Dla mnie, żeby była jasność, to jest nadal książka o Halinie Krahelskiej, a Wanda i Krystyna są postaciami pobocznymi. Wanda to rodzaj lusterka, które podstawiam Halinie, bo były rówieśnicami i miały podobne pochodzenie. Krystyna jest od nich młodsza o pokolenie, więc dawała mi dodatkowo właśnie pokoleniową perspektywę. A wszystkie razem są ciągle mylone i mieszane. Czytałam na przykład, że Krystyna jest siostrą Haliny, choć nią nie jest, albo że Halina dokonała zamachu na rosyjskiego gubernatora, choć to była Wanda. Uznałam w końcu, że powiązań między nimi jest tyle, że one są tak splątane, że będę pisała nadal głównie o Halinie, ale Wandy i Krystyny nie zostawię. Stąd tytuł książki, której nawiasem mówiąc, nie traktuję jako biografii, ale raczej jako esej biograficzny o kobietach z rodziny Krahelskich.

Proponuję zatem, żebyśmy na potrzeby klarowności nadal mówili im po prostu po imieniu.

Tak będzie najlepiej, choć muszę ci powiedzieć, że bardzo chciałam tego uniknąć podczas pisania. Nie chciałam się z nimi spoufalać, ale inaczej nie dało rady, czytelnicy by się zgubili, bo dodatkowo córka Haliny też miała na imię Halina, więc pojawiła się jeszcze jedna Halina Krahelska, także potem mylona z matką.

Jakie były między Haliną, Wandą i Krystyną koligacje?

Krystyna Krahelska była bratanicą Wandy Krahelskiej. Natomiast Halina Krahelska – mówię oczywiście o matce – była z tak zwanej drugiej linii Krahelskich, która rozdzieliła się gdzieś na etapie prapradziadów, więc jej koligacja z Wandą i Krystyną była dość daleka. Ona zresztą weszła w tę rodzinę przez małżeństwo z Antonim Krahelskim, kuzynem Wandy, i bardzo, może nawet najbardziej, nazwisko Krahelskich w międzywojniu rozsławiła. Kiedy czyta się dzienniki osób aktywnych w tamtych latach – czy to Nałkowskiej, czy to Dąbrowskiej – rozmaite osoby z rodziny Krahelskich są odnotowywane na zasadzie relacji z Haliną.

Krystna Krahelska z przyjaciółkami (fot. Zdjęcie z zasobów Archiwum Akt Nowych w Warszawie)

W II Rzeczypospolitej, gdy mówiono Krahelska, miano na myśli Halinę. A dzisiaj?

Krystynę. I jest to ciekawy przykład tego, co dzieje się z naszą pamięcią. Na początku książki daję cytat z Bolesława Leśmiana, że "nie każdą śmierć dziś można wiecznością uśmierzyć". Wydaje mi się, że dużo zrobiliśmy, by Krystynie Krahelskiej dodać wieczności. Wanda i Halina zostały przypisem.

Mnie to, muszę przyznać, nie dziwi, bo Krystyna Krahelska to postać romantyczna – młoda kobieta, która pozuje do rzeźby warszawskiej Syrenki, po czym ginie w drugim dniu Powstania Warszawskiego. Do tego śpiewała i pisała wiersze, polska mitologia kocha takie postaci. Tymczasem Wanda Krahelska, bohaterka walki z zaborcą, to dla większości figura z prawieków, a Halina Krahelska jest inspektorką pracy, postacią żywcem wyjętą z kart powieści pozytywistycznej – na pierwszy rzut oka straszna nuda.

Masz rację. Myślę, że Halinie brakuje też ikonografii, czego nie można powiedzieć o Krystynie. Poza tym Halina nie jest łatwa w polubieniu, mnie samą wkurzała. Już przestań, już usiądź, już nie bądź taka zasadnicza – mówiłam do niej często w myślach. Podziwiałam natomiast jej stosunek do klasy pracującej, nad którą ona się nie użalała, tylko chciała ją najpierw zrozumieć, poznać, a potem pomóc, konkretnie. Ona była kobietą w gruncie rzeczy bardzo współczesną i wiele poruszanych przez nią tematów jest nadal aktualnych: przepełnienie więzień, szklany sufit, mniejsze zarobki kobiet, prawa rozrodcze kobiet, rozwarstwienie dochodowe, faszyzm i nacjonalizm. Oczywiście aktualność tych tematów mnie dzisiaj denerwuje, bo pokazuje, gdzie nadal dzisiaj w Polsce jesteśmy.

Rozumiem twoją irytację, ale z drugiej strony zachwyca mnie jej nowoczesność. Halina mogłaby z powodzeniem dzisiaj przemawiać podczas manifestacji Strajku Kobiet.

Jestem przekonana, że by przemawiała, bo akurat prawa reprodukcyjne były ściśle związane z jej dziedziną, prawem pracy. Weszłaby na mównicę i sama wzięła mikrofon, bo taka była. I byłaby w radiu, telewizji i Internecie, gdyż uważała, że trzeba być wszędzie, jeśli się walczy o jakąś sprawę. Tak działała przed wojną i tak działała w trakcie wojny, a po wojnie komuniści zapisali ją pośmiertnie do siebie.

Choć żadną komunistką nigdy nie była.

Sama się komunistką nie określała, to prawda, ale nowej władzy taka postać była potrzebna. A czy komuna by ją uwiodła? Nie wiem. Na pewno zawsze uwodziła ją wizja przewrotu, bo Halina była rewolucjonistką. Przecież Piłsudski też obiecywał przemodelowanie świata, dlatego początkowo tak jej się spodobał.

Jakie znaczenie w niepamięci o Halinie Krahelskiej ma jej płeć?

Jestem przekonana, że duże. W dodatku była kobietą, która przekraczała tradycyjnie pojmowane role. Gdyby była mężczyzną i robiła to samo, miałaby ulice i place swojego imienia i wszyscy by o niej pamiętali. Miała też mnóstwo cech, które przypisywano mężczyznom: była uparta, wygadana i stanowcza. Nawet w więzieniu nie potrafiła wykorzystać tych swoich cnót niewieścich, dzięki którym odsiadka byłaby być może lżejsza. Tymczasem żadnego uśmiechu do strażników nie było. A kiedy w czasie wojny trzeba było jej amputować nogę, z dwiema kulami wchodziła na siódme piętro i nie przestawała działać w konspiracji. Taki to był typ.

Wojenny zeszyt Haliny Krahelskiej (fot. Zdjęcie z zasobów Archiwum Akt Nowych w Warszawie)

A jaką była matką?

Podobną. Z dziećmi rozmawiała jak z dorosłymi, traktowała je po partnersku. Na dużo im pozwalała, zresztą mąż także. Dzieci mogły późno wracać, uczestniczyć w spotkaniach i rozmowach dorosłych, czytały literaturę proletariacką. Kiedy chciały chodzić do kościoła, mogły, chociaż sami Krahelscy byli ateistami.

W międzywojniu Halina angażuje się w sektor pracy. Powstają wówczas przepisy o ośmiogodzinnym dniu pracy, ubezpieczeniach zdrowotnych, związkach zawodowych. W końcu przepis o tym, że w zakładach, które zatrudniają co najmniej sto robotnic, muszą powstać przyzakładowe żłobki. Pracodawcy się buntują, a ona dość spektakularnie ich pacyfikuje. Musiała robić piorunujące wrażenie na tych tłustych kotach.

Halina była podobno piękną kobietą i robiła wielkie wrażenie na mężczyznach. W dodatku, o czym już wspomniałam, była znakomicie ubrana i ufryzowana. Myślę, że to dodatkowo tych fabrykantów szokowało, bo przychodzi do nich elegancka kobieta z ich sfery, która otwiera usta i okazuje się, że nie będzie tu żadnego patyczkowania się, że ona jest doskonale przygotowana, że zna przepisy na wylot i ma zamiar doprowadzić do tego, że sprawy zostaną załatwione po jej myśli, a dokładnie rzecz biorąc – po myśli robotnic.

Walczyła nie tylko o innych, ale też o siebie, o swoją pozycję w inspekcji pracy, gdzie kobiety mimo często wyższych kompetencji kierowano na niższe stanowiska.

Halina sama udała się do swojego szefa z prośbą o jej zdaniem zasłużony awans i on był z tego powodu w ciężkim szoku, że jak to, kobieta przychodzi do niego z czymś takim? To było nie do pomyślenia! Halina robiła wiele rzeczy, których kobieta zdaniem większości robić nie powinna, dlatego miała wielu wrogów.

A czy mogłaby to wszystko robić, gdyby nie mąż w ministerstwie, willa na Mokotowie? Krótko mówiąc, gdyby nie uprzywilejowanie?

Sama się nad tym zastanawiałam. Na pewno było jej dzięki temu łatwiej. Są pieniądze, jest niania i gosposia, są odpowiednio ustosunkowani przyjaciele i znajomi, dzięki którym można załatwiać wiele spraw. Ale z drugiej strony takich kobiet jak ona było sporo, a nie angażowały się przecież w sprawy robotnicze, więc odpowiedź na twoje pytanie brzmi: tak i nie.

Dzisiaj jest Nagroda imienia Haliny Krahelskiej.

Tak, przyznaje ją od 1989 roku Główny Inspektor Pracy za wybitne osiągnięcia w zakresie ochrony pracy. Można więc powiedzieć, że środowisko o pamięć o Halinie dba.

To wystarczy?

Nie wiem, nie wydaje mi się. A ty co myślisz?

Myślę, że mógłby powstać dzisiaj komiks o superbohaterce Inspektorce Halinie, która rusza na pomoc pracownikom Amazona i rozstawia po kątach tych wszystkich Bezosów.

Znakomity pomysł. Warto tylko pamiętać, że takich kobiet jak Halina Krahelska było dużo więcej. Ciągle martwi mnie to, że aby pisać o kobietach, trzeba znaleźć w ich biografiach coś spektakularnego, coś wyjątkowego, zamach bombowy albo wielką miłość, a w przypadku biografii mężczyzn nie ma takiego wymogu.

Książka Olgi Gitkiewicz "Krahelska. Krahelskie" do kupienia na Publio.pl

Olga Gitkiewicz. Reporterka i redaktorka, felietonistka miesięcznika "Znak", współpracowniczka Instytutu Reportażu. Autorka reportaży "Nie hańbi" o polskim rynku pracy (nominacje do Nagrody Literackiej Nike 2018, do Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki 2017 i do Nagrody Newsweeka im. Teresy Torańskiej) oraz "Nie zdążę" o kryzysie polskiego transportu publicznego (Reporterska Książka Roku Grand Press 2020). Właśnie, nakładem Wydawnictwa Dodowy na Istnienie, ukazała się jej najnowsza książka "Krahelska. Krahelskie".

Mike Urbaniak. Jest dziennikarzem kulturalnym Wysokich Obcasów i weekendowego magazynu Gazeta.pl, felietonistą poznańskiej Gazety Wyborczej i autorem kulturalnego podcastu Zeitgeist:Radio. Pisze także do polskiej edycji magazynu Vogue i Pisma, a dla Grupy Stonewall prowadzi podcasty o queerowych książkach (Podcasty Stonewall) i wykłady on-line poświęcone historii i kulturze społeczności LGBT+ (Uniwersytet Stonewall). Pracował w Przekroju i Polskim Radiu, prowadził popularny blog teatralny, pisał m.in. do Exklusiva, Notatnika Teatralnego, Beethoven Magazine, portalu e-teatr.pl czy Newsweeka. Jest autorem kilkuset rozmów z twórcami i twórczyniami kultury. Mieszka w Poznaniu.