
Czy zostałeś już Kaszubą?
Nie wiem, czy potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
Jak to możliwe?
Część Kaszubów wychodzi z założenia, że Kaszubą trzeba się urodzić, więc trzymając się tego, nigdy nie będę Kaszubą, bo nie mam korzeni kaszubskich. Inni zaś uważają, że można być Kaszubą z wyboru.
I ty nim jesteś?
Tu pojawiają się kolejne pytania: czy mówię po kaszubsku i czy myślę po kaszubsku, bo przecież to język kształtuje świadomość. Próbuję mówić po kaszubsku, uczę się kaszubskiego, ale chyba nigdy nie będę myślał po kaszubsku. Jestem Polakiem z krwi i kości, i mentalności. Natomiast jeśli mówimy o drugiej ojczyźnie, którą sobie świadomie wybrałem, to tak, mogę się wtedy nazwać Kaszubą z wyboru.
Dlaczego "kundel warszawsko-kresowy", jak o sobie piszesz, decyduje się zostać Kaszubą?
Wychowałem się w Sopocie, potem mieszkałem w Gdyni i Gdańsku i mniej więcej do 35. roku życia nie zajmowało mnie to, gdzie mieszkam, dopóki było to wygodne życie dla mnie, żony i dzieci. Aż tu nagle zaczęła się pojawiać – być może w związku z kryzysem wieku średniego – jakaś pustka.
Zacząłem wracać do czasów dzieciństwa i sobie przypomniałem, że za granicami Trójmiasta rozciąga się interior, który pachnie przygodą, interior kaszubskich lasów i jezior. Kupiłem tam sobie najpierw domek letniskowy i sprawdzałem się w roli budowniczego i ogrodnika, przez dwa lata nie wyściubiając nosa poza własny płot. W końcu zacząłem za ten płot wychodzić i zafascynowało mnie to, że wokół są ludzie, którzy mówią trochę inaczej. Potem przeczytałem "Żëcé i przigòdë Remùsa", czyli "Życie i przygody Remusa" Aleksandra Majkowskiego, wielkie dzieło kaszubskiej literatury, i tak to się zaczęło. A że mój dziennikarski nos zawsze mnie pcha w to, co nieoczywiste, zacząłem w tym grzebać i Kaszuby mnie wciągnęły.
I w końcu się na nie przeprowadziłeś na stałe?
Ten letniskowy rytm, że w tygodniu mieszkam i pracuję w Gdańsku, ale odliczam dni do weekendu, żeby móc wyjechać do domku na Kaszubach, stał się nie do zniesienia. W końcu postanowiliśmy z żoną, że wyprowadzimy się do Kartuz.
A potem poszedłeś jeszcze krok dalej.
I chyba nie zdawałem sobie do końca sprawy, co to oznacza, ale tak, poszedłem krok dalej i założyłem portal MagazynKaszuby.pl. Przyjechał sobie taki, jak to się mówi, bosy Antek i zabiera głos w "naszych sprawach". W dodatku współpracuje z mediami ogólnopolskimi, więc jak mu się coś powie, to może to w nich wylądować – nie ma żartów. Z tego typu historiami musiałem sobie poradzić. I dojrzeć. Ewoluowałem z biegiem lat w różnych sprawach, poszerzałem wiedzę, poznawałem kolejne osoby, kolejne punkty widzenia. Dzisiaj jest tak, że część ludzi mnie nadal nie akceptuje, część zaczyna mnie akceptować, a część od samego początku była otwarta i wyrażała radość z faktu, że ktoś taki jak ja przeprowadził się na Kaszuby i stał się częścią tej społeczności.
I teraz jeszcze ten ktoś napisał książkę. To coś zmieni?
Nie wiem, ale ja już się tu okopałem na bezpiecznych pozycjach, otoczyłem ludźmi, którzy mi pomagali przy tej książce, którzy są przyjaźni. Wiem, pewnym osobom książka być może się nie spodoba, ale nie powiedzą mi tego, bo milczenie jest bardzo kaszubskie. To milczenie ma głębokie korzenie i bierze się stąd, że Kaszubi ostro oberwali od okolicznych – że się tak wyrażę – nacji.
A może książka się wszystkim spodoba, nie wiem.
Mnie się bardzo podoba, bo odkrywa przede mną zupełnie nieznany świat, choćby ten dotyczący języka albo kaszubskiej mitologii.
Wiesz, ja piszę z perspektywy takiego naiwnego oglądacza rzeczywistości, który zaczął poznawać Kaszuby kilka lat temu i przez te kilka lat sporo się dowiedział. Pewne rzeczy są już dzisiaj dla mnie oczywistością, ale wiem, że oczywistością wcale nie muszą być dla większości Polaków. Dlatego próbuję w książce oddać ten mój stan zdziwienia. Taki był od początku jej zamysł, żeby zdziwić warszawiaka czy poznaniaka Kaszubami. Jeżeli to się udało, cieszę się.
Dzielisz się z nami wiedzą z książek i od mądrych profesorów, ale uznałeś, że to za mało, i wyruszyłeś w drogę. Wanoga, kaszubska wędrówka, jest ważną częścią książki.
Zawsze chciałem być autorem książek podróżniczych i w końcu się udało. A mówiąc poważnie, bez tej mojej wędrówki książka byłaby chyba nudna i trochę nieprawdziwa. Bo jeśli mam opowiedzieć historię tak, jak ją przeżywałem, nie mogę tego robić, tylko czytając książki czy rozmawiając z którymś profesorem, ale muszę przeżyć ją na własnej skórze.
Rodzice zawsze mi mówili, że mam motorek w tyłku – i ten motorek zmusił mnie do wzięcia plecaka i wyruszenia w drogę. I to wielokrotnie, bo materiał reporterski zbierałem przez dwa lata, wyruszając co jakiś czas na dwu-, trzydniowe mikrowyprawy. Oczywiście w książce jest ułamek tego, co zebrałem w moim dzienniku podróży przez Kaszuby.
Ustalmy zatem, gdzie są Kaszuby, bo w internecie znalazłem różne mapy.
Najprostsza odpowiedź jest taka: Kaszuby zaczynają się gdzieś w okolicach Słupska, ciągną się do okolic Chojnic, potem lecimy do wsi Przywidz (trzeba uważać, by broń Boże nie przekroczyć granicy Kociewia, bo to może grozić wojną!) i potem na północ, do Gdańska.
Skąd się biorą różnice w oznaczaniu granic Kaszub?
Tu jest potrzebny mały wykład: w VI/VII wieku Słowianie przybywają na Pomorze, to są ci nasi pra-Kaszubi. Wytwarzają własną kulturę, ale i quasi-państwowość, bo w wieku XIII mamy dwa kaszubskie księstwa: Gryfitów – okolice Szczecina, Koszalina – a drugie jest na Pomorzu Gdańskim, rządzone przez dynastię Sobiesławiców. Jedno i drugie jest przez lata spychane i kolonizowane – nie zawsze siłowo – przez sąsiadów z zachodu, Brandenburczyków, Krzyżaków, a co za tym idzie – germanizowane. Mapa Kaszub jest więc nieustannie zwężana i dzisiaj wygląda mniej więcej tak, jak mówiłem wcześniej, co oczywiście nie znaczy, że gdzieś w okolicach Szczecina czy Koszalina nie ma Kaszubów. Zresztą Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, największa organizacja kaszubska w Polsce, ma oddziały i w Szczecinie, i w Koszalinie.
Gdzie jest stolica Kaszub?
To kolejne pytanie, na które trudno odpowiedzieć jednym zdaniem. Mieszkam w miasteczku, którego burmistrz z pewnością uważa, że ono jest stolicą Kaszub. Jeśli zatem uznamy, że są nią Kartuzy, należy to bardziej traktować jako wyzwanie. Nie mam nic przeciwko temu, żeby Kartuzy były stolicą Kaszub, ale stolica ma to do siebie, że stanowi polityczne, kulturalne, gospodarcze i edukacyjne centrum, które promieniuje na region. Jeśli tak, to jest nią Gdańsk, choć i tu sytuacja się komplikuje.
Dlaczego?
Bo gdańszczanie protestują, uważają, że nie mają nic wspólnego z Kaszubami. Ale to gdańszczanie, którzy są potomkami powojennych przesiedleńców z innych części Polski, często o Kaszubach niewiedzący niczego. Tymczasem Kaszubów nie przesiedlono i dla nich Gdańsk, szczególnie Oliwa, jest stolicą od wieków, choć wypełnioną w większości nie-Kaszubami.
Według spisu powszechnego sprzed dekady 230 tys. osób określiło się jako posiadające tożsamość kaszubską obok polskiej, a 16 tys. określiło się wyłącznie jako Kaszubi. To ilu jest w końcu Kaszubów?
Nie można odmawiać kaszubskości ludziom, którzy mają podwójną tożsamość, więc trzymałbym się tej większej liczby. Mamy więc prawie ćwierćmilionową społeczność kaszubską i ciekaw jestem, jaką dostaniemy liczbę z tego spisu, który właśnie trwa. Wydaje mi się – może to jest myślenie życzeniowe – że ta liczba będzie większa, że więcej osób określi się jako Kaszubi. Bardzo bym tego chciał.
Piszesz, że jakieś 20 tys. dzieci uczy się w szkołach kaszubskiego. Jak funkcjonuje dzisiaj język kaszubski? Czy gdzieś dominuje? Czy ludzie rozmawiają na co dzień po kaszubsku?
To zależy od miejsca, kontekstu i grupy wiekowej. Możesz usłyszeć język kaszubski wśród osób starszych i głównie w małych wioskach, gdzie kontakt z ludźmi z zewnątrz jest znacznie ograniczony. Często spotyka się także tak zwany polkasz, czyli mieszankę kaszubskiego i polskiego. Na przykład słowo "truskawszci" – "wszci" to jest końcówka charakterystyczna dla języka kaszubskiego. Problem polega na tym, że po kaszubsku "truskawka" to jest "malëna". Krótko mówiąc, polkasz to wtrącanie skaszubionych słów polskich lub polaszenie słów kaszubskich. Ktoś z zewnątrz pomyśli, że "truskawszci" to kaszubskie słowo, ale filolog kaszubski powie, że nie, że to jest psucie kaszubskiego, że to jest polaszenie.
Jeszcze w latach 50. XX wieku kaszubski był używany na co dzień. Potem na skutek działań szkoły PRL-owskiej – choć i wcześniej, w międzywojniu – polskie władze uważały kaszubski za zepsutą polszczyznę. Nie pozwalano mówić po kaszubsku, a rodzice nie uczyli tego dzieci w obawie przed kłopotami. I to jest największy błąd Kaszubów, że dali sobie wmówić, że kaszubski jest zepsutą polszczyzną. Dopiero po 1990 roku wszystko się zmieniło i Kaszubi wzięli się do roboty, żeby zrewitalizować swój język. Dzisiaj więc sytuacja wygląda tak, że dziadkowie mówią po kaszubsku i wnuki uczą się kaszubskiego w szkole, a rodzice go nie znają, jest pokoleniowa dziura.
Ty mówisz po kaszubsku?
Wszystko rozumiem, jestem dobrze osłuchany z kaszubskim, uczę się go i staram się mówić, ale problem polega na tym, że jak próbujesz używać tego języka i siłą rzeczy popełniasz błędy, to Kaszubi cię raczej nie zachęcają, tylko strofują. Ten puryzm wynika z obawy o wspomniane polaszenie języka i jest zdeterminowany historycznie. Druga sprawa to taka, że nie ma wystarczająco dużej determinacji do nauki kaszubskiego, skoro każdy Kaszuba mówi po polsku. I w końcu po trzecie, pewne podobieństwo kaszubskiego do polskiego nie jest wbrew pozorom ułatwieniem, ale utrudnieniem.
Kiedy posłuchałem trochę kaszubskiego w internecie, okazało się, że tak na dobrą sprawę niewiele zrozumiałem.
Jeśli ktoś twardo mówi po kaszubsku, w dodatku z kaszubskim zaśpiewem, który jest nie do nauczenia, i mówi szybko, potrzebujesz tłumacza, bo nic nie zrozumiesz. Jeśli jesteś osłuchany, to może trochę pojmiesz.
Mam takie poczucie po lekturze twojej książki, że Kaszubi są nieco zamknięci i podejrzliwi wobec obcych. Czy to jest związane z traumą germanizacji i polonizacji? Niemcy zakazywali kaszubskiego i mordowali kaszubską elitę, Rosjanie masowo gwałcili Kaszubki, a Kaszubów wywozili na Sybir, Polacy język kaszubski traktowali z pogardą i wymyślili "kaszubski separatyzm", którego przecież nigdy nie było. Skąd ta nieufność?
Ona się niewątpliwie bierze z historii i niezrozumienia Kaszubów, co wywołało reakcję zwrotną. Jeśli ktoś wciąż cię o coś podejrzewa, to w końcu ty także staniesz się wobec niego nieufny.
Kaszubi byli dla Polaków z innych części kraju za mało polscy, za bardzo "separatystyczni" albo "proniemieccy". Z drugiej strony dla Niemców przed 1920 rokiem i w czasie II wojny światowej byli za bardzo "propolscy". Zaś dla Sowietów, którzy tu wpadli na moment w 1945 roku i pozostawili po sobie traumę, Kaszubi byli po prostu Niemcami. Tymczasem Kaszubi są tacy, jacy są – są sobą i nie trzeba tu stosować żadnych dodatkowych odniesień, wystarczy im się uważnie przyjrzeć i się z nimi poznać. Ale tak naprawdę, nie tylko powierzchownie. Chciałbym, żeby moja książka coś zmieniła, żeby ułatwiła zrozumienie kaszubskości osobom, które tu przyjeżdżają na wypoczynek albo wybierają to miejsce do życia.
Książka "Kaszëbë" do kupienia na Publio.pl
Tomasz Słomczyński. Ur. 1976. Dziennikarz, współpracuje m.in. z portalami tvn24.pl i wp.pl, publikował w "Gazecie Wyborczej ("Duży Format", "Magazyn Świąteczny"), "Rzeczpospolitej" (magazyn "Plus Minus"), a także w prasie regionalnej, głównie w "Dzienniku Bałtyckim". W 2016 r. przeprowadził się z Trójmiasta do Kartuz, gdzie założył i prowadzi portal MagazynKaszuby.pl. Właśnie nakładem Wydawnictwa Czarne ukazała się jego reporterska książka "Kaszëbë".
Mike Urbaniak. Jest dziennikarzem kulturalnym Wysokich Obcasów i weekendowego magazynu Gazeta.pl, felietonistą poznańskiej Gazety Wyborczej i autorem kulturalnego podcastu Zeitgeist:Radio. Pisze także do polskiej edycji magazynu Vogue i Pisma, a dla Grupy Stonewall prowadzi podcasty o queerowych książkach (Podcasty Stonewall) i wykłady on-line poświęcone historii i kulturze społeczności LGBT+ (Uniwersytet Stonewall). Pracował w Przekroju i Polskim Radiu, prowadził popularny blog teatralny, pisał m.in. do Exklusiva, Notatnika Teatralnego, Beethoven Magazine, portalu e-teatr.pl czy Newsweeka. Jest autorem kilkuset rozmów z twórcami i twórczyniami kultury. Mieszka w Poznaniu.