Rozmowa
Po sześcioletniej przerwie próbuje wrócić na rynek pracy. Bez skutku (Shutterstock.com)
Po sześcioletniej przerwie próbuje wrócić na rynek pracy. Bez skutku (Shutterstock.com)

To się stało pod wpływem impulsu?

Nie. Kilka dni zastanawiałam się, co napisać, bo że coś napisać chcę, to wiedziałam. Czułam, że to moja ostatnia deska ratunku, żeby znaleźć pracę.

Przez ostatnich kilka lat leczyła się pani na depresję.

Nie należę do osób, które lubią się uzewnętrzniać – o moich epizodach depresyjnych wiedziały może trzy osoby w firmie, w której pracowałam przed zaostrzeniem się choroby. Niektórzy teraz do mnie piszą zdziwieni: "Agata, ty? Depresja? Zawsze byłaś taka wesoła, energiczna!". Odpowiadam: w pracy tak, ale wystarczyło, że z niej wyszłam i zamknęłam drzwi do samochodu, i od razu czułam, jakby runął na mnie mur.

'Depresja to choroba jak każda inna, może człowieka kompletnie wykluczyć z życia zawodowego na jakiś czas' (Shutterstock.com)

Wiedziałam jednak, że depresji na pewno nie chcę ukrywać, nie wyobrażam sobie, żebym mogła w tym temacie kłamać. Zresztą co miałabym mówić? Że przez te sześć lat podróżowałam, szukałam siebie? Albo wychowywałam córkę? Po pierwsze – to nieprawda. Po drugie – ja nie wstydzę się swojej choroby. Po trzecie – chciałam ten temat poruszyć, żeby depresja przestała być tematem tabu, również w obszarze zawodowym. To choroba jak każda inna, może człowieka kompletnie wykluczyć z życia zawodowego na jakiś czas, często leczy się ją latami. I mnóstwo osób się z nią zmaga, to choroba cywilizacyjna.

Coraz więcej mówi się o depresji również w kontekście pandemii koronawirusa.

Znam osobę, która zachorowała na depresję, ponieważ nie poradziła sobie z powrotem do pracy po przechorowaniu COVID-19. Choroba zaatakowała układ nerwowy, co przełożyło się na efektywność w pracy, nawet gorzej – ta osoba nie była w stanie odbyć prostej rozmowy z szefem na temat zadań, jakie ma wykonać, bo nie mogła się skoncentrować na tym, co szef do niej mówi, co chwila dopytywała o najprostsze rzeczy. Popracowała raptem dwa miesiące i poszła na zwolnienie lekarskie. Jest na lekach przeciwdepresyjnych.

Sześć lat temu, kiedy ja jeszcze pracowałam, choroby psychiczne były w naszej branży tematem tabu. Kiedy tylko któryś z pracowników przyniósł do HR-ów zwolnienie od psychiatry, od razu słychać było szepty, na zasadzie: ciekawe, co mu jest? Może od tamtej pory coś się zmieniło. Obserwuję na LinkedIn, że coraz więcej firm podejmuje temat zdrowia psychicznego. To między innymi konsekwencja pandemii koronawirusa.

Niedawno trafiłam na raport, z którego wynika, że jednym z najważniejszych nowych benefitów, które mogą przyciągnąć pracownika do firmy, nie są już "owocowe czwartki" czy karta Multisport, ale dbałość o szeroko rozumiany dobrostan pracownika, czyli między innymi dostęp do konsultacji psychologicznych.

Depresja i wynikająca z niej przerwa w pracy to tylko jeden z czynników, które pani zdaniem utrudniają znalezienie zatrudnienia – wymienia pani też swój wiek, duże doświadczenie zawodowe.

Są to wyłącznie moje spekulacje jako osoby, która przez lata pracowała jako HR Business Partner, czyli między innymi zajmowała się rekrutowaniem pracowników i wie, na co zwraca się uwagę, gdy analizuje się CV kandydatów. Na przerwy, zwłaszcza tak długie, patrzy się zawsze i o nie dopytuje podczas rozmów kwalifikacyjnych.

Jeśli do rozmowy w ogóle dojdzie.

Bo takie CV można od razu odrzucić.

Brała pani udział w dwóch rekrutacjach, odkąd zaczęła pani znów szukać pracy. Na którymś ze spotkań padło pytanie o przyczyny przerwy?

Na jednym. Powiedziałam tylko tyle, że długo chorowałam, ale obecnie jestem w pełni sił i bardzo chcę wrócić do pracy.

Moją drugą "wadą", którą akurat ja traktuję jako swoją mocną stronę, jest doświadczenie.

15 lat w branży.

A w wielu ogłoszeniach na moim stanowisku wymaga się doświadczenia maksymalnie cztero-, pięcioletniego. Co jest dla mnie absolutnie niezrozumiałe w kontekście zawodu HR Business Partnera. Poza tym w ofertach bardzo często pada też sformułowanie: "Szukamy do naszego młodego zespołu…". Więc ja z punktu widzenia rynku pracy jestem emerytem.

'Na przerwy, zwłaszcza tak długie, patrzy się zawsze i o nie dopytuje podczas rozmów kwalifikacyjnych' (Shutterstock.com) , 'Moje CV można od razu odrzucić' (Shutterstock.com)

Ma pani 44 lata.

Już sześć lat temu, jak szukałam pracy – i też nie mogłam jej znaleźć – nie byłam idealnym kandydatem. Ale nie tylko na wiek zwraca się uwagę. Menedżerowie do swoich zespołów szukają naprawdę bardzo konkretnych osób. Trudno się w te profile wpisać.

Na przykład?

Kobieta – bo w zespole są same kobiety – około trzydziestki, z konkretnymi certyfikatami, koniecznie z doświadczeniem, na przykład w branży telekomunikacyjnej. O wieku i płci oczywiście w ogłoszeniu napisać nie można, ale na wstępie odrzuca się wszystkich mężczyzn i osoby starsze niż powiedzmy 33 lata. Jak prezes zarządu szuka asystentki, to wiadomo, że chodzi o kobietę, a nie o mężczyznę, mimo że w ogłoszeniu trzeba napisać "szukamy asystentki/asystenta".

Chcę jednak podkreślić, że przez sześć lat nie pracowałam w branży, więc może coś się zmieniło. To, co jednak boli mnie najbardziej, to że kandydatom nie przekazuje się żadnej informacji zwrotnej.

Dlatego tonie pani w domysłach i nie wie, co właściwie może być powodem, dla którego trudno pani znaleźć pracę.

Dokładnie. To, w jaki sposób wciąż traktuje się kandydatów, jest dla mnie nie do zaakceptowania. Z dwóch rekrutacji, w których uczestniczyłam, nie otrzymałam żadnej informacji zwrotnej. W przypadku pierwszej doszłam do ostatniego etapu. O tym, że firma nie chce mnie zatrudnić, dowiedziałam się przez telefon, byłam wtedy w drogerii, na zakupach. Kompletnie się tego telefonu nie spodziewałam, pani powiedziała szybko: "Firma będzie kontynuować rozmowy z innymi kandydatami", i się rozłączyła. Nie miałam wtedy nawet głowy, żeby spytać, dlaczego moja kandydatura została odrzucona.

W przypadku drugiej rekrutacji w dalszym ciągu nie otrzymałam żadnej informacji. Rozmowę miałam dwa miesiące temu, powiedziano mi, że odezwą się w ciągu trzech tygodni, i cisza. To ogłoszenie wciąż nie wygasło, więc zakładam, że jeszcze nie znaleźli odpowiedniej osoby.

Może warto dopytać?

Jeżeli do tej pory nikt się do mnie nie odezwał, to znaczy, że nie są zainteresowani moją kandydaturą. Gdybym im się spodobała, to poinformowaliby mnie, że proces się przedłuża i że jeszcze nie podjęli decyzji, ale jestem silną kandydatką. Bo chcieliby mnie jakoś zatrzymać. W firmach, w których pracowałam, tak się właśnie robiło. Jak sama przeprowadzałam rekrutację, starałam się nie pozostawiać kandydatów bez feedbacku.

A tu cisza. I tak jest teraz, i tak było te sześć lat temu, kiedy szukałam pracy po tym, jak wiele lat przepracowałam w jednej firmie i zostałam zwolniona. Pojawiła się nowa szefowa i zwolniła kilka osób, nie opierając się na tym, jakie kto ma kompetencje czy wyniki.

Czy depresja miała związek z tym, że nie mogła pani wtedy znaleźć pracy?

Na pewno. Miewałam epizody depresyjne już wcześniej, w pracy jednak dobrze sobie radziłam: byłam chwalona w ocenie rocznej, miałam dobre wyniki kwartalne. Praca zawsze była dla mnie najważniejsza – stanowiła odskocznię od wszystkich problemów, to było miejsce, gdzie mogłam się realizować. I z dnia na dzień je straciłam. Przestałam robić ambitne rzeczy. Pozostało mi zajmowanie się dzieckiem i chodzenie po bułki. Niektórym to wystarczy, mnie nie. Z tygodnia na tydzień coraz bardziej się w sobie zapadałam, aż w końcu nie mogłam już wstać z łóżka.

'Z dwóch rekrutacji, w których uczestniczyłam, nie otrzymałam żadnej informacji zwrotnej' (Shutterstock.com) , (Shutterstock.com)

Pisała pani w poście, że wiele terapii, którym się pani poddała, nie pomogło.

To była długa droga. Najpierw trafiłam do psychiatry. Zaczęło się dobieranie leków, co okazało się ogromnym wyzwaniem. Każdy lek ma jakieś działanie uboczne. Po jednym nie mogłam spać, po innym miałam zawroty głowy. W sumie "przerobiłam" siedem różnych preparatów. Ale leki nie wystarczały. W pewnym momencie było ze mną tak źle, że trafiłam na trzy miesiące na oddział do szpitala psychiatrycznego. Stamtąd skierowano mnie do kliniki całodobowej na oddział terapeutyczny na kolejne trzy miesiące. Czułam się lepiej, bo poznałam fantastycznych ludzi, ale problemów nie przerobiłam. Zaraz po wyjściu udało mi się znaleźć pracę, ale szybko okazało się, że nie byłam gotowa wrócić do obowiązków zawodowych.

Minęło półtora miesiąca i znowu trafiłam na oddział zamknięty. Spędziłam tam trzy tygodnie. Wyszłam z kolejnym skierowaniem na oddział terapeutyczny do kliniki, ale musiałam czekać cztery miesiące na przyjęcie. A potrzebowałam pomocy natychmiast. Skorzystałam więc z usług prywatnej kliniki, gdzie przez trzy miesiące brałam udział w terapii grupowej.

Ta terapia okazała się skuteczna?

Nie, pomogła mi dopiero terapia na oddziale dziennym w szpitalu psychiatrycznym.

Ile czasu minęło, odkąd zaczęła pani chorować?

Dwa lata.

Dlaczego akurat ta terapia pani pomogła?

Prowadzili ją inni specjaliści, którzy uważniej dobierali uczestników do grupy. Na oddział całodobowy przyjmują wszystkich, nawet 18-latków. Pamiętam, że byłam najstarsza w grupie. Młodzi nie byli zbyt zaangażowani w proces terapeutyczny, wiele spotkań było przemilczanych. Z kolei w grupie na oddziale dziennym oprócz mnie było sporo 40-, 50-, nawet 60-latków. Pięć spotkań musiałam przesiedzieć z podniesioną ręką, zanim udało mi się zabrać głos, bo każdy chciał opowiedzieć swoją historię. Energia w grupie była niesamowita, miałam wrażenie, że mam dużo wspólnego z tymi ludźmi, że rozmawiamy na naprawdę ważne tematy, na wysokim poziomie intelektualnym. Praktycznie wszyscy byli bardzo zdeterminowani, żeby wyzdrowieć, wrócić do normalnego życia. Mieliśmy dużo ciekawych zajęć, nie tylko grupowych, bardzo pomogła mi między innymi terapia metodą psychodramy.

Jak długo trwała terapia?

Trzy miesiące, ja przedłużyłam ją o dwa tygodnie. Pracowaliśmy od poniedziałku do piątku od 8 do 16. Po tej terapii czułam dużą zmianę na lepsze. Dowiedziałam się, co jest moim problemem i jakie mam zasoby, żeby sobie z nim poradzić. Dostałam też informację, nad czym muszę dalej pracować, żeby lepiej zrozumieć siebie i swoje postępowanie. Robię to obecnie na terapii indywidualnej w nurcie poznawczo-behawioralnym. Od ponad sześciu miesięcy czuję się dobrze, wróciłam do wcześniejszych aktywności, jestem samodzielna, dbam o siebie, mam dużo energii.

Umieszczenie postu było, jak to pani określiła, "ostatnią deską ratunku". Pracy szuka pani od około pół roku. To jeszcze nie tak długo.

Dla mnie, czyli osoby, która przez ostatnich sześć lat siedziała w domu z depresją i w końcu czuje się dobrze, i chce, i może wrócić do swojego dawnego życia, sześć miesięcy to bardzo długo. Czuję, jak czas przecieka mi przez palce. W tej chwili moje życie wygląda tak, że wstaję o 6.30 razem z moim mężem i córką, szykuję ją do szkoły, siadam do komputera i szukam pracy. Ale bywa tak, że po wyjściu córki i męża wracam do łóżka i śpię do 13, bo na przykład jest brzydka pogoda i fatalne ciśnienie i mam kiepski nastrój.

Z każdym kolejnym dniem, tygodniem, kiedy nic się nie zmienia w mojej sytuacji zawodowej, kiedy nikt nie dzwoni, rośnie we mnie strach, że za moment leki przestaną działać i stanie się to, co przed sześcioma laty – znów poczuję się gorzej i zakopię się w łóżku. Dla mnie nie jest najważniejsze to, jak dużo będę zarabiać – zaniżam nawet swoje oczekiwania finansowe. Ja po prostu chcę wrócić do pracy.

Te sześć lat temu też nie mogła pani znaleźć pracy, a nie miała pani dziury w CV.

W branży HR zawsze było ciężko. Wtedy jedna z rekruterek powiedziała mi wprost: "Pani Agato, jak prowadzę rekrutację na HR Business Partnera albo specjalistę ds. HR, to dostaję średnio 250 CV, z czego 200 jest naprawdę dobrych, w tym pani". Pandemia niestety branży nie pomogła, wręcz przeciwnie, więc wyobrażam sobie, że w tej chwili konkurencja jest jeszcze większa. A moje CV jest dalekie od idealnego, ze względu między innymi na tę przerwę.

Doszłam więc do momentu, w którym wyczerpałam już wszystkie możliwości szukania pracy swoimi kanałami i uznałam, że muszę poszerzyć sieć kontaktów, a także uprzedzić domysły związane z tym, co mogło się ze mną dziać w ciągu tych sześciu lat.

Pani post zebrał kilka tysięcy reakcji, mnóstwo komentarzy. Ludzie gratulowali pani odwagi, część osób zaproponowała udział w rekrutacji.

Odzew był bardzo duży i z tego się cieszę. Udało mi się porozmawiać z dwiema osobami z HR-ów, które opowiedziały, jak dziś wygląda szukanie pracy w mojej branży. Gdy usłyszały, że w ciągu pięciu miesięcy wysłałam zaledwie 50 CV, to od razu mi powiedziały, że to nic, że powinnam była wysłać 500. I nie wybrzydzać, odpowiadać na wiele ofert, nie tylko te, które dotyczą konkretnie mojego stanowiska. Co ważne, nie mogę siedzieć i czekać, aż ktoś się łaskawie do mnie odezwie, tylko uderzać bezpośrednio do menedżerów firm, rekruterów, dyrektorów, wysyłać im zaproszenia na LinkedIn, zagadywać.

'Byłam na wielu terapiach. Pomogła mi dopiero terapia na oddziale dziennym w szpitalu psychiatrycznym' (fot. Shutterstock.com), (fot. Shutterstock.com)

Odezwało się do mnie kilka agencji HR, porozmawialiśmy na temat mojego doświadczenia, oczekiwań względem tego, w jakiej firmie chciałabym pracować, w jakim zespole. Trzy firmy same się do mnie zgłosiły i zaprosiły do wzięcia udziału w procesie rekrutacyjnym.

Bardzo wiele osób zwierzyło mi się w prywatnej wiadomości, że spotkało je coś podobnego – też zachorowały na depresję z powodu przedłużającego się poszukiwania pracy albo są wypalone zawodowo. Że chętnie porozmawiają na ten temat, spotkają się na kawę. Kilku mężczyzn napisało do mnie z pytaniem, jaka terapia mi pomogła, bo im nic nie pomaga. Albo szukają terapii dla swoich żon.

Po sześcioletniej przerwie Agata Wyrzykowska-Sałasińska próbuje wrócić na rynek pracy. Bez skutku (Shutterstock.com) , Agata Wyrzykowska-Sałasińska (materiały archiwalne)

Nie żałuje więc pani, że napisała ten post?

Absolutnie. Oczywiście mam w związku z tym mnóstwo obaw. Sytuacja, w której się znalazłam, mocno podkopała moje poczucie własnej wartości, które zresztą nigdy nie było za wysokie. Boję się, że mimo starań, tego całego szumu, który wywołałam, nic się nie zmieni. Minie kilka tygodni, ludzie zapomną o moim poście, a ja dalej będę szukać pracy albo zakopię się pod kołdrę. Z drugiej strony obawiam się, że coś może z tego wszystkiego wyjść i będę musiała stawić czoła nowym wyzwaniom, wystawić się na ocenę, zrobić wszystko, żeby odnaleźć się w nowej-starej roli, pokazać, na co mnie stać. Tak jak jednak napisałam w poście – na to drugie jestem gotowa.

Jeśli miałeś/aś długą przerwę w życiu zawodowym i masz trudności z powrotem na rynek pracy, napisz do mnie i opowiedz mi swoją historię: ewa.jankowska@agora.pl.