
Pana film mną wstrząsnął na wielu poziomach. Oglądając jawne nawoływanie do przemocy, do zabijania osób LGBT w Czeczenii, widząc przyzwolenie rządzących na to, co się dzieje, miałam w głowie wydarzenia w Polsce sprzed kilku miesięcy. Wtedy polscy politycy, w tym kandydujący wówczas w wyborach prezydent Andrzej Duda, mówili, że "LGBT to nie ludzie, to ideologia" .
Kiedy dowiedziałem się po raz pierwszy o wydarzeniach w Czeczenii, byłem zszokowany. Jak to możliwe, że takie rzeczy mogą się dziać w XXI wieku? Długo nie mogłem uwierzyć, że w Rosji dochodzi do systemowego prześladowania homoseksualistów. Ich sytuacja w latach 90. znacznie się poprawiła, wiele wskazywało na to, że Rosja będzie pod tym względem doganiać europejskie standardy. Wszystko zmieniło się, kiedy Putin doszedł do władzy. W mniejszościach seksualnych znalazł kozła ofiarnego, na którego można zrzucić odpowiedzialność za kryzysy i porażki rządu. Twierdzi, że geje i lesbijki chcą "zniszczyć tradycyjne rodziny".
W Czeczenii homoseksualizm jest zabroniony pod groźbą kary śmierci. Rodzi to pewien prawny paradoks - teoretycznie Czeczenia jako republika wchodząca w skład Federacji Rosyjskiej podlega rosyjskiemu prawu, które na takie prześladowania nie pozwala. W teorii jednak Putin od lat daje Ramzanowi Kadyrowowi ciche przyzwolenie na stosowanie przemocy i morderstwa członków mniejszości.
Argument o rzekomym niszczeniu przez LGBT wartości rodzinnych powraca także w wypowiedziach polskich polityków. Dlaczego niektórym tak łatwo uwierzyć w słowa niepoparte żadnymi argumentami?
Takim działaniom zawsze przyświeca polityczny cel. Fabrykowanie fałszywych oskarżeń na temat mniejszości, którą rząd wybiera na kozła ofiarnego, to narzędzie kontroli. Kiedy żyjemy w niespokojnych czasach, autorytarne rządy potrzebują winowajcy. Nie zapominajmy, że strach jest potężnym orężem w walce o głosy wyborcze i władzę. Tworząc wroga, wokół którego można się "solidarnie" zjednoczyć, pomagamy ludziom znaleźć ujście dla lęków i wątpliwości. Sfabrykowany przeciwnik zawsze poddaje się łatwej karykaturze i przerysowaniu, a przez to staje się w oczach prześladujących mniej ludzki.
Według podobnej strategii działa od lat Putin w Rosji. Strachem wywalczył sobie dożywotnią prezydenturę. Inne kraje, w których do władzy dochodzą ludzie o skłonnościach autorytarnych, podążają podobnym tropem i uczą się od najlepszych. Tak samo urządzone były Stany Zjednoczone Donalda Trumpa, Brazylia Jaira Bolsonaro, a także niektóre europejskie kraje, w tym najwyraźniej Polska. Jeżeli czegoś z tym nie zrobimy, wkrótce wszyscy obudzimy się w Czeczenii.
Aby nakręcić "Witamy w Czeczenii", poleciał pan z USA na drugi koniec świata, bez znajomości języka rosyjskiego. Wyobrażam sobie, że nie było to łatwe przedsięwzięcie.
To, co dzieje się w Czeczenii, nie wydarzyło się w tej części świata od czasów Hitlera i Stalina. Kadyrow nakręcił za pomocą rządowych narzędzi spiralę przemocy wobec społeczności LGBT. Homoseksualizm jest wciąż nielegalny w około 70 krajach na świecie. W ośmiu krajach nadal grozi za niego kara śmierci. Czeczenia jest jednak jedynym miejscem na świecie, w którym rozpętano tak ogromną kampanię nienawiści zachęcającą ludzi do zabijania gejów i lesbijek.
Zrobiłem wcześniej kilka filmów poświęconych radykalnym aktywistom queer, ale to, co zobaczyłem w Rosji, to jest zupełnie inny poziom ryzyka i bohaterstwa. W ciągu dwóch lat od rozpoczęcia czystek aktywiści pomogli przesiedlić za granicę 151 osób. Ludzie pomagający gejom i lesbijkom uciec z Czeczenii, ukrywający ich, szukający azylu w państwach na całym świecie ponoszą niewyobrażalne ryzyko. Sami stają się celem. Czułem, że opowiedzenie tej historii i zwrócenie oczu świata na ten horror to mój obowiązek. Chciałem w ten sposób pokazać aktywistom, że nie są sami, że ich praca jest ważna i potrzebna.
Większość materiału powstała przy użyciu ukrytej kamery. Nie mógł pan oficjalnie nakręcić dokumentu o pracy aktywistów LGBT, udawał pan w Rosji turystę. Jak udało się panu ukryć nagrania i cel pana przyjazdu?
Ten film nie powstałby bez wsparcia Askolda Kurowa, rosyjskiego dokumentalisty i operatora [autora m.in. głośnego dokumentu "Proces: Federacja Rosyjska vs. Oleg Sencow" z 2018 roku - przyp. aut.]. Odezwałem się do niego z pytaniem, czy ktoś z rosyjskich twórców pracuje nad filmem związanym z wydarzeniami w Czeczenii. Uświadomił mi, jak bardzo trudne i niebezpieczne byłoby takie przedsięwzięcie dla osoby mieszkającej w Rosji.
Działalność aktywistów pomagających uciekać osobom LGBT z Czeczenii jest ściśle tajna, podobnie jak tożsamość prześladowanych i lokacje kryjówek, w których miałyby powstawać zdjęcia. Obecność profesjonalnej ekipy filmowej u boku aktywistów niewątpliwie zwróciłaby w ich stronę uwagę władz. Kurow zaproponował jednak rozwiązanie, dzięki któremu moglibyśmy zrobić taki film wspólnie. Miałem być na miejscu przykrywką z turystyczną wizą, podczas gdy on będzie producentem i autorem zdjęć. Dzięki niemu poznałem Dawida Istejewa, koordynatora reagowania kryzysowego rosyjskiej sieci LGBT, i Olgę Baranową, dyrektorkę moskiewskiego centrum inicjatyw LGBT+.
Podczas pracy nad "Witamy w Czeczenii" nauczyłem się od Askolda najważniejszych metod enkrypcji, które dla filmowca tworzącego w kraju ograniczającym wolność obywateli są prawdziwym ABC rzemiosła. Filmowaliśmy telefonami, kamerami turystycznymi. Szyfrowaliśmy pliki. Enkrypcja jest w Rosji nielegalna, podejmowaliśmy więc ogromne ryzyko. Komputery, na których przetrzymywaliśmy nagrania, nigdy nie mogły być podłączone do internetu. Po każdym nagraniu karty pamięci musiały być nie tylko wyczyszczone, ale też nadpisane nowym materiałem. Dzięki temu dostęp osób trzecich do prawdziwych plików stawał się praktycznie niemożliwy. Mieliśmy po trzy, cztery kopie każdego dysku i przemycaliśmy je przez granicę, korzystając chyba ze wszystkich dostępnych człowiekowi środków lokomocji. To była prawdziwa filmowa partyzantka.
Jeszcze większym ryzykiem zostali obarczeni bohaterowie filmu. Aby ukryć ich tożsamość, skorzystaliście z technologii Deepfake, zasłaniając ich twarze wizerunkami aktorów.
Wiele osób, z którymi spotkaliśmy się w kryjówce, od razu nam odmówiło. Codzienność bohaterów naszego dokumentu to ucieczka z rodzinnego kraju, dochodzenie do siebie po torturach i zastraszaniu. A także szukanie pomysłu na swoją przyszłość w nowym miejscu, z dala od bliskich, którzy się od nich odwrócili, a często sami na nich donieśli. Trudno ich winić, że ostatnim, o czym myśleli, był udział w filmie.
Niektórzy jednak byli tak wściekli, że znaleźli w sobie siłę, by podzielić się swoją historią i dać świadectwo tragedii, która rozgrywa się obecnie w Czeczenii za przyzwoleniem władzy. Obiecałem im, że znajdę sposób na ukrycie ich tożsamości. Dzięki technologii AI nałożyliśmy na twarze naszych bohaterów twarze aktorów. Nie było to łatwe, bo żeby zachować w obrazie emocje wyrażane przez bohaterów, musieliśmy znaleźć modeli, których twarze będą miały odpowiednie proporcje. Największym wyzwaniem okazały się... nosy. Musieliśmy znaleźć aktorów o dużych nosach - w przeciwnym razie przy ujęciach z profilu oryginalny nos "wychodził" spod wygenerowanego przez AI. Kiedy skończyliśmy pracę nad montażem i efektami specjalnymi, wysłałem bohaterom filmu ich "nowe" twarze i zapytałem, kto to jest. Zwykle nie potrafili odgadnąć. Rozpoznawali się najczęściej po ubraniach.
Ich odwaga budzi ogromny podziw. Ofiary czeczeńskich czystek z obawy o życie swoje i swoich bliskich boją się zeznawać pod nazwiskiem, a bez tego nie można rozpocząć śledztwa. Dlatego o zabójstwach w Czeczenii do niedawna wiedzieliśmy niewiele.
Ogromnie ważne było dla mnie zobaczyć ich twarze, rozmawiać z nimi swobodnie. Możliwość towarzyszenia im podczas drogi do wolności na każdym kolejnym kroku nadaje ich życiorysom zupełnie inny emocjonalny ciężar. Nie da się od tych historii uciec. Konfrontacja z ofiarami czeczeńskiego rządu twarzą w twarz zmusza nas, widzów, do działania. Musimy o tym rozmawiać, dzielić się informacjami w social mediach i wymagać od naszych rządów, by udzieliły ofiarom reżimu Kadyrowa azylu.
W dokumencie pojawiają się makabryczne nagrania, tzw. trophy videos sprawców przemocy na homoseksualistach w Czeczenii. To amatorskie filmy udostępniane w internecie. Jak do nich dotarliście?
To materiały zebrane przez rosyjską sieć LGBT jako dowody przeciwko reżimowi Kadyrowa. Aktywiści dotarli do nich, penetrując czaty i fora, gdzie te przerażające filmy są udostępniane przez sprawców, którzy są z nich dumni i niespecjalnie kryją się z tym, co robią. A jednocześnie w debacie publicznej Kadyrow i jego ludzie powtarzają, że nie ma dowodów potwierdzających prześladowania społeczności homoseksualnej w Czeczenii.
Kadyrow pytany podczas wywiadu o porwania i tortury gejów rozkłada ręce i odpowiada z uśmiechem: "Bzdura. U nas nie ma takich ludzi". Kiedy dziennikarz się nie poddaje i drążąc temat, pyta o przestrzeganie zasady praworządności w kraju, prezydent przewraca oczami i z trudem ukrywa śmiech, drapiąc się po brodzie.
Taka eliminacja prawdy jest chyba najbardziej przerażającym znakiem naszych czasów. W Stanach Zjednoczonych mieliśmy okazję przekonać się o tym na własnej skórze podczas kadencji Donalda Trumpa. Ostatnie cztery lata to w amerykańskiej polityce rzucanie bezpodstawnych oskarżeń, podważanie faktów dla własnych korzyści bez podawania źródeł. W dzisiejszych czasach nie wystarczy przedstawienie nawet najtwardszego dowodu. "Wyeliminuj fakty i mów, co ci się podoba" - taka jest dewiza autorytarnych rządów. To niezwykle niebezpieczna taktyka. Dlatego tak ważne jest, by dawać głos ofiarom. Im jest ich więcej, tym trudniej władzy utrzymać tę iluzję.
W Czeczenii oskarżenie o homoseksualizm niszczy kariery, rozbija rodziny. Część krewnych nawet donosi na swoich bliskich albo szantażuje ich, jak wujek jednej z bohaterek dokumentu, Ani. Mężczyzna żąda od dziewczyny, aby uprawiała z nim seks, w przeciwnym razie zdradzi jej tajemnicę ojcu - wysoko postawionemu czeczeńskiemu urzędnikowi. Na tym tle historia Griszy, którego mama i rodzeństwo w pełni akceptują, wydaje się niezwykła.
Mama Griszy jest prawdziwą gwiazdą tego filmu. Wsparcie, którego udzieliła synowi w obliczu prześladowań, było nie do przecenienia. Poznałem Griszę, kiedy ukrywał się po ucieczce z Czeczenii w jednej z kryjówek zapewnionych przez Olgę i Dawida. Obserwowałem, jak dołącza do niego jego chłopak (obecnie narzeczony), a później pozostali członkowie rodziny, narażeni na zemstę czeczeńskiego rządu. Towarzyszyliśmy im na każdym kroku, sfilmowaliśmy scenę ich pierwszego spotkania od czasu zaginięcia Griszy. Najbardziej przerażające chwile przeżyliśmy, kiedy odkryliśmy, że rodzina naszego bohatera została rozpoznana w Moskwie i muszą uciekać. Kiedy pakowali się do wyjazdu, siedzieliśmy w ich mieszkaniu z kamerami w pogotowiu, abyśmy w razie najgorszego mieli dowody na popełnienie przestępstwa.
Myśli pan, że obecność kamery pomogła Griszy znaleźć w sobie siłę, by pokazać swoją twarz i publicznie, już jako Maksim Łapunow, opowiedzieć o torturach, których doznał ze strony czeczeńskich funkcjonariuszy? Bohater pana dokumentu jest pierwszą ofiarą, która zdecydowała się złożyć pozew przeciwko czeczeńskiej policji.
Ta myśl kiełkowała w nim od dawna. Wierzył, że jeśli padną oficjalne zarzuty, rosyjski system sprawiedliwości nie będzie mógł takiego oskarżenia zignorować. To szalenie ważne, aby pojawiały się świadectwa rzucające światło na to, co dzieje się w Czeczenii. Im więcej takich głosów, tym trudniej Putinowi udawać na arenie międzynarodowej, że doniesienia na temat morderstw homoseksualistów w Czeczenii to tylko plotki.
Skupieni zwykle przede wszystkim na historiach walki o przetrwanie zapominamy, że nawet udana ucieczka i relokacja nie oznaczają w przypadku ofiar przemocy końca cierpienia. Dla osób, które doświadczyły czeczeńskiego terroru, nie ma wolności. Maksim i cała jego rodzina pozostają w gruncie rzeczy więźniami. Żyją gdzieś w Europie albo Ameryce w kompletnym zawieszeniu. Nie mogą pracować ani pokazywać się publicznie. Jedyną drogą do odzyskania kontroli nad swoim życiem jest dla nich dojście swoich praw drogą sądową. Mimo że nic nie wskazuje, aby ta droga była krótka i łatwa.
Wierzy pan, że dzięki pana filmowi sytuacja osób LGBT w Czeczenii się polepszy?
Po premierze filmu przez świat przetoczyła się kolejna fala dyskusji na temat Czeczenii. Do tej pory Stany Zjednoczone nie przyznały azylu ani jednej osobie uciekającej z Czeczenii. Po premierze dokumentu Departament Stanu Stanów Zjednoczonych w końcu nałożył sankcje na Kadyrowa. Pokazy filmu odbyły się nawet w rosyjskiej Dumie. Chciałbym, aby ten film stał się narzędziem w walce o zakończenie czystek w Czeczenii.
Spędziliśmy z naszymi bohaterami 18 miesięcy. Dokumentowaliśmy ich ucieczkę z Czeczenii, okres ukrywania się w oczekiwaniu na azyl, towarzyszyliśmy im z kamerą, kiedy budowali swoje życie od nowa w odległych krajach. To są realne efekty pracy aktywistów, dzięki którym o dramacie osób LGBT w Czeczenii dowiedział się cały świat. Dzięki tym ludziom świat staje się odrobinę lepszym miejscem. Z radością mogę powiedzieć, że część z naszych bohaterów dostała szansę na happy end. Może to materiał na sequel?
David France. Amerykański dziennikarz, reportażysta i dokumentalista. Współpracował m.in. z "Newsweekiem", "New York Magazine", "The New Yorker", "GQ". Autor filmów dokumentalnych, w tym nominowanego do Oscara "Jak przetrwać zarazę" czy "Śmierci i życia Marshy P. Johnson".
Małgorzata Steciak. Dziennikarka. Publikowała m.in. w ''Gazecie Wyborczej'', ''Wysokich Obcasach Extra", "Polityce", na portalu Filmweb.pl. Wcześniej była redaktorką portali Onet.pl, Gazeta.pl. Stała współpracowniczka Weekend.gazeta.pl, Vogue.pl. Prowadzi edukacyjne zajęcia filmowe dla młodzieży w ramach programu Filmoteka Szkolna. Kiedy nie pisze o kinie, zajmuje się technologią VR i AR w firmie CinematicVR.