
Na co dzień wykonują prace, których nie da się "zostawić za drzwiami biura". Doświadczają takich emocji, widzą i słyszą takie rzeczy, że nie da się przejść nad nimi do porządku. Jak praca wpływa na prywatne życie strażaka, policjanta, lekarza? Co w nich zmienia, co daje, a czego pozbawia? O to pyta ich Anna Kalita.
Kiedy wiosną ogłoszono lockdown, organizacje pomagające ofiarom przemocy domowej alarmowały, że dla wielu kobiet i ich dzieci to będzie gehenna.
Faktycznie, liczba zgłoszeń zdecydowanie wzrosła. Osoby doznające przemocy zostały zamknięte z tymi, którzy ją stosują, w czterech ścianach. Wcześniej dzwoniły chociażby podczas spaceru albo kiedy osoba stosująca przemoc wychodziła do pracy. Ale teraz rozmowa telefoniczna najczęściej była niemożliwa. Dostawaliśmy więc bardzo dużo maili. Już w połowie tego roku ich liczba była wyższa niż przez cały 2019 rok: wtedy otrzymaliśmy 1609 wiadomości, a teraz tylko do lipca 1877.
Sytuacja pandemii uruchomiła w ludziach duże pokłady lęku, obaw, frustracji, co też nierzadko objawia się złością. Przemoc ma taki charakter, że się nasila. W pandemii jej kolejne fazy następują po sobie szybciej, a zachowania są coraz bardziej agresywne, coraz mocniejsze.
Jakie są fazy przemocy?
Pierwsza to jest narastanie napięcia. W drugiej - niezależnie od tego, czy to jest przemoc fizyczna, psychiczna, ekonomiczna czy seksualna - dochodzi do wybuchu, do aktu przemocowego. To jest faza ostrej przemocy. Potem jest tak zwany miesiąc miodowy, który oczywiście nie musi trwać miesiąc, ale wtedy napięcie jest rozładowane i osoba, która stosuje przemoc, może tego zaprzestać lub nie stosować jej aż z taką siłą. Z czasem może dziać się tak, że ta faza się bardzo skraca lub w ogóle znika i tylko przeplatają się fazy narastania i rozładowywania napięcia. Wtedy już nie ma momentów spokoju.
Przerażająco brzmi to ostatnie zdanie. Powiedziałaś, że ostatnio więcej otrzymywałyście maili, ale telefon też wciąż dzwoni?
Oczywiście. My ani na chwilę nie przerwaliśmy pracy!
Odbieracie telefon przez całą dobę?
Tak. Nasz numer 800 120 002 czynny jest całą dobę przez 365 dni w roku.
A czy zdarzył ci się dyżur, podczas którego nie odebrałaś ani jednego telefonu?
Nigdy.
Jak to wygląda? Odbierasz telefon i słyszysz zapłakaną, przerażoną kobietę, która mówi, że on właśnie ją pobił i grozi, że zabije ją i dzieci?
Pracuję w telefonie zaufania dla osób doświadczających przemocy od dziewięciu lat i takich telefonów odebrałam przez te wszystkie lata kilkanaście, co nie oznacza, że takie sytuacje zdarzają się rzadko.
Gdy dochodzi do drastycznego pobicia, to nie jest czas na rozmowę, podczas której się będziemy zastanawiać, co dalej robić z tym związkiem. Wtedy się wzywa policję i karetkę, a osoba poszkodowana jest kierowana na badanie lekarskie, obdukcję lub do szpitala. Jeśli w tle słyszę wyzwiska i kobieta mówi, że się zamknęła w pokoju, chowa się z telefonem pod kołdrą i błaga o pomoc, pytam o adres i mówię, że muszę się teraz rozłączyć, by wezwać policję, albo staram się te telefony wykonywać równolegle. Oczywiście wszystkie działania podejmuję za porozumieniem z osobą dzwoniącą. A bywa i tak - ostatnio odebrałam takie dwa telefony - że kobieta opowiada, że była awantura i on ją uderzył, więc ona zabrała dziecko i są teraz na placu zabaw. Ona się boi wrócić do domu.
Co jej wtedy mówisz?
Pytam, czy jest jakiekolwiek miejsce, do którego może pójść - rodzina, znajomy, sąsiedzi, którzy ją przyjmą i skąd będzie mogła zadzwonić na policję. A jeśli takiego miejsca nie ma i ona musi do domu wrócić, to mówię, by miała przygotowany telefon. Wtedy często słyszę: "Ale on mi go wyrwie!", więc proponuję, żeby się umawiać na sygnał alarmowy. Bo telefon na policję trwa - najpierw trzeba się w ogóle dodzwonić, podać dane, adres, a przecież osoba stosująca przemoc to wszystko słyszy, jest obok, więc to jest często niemożliwe. Dlatego ja radzę, żeby umówić się z kimś, komu ona ufa, na kogo może liczyć. I potem np. jak wysyła pustego SMS-a albo wykonuje szybkie połączenie i się rozłącza, to oznacza, że pod jej adres trzeba skierować policję.
To musi być przerażające, kiedy sobie człowiek uświadamia, że znalazł się w takim momencie życia, że może takiego ratunku potrzebować.
Ale to też daje poczucie sprawczości! Wiele lat temu jedna z pań mi opowiedziała o strategii, jaką wymyśliła: na oknie miała postawione dwie lampki. Kiedy paliła się jedna, to był sygnał dla sąsiadów, że jest w porządku, ale jak dwie, wtedy wiedzieli, że trzeba wezwać policję. I to było coś, co ją często ratowało.
Rola świadków przemocy jest niesamowicie ważna! Dostajemy dużo telefonów od sąsiadów, że już któryś dzień z rzędu słyszą krzyki, niepokojące odgłosy, płacz i nie wiedzą, co mają z tym zrobić. Zadzwonić na policję i wpuścić funkcjonariuszy na klatkę schodową. To niby banalna rzecz, ale kiedy my dzwonimy, to słyszymy właśnie pytanie, kto policjantów wpuści do budynku.
Jeśli sąsiedzi czują w sobie gotowość, mogą sami zapukać do drzwi i zapytać, czy wszystko OK. To jest dla osoby doznającej przemocy ogromnie ważne, bo daje jej poczucie, że nie jest w tym sama, że to, czego ona doświadcza, nie jest normalne. A dla osoby stosującej przemoc - sygnał, że nie jest anonimowa, bezkarna.
W medialnych przekazach o ofiarach przemocy często się pojawiają drastyczne opisy - ofiary mają połamane kości, wybite zęby, są zakrwawione. Mówiłaś o wzywaniu karetki, więc rozumiem, że masz do czynienia z takimi przypadkami?
Bywa, że to jest walka o życie, ale ja nie chcę, żebyśmy epatowały takimi opisami. Każda przemoc jest dotkliwa! Aby odczuwać jej skutki, w ogóle nie musi dojść do pobicia. Czy ty wiesz, że często się do nas zgłaszają osoby, które mówią - nie cytuję dosłownie, żeby zachować anonimowość - mniej więcej tak: "Wolę już, żeby mi przyłożył, żeby był ślad, wtedy mogłabym pójść na policję, zrobić obdukcję". Chcą, żeby "to" już się wydarzyło, dokonało, żeby sytuacja była jasna. Takie zachowanie osób doznających przemocy mylnie może być postrzegane jako prowokujące.
I wtedy ona wykrzyczy mu w twarz, że jest sku***synem?
Tak. Nasza psychika jest skonstruowana tak, że lepiej sobie radzi z tym, co jest znane, nawet jeśli to jest bardzo straszne i bolesne, niż z oczekiwaniem i napięciem. Faza narastania napięcia jest bardzo trudna. W zasadzie nie wiadomo, co będzie mechanizmem spustowym, w którym momencie osoba stosująca przemoc zachowa się przemocowo, co uzna za wystarczający powód, dlatego podświadomie możemy dążyć do tego, żeby "to" się już wydarzyło. Bo kiedy mnie uderzy, nakrzyczy, nawyzywa, to przynajmniej wiem, że "to już". Już boli, wiem gdzie i jak mocno, i wiem, że będzie przez chwilę spokój.
Znajomość tego mechanizmu jest jedną z bardzo ważnych rzeczy, które warto o zjawisku przemocy wiedzieć. A kolejna jest taka, że zgłoszenia przemocy fizycznej stanowią dziś mniejszość. Najczęściej słyszymy o przemocy psychicznej. Przemocy w białych rękawiczkach, którą nie wiadomo jak udowodnić. "Proszę pani, my na zewnątrz wyglądamy jak idealna rodzina, a w domu jest piekło".
Co to znaczy piekło?
To piekło wygląda bardzo różnie. Może być tak, że wychodzimy do znajomych i tam się bawimy, uśmiechamy, a po powrocie są awantury, wyzwiska, ciągłe pretensje i groźby, szantażowanie, że na przykład zabiorę ci dzieci, nie wypuszczę więcej z domu, więcej żadnych spotkań. O tym mówią zarówno kobiety, jak i mężczyźni, choć mężczyzn wciąż dzwoni do nas mniej.
Powiedz mi, dlaczego osoby doznające przemocy dzwonią do telefonu zaufania zamiast szukać pomocy u przyjaciółki albo matki? To by mi się wydawało bardziej naturalne.
I jest! One najczęściej, zanim się skontaktowały z nami, już to zrobiły! Ale bardzo dobrze, że zadajesz takie pytanie, bo ono się łączy z kluczowym dla przemocy zjawiskiem wyuczonej bezradności.
Zaczyna się od dostrzeżenia, że w związku zaczyna się dziać coś niezrozumiałego, dziwnego, niekomfortowego. Pamiętam np. historię kobiety, której mąż zabraniał pracować. Poszła do przyjaciółki i usłyszała: "Nie musisz zarabiać, bo on ci daje pieniądze. Doceń to, co masz!". I to zrodziło w niej wątpliwości, czy ona faktycznie nie jest niewdzięczna i nie wymyśla. Tymczasem działo się coraz gorzej, dochodziło do coraz ostrzejszych awantur. Poszła do mamy. Usłyszała: "Widziały gały, co brały". Najgorszy komunikat! Bo znaczy, że to, co cię spotyka, to jest twoja wina, twoja odpowiedzialność.
Okropne.
A równolegle zawsze dzieje się tak, że osoba stosująca przemoc - znów nie cytuję dosłownie - mówi: "Słuchaj, jak będziesz wreszcie dobrą żoną, czy dobrym mężem, to będzie spokój w domu", "Jak będziesz się normalnie ubierać, to nie będę nic mówić". Osoba doznająca przemocy zaczyna się bardzo starać. Robi, co może, by nie doświadczać przemocy, ale to nie przynosi efektu.
A może przynieść efekt?
Nie! Trzeba pamiętać, że to nie jest kwestia tego, czy ona albo on pójdzie do pracy, czy zacznie się ubierać skromnie. Zawsze znajdą się kolejne przyczyny, by stosować przemoc.
U mechanika samochodowego usłyszałam kiedyś taką opowieść: Luksusowym samochodem przyjechała kobieta jak z żurnala - ubrania, torebka, wszystko z najwyższej półki. Miała wymienić opony, a kiedy się okazało, że usługa kosztuje o 50 złotych więcej, niż było umówione, to się okazało, że ona nie ma żadnych swoich pieniędzy. Musi prosić męża o te 50 złotych, a on ją wyzywa i upokarza. To jest przemoc ekonomiczna, prawda?
Tak. Słyszę historie: "Ja robię zakupy i ty masz tak zarządzić, żeby się nic nie zepsuło!". A potem: "Jesteś beznadziejna! Wszystko ci pod nos podstawiłem, taka prosta rzecz ci została, ale niczego nie potrafisz uszanować! Nawet dopilnować, żeby chleb nie spleśniał!". I kiedy ona już osiąga szczyty gospodarności i ten chleb suszy i mieli na bułkę tartą, i tak znajdzie się pretekst, żeby usłyszała, że jest beznadziejna. To się powtarza. Człowiek jest bezsilny i odarty z godności. Na tym etapie myśli się o sobie, że jest się zerem, do niczego się nie nadaje, niczego nie osiągnie i nic nie może. Słyszałam to tysiące razy! Że ktoś już wszystkiego próbował i nie widzi ratunku. Dla siebie albo dzieci. Bo chronienie dzieci to bywa ostatnia motywacja, by się nie poddawać. Przemoc odbiera moc.
A czy są jakieś skrypty dla osób pracujących w telefonie zaufania? Model rozmowy? Albo słowa, których nie wolno używać?
Jeśli podchodzę z szacunkiem do rozmówcy, to nie ma żadnych słów zakazanych. Ktoś dzwoni i mówi, że dzieje się "to". Ja się domyślam, że chodzi o gwałt, ale też nie będę tego słowa używać, skoro w osobie dzwoniącej nie ma takiej gotowości. Będę dostosowywać swój język do języka rozmówcy. Będę badać, sprawdzać z uważnością, aż wypracujemy wspólny słownik, żeby wiadomo było, o czym rozmawiamy. Najważniejsza jest uważność, skupienie na rozmówcy.
Schematu również nie ma. Wszystko zależy od tego, czego ta osoba potrzebuje. Pewnie zwróciłaś uwagę, że ja w ogóle nie mówię o kimś, że jest ofiarą albo sprawcą? To dlatego, żeby nie przypisywać ról! Bo jeśli obsadzamy role, to oznacza, że informacja o przemocy jest informacją o osobie, a nie o jej zachowaniu lub sytuacji, w której się znalazła. A na zachowania mamy wpływ. Jednym z ważnych elementów rozmowy jest poszukiwanie zasobów, które mogą pomóc w zmianie sytuacji, zmianie zachowania.
A jeśli ta osoba nie ma żadnych zasobów?
Zawsze jakieś ma! Zobacz, przecież doznaje przemocy, a jednak wstaje rano, wykonuje swoje obowiązki, w jakiś sposób o siebie dba. W jej odczuciu zasoby mogą się kończyć, ale jednak znalazła w sobie moc sprawczą, żeby wykręcić do nas numer. To już dużo!
A czy ma szansę porozmawiać z tobą więcej niż raz? Czy to tak nie działa i będzie rozmawiała z tym, kto akurat podniesie słuchawkę?
Można umówić się na kolejną rozmowę, mówię, kiedy mam dyżur. Wtedy pogłębiamy psychoedukację. Rozmawiamy o naturze tego zjawiska. O tym, że osoba, która stosuje przemoc, robi to nie dlatego, że ktoś się niewłaściwie zachowuje. To jest tylko pretekst, jak w słynnej kampanii "Bo zupa była za słona"! A tak naprawdę przemoc jest zawsze pewną strategią.
Często jest tak, że osoby stosujące przemoc same jej wcześniej doznały i żyją w przekonaniu, że jest jedynym wyjściem. Bo tak naprawdę tu chodzi o uczucia i emocje, z którymi ta osoba nie potrafi sobie radzić. Najczęściej o niepewność i lęk. Czy relacja okaże się trwała, czy potrafię ją utrzymać, czy jestem ważny czy ważna itd. Odczuwam dyskomfort i nie znam innego sposobu, by sobie ulżyć, niż tylko użyć przewagi siły. To jest prosta droga do przemocy.
Którą stosuje się po to, żeby wymusić posłuszeństwo?
Wymuszanie posłuszeństwa to jest strategia. A jeśli sprawdzimy głębiej, i my to robimy podczas rozmów, to się okaże, że za tym się kryją potrzeby, które każdego z nas dotyczą, np. wpływu na swoją sytuację, szacunku, bycia ważnym. Natomiast jeśli nie rozpoznamy tej potrzeby i nie potrafimy mówić, co czujemy, żyjemy w przekonaniu, że jedyną możliwością, żeby na przykład utrzymać związek lub być dobrym w swoim mniemaniu rodzicem, jest właśnie posłuszeństwo. Albo kontrola. Przykład z kobietą, która nie miała 50 złotych u mechanika, idealnie to pokazuje. Można przypuścić, że jej partner w ten sposób ją sobie podporządkowuje i to mu daje poczucie wpływu. Często osoby stosujące przemoc mają dość sztywne myślenie i żyją w silnym przekonaniu, że to one mają rację. Trudno im zobaczyć drugiego człowieka.
Kiedy słucham tego, co mówisz i w jaki sposób o tym mówisz, sama zaczynam odczuwać bezradność! Czuję się przytłoczona i przerażona, a taka sytuacja przemocowa wydaje mi się koszmarem, z którego nie ma wyjścia.
Jest wyjście! Często jest to kwestia odpowiedniego wsparcia, poszerzenia perspektywy, przyjrzenia się strategiom radzenia sobie. Zarówno osoby doznające przemocy, jak i stosujące przemoc kierują się przekonaniami lub mitami, które mocno są zakorzenione w naszej kulturze. I w terapii indywidualnej, jaką prowadzę z osobami doświadczającymi przemocy, i w pogotowiu Niebieska Linia, kieruję się zasadą, że moją rolą jest bycie obok, pomaganie w poszukiwaniu rozwiązań, w poszukiwaniu zasobów, czasem pokazaniu, że obrana strategia nie prowadzi do celu. Ważne jest to, aby nie wymyślać rozwiązań i nie mówić, co ta osoba ma robić.
Pod tytułem: "Zostaw go! Rozwiedź się!"?
Myślę, że powiedzenie komuś: "Weź się rozwiedź!" niewiele się różni od zachowania osoby stosującej przemoc, bo ona też narzuca, co ktoś ma robić! Ja mogę mieć swoje wyobrażenie, ale zostawiam je z boku i szukam wspólnie rozwiązań, które osobie zgłaszającej się po pomoc w tym momencie odpowiadają. Widzę w niej nie ofiarę, której ja mam naprawić życie, ale kogoś, kto poszukuje wsparcia i poszerzenia perspektywy w trudnej sytuacji.
A poza tym rozwód przecież nie jest taki prosty.
No jasne. Osoby postronne zapominają o tym, że tam, gdzie się dzieje przemoc, poza sytuacjami przemocowymi są też fajne chwile, w których można się poczuć dobrze i odnaleźć miłość. Są też wspomnienia z czasów, kiedy była bliskość i był szacunek, i to wszystko ma ogromną wartość! A już w ogóle kluczowe dla zrozumienia sytuacji jest to, że w chwili kiedy on czy ona zaczynają stosować przemoc, to nie stają się nagle obcą osobą, wrogiem. Ale wciąż są żoną, mężem, ojcem, najważniejszą być może osobą w życiu.
Ludzie nie wchodzą w związki z założeniem, że to się źle skończy. Budują wyobrażenia, jak to będzie wyglądało i mają nadzieję. A z nadzieją trudno się pożegnać. Przemoc nie jest jednoznacznym wskazaniem do rozwodu, ale w każdym przypadku jest wskazaniem do podjęcia działań, które tę sytuację zmienią.
Pewnie najczęściej nie wiesz, jak później potoczyły się losy osób, z którym rozmawiałaś przez telefon?
Bywa, że one dzwonią tylko raz. Ale już ten jeden telefon jest bardzo ważny! Na poziomie psychologicznym zmiana dokonuje się w chwili, kiedy pojawia się wątpliwość, czy to, co się u nas dzieje, czy to, czego doświadczam, jest OK czy nie.
Powiedziałaś w pewnym momencie, że jesteś osobą, "która jest obok". To jest chyba kluczowe dla zachowania higieny psychicznej?
Tak. My pomagamy, ale to, o czym słyszymy, to nie jest nasze życie. Tylko tak do tego podchodząc, mogę zachować profesjonalizm i być skuteczną. I kiedy czasem ktoś dzwoni i mówi: "Dziękuję pani za tamtą rozmowę, ona była przełomem w moim życiu!", to znaczy, że mi się udaje. Nam się udaje! Bo pracuję w dużym zespole, gdzie wspólnie podejmujemy działania na rzecz osób dotkniętych przemocą.
Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim, dziennikarka. Współpracowała m.in z Gazetą Wyborczą Wrocław, Dziennikiem Polska Europa Świat i Dziennikiem Gazetą Prawną oraz UWAGĄ! TVN. W 2016 roku nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za materiał "Tu nie ma sprawiedliwości" o krzywdzie chorych na Alzheimera podopiecznych domu opieki.