
Jak stała się pani bohaterką dokumentu?
Miałam duże problemy zdrowotne i po wyjściu ze szpitala nie czułam się najlepiej, siedziałam przygnębiona w domu. Moje koleżanki - Lodzia i Jagódka, z którą przyjaźnię się od podstawówki - pewnego dnia zarządziły, że koniec z tym, nie mogę się tak izolować od ludzi. Wyciągnęły mnie do klubu seniora Uśmiech. Byłam tak zobojętniała na wszystko, że zgodziłam się tylko dlatego, żeby dały mi spokój (śmiech) . Chodziłam na te spotkania bez większego entuzjazmu, bo bardzo długo byłam obrażona na wszystkich mężczyzn i na cały świat.
Któregoś razu usiadłyśmy z Jagódką przy stoliku, zamówiłyśmy jedzenie, usłyszałyśmy muzykę. Pierwszy raz od dawna pomyślałam, że może jednak jest jeszcze w moim wieku szansa na odrobinę przyjemności. Że można żyć dużo lepiej niż żyłam do tej pory. Postanowiłam, że jeszcze nie będę umierać.
Pani na przyjemności sobie wcześniej nie pozwalała?
Odkąd pamiętam, byłam bardzo zapracowana. Wychowałam szóstkę dzieci, pracowałam na dwie, trzy zmiany. Szyłam, opiekowałam się starszymi osobami. Przez 45 lat tkwiłam w związku z alkoholikiem, damskim bokserem. Nie miałam czasu na zbyt wiele przyjemności.
Pewnego dnia na jednym ze spotkań w Uśmiechu pojawiła się ekipa filmowa. Zapytali, czy mogą mi przypiąć mikroport, zgodziłam się. Nieszczególnie mnie interesowało, co oni będą z tym potem robić. Po kilku spotkaniach ekipa zaproponowała, że pojedzie ze mną do Włoch w odwiedziny do męża. Po sfilmowaniu naszej kłótni reżyserki już wiedziały, że znalazły swój temat na film.
Nie obawiała się pani pokazać swojego małżeństwa z przemocowym mężem przed kamerą?
Nigdy wcześniej o tym otwarcie nie rozmawiałam. Wstydziłam się, całe życie słyszałam, że to są prywatne sprawy, o których nie powinno się mówić innym. Nikt nie wie, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami w domach alkoholików. Po ponad 40 latach związku z człowiekiem, który mnie bił, postanowiłam, że koniec z tym. Jeśli ktoś chce nagłośnić ten temat, zrobić o tym film, proszę bardzo. Może pomoże to jakiejś młodej dziewczynie, która dzięki temu ucieknie od takiego faceta, nie będzie się męczyć tyle lat, jak ja. Chcę pokazać tym kobietom, że z nawet najtragiczniejszej sytuacji jest zawsze wyjście.
Co musiało się wydarzyć, żeby pani odeszła raz na zawsze od męża?
Bardzo długo go usprawiedliwiałam, zasłaniałam się dobrem dzieci. Chciałam, żeby miały ojca. Chyba przełomem okazał się moment, w którym leżałam w szpitalu po ciężkiej operacji, a mój mąż ani razu mnie nie odwiedził. Nawet nie zadzwonił. Dopiero wtedy coś we mnie pękło. Nie wróciłam do Włoch do męża, zostałam w Polsce, w rodzinnym domu, który porządkowałam po śmierci mojej mamy. Pomyślałam: zobaczymy, co będzie dalej.
Kiedy zaczęły się problemy z przemocą w pani małżeństwie?
Tuż przed ślubem mąż powiedział mi, że nigdy w życiu nie podniósłby ręki na kobietę. "Kobieta jest święta", powtarzał. A później zrobił ze mnie worek treningowy.
Kiedy słyszę takie zapewnienia z ust mężczyzny, od razu zapala mi się czerwona lampka. Ktoś, kto nie używa przemocy, nie czuje potrzeby zapewniać o tym partnerki.
Ja mu wierzyłam. Jako młoda kobieta byłam bardzo łatwowierna i ufna w stosunku do ludzi. mi. A później padał na kolana i przepraszał, zapewniał mnie, że to się więcej nie powtórzy. Zawsze mu wybaczałam. A potem były kolejne awantury, bicie. Mąż nie dawał mi pieniędzy, pracowałam więc na okrągło na kilka zmian. No to wtedy on powiedział, że jego żona pracować nie będzie. I tak ze wszystkim.
Regularnie wzywałam policję, ale niewiele to pomagało. Przy funkcjonariuszach mąż się uspokajał, a ja słyszałam, że władza nie może ingerować w rodzinne sprawy i to ja powinnam panować nad swoim mężem. Nie dostawałam potrzebnego wsparcia od instytucji, które mogłyby mi pomóc od niego uciec.
Próbowałam wiele razy odejść. Pewnego dnia spakowałam walizki, wzięłam dzieci i ruszyłam przed siebie autostradą w kierunku rodzinnego Szczecina. Kupiłam działkę z domem wielkości kurnika. Byłam tam najszczęśliwsza, mimo że nie miałam bieżącej wody, prądu. To był taki spokój! Niestety, niedługo później okazało się, że mój mąż kupił działkę obok i to był koniec mojej wolności. Później wyjechałam do Włoch, ściągnęłam tam dzieci, wykształciłam. Tam też mnie znalazł. I tak to trwało przez wiele lat.
Patrząc na pani życie z dzisiejszej perspektywy, jak pani sądzi, dlaczego pani tak długo to znosiła?
Całe życie powtarzano mi, że małżeństwo jest "na dobre i na złe". Mówienie tego kobietom pozostającym w przemocowych związkach jest ogromną krzywdą. Co to właściwie znaczy? Gdzie jest granica między wspieraniem męża a dbaniem o własne zdrowie i szczęście? Kiedy należy powiedzieć: dość? Są takie sytuacje, w których odejście jest jedynym sposobem na uratowanie siebie. Ksiądz, z którym rozmawiałam w jednej ze scen filmu powiedział, że odejść jest łatwo, zdezerterować. Wcale nie jest łatwo. Trwanie przy człowieku uzależnionym od alkoholu, który odmawia leczenia, to jest koszmar. Nikomu tego nie życzę.
Polubiła pani samotne życie?
Byłam bardzo popularna w Uśmiechu. Panowie twierdzili, że nie jestem jak inne kobiety (śmiech) . To prawda, byłam wtedy chuda jak patyk po pobycie w szpitalu! Zawsze jestem ładnie ubrana, noszę makijaż. Uważam, że kobieta musi o siebie dbać. Każda może wyglądać pięknie. Przebieram i maluję w wyobraźni mijane na ulicy kobiety, myślę, która by dobrze wyglądała w danym kolorze, jak powinna się czesać, żeby podkreślić swoją urodę. Maluję je w myślach. Makijaż jest bardzo ważny.
Dlaczego?
Kiedy spaceruje pani z mężczyzną i mija was piękna kobieta w pełnym makijażu, on się na pewno odwróci i spojrzy na nią! Nie można się zaniedbywać.
Moja mama była piękną kobietą, wyglądała jak hollywoodzka gwiazda. Każdego dnia rano pomagałam jej zapiąć gorset, sprawdzałam, czy ma równy szew na pończochach. Mimo to tata zostawił ją dla młodszej kobiety. Dlatego uważam, że należy pielęgnować swój wygląd. Współczesne kobiety twierdzą, że nie mają czasu na układanie włosów, nie chcą nosić eleganckich ubrań na co dzień. To kiepska wymówka, ja pracowałam dzień i noc i nigdy nie pozwoliłam sobie na wyjście z domu bez ułożonych włosów i makijażu.
Wydaje mi się, że to kwestia wygody, a nie braku czasu.
Jak cię widzą, tak cię piszą. Ludzie zawsze traktują inaczej osoby, które wyglądają elegancko.
Jak poznała pani Wojtka?
Długo dostawałam od adoratorów numery telefonów, ale wszystkie wyrzucałam. Nie byłam zainteresowana wchodzeniem w nowy związek. Aż pewnego dnia nieznajomy mężczyzna zadzwonił do mnie i zapytał, czy mogłabym pomóc mu opatrzyć stłuczoną rękę. To był Wojtek. Najwyraźniej jedna z moich koleżanek musiała dać mu mój numer.
Na początku byłam zła na moje koleżanki, myślałam, że to żarty. Nie chciałam iść do obcego mężczyzny sama. Jestem jednak córką pielęgniarki i czułam się w obowiązku pomóc człowiekowi w potrzebie. Wzięłam więc ze sobą siostrę i poszłyśmy razem. Na miejscu okazało się, że Wojtek faktycznie ma rękę w gipsie i potrzebuje pomocy. Pamiętam, że już wtedy zaimponowała mi jego szczerość. To było dla mnie bardzo ważne, że mnie nie okłamał.
Od razu zaiskrzyło?
Długo nie wierzyłam żadnemu mężczyźnie, ale Wojtek mi się nie narzucał. Od tamtego pierwszego telefonu był wciąż obecny w moim życiu, spotykaliśmy się w Uśmiechu i poznawaliśmy coraz lepiej. Bardzo mnie wzruszało, z jaką czułością opowiadał o swojej mamie, którą się opiekował. Swoją cierpliwością i ciepłem sprawił, że z czasem pokochałam go. Uczę się przy nim mówienia na głos "kocham cię", okazywania uczuć. Nigdy nie potrafiłam tego robić, moi rodzice ani mąż mnie nie przytulali. Wojtek daje mi miłość za ojca, matkę i męża. Moje dzieci go zaakceptowały i są szczęśliwe, że mam kogoś, kto o mnie dba i mnie kocha.
Na rozwód się jednak nie zdecydowałam. Nie mam na to siły ani funduszy. Z jednej strony mam męża alkoholika, z drugiej - wspaniałego człowieka, który mnie wspiera i jest dla mnie dobry. Bardzo długo się bałam, że jeśli zdradzę męża, zjedzą mnie wyrzuty sumienia. I wie pani co? Zdradziłam. I bardzo się dobrze czuję. Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej?
Wojtek wydaje się niesamowity. Mężczyzna z pokolenia, któremu wpajano, że okazywanie uczuć jest słabością, potrafi przyznać się do błędu, przeprosić i powiedzieć wprost, że mu zależy.
Jest cudownym człowiekiem, ale też nie miał łatwego życia. Jako dziecko przeżył Powstanie Warszawskie, myślę że to się mocno odcisnęło na jego psychice. Jest ogromnie empatyczny i dba o ludzi. W ogóle uważam, że dojrzała miłość jest piękniejsza od młodocianej. Jest trwalsza. Obydwoje wiele przeszliśmy, wiemy, że nie zostało nam dużo czasu i chcemy wykorzystać go najlepiej, jak potrafimy. W takiej perspektywie człowiek przestaje się kłócić o głupoty.
Jak wygląda dojrzała miłość?
Jeździmy na działkę, remontujemy dom. Wojtek kocha pomidory i winogrona. Robimy weki, soki, dżemy z pomidorów. Nigdy bym nie pomyślała, że dżem z pomidorów może być taki dobry! Smakuje jak ze śliwek. Ja kupuję nowe sukienki i kapelusze. Zapisaliśmy się do szkoły tańca, Wojtek chciał, żebyśmy się nauczyli tańczyć walca. On pięknie tańczy, ale ja mu ciągle deptałam po palcach (śmiech) . Lubimy też razem śpiewać.
W tym momencie pani Jola zaczyna nucić:
Szukanie swej miłości, to nie stracony czas. Może powróci, mam tę nadzieję, połączy znowu nas. Miłość odnajdziesz w tańcu, lecz możesz ją też zgubić. Lepiej będzie, gdy pokochasz, szybko go poślubisz...
To pani piosenka?
Tak. Piszę wiersze, piosenki o moim życiu, o miłości. W domu rozkładam tapczan i robię z niego scenę i urządzam dla znajomych recitale. Śpiewanie jest dla mnie bardzo ważne, pomaga mi przetrwać trudne chwile.
W filmie rozmawia pani z nauczycielką śpiewu, która prosi panią, żeby powiedziała "kocham siebie". Pani jest niechętna, w końcu się przełamuje, ale od razu wycofuje się z tych słów, twierdząc, że to egoistyczne. Czy dzisiaj potrafi już pani sobie pozwolić na miłość do samej siebie?
Wciąż mam z tym problem. Nie mogę kochać siebie. Tak mówią według mnie egoiści. Kocham za to ludzi. W myślach ubieram ich w piękne rzeczy, śpiewam, tańczę. Nie potrafię inaczej.
Małgorzata Steciak. Dziennikarka. Publikowała m.in. w ''Gazecie Wyborczej'', ''Wysokich Obcasach Extra", "Polityce", na portalu Filmweb.pl. Wcześniej była redaktorką portali Onet.pl, Gazeta.pl. Stała współpracowniczka Weekend.gazeta.pl, Vogue.pl. Prowadzi edukacyjne zajęcia filmowe dla młodzieży w ramach programu Filmoteka Szkolna. Kiedy nie pisze o kinie, zajmuje się technologią VR i AR w firmie CinematicVR.