Rozmowa
Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat (fot. z archiwum Aleksandry Wierzbickiej)
Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat (fot. z archiwum Aleksandry Wierzbickiej)

"Z kim tak ci będzie źle jak ze mną?". Przewrotny to tytuł.

Dlaczego?

Bo posłużyłeś się fragmentem popularnej piosenki Kaliny Jędrusik. Spodziewałam się więc ogólnie znanych mi historii z jej życia ze Stanisławem Dygatem. A przede wszystkim stereotypów. Tymczasem twoja książka wywróciła moje myślenie o tej parze do góry nogami.

Myślałaś pewnie: Kalina Jędrusik to seksbomba, prawda?

Tak.

To pierwsze, co nam przychodzi do głowy. Ja też myślałem o niej samymi stereotypami. Jednak nie chciałem powielać tego schematu: pisarz i seksbomba, polscy Artur Miller i Marilyn Monroe. Zwłaszcza że taki wizerunek zawodowo bardzo Kalinie zaszkodził.

Zanim przeczytałam twoją książkę, znałam wspomnienia córki pisarza, Magdaleny Dygat. Także one złożyły się na moje wąskie myślenie: wielki pisarz omamiony i usidlony przez "pustą" seksbombę.

Magdalena Dygat czterokrotnie odmówiła mi jakiejkolwiek współpracy. Myślę, że relacja z ojcem była dla niej rodzajem traumy, z którą chciała się rozprawić, pisząc książkę "Rozstania" oraz robiąc dokument o ojcu. Wydaje mi się, że zamknęła w ten sposób rozdział życia związany z ojcem i nie chce do niego wracać. 

Ten brak kontaktu był trudny, bo przy każdej biograficznej książce staram się współpracować z bliskimi moich bohaterów, prosić ich o pomoc w rozstrzyganiu dylematów. Pisząc "Z kim tak ci będzie źle jak ze mną?", miałem więc kłopot, że Magda Dygat nie chciała ze mną rozmawiać. I na pewno obraz pisarza jest niepełny, bo brakuje relacji najbliższej mu osoby, czyli córki. Uwierz, że to dla mnie, pisarza, duży problem.

Zresztą nie tylko to było trudne. Do książki o Dygacie i Kalinie podchodziłem trzy razy. Musiałem na przykład w końcu uświadomić sobie, że Kalina jest zbyt intrygująca, żeby przedstawiać ją tak, jak robiono to do tej pory - jako seksbombę właśnie.

Kalina Jędrusik w podróży do USA na statku Stefan Batory, wczesne lata 60. ( fot. z archiwum Aleksandry Wierzbickiej)

Po raz kolejny przeczytałem też "Pożegnania" i inne książki Stanisława Dygata, i pomyślałem sobie, że choć pisał świetnie, to on już dzisiaj praktycznie nie istnieje.

Przetrwał przede wszystkim jako mąż Kaliny Jędrusik?

I największy intrygant Warszawy. Przetrwały głównie anegdoty dotyczące jego małżeństwa z Kaliną Jędrusik, ale kim był przed Kaliną? Pomyślałem, że mam szansę także o tym opowiedzieć, spojrzeć na ich związek z innej perspektywy. Pokazać, że byli oboje królami swego czasu, a jednocześnie jego ofiarami.

Dygat słusznie uchodził za hipnotyzera. Potrafił zaczarować rozmówców. Bawił się rzeczywistością, lubił coś rzucić, wywołać zamieszanie. Stąd nazywano go intrygantem. Kiedy tylko tracił do kogoś sympatię, natychmiast obdzwaniał wszystkich znajomych, aby wystawić tej osobie jak najgorsze świadectwo. Czasami kogoś brutalnie skreślał. Tak skreślił przyjaźń z Kazimierzem Kutzem, kiedy poróżnili się o scenariusz do filmu "Trędowata".

W trakcie pisania polubiłem ich oboje, i Kalinę, i Dygata, jednak w nim nie wszystko rozumiem. I choć bardzo rzadko zdarza mi się stawiać wobec moich bohaterów jakieś oskarżenie, przy Dygacie sobie pozwoliłem.

Po przeczytaniu twojej książki wiem, że równie dobrze Dygat mógłby zaśpiewać Kalinie "Z kim tak ci będzie źle jak ze mną?".

Stanisław Dygat, według mnie, był pozbawiony uczuć wyższych. Manipulował bliskimi. Także Kaliną, której bardzo zaszkodził. Mogła zagrać więcej wspaniałych ról, gdyby Dygat nie jątrzył. Namówił ją, by odeszła z Teatru Współczesnego. Chciał być panem jej losu, na czym Kalina, w moim odczuciu, traciła.

Ufała mu i pozwalała na podejmowanie decyzji dotyczących jej kariery. Mimo że była szalenie niezależna. Choć z drugiej strony uważała, że kobiety nie mogą być prawdziwymi poetkami. Że najwspanialszymi artystami są mężczyźni. Gdy słuchałem wywiadu radiowego z nią, w którym te słowa padły, nie mogłem w nie uwierzyć.

Kalina Jędrusik i Witold Lutosławski, lata 70. (fot. z archiwum Aleksandry Wierzbickiej)

Zatem nie była tak wyzwolona, jak nam się wydaje?

Ona nie musiała się wyzwalać! Urodziła się żywym srebrem. Została wychowana na kobietę niezależną, na wolnego ducha, który kontestuje rzeczywistość i ma prawo wypowiedzieć się w każdej sprawie, w dowolnej formie. Była wychowana poza konwenansem, poza ogólnie przyjętą obyczajowością.

Fakt, że jako młoda dziewczyna związała się z dużo starszym od siebie mężczyzną, jakim był Dygat, spowodował u niej jakiś rodzaj uległości. Jak inni, bliscy i przyjaciele, była częścią dworu pisarza i podlegała rygorowi tego dworu. To mnie szalenie zaskoczyło.

Utkwił mi w pamięci fragment, jak Dygat zrobił Kalinie awanturę, bo w domu zabrakło cukru.

Tę scenę opisał Tadeusz Konwicki, którego zaprosili na herbatę w Gdańsku, na samym początku ich związku, kiedy ledwo ze sobą zamieszkali. Ja ją tylko w książce przytaczam. Konwicki napisał, że byli wtedy tak biedni, że czuł się przy nich milionerem.

Z kolei córce podczas kłótni rozkazał, by natychmiast zwróciła mu zieloną torebkę, którą dał jej w prezencie.

Nie wiem, czy to zrobiła. Relacje Dygata z bliskimi tworzą na portrecie pisarza rysy. On nagle potrafił przestać z kimś być. W pewnym momencie zerwał nawet relacje z córką, co dla mnie jest wręcz niepojęte. Powiadomił ją, że z nią zrywa, oddał jej wszystkie fotografie. A potem mijał ją na ulicy, jakby jej w ogóle nie znał. Idąc z koleżanką, nie wiedziała, jak się zachować, ukłonić się, powiedzieć: dzień dobry.

Kalina Jędrusik w sukni ślubnej. Ślub ze Stanisławem Dygatem odbył się w 1957 roku (fot. z archiwum Aleksandry Wierzbickiej)

Pierwszą żonę, Władysławę Nawrocką, zdradzał z Kaliną, ale zapierał się tego, gdy padła groźba rozwodu. Żona nie ustąpiła i się rozwiedli. A jak wyglądało małżeństwo z Kaliną Jędrusik?

Kiedy urodziła dziecko, które nie przeżyło, zabrał je ze szpitala i pochował. Nigdy nie powiedział Kalinie, gdzie to zrobił, bo uważał, że nie powinna tego wiedzieć. Nie pozwolił jej też pożegnać się z dzieckiem i przeżyć żałoby. Właśnie dzisiaj brzmi to donośnie: facet decydujący o prawie kobiety, jej głosie, nawet o jej prawie do żałoby. Beznadziejnie okrutne. Kilka osób mówiło mi, że Kalina wracała do tego, podobno mówiła o córeczce "Ewa". I że żałuje, że nawet nie może pójść na jej grób.

Kalina była wyjątkowo wrażliwa. Czasem wręcz wstydliwa. Unikała ludzi.

Była gwiazdą przez 10 lat swojego zawodowego życia, między filmami "Lekarstwo na miłość" i "Jowita". Więcej takich propozycji nie miała. Seksbombę zrobił z niej Kabaret Starszych Panów - gdyby nie Kabaret, wspaniałe piosenki, trudno byłoby jej przetrwać w naszej świadomości, same filmy by nie wystarczyły.

Kalina nie potrafiła się już w pewnym momencie od tego wizerunku seksbomby oderwać. Malowała go codziennie na swojej twarzy: usta powiększała, oczy kociła. Kazimierz Kutz mówił, że można by Kalinę traktować jako idealną postać z powieści Dygata. Tyle tylko, że on nigdy takiej nie napisał. A Kutz wiedział, co mówi, bo dobrze moich bohaterów znał. Pomieszkiwał przecież u nich na Mokotowie, sypiając w wannie. 

 

Kalina ciężko pracowała, bo bywało, że musiała utrzymać i siebie, i męża, gdy Dygata objęto zakazem publikacji.

Nadszedł moment, że już nie znosiła wychodzić na scenę. Ale musiała zarabiać. Jeździła z chałturami po całej Polsce. Cierpiała na astmę, a dawała występy w salach pełnych zakurzonych mebli, stała za pełną kurzu kurtyną. Wykonywała swoje piękne piosenki w towarzystwie artystów, których twórczość kompletnie do Kaliny nie przystawała. Równocześnie popadała w konflikt z publicznością, która się od niej odsuwała.

Dlaczego? Bo już nie była dla niej tak atrakcyjna?

To, w czym Polacy się zakochali, stało się nagle problemem, nie tylko zresztą dla publiczności. Gdy Kalina grała w spektaklach telewizyjnych u Adama Hanuszkiewicza, była śliczną, eteryczną dziewczyną. Ludzie dzwonili do telewizji do postaci, którą grała. Potem, po Kabarecie Starszych Panów zakochała się w niej cała Polska. I raptem okazuje się, że ona nie podoba się władzy. Że nie pasuje do siermiężnej rzeczywistości, że mówi, co chce, i wygląda tak, jak ma ochotę.

W 1974 roku, kiedy była już kimś innym, Kalina zagrała u Andrzeja Wajdy w "Ziemi obiecanej". Jej postać, Lucy Zuckerowa, była wulgarna i niespełniona, nieszczęśliwa w małżeństwie. To, jak zagrała Lucy, nie spodobało się publiczności. Ktoś splunął jej pod nogi w sklepie. Zresztą Wajda wyciął najbardziej erotyczną scenę, jaką zagrała z Danielem Olbrychskim, bał się, że zaważy na decyzji Amerykańskiej Akademii Filmowej w sprawie Oscara.

Wolność Jędrusik nie spodobałaby się w tamtym czasie nawet w Ameryce. Nie dziwi więc, że polskiej publiczności aktorka też przestała się podobać. W pewnym momencie Kalina powiedziała, że nienawidzi wychodzić na scenę, bo wśród publiczności nie ma ani jednej życzliwej jej osoby. Być może dlatego nie walczyła już o swoją karierę.

Kalina Jędrusik i Stanisław Dygat na Placu Czerwonym w Moskwie, 1958 rok (fot. z archiwum Aleksandry Wierzbickiej)

Co masz na myśli?

Nie wydała za życia żadnej płyty, mimo że nagrała tyle piosenek. Nie chodziła za rolami filmowymi, nie naprzykrzała się reżyserom. O nic nie prosiła. Być może właśnie przez niechęć narastającą między nią a publicznością. I między nią samą a dawną Kaliną.

Kalina była niczym alter ego Dygata, pisarz był bez wątpienia jej największą miłością, a ona jego najlepszym przyjacielem. Doskonale się rozumieli. Nie potrafili bez siebie żyć, a spędzili razem 25 lat, co wcale nie jest mało, jak na takie wybuchowe małżeństwo. Choć znalazłem informację, że w 1968 roku, czyli na 10 lat przed śmiercią pisarza, myśleli o rozwodzie.

Stale się wzajemnie zdradzali.

Czy to były zdrady, jeśli dawali sobie wzajemnie przyzwolenie na relacje z innymi? Stanisław Dygat chciał, żeby Kalina była szczęśliwa. Żeby była w niej ta młodość, która urzekła go, gdy się poznali. Ta świeżość. Wiedział, że potrzeba jej do tego miłości, stanu zakochania.

Choć gdy po raz pierwszy związała się z kimś innym - a był to Tadeusz Pluciński, z którym grała w "Operze za trzy grosze" w Teatrze Współczesnym - Dygat miał z tym duży problem. Próbował z Plucińskim rozmawiać, ale ten się nie przyznał.

Kalina Jędrusik i Lech Wałęsa, lata 80. (fot. z archiwum Aleksandry Wierzbickiej)

A jednak!

Tak, ale z czasem odpuścił. Przyzwyczaił się do tej potrzeby Kaliny, że musiała się stale zakochiwać, zwłaszcza w mężczyznach, z którymi pracowała. Potrzebowała tego, żeby jaśnieć na scenie. Zrozumiał to, zwłaszcza że sam zakochiwał się w różnych aktorkach czy piosenkarkach, mniej lub bardziej platonicznie. A Kalina go ubierała na randki. Wzajemnie pytali o swoich kochanków, opowiadali sobie o nich.

Kalina wyjeżdżała na wakacje z Wojciechem Gąssowskim, z którym Dygat chodził na mecze. Po jakimś czasie Gąssowski zamieszkał z nimi w domu na Żoliborzu, a potem związał się z Małgorzatą Potocką i ona też wprowadziła się do tej willi. Więc czy to można nazwać zdradami?

Jednego ze swoich kochanków, znanego szermierza, Kalina po pewnym czasie "przekazała" Zofii Czerwińskiej, z którą się przyjaźniła. Uważasz, że do małżeństwa Jędrusik z Dygatem bardziej pasowałoby dzisiejsze określenie "otwarty związek" niż "zdrada"?

Coś w tym stylu. Choć "otwarty związek" brzmi w ich przypadku nieco banalnie. Jędrusik i Dygat w pełni się rozumieli, dobrze znali swoje oczekiwania i słabości. Doskonale wiedzieli, że flirt czy romans z kimś innym jest im potrzebny do kontynuowania ich małżeństwa.

Ciekawe, jak by Dygat zareagował na romans Jędrusik z dużo młodszym perkusistą Saszą Jedyneckim. Kalina chciała nawet wyjść za niego za mąż.

Kalina związała się z Jedyneckim już po śmierci Dygata. Sasza zaś był świeżo po rozstaniu z Basią Trzetrzelewską. Spotkali się w podobnym momencie swojego życia, oboje mocno zrozpaczeni. Związek z mężczyzną młodszym o ponad 20 lat sprawił, że Kalina na nowo rozkwitła.

Sasza i Kalina razem zamieszkali, przez parę lat byli szczęśliwi. Jednak w pewnym momencie ona przestała o ten związek walczyć. Może uświadomiła sobie, że jest zbyt chora? Sasza pozostał dla niej bardzo ważny.

Czy zastąpił Dygata? Nie, jego nie dało się zastąpić.

Stanisław Dygat (fot. z archiwum Aleksandry Wierzbickiej)

Mam wrażenie, że Kalina odchodziła jako kobieta bardzo nieszczęśliwa.

Jeszcze za życia Dygata małżonkom zaciskała się pętla wokół szyi. Byli śledzeni, podsłuchiwani, pisarza objęto zakazem druku, jego spektakl zdjęto z afisza. Gdy zmarł, Kalina zaangażowała się w Solidarność, pomagała internowanym, czekała na nową Polskę. Jednocześnie jej życie stawało się puste. Nie była już gwiazdą i łapczywie szukała ludzi, którymi mogłaby pokierować. Nie miała dziecka i nie miała już przecież męża, który w jakimś sensie był jej dzieckiem.

Myślę, że czuła się samotna. Gdy w 1989 roku zmieniła się Polska, Kalina zrozumiała, że znowu do niej nie pasuje. Nikt nie chciał wydać jej płyty, propozycje zawodowe nie spływały. Borykała się też z problemami finansowymi. O nic nie prosiła. "Smutny czas. Nasi koledzy schamieli" - mówiła. W 1991 roku zmarła.

Nie wiem, czy odchodziła w nieszczęściu. Na pewno była zmęczona rzeczywistością, rozdrażniona, zawiedziona ludźmi. Odchodziła rozczarowana. Żeby nie być gołosłownym - wnioskuję to ze sposobu, w jaki wchodziła w konflikty z osobami, które były dla niej ważne. Magda Umer, jej chrześnica, opowiedziała mi, że w pewnym momencie, z błahego powodu, Kalina się z nią pokłóciła i zerwała kontakt.

Mówisz, że Kalina była pod koniec życia bardzo zmęczona. Może dlatego stała się trudna, konfliktowa?

Jak większość pokolenia naznaczonego wojną, miała potrzebę, by odczuwać wszystko intensywniej. Gdy Niemcy weszli do jej rodzinnego domu, wyskoczyła przez okno. Matka krzyczała: "Nie strzelajcie! To jest moje dziecko!".

Z kolei Stanisław Dygat, który niewiele o swoich wojennych doświadczeniach mówił, przeszedł obóz w Pruszkowie. Początkowo był oszołomiony ówczesnym systemem, należał do partii. Gdy rzucił legitymacją, popadł w niełaski. Od początku był z innego świata. Przecież przed wojną przy stoliku w Cafe Zodiak spotykał Witolda Gombrowicza, Kazimierza Brandysa i Zuzannę Ginczankę. Pochodził z zamożnej rodziny, a jego dziadkowie byli prawnymi opiekunami Cypriana Kamila Norwida.

Jego ojciec wyjechał do Brazylii, nie wytrzymał rzeczywistości PRL-u. Dygat próbował się w niej odnaleźć, ale nie było to dla niego łatwe. Kiedy objęto go zakazem druku, był zdruzgotany. A gdy w 1977 roku, na kolaudacji filmu "Palace Hotel" - według jego opowiadania - bronił młodą reżyserkę Ewę Kruk, usłyszał: "Pan nie jest prawdziwym Polakiem", był zdruzgotany. To było najboleśniejsze, co mógł usłyszeć. Zacietrzewił się.

Zobacz wideo Polskie kino coraz częściej zachwyca się PRL-em

Uważasz, że te słowa wpędziły go do grobu?

Był już wtedy ciężko chory na serce. Wpadł w rozpacz. Nie mógł się już podnieść. A jednocześnie może Kalina nie była już tą osobą, z której mógłby czerpać energię. Ona też była zmęczona wspólnym życiem. Tym, że ciągle musiała sobie radzić.

Dygat zmarł na atak serca w 1978 roku. Kalina do końca życia powtarzała, że to ta kolaudacja go zabiła.

Nowa książka o Kalinie Jędrusik i Stanisławie Dygacie oraz autor biografii (fot. mat. prasowe/fot. Larissa Baldovin)

Remigiusz Grzela. Prozaik, poeta i dramaturg. Jest autorem m.in. biografii Joanny Penson "Było, więc minęło", Barbary Krafftówny "Krafftówna w krainie czarów", Ireny Gelblum "Wybór Ireny", Mariana Kociniaka "Spełniony" oraz książki "Podwójne życie reporterki. Fallaci. Torańska".

Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka słoni, mądrych ludzi, z którymi rozmawia też w podcaście "Miłość i Swoboda", kawy i klasycznych samochodów.