Rozmowa
Eton College - jedna z najbardziej prestiżowych szkół z internatem. Uczyli się w niej: Alex Renton, Boris Johnson, George Orwell, Aldous Huxley (fot: Shutterstock.com)
Eton College - jedna z najbardziej prestiżowych szkół z internatem. Uczyli się w niej: Alex Renton, Boris Johnson, George Orwell, Aldous Huxley (fot: Shutterstock.com)

Auberon Waugh, absolwent szkoły z internatem, satyryk, tak powiedział o angielskim zwyczaju oddawania potomstwa do szkół z internatem: "Anglicy słyną przecież w całym cywilizowanym świecie z nienawiści do dzieci". Dlaczego Anglicy tak bardzo nienawidzą dzieci?

Dobre pytanie. To bardzo dziwne, prawda? Moi rodzice wysłali mnie do szkoły z internatem, kiedy miałem osiem lat. Dokładnie tyle, ile teraz ma mój syn. Gdy na niego patrzę, myślę sobie, że złamałoby mi to serce, gdybym w tej chwili miał się z nim rozstać. Nie tylko dlatego, że uważam, iż byłoby to po prostu złe, ale też dlatego, że uwielbiam spędzać z nim czas, daje mi to mnóstwo radości.

Opisy, w jaki sposób rodzice żegnali się z dziećmi, gdy te odwożone były do szkół z internatem, były tak poruszające, że chciało mi się płakać. Niektóre dzieci wyciągano z samochodów siłą - rodzice odginali po kolei palce zaciśnięte na zagłówku. Robili dobrą minę do złej gry, moment pożegnania był trudny również dla nich. Przekonywali zrozpaczonych synów, że mają "być mężczyznami i dorosnąć".

W żadnej innej kulturze nie wymyślono, żeby wysyłać dzieci do szkół z internatem w wieku ośmiu lat.

A w niektórych przypadkach nawet wcześniej - najmłodszy podopieczny w historii słynnej szkoły zaczął naukę w 1766 roku, kiedy miał cztery lata.

Jeśli gdziekolwiek na świecie taka praktyka była stosowana, to później, gdy dziecko wchodziło w wiek dojrzewania. Więc jesteśmy pod tym względem wyjątkowi. Ma to oczywiście związek z tradycją, która sięga XVIII wieku.

'W żadnej innej kulturze nie wymyślono, żeby wysyłać dzieci do szkół z internatem w wieku ośmiu lat' (fot: Shutterstock.com)

Mieszkanie w szkołach wzięło się w pewnym sensie z konieczności.

Dzieci mieszkańców angielskiej wsi, którzy żyli w odziedziczonych po przodkach domach, mogły albo odebrać domową edukację, albo zostać odesłane do szkoły, w której nauczycieli było więcej, co miało zapewnić lepszą edukację. Ów model bardzo szybko stał się tym preferowanym, a gdy Wielka Brytania zaczęła skutecznie realizować swoje imperialistyczne ambicje, stało się dla klasy rządzącej oczywiste, że to jedyny sposób, aby "wyprodukować" odnoszących sukcesy władców i wojskowych. Takie myślenie oczywiście ma rację bytu aż do momentu, kiedy twoje imperium upadnie.

Nauka w takiej szkole to ogromny koszt.

Zaczynałem edukację w wieku ośmiu lat w Ashdown House. To szkoła podstawowa z internatem, która słynęła również z tego, że jej absolwenci dostawali się do Eton College. Rok w Ashdown House kosztował 600 funtów. A oprócz mnie rodzice chcieli wysłać do szkoły z internatem jeszcze czwórkę mojego rodzeństwa! Dzisiaj rok nauki w Ashdown kosztuje ponad 26 000 funtów.

Jednocześnie ani ja nie chciałem iść do szkoły z internatem, ani moja mama nie chciała, abym tam szedł. Jestem przekonany, że nawet mój tata nie był zachwycony tym pomysłem. Mówili: Wiemy, że jesteś nieszczęśliwy, ale tak samo nieszczęśliwy był twój ojciec.

Dziecko powinno cierpieć.

Rodzina twojej mamy przez 11 pokoleń wysyłała dzieci do szkół z internatem. Bycie nieszczęśliwym było jakby wpisane w los dziecka. Nazywasz to normalizacją nieszczęścia.

Ashdown House (fot: Shutterstock.com)

Bo w jaki sposób lepiej udowodnić sobie, że nasze doświadczenie internatu było dobre, niż posyłając ukochane dzieci w to samo miejsce? W szkole dzieci były namawiane, a raczej przymuszane, do ignorowania tęsknoty za domem i ukrywania łez, nie mogły okazywać emocji. Zbytnia uczuciowość była karana, publicznie wyszydzana.

Gdy dyrektor szkoły, do której chodziłem, po raz pierwszy mnie uderzył - za to, że rozmawiałem podczas lekcji - popłakałem się. Miałem dziewięć lat. Następnego dnia na forum całej szkoły powiedział: "Wczoraj byłem zmuszony ukarać dwóch uczniów. Smith przyjął to jak mężczyzna, Renton beczał jak niemowlę". Publiczne poniżanie było stałym elementem wychowawczym. Z czasem uczniowie wykształcili w sobie obojętny stosunek do tych praktyk, by chronić zdrowie psychiczne.

Jedną z głównych metod wychowawczych było bicie, i nie chodziło o niewinne klapsy. Wskutek brutalnej chłosty dziećmi musiał się niekiedy zająć lekarz.

Bicie służyło zdyscyplinowaniu, ale miało również inny cel. Wielu nauczycieli po prostu czerpało z tego seksualną przyjemność. Moi rozmówcy - byli uczniowie szkół z internatem - pisali mi, że często zauważali dziwne zachowania chłostających je osób: poruszenie w spodniach nauczyciela, ciężki oddech czy czerwoną, podekscytowaną twarz.

W szkołach dochodziło również do molestowania seksualnego. Ty byłeś jedną z ofiar.

Nauczyciel matematyki lubił wkładać mi oraz innym uczniom ręce w spodnie.

Powiedziałeś o tym rodzicom?

Tak, chociaż wyparłem ten fakt. Dopiero w 2013 roku, gdy w prasie pojawiły się doniesienia o dochodzeniu w sprawie molestowania prowadzonym w Ashdown House, matka przypomniała mi o tym.

Rodzice mówili mi: Wiemy, że jesteś nieszczęśliwy, ale tak samo nieszczęśliwy był twój ojciec (fot: Shutterstock.com)

Podobno jak miałem dziewięć lat, doniosłem jej, że jeden z nauczycieli dotyka mnie w sposób, który mi się nie podoba. Osobiście pojechała do szkoły, by zaprotestować. Zastała żonę dyrektora, która zaczęła ją urabiać. Powiedziała, że zgłoszenie oficjalnej skargi spowodowałoby nieprzyjemności, a poza tym to dzieci zmyślają. Dziś moja matka twierdzi, że została zmuszona do milczenia.

Ale ogromna liczba uczniów decydowała się nie mówić rodzicom o molestowaniu.

Między innymi właśnie dlatego, że bali się, iż nikt im nie uwierzy. Kierował nimi również wstyd - czuli się współwinni. Nauczyciele często stosowali jedną z najokrutniejszych form manipulacji: najpierw robili wszystko, żeby dane dziecko poczuło się kochane, a następnie je wykorzystywali. Tak działał na przykład Martin Haigh, który uczył mnie i między innymi premiera Borisa Johnsona. Dyrektor szkoły mógł go zatrzymać, ale tego nie zrobił.

W 1975 roku ówczesny dyrektor Ashdown zwolnił Haigha po skargach rodziców.

Ale nie zgłosił tego żadnym służbom. Nauczyciel pracował jeszcze przez lata w innych placówkach. Dopiero w 2017 roku usłyszał wyrok 12 lat więzienia za wykorzystywanie seksualne. Co i tak jest ogromnym sukcesem dla jego ofiar - dziś pięćdziesięcioletnich mężczyzn.

Byli rodzice, którzy reagowali na skargi dzieci, mnóstwo jednak tego nie robiło.

Można powiedzieć bez wahania, że rodzice działali w zmowie ze szkołą. Wiedzieli, jak ich dzieci cierpiały, i na to przyzwalali, bo uważali, że to dla ich dobra. Gdy powiedziałem ojcu, że nauczyciel uderzył mnie w gołą pupę kijem bambusowym, tak mocno, że zostały mi ślady, odpowiedział: "Najwyraźniej byłeś niegrzeczny ".

Wszystko w imię przyszłych przywilejów. Dla wielu rodziców sensem posłania dziecka do szkoły był awans klasowy - dzięki temu, że ich synowie uczęszczali do słynnej szkoły, i oni zyskiwali prestiż społeczny.

Żeby dostać się do szkoły, trzeba było mieć odpowiednie pochodzenie i status społeczny, ale pieniądze były tak samo ważne. Jak tylko rodzina miała wystarczająco dużo środków, mogła bez większych problemów kupić swojemu dziecku miejsce w szkole. I pomijając wszelkie nadużycia, rodzice dostawali dokładnie to, za co płacili - członkostwo ich dzieci w establishmencie, brytyjskiej klasie uprzywilejowanej. Patrząc na to z tej perspektywy, nie była to zła inwestycja, zwłaszcza w kraju, w którym państwowy system edukacji był fatalny.

Dla wielu rodziców sensem posłania dziecka do szkoły był awans klasowy - dzięki temu, że ich synowie uczęszczali do słynnej szkoły, i oni zyskiwali prestiż społeczny (fot: Shutterstock.com)

Większość osób, z którymi dziś się przyjaźnię, chodziła ze mną do Eton. Są dziś generałami, kapitanami, biznesmenami. Boris Johnson też jest absolwentem tej szkoły. Bez wahania można powiedzieć, że ten system edukacji działa. I wiedzą to nie tylko Brytyjczycy, ale też zamożni cudzoziemcy - 30 procent uczniów w brytyjskich szkołach z internatem to dzieci najbogatszych rodzin z Chin i Rosji.

Wysyłając swoje dziecko do szkoły z internatem, kupujesz mu wstęp do klasy rządzącej, a sobie awans na drabinie społecznej, ale jest to cholernie ryzykowne i - jak w przypadku moim i wielu innych - bardzo bolesne doświadczenie, które rzutuje na całe twoje życie.

Jak to? Jesteś uznanym dziennikarzem, masz żonę, dwójkę dzieci.

Jako nastolatek byłem bardzo zbuntowany, zły na wszystko i wszystkich: nauczycieli, rodziców. Doprowadziłem do tego, że wydalono mnie z Eton, o co moi rodzice byli wściekli. Mój ojciec był ministrem w rządzie Margaret Thatcher, był szanowanym człowiekiem, a ja tylko przynosiłem mu wstyd. Robiłem to oczywiście specjalnie, chciałem zranić rodziców, bo mnie zawiedli.

Poradzenie sobie z gniewem było dla mnie największym wyzwaniem. Coś o tym wie moja żona, która nieraz była świadkiem moich irracjonalnych wybuchów złości. Walczyłem też z uzależnieniem od seksu, narkotyków, alkoholu. Dzięki terapii udało mi się przepracować traumę, ale w dalszym ciągu jestem osobą potrzebującą dużo uwagi, nie radzę sobie z odrzuceniem, boję się, gdy zostaję sam, mam koszmary, że ktoś mnie porzuca.

Gdy na potrzeby jednego z artykułów odwiedziłem po 40 latach Ashdown z moją żoną - udawaliśmy małżeństwo zainteresowane posłaniem do szkoły swojego syna - zdałem sobie sprawę, jak dewastującym doświadczeniem była dla mnie nauka tam. Widok tego miejsca przywołał wszystkie wspomnienia. Nawet zapach był ten sam. Smutek w oczach jednego z uczniów przypomniał mi, jak bardzo byłem tam nieszczęśliwy. Obecny na miejscu dyrektor skomentował to słowami: "Wkrótce mu przejdzie ".

Do szkoły z internatem chodził również premier Wielkiej Brytanii, Boris Johnson (fot: Shutterstock.com)

Świetną formą terapii jest również zemsta. Człowiek, który mnie wykorzystywał, w końcu trafił za kratki, a szkoła, do której chodziłem, została zamknięta. Nie namawiam jednak nikogo, kto był ofiarą przemocy, żeby zeznawał - wiele spraw ciągnie się latami, to bardzo frustrujący proces, nie zawsze z happy endem.

Gdy w 2014 roku opisałeś w mediach, czego doświadczyłeś w Ashdown, otrzymałeś setki wiadomości od byłych uczniów szkół z internatem.

Czytanie tych wszystkich przerażających historii było przytłaczające. Smutne jest nie tylko to, jakich nadużyć doświadczyli byli uczniowie, ale też jak rujnujący wpływ miało to na ich życie. Pisali, że byli żonaci lub zamężni już trzykrotnie i ani jedno małżeństwo się nie udało, że jako rodzice ponieśli porażkę, bo dzieci nie chcą z nimi rozmawiać. Dostawałem też maile od ich partnerów. Pisali, że ich mężowie czy żony są emocjonalnie niedostępni, nie sposób do nich dotrzeć, a na terapię iść nie chcą. Kilka osób udało mi się uczynić szczęśliwszymi tylko dlatego, że dały się namówić na pójście do psychologa. A kilkoro rodziców odwiodłem od pomysłu wysłania dziecka do szkoły z internatem.

W dalszym ciągu może w nich dochodzić do nadużyć wobec dzieci?

W ostatnich latach świadomość społeczna na ten temat bardzo wzrosła, ludzie nie przeszliby obojętnie wobec tego typu nadużyć. Ale szkoły z internatem wciąż funkcjonują.

Oczywiście najbardziej oburzająca jest przemoc fizyczna, seksualna, gwałt. I, niestety, mężczyźni, którzy się tego dopuścili, wciąż są na wolności. Ale równie dotkliwa jak przemoc fizyczna jest dla dziecka przemoc psychiczna i samo przebywanie w szkole. Niektórzy pisali do mnie, jakby przepraszając: "Nikt mnie w szkole nie wykorzystywał, jednocześnie przez cały czas byłem bardzo nieszczęśliwy. Nikt mnie nie lubił, czułem się niekochany. Mama i tata nie reagowali, gdy mówiłem, że jest mi źle. Jak ich odwiedzałem w wakacje, było cudownie, jednocześnie przez cały czas prześladowała mnie myśl, że za chwilę będę musiał wrócić do tego pozbawionego miłości piekła. Trwało to pięć lat".

Doszliśmy do perfekcji w wychwytywaniu skutków przemocy fizycznej wobec dzieci, teraz powinniśmy skupić się na skutkach, jakie wywołuje brak miłości, zerwana więź, brak poczucia bezpieczeństwa. Słynny psycholog dziecięcy John Bowlby powiedział kiedyś: "Nie posłałbym do szkoły z internatem w wieku siedmiu lat nawet psa" . To jest po prostu złe. Donald Trump chodził do szkoły z internatem. Myślę, że jest on emocjonalnie zaburzony.

Ale nie wszystko, co złe, można zwalić na szkoły z internatem.

Absolutnie. Weszło już ludziom w nawyk, żeby nieporadne rządy konserwatywnego brytyjskiego establishmentu tłumaczyć tym, że prawie wszyscy jego członkowie uczęszczali do szkół z internatem. Tuż po publikacji książki w Wielkiej Brytanii zorganizowaliśmy wydarzenie z udziałem międzynarodowych dziennikarzy. Pierwsze pytanie, jakie padło - zadał je wysłannik z Niemiec - brzmiało: "Jak pan sądzi, czy kultowe szkoły z internatem są odpowiedzialne za brexit?". (śmiech)

Życie jest o wiele bardziej skomplikowane. O ile naprawdę wierzę w to, że brytyjski system szkolnictwa miał wpływ na działania brytyjskich imperialistów - pozbawionych empatii, przekonanych o swojej potędze - o tyle nie uważam, że premier Boris Johnson nie ma współczucia dla biednych, dlatego że uczęszczał do szkoły z internatem. Chodziłem z Borisem do szkoły. Uważam, że jest ostatnim idiotą - można mnie cytować - ocenianie go jednak przez pryzmat tego, gdzie się uczył, byłoby z mojej strony prymitywne i niedojrzałe.

George Orwell napisał słynny esej o szkołach z internatem (fot: Shutterstock.com)

Ty również chodziłeś do szkoły z internatem, a zostałeś dziennikarzem śledczym.

George Orwell również był produktem tego systemu edukacji. Napisał o nim rewelacyjny esej. Wspomniał w nim między innymi, że szkoły z internatem nie były jak restauracje McDonald's, produkujące kanapki, które niczym się między sobą nie różnią - produkowały różnorodne osobowości, wywoływały w młodych ludziach bunt. Gdy jesteś wściekłym buntownikiem, który podważa wszelkie autorytety, dorasta w przekonaniu, że dorośli to kłamcy i hipokryci, nic dziwnego, że w przyszłości zostajesz dziennikarzem śledczym, którego praca polega na kwestionowaniu wszystkiego, co robi establishment.

Wciąż masz żal do rodziców, że nie reagowali, gdy cierpiałeś?

Już nie, ale zajęło mi dużo czasu, żeby tę złość przepracować. Moja mama była wściekła, gdy dowiedziała się, że będę pisać książkę o szkołach z internatem. Powiedziała: "W młodości wyrządziłeś tak wiele szkód naszej rodzinie. Dlaczego znów chcesz to robić? ". Dopiero gdy mój oprawca trafił za kratki, przyznała, że może rzeczywiście coś z tą szkołą było nie tak.

Pewnie to zabrzmi dziwnie, ale jest we mnie zrozumienie dla pedofilów, wielu z nich było w młodości wykorzystywanych. Najmniej zrozumienia mam dla tych, którzy umożliwiali im kontakt z dziećmi i nękanie ich. To dyrektorzy szkół, a także rodzice. Jesteśmy świetni w krytykowaniu ubogich rodzin za nieodpowiedzialne rodzicielstwo - rodzenie zbyt wielu dzieci, zaniedbywanie ich. Ale spójrzmy na tych bogatych, będących u władzy - wszystko wskazuje na to, że to oni są jeszcze gorszymi rodzicami, bo przyzwalają na okrucieństwo wobec własnych dzieci. To, że zapewniasz dziecku dobrobyt i dostęp do edukacji, nie czyni cię dobrym rodzicem. 

Alex Renton, 'Jak wytresować lorda', Wydawnictwo Prószyński i S-ka (fot: Ruth Renton/ materiały prasowe)

Alex Renton. Brytyjski dziennikarz. Pracuje m.in. dla takich pism, jak "Independent", "Guardian", "Observer", "Times", "Daily Mail", "Prospect Magazine" czy "Newsweek", a także dla radia i telewizji. Specjalizuje się w reportażu, dziennikarstwie społecznym i śledczym. Wielokrotnie nagradzany za swoje teksty.

Ewa Jankowska. Dziennikarka magazynu Weekend.Gazeta.pl, była redaktor naczelna serwisu Metrowarszawa.pl. Wcześniej pracowała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała w serwisie Ksiazki.wp.pl, magazynie Vice.com. Absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu.