Rozmowa
Błażej Król / Fot. materiały prasowe Męskiego Grania (Błażej Król / Fot. materiały prasowe Męskiego Grania)
Błażej Król / Fot. materiały prasowe Męskiego Grania (Błażej Król / Fot. materiały prasowe Męskiego Grania)

Podobno wszystkie twoje piosenki powstają w sypialni.

W naszym domku na wsi pod Gorzowem Wielkopolskim, w pokoju, w którym z żoną śpimy i wszystko mamy pod ręką. Może to nie jest najlepsze dla higieny psychicznej - spać i tworzyć w jednym miejscu - ale dla nas to najbardziej komfortowe. 

A jak było ze "Świtem", tegorocznym hymnem festiwalu Męskie Granie?

"Świt" też powstał w warunkach prawie sypialnianych, u Olka Świerkota [kompozytor, gitarzysta, producent muzyczny, współtwórca muzyki i producent singla "Świt" - przyp. red.] na Saskiej Kępie, w studio, które bardziej przypomina miły pokój. Zaczęliśmy z Darią i Igo [oprócz Króla tegoroczną Orkiestrę Męskiego Grania, czyli główny skład muzyczny, tworzą Daria Zawiałow i Igor Walaszek, znany jako Igo - przyp. red.] grać, śmiać się, bawić i w kilka godzin utwór był gotowy. 

Żartujesz. Myślałam, że to zajęło tygodnie.

Nie.  

Jesteś zadowolony z efektu?

 

Bardzo, ponieważ "Świtem" uciekliśmy od woodstockowo-hymnowej rockowości. Nie znoszę refrenów w stylu "na na na, la la la", które łatwo zaśpiewać pod wpływem napojów wyskokowych w tłumie, gdy czujemy, że "łączy nas melodia". 

Była presja, że tworzycie zupełnie nowy skład Męskiego Grania, całkiem inną w klimacie od dotychczasowych hymnów piosenkę i słuchacze mogą to różnie komentować?

Owszem. W pierwszym tygodniu od premiery "Świtu" przeczytałem chyba większość komentarzy - wiem, że to perwersyjne i niezdrowe, ale ja lubię. I faktycznie, słuchacz Męskiego Grania jest mocno przyzwyczajony do tego, co zna - ukochanych twarzy, głosów. Nie lubi zmian.  

Czytam, że nie jestem Organkiem ani Kasią Nosowską, albo że jestem "polską wersją Dawida Podsiadło". No dobra, to ostatnie akurat sam wymyśliłem. No nie jestem Organkiem, racja. Ale co to za argument? 

Chyba najgorsze słowa krytyki, jakie przeczytałem, to że jestem nijaki. Ale nie zawsze i nie dla każdego muszę być "jakiś". 

Występowałeś już na scenach Męskiego Grania.

Przez lata robiłem już w zasadzie wszystko na Męskim Graniu - od śpiewania cudzych utworów, przez występy gościnne, aż do koncertów na Małej i Dużej Scenie. Teraz jestem częścią Orkiestry i to faktycznie inny kaliber.  

Od lat powtarzam w różnych wywiadach: Męskie Granie to wyjątkowy festiwal. Wystarczy tam pojechać i poznać ludzi. Kasia Nosowska, Piotr Rogucki i reszta jest po prostu normalna. Nie gada się o Stockhausenie [kontrowersyjny kompozytor - przyp. red.] albo improwizowanej orkiestrze, która przez godzinę nie wydała żadnego dźwięku. Tematy są zwyczajne - czasem się łezka w oku kręci, a czasem nie możesz się przestać śmiać. 

Nie wszędzie tak jest?

Grając przez wiele lat na innych czołowych festiwalach w Polsce, poznałem różne backstage'e. Awangardowe głowy, mimo całej swej "alternatywności" i otwarcia, bywają jednak bardzo zamknięte.  

Obserwuję też w social mediach wpisy dalszych i bliższych znajomych artystów. Jest jakiś lęk przed Męskim Graniem. Dużo cynizmu śmiesznego na siłę i chyba nieco zawiści u tych, którzy grają "alternatywę" i czują, że im się nie udało. 

"Błażej Król się sprzedał"?

Pojawiają się takie głosy. Nie przejmuję się nimi, może dlatego, że muzyka jest dla mnie w tej chwili najważniejsza, a mam to szczęście, że cały czas robię to, co lubię, nikt mi nic nie narzuca, świetnie się bawię na koncertach, grając z przyjaciółmi. I jeszcze to jest doceniane w coraz większym gronie, idzie w Polskę, docieram do nowych słuchaczy. 

Jak byłem młodszy, sam krytykowałem: "Ej, sprzedał się, komercyjne g*wno". Koncerty na 30 osób i psa nadal mnie kręcą, bo do każdego słuchacza trzeba umieć trafić, ale to jest bardzo przyjemne podniecenie, gdy dalej robię swoje dziwne popowe piosenki i działa to na kogoś spoza mojego światka.  

Oczywiście pieniądze też są ważne. Jestem na scenie już 20 lat. I myślę, że gdybym dziś grał za hummus, trzy marchewki i zwrot kosztów, bardzo bym się frustrował. Pewnie zacząłbym wylewać jad w Internecie. A gdy ktoś cię docenia w taki najprostszy sposób, że ci płaci i możesz utrzymać rodzinę, to radość z grania znów wychodzi na pierwszy plan. 

Tworzysz muzykę alternatywną, a mimo to jedna z twoich piosenek była też motywem przewodnim serialu "Pod powierzchnią" wyprodukowanego przez TVN.

Nie boję się też wystąpienia w reklamie, mam kwity na to, że każda piosenka, którą wykonuję, została napisana przeze mnie. Ale jeżeli coś mi nie pasuje, wolę odmówić niż potem budzić się w nocy ze strzygą na piersi, która krzyczy: ""Sprzedałeś się!".  

"Komercyjne" jest wszystko, co ma większy budżet, zakłada chęć zdobycia jak największego grona odbiorców, jest w telewizji. Oczywiście zawsze będą się pojawiały głosy, że "Król się sprzedał". Przed Męskim Graniem na 500 tysięcy odsłuchów piosenki hejt pojawiał się w proporcjach pięć na sto komentarzy. Gdy piosenka ma pięć milionów odsłuchów, jak "Świt", wszystkiego jest więcej.

Ale mam takie głupie szczęście, że hejt przechodzi bokiem. To znaczy czytam komentarze hejterów, ale ich nie przeżywam. Może dlatego, że mam Iwonę, przyjaciół i wiem, że każda rana szybko się zasklepi.  

Błażej Król / Fot. Materiały prasowe Męskiego Grania

Moja znajoma twierdzi, że największy luksus to dać sobie prawo do bycia nielubianym.

Zgadzam się. Pomijając sfery muzyczne, w pewnym momencie życia zostałem odcięty od grupy, którą współtworzyłem. Ale potem pojawiły się inne osoby. Fajnie by było być cały czas kochanym i mieć przyjaciół od podstawówki, ale gdy "odkryłem się" w małżeństwie z Iwoną, to straciłem potrzebę posiadania kolegów. Oczywiście mam takowych, ale teraz wszystko robię z żoną. I nawet pandemia tylko umocniła mnie w tym, że możemy siedzieć z Iwką w domu przez miesiąc, nic nie robić i bawimy się świetnie. 

Czy twoje podejście może też wynikać z faktu, że przez wiele lat miałeś zwykłą pełnoetatową pracę w sklepie, a muzykę tworzyłeś po godzinach?

Oczywiście. Bardzo doceniam wartość pieniędzy. Z muzyki zaczęliśmy żyć z Iwoną dopiero dwa lata temu. Przez 11 lat sprzedawałem płyty w markecie i grałem w czasie wolnym. Zdecydowałem się zrezygnować z pracy w handlu, gdy dostałam więcej propozycji grania i nie mogłem pogodzić tego z grafikiem. To by zresztą było nie fair wobec osób, z którymi pracowałem - ja miałbym wszystkie weekendy wolne, a oni nie. 

To nie była łatwa decyzja, bo etos artysty, który siedzi w domu, mnie przerażał. Lubię mieć coś, co przygniata mnie do ziemi, przypomina, że nic nie jest za darmo, na wszystko trzeba zapracować. 

Pewnie ktoś mi za to napluje w twarz, ale my z Iwoną nawet nie nazywamy muzyki pracą. Uważamy, że od dwóch lat jesteśmy na wakacjach. Teraz na Męskim Graniu mamy całe dnie prób, gardło zdarte, plecy bolą. Mogę ponarzekać: "Cholera, chciałem już wrócić do ciebie" albo "Mogliśmy wcześniej skończyć, to byśmy sobie pojechali do Złotych Tarasów". Ale życzę wszystkim, żeby kończąc pracę mieli tylko takie myśli.  

Dużo jest w tobie wdzięczności.

Bo mam za co dziękować. Nawet trochę się cykam tego, że już kilkadziesiąt lat wszystko mi się udaje. Staram się za bardzo o tym nie myśleć. Bo mówi się, że jak wszystko idzie za dobrze, to coś się musi w końcu spieprzyć.  

Jesteś przesądny?

Nie, właśnie w ogóle. Tak to teraz może brzmieć w naszej rozmowie, ale nie jestem. Mamy dwa czarne koty, wstajemy czasem lewą nogą i pod drabinami też przechodzę. 

Życie na krawędzi.

(śmiech). 

 

Napisałeś w jednym z wywiadów, że gdyby z muzyką nie wypaliło, to sobie z Iwoną poradzicie. Wyobrażasz sobie, że mógłbyś nie żyć z muzyki, robić coś zupełnie innego?

Pewnie, że może tak być. Mogę tak zdecydować, może to być sytuacja losowa. Mam to szczęście, że moja wspaniała żona jest też super skarbnikiem klasowym. Od ośmiu lat nie miałem w ręku portfela, nawet nie wiem, jak moje zdjęcie w dowodzie wygląda. Kartę kredytową widzę kilka razy w roku, gdy sam muszę za coś zapłacić. I uważam, że to dopiero jest luksus! 

Na co lubicie wydawać pieniądze?

Na pewno jesteśmy uzależnieni od kupowania książek. 

Ja jestem teraz w takim momencie, że kupuję sobie rzeczy, których nie było mi dane mieć, gdy byłem dzieckiem: koszulki ulubionych zespołów metalowych, komiksy, figurki żółwi Ninja. Oczywiście figurkami już się nie bawię jak kiedyś, ale Leonardo patrzy teraz na mnie z półeczki.  

I wiesz co? Kupiłem sobie po 20 latach tę figurkę, o której marzyłem jako dzieciak i pomyślałem: "O kurczę, marzenia się spełniają!". Nie wszystko dostajemy od razu i może w tym cały jest ambaras. 

Też najbardziej chciałam mieć Leonardo.

A ostatnio wylicytowałem na Allegro... autograf DJ-a Bobo! Za 30 złotych. I zdjęcie z podpisem wokalistki Ace of Base. Potem to przychodzi pocztą i myślę: "Rany, po co mi to?". Może dlatego, że odkryłem na Spotify listę przebojów "Bravo Hits 1990-1999". 41 godzin hitów. Wiem, że - nie obrażając nikogo - to są głupie piosenki, ale to moje klimaty!  

Kiedyś uwielbiałem książki i kino, które mnie gniecie. Oglądałem taki film i potem trułem cały dzień. Dziś szukam prostych przyjemności i rzeczy, które nawet jeśli są trudne, smutne, to dają iskierkę nadziei. Oczywiście seriale o psychopatach nadal są the best .

A na wakacje dokąd jeździcie?

Mamy takie miejsce nad Bałtykiem, uwielbiamy tam przyjeżdżać, przez pandemię byliśmy tam częściej niż zwykle. Do plaży idzie się półtora kilometra przez las, więc dużo chodzimy i jest cudownie. Iwona podpowiada, że to w parku narodowym.  

Jeśli czas na to pozwala, staramy się raz w roku wyjechać gdzieś za granicę. Rok temu zakochałem się w Rzymie. Wiele miejsc chciałbym zobaczyć. Aż dziwne, że to mówię, bo jestem człowiekiem, który może cały dzień siedzieć w domu, nigdzie nie wyjeżdżać. To Iwka to tu, to tam mnie zabierze, pokazuje mi miejsca na świecie. Rozbudziła we mnie ciekawość.  

Kwi 2, 2020 o 8:46 PDT

Jak się jest długo w związku, to człowiek się zmienia.

To prawda. Powiem ci, jak Iwona się zmieniła: od dzieciństwa nienawidziła śmietany, jak tylko powąchała, to miała odruch wymiotny. A teraz placki ziemniaczane je z dużą ilością śmietany. Tak ją zmieniłem! Ale mówi, że nie tylko tak. 

U nas się coś takiego stało, że się jakby zamieniliśmy temperaturą. Iwona zawsze leżała przykryta dziesięcioma kołdrami i marzła, lubiła ciepło, a teraz ją to męczy. Ja odwrotnie: nienawidziłem upałów, pociłem się, wydawało mi się, że zaraz dostanę wylewu, ciśnienie miałem jakieś takie dziwne... 

Legendarne nadciśnienie! Błażej twierdzi, że jest hipochondrykiem i kilka razy w roku diagnozuje u siebie chorobę, która zagraża życiu, wtedy Iwona wiezie go do szpitala.

Tak, legendarne nadciśnienie! Teraz, jak są upały, super się czuję.  

Sporo się w nas zmieniło. Mimo że jesteśmy różnymi osobami, mamy kompletnie inne charaktery, to jakiś taki mikroorganizm się tworzy. Nowa postać.  

Ale jedno się nie zmienia: nadal jestem syfiarzem, a Iwona jest wręcz pedantką. I chyba tylko o to się w naszym związku kłócimy, a raczej sprzeczamy. O kwestie estetyczne, porządkowe.  

Błażej zwraca się do Iwony.

Iwona, co to są za kwestie? Powiedziała, że to jest kwestia szanowania jej pracy.  

(śmiech).

No racja, mógłbym być większym estetą, jeżeli chodzi o porządek w domu. Bardzo brzydko ścielę łóżko. Z drugiej strony, trzeba się dopełniać. Iwona głównie sprząta, ja jestem pomagierem. Na zasadzie: odkurz. Ale i tak trzeba po mnie poprawić. W kuchni ja obieram warzywa, a Iwona przygotowuje potrawę. Niewdzięczną mam funkcję, ale jak jest dobry szef - a Iwona mówi zawsze: ale ładnie obrałeś te ogórki - to czujesz się wyjątkowy. 

Z tym sprzątaniem pewnie ratuje cię to, że - jak mówiłeś w jednym z wywiadów - Iwona uważa, że jesteś bardzo ładny. Nadrabiasz.

Tak, to jest miłe, ale nie wierzę jej do końca. Ale to dobrze. Wystarczy, że ona jest piękna. 

Żona ciągle pojawia się w twoich wywiadach, ale w sumie jest postacią dość tajemniczą. Jak się poznaliście?

Poznaliśmy się na imprezie, mieliśmy też wspólnych znajomych. Na jednej z potańcówek zobaczyłem piękną kobietę. Błażej się ożywia. Zafantazjowałem bardziej, aniżeli poczyniłem jakieś kroki. I nawet nie wiem kiedy nad ranem zaczęliśmy rozmawiać. Cały ranek dzwoniłem do znajomych, że piękna kobieta mnie pocałowała.

No i potem już nie odpuściłem. Ona też. Nie było odwrotu. Dziewięć lat jesteśmy razem.  

 

Gratulacje. Powiedz jeszcze, jak z tym twoim prawem jazdy, bo to śledzi cała Polska.

Cała Polska czeka, aż zdam? Może zrobię o tym program na TVN-ie? Ale to będzie ze 20 sezonów. Powiem tak: umiem jeździć samochodem, zdarza mi się jeździć wiejskimi opłotkami. Tata dał mi pieniądze na prawo jazdy jakieś pięć lat temu. Od pięciu lat przynajmniej raz w miesiącu - kiedyś było to częściej - dzwoni i pyta: "Kiedy zrobisz prawo jazdy?". Odpowiadam, że robię. 

Nawet ostatnio, chyba po trzech latach, zadzwonił do mnie pan ze szkoły jazdy: "Panie Błażeju, może to prawo jazdy skończymy, bo tam jest opłacone wszystko?". "Tak, tak, w tym tygodniu znajdę czas". Ale nie znalazłem. 

U mnie jest problem z teorią. Instruktor mi powiedział: "Weź to na logikę". Od tego momentu zrobiłem chyba z 200 testów i tylko jeden mi się udało rozwiązać. Jak widzę znak albo osobę na dwudziestym planie, wydaje mi się, że to jakaś podpucha. Zaczynam analizować. I, cholera jasna, okazuje się, że sekund jest za mało, żeby to ogarnąć.  

Czyli jesteś pogodzony z tym, że nie będziesz miał prawa jazdy.

O nie, nie. Będę miał. Tylko nie wiem kiedy. 

A jak wam, celebrytom, się mieszka na wsi, z dala od Warszawy?

Teraz jest to trochę męczące, bo cały tydzień w Warszawie mam próby, zaczęły się koncerty. Od prawie miesiąca jesteśmy cztery dni w Warszawie, dwa dni w domu, dzień w podróży. Musimy wracać ogarniać dwa kociaki i psa. Teściowie mieszkają obok w domku i się opiekują, ale wiadomo. No i wiadomo, że najlepiej jest we własnym łóżku.  

Fajnie mieć tę warszawską podnietę, koncerty, spotkania, ale cieszę się, że nie mieszkam tu na stałe. Macie takie dobre jedzenie, że ważyłbym 200 kilo i zbankrutował. Ostatnio jadłem takie bułeczki azjatyckie, bao, z nadzieniem wegetariańskim. No... Lepiej siedzieć w domu. 

Chciałam ci jeszcze na koniec powiedzieć, że jestem fanką twoich wąsów. Zauważyłam, że nosisz je od wielu lat, chyba zanim to się stało modne.

Dziękuję, że to powiedziałaś, bo na scenie muzycznej w Polsce to ja pierwszy miałem wąsy. W ciągu dziewięciu lat zgoliłem je raz. Potem przez tydzień nie wychodziłem z domu i odrosły. 

Tegoroczna, jedenasta edycja Męskiego Grania przez pandemię COVID-19 nie ma klasycznej trasy koncertowej. Livestream koncertu z Żywca odbędzie się 8 sierpnia. Błażej Król. Rocznik 1984. Pochodzi z Gorzowa Wielkopolskiego. Wokalista, kompozytor, tekściarz, twórca muzyki alternatywnej. Początkowo związany z zespołem Kawałek Kulki, później razem z Maurycym Kiebzakiem-Górskim współtworzył duet UL/KR. Od 2014 roku - jako KRÓL - nagrał pięć solowych płyt. Razem z żoną Iwoną współtworzy zespoły Lauda i Kobieta z Wydm. Zdobywca Paszportu "Polityki" 2019 w kategorii: Muzyka popularna i czterech Fryderyków 2020: dla Autora, Kompozytora, Albumu i Utworu Roku ("Te smaki i zapachy"").

Paulina Dudek. Dziennikarka, redaktorka, twórczyni cyklu mikroreportaży wideo "Zwykli Niezwykli" . Nagrodzona Grand Video Awards, nominowana do nagrody Grand Press. Lubi chodzić, jeździć pociągami i urządzać mieszkania.