
Potrafi pan znaleźć każdego człowieka?
"Łowcy głów" z naszego zespołu, jak już zaczną kogoś szukać, na pewno go znajdą. Wcześniej czy później, ale znajdą. I wsadzą go za kratki.
Policjant, który zajmuje się poszukiwaniami, powinien mieć...
Przede wszystkim analityczny umysł. Żeby na spokojnie kreślić różne scenariusze. Tu nie ma sztywnych ram. Trzeba po raz piąty czytać te same akta i wyłapywać szczegóły, które być może wcześniej się pominęło. Moja praca polega przede wszystkim na wymianie informacji i kojarzeniu faktów.
Ma pan pewnie też całą sieć informatorów.
Oczywiście, jak każdy policjant operacyjny. Mam swoje źródła, czasem bardziej przydatne, czasem mniej. Te osoby pochodzą z różnych miejsc i różnych środowisk.
Ile ich jest?
Tego nie mogę pani powiedzieć.
Tak myślałam, ale zawsze warto zapytać.
Zgodnie z zarządzeniem komendanta głównego wszelkie czynności związane z poszukiwaniem osób ściganych listami gończymi są niejawne. Mówiąc o szczegółach, musiałbym więc złamać tajemnicę służbową.
Ale może mi pan, nie łamiąc jej, opowiedzieć o sprawie, o której wciąż nie może pan zapomnieć.
W 2010 roku w stawie w Cieszynie znaleziono ciało dziecka. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Sprawdzaliśmy wiele tropów, także za granicą. Najdalszy urywał się w Australii. Po prawie trzech latach udało nam się ustalić, że dziecko to zamordowany przez rodziców półtoraroczny Szymon. Do dziś nie mogę zrozumieć bestialskiego zachowania tej pary.
Nie była to jednak sprawa, którą zajmowałem się najdłużej. Taką jest śledztwo w sprawie zaginięcia Anny Garskiej, żony policjanta z Sosnowca. Został on prawomocnym wyrokiem skazany za zabójstwo na 25 lat pozbawienia wolności. Proces był poszlakowy, bo ciała kobiety wciąż nie znaleziono. Pani Anna wciąż figuruje w naszej bazie jako zaginiona. I tak będzie przez następnych 25 lat. Ta sprawa wciąż spędza mi sen z powiek.
A inne - zakończone sukcesem?
Pamięta pani to głośne zabójstwo piłkarza GKS-u Katowice w sierpniu 2016 roku? Dominik Koszowski zginął od ciosów niezidentyfikowanego nożownika, a jego ojciec został ranny. Napastnik uciekł. Policjanci z Zespołu Poszukiwań Celowych z naszej komendy przy współpracy i za pośrednictwem Biura Międzynarodowej Współpracy Policji namierzyli go rok później w Hiszpanii. Dariuszowi N. nie pomogło nawet to, że przeszedł operację plastyczną w Pradze i wyglądał kompletnie inaczej. Wpadł w hiszpańskiej Katalonii, gdy ładował przesyłkę z narkotykami. Zdradził go tatuaż klubu GKS Katowice.
Innym razem na przykład namierzyliśmy mężczyznę, który pośredniczył w obrocie środkami promieniotwórczymi. Ukrywał się przez trzy lata w skrytce na strychu swojego domu. Żona i matka go karmiły, a on w ogóle nigdzie nie wychodził. Ani na zakupy, ani do lekarza. Gdy wreszcie udało nam się z całą pewnością potwierdzić, że jest w skrytce, przystąpiliśmy do akcji. Otoczyliśmy dom i poprosiliśmy go, żeby wyszedł. Był zaskoczony i grzecznie wykonał nasze polecenie.
W jakich innych miejscach ukrywają się przed wami poszukiwani?
Kiedyś z nakazem zatrzymania weszliśmy do domu pewnego mężczyzny. Jego partnerka zaklinała się, że poszukiwanego nie ma. "A w drugim pokoju?" - pytamy. "Też nikogo nie ma". Wchodzimy, rozglądamy się, a mężczyzna stoi schowany za zasłonką, pięknie oświetlony przez uliczne latarnie. Kolega mówi: "Zaklepany, niech pan wyjdzie zza zasłonki". Nieźle się wtedy uśmiałem.
Inwencja osób, które ukrywają się przed wymiarem sprawiedliwości, nie zna granic. Chowają się w szafach, na strychach, w tapczanach, a bywa, że w lodówce. Pamiętam, jak dwaj poszukiwani odnaleźli się w skrytce z czasów okupacji. Znajdowała się w piwnicy domu, ale dostać się do niej można było tylko znając drogę przez zamaskowane przejście w podłodze.
Policjanci pewnie też mają swoje sposoby, dzięki którym wyprowadzają w pole przestępców?
Oczywiście! Musimy bardzo pilnować, żeby nie spalić sprawy przed jej wykryciem. Już podaję przykład: jednego z poszukiwanych zgubił fakt, że nadal chciał zarabiać pieniądze. Często się tak zdarza. Z ukrycia prowadził firmę remontowo-budowlaną, więc musieliśmy się z koleżanką policjantką posłużyć legendą, czyli stworzyć fikcyjne tożsamości. Udawaliśmy małżeństwo, które szuka wykonawcy do budowy domu. Pojechaliśmy do niego na spotkanie. On się z nami normalnie umówił! Gdy, zamiast projektu, wyjęliśmy legitymacje policyjne, mocno się zdziwił. Nie pojechaliśmy na teren budowy, ale do aresztu.
Dlatego czasem poszukiwania trwają całymi miesiącami?
Bywa, że przypuszczamy, gdzie przestępca się ukrywa, ale nie możemy i nie chcemy tam od razu pojechać. On powinien się w tym miejscu poczuć bezpiecznie, stać się mniej czujny. Policjanci muszą się wykazać większym sprytem od niego i wkroczyć do akcji w najbardziej odpowiednim momencie.
Wiele udanych akcji przeprowadziłem z Grażyną, moją koleżanką. W parze wyglądaliśmy niczym domokrążcy, dobrotliwi i niegroźni. Zawsze otwierano nam drzwi. Policjanci operacyjni chodzili pod jeden adres po dziesięć razy z rzędu i nic. A my z Grażyną szliśmy raz i przyprowadzaliśmy na komendę poszukiwanego człowieka.
Sprawców jakich przestępstw pan zatrzymuje?
Praktycznie przerobiłem cały Kodeks karny. Zatrzymywałem sprawców kradzieży, rozbojów, oszustw, gwałtów, zabójstw.
Policjant musi być przygotowany na wszystko. Musi być bardzo ostrożny. Nie wiadomo, czy poszukiwany będzie pobudzony, uzbrojony, czego użyje, by nie dać się zatrzymać.
Nie możemy też dopuścić, żeby podczas akcji poszukiwany zrobił sobie krzywdę. Albo osobom, które mu towarzyszą. Proszę nie zapominać, że poszukiwani listem gończym to na przykład skazani na wyroki przestępcy lub którzy nie wrócili do aresztu po przepustce. Albo nie stawili się do zakładu karnego po wezwaniu z sądu, gdy odpowiadali z wolnej stopy. W dobie otwartych granic Unii Europejskiej znalezienie takiej osoby staje się coraz trudniejsze. Wiemy, że wiele osób, które ukrywają się przed wymiarem sprawiedliwości, przebywa poza Polską. Owszem, mamy do dyspozycji europejski nakaz aresztowania i Interpol do współpracy, ale i to nie zawsze jest proste.
Dlaczego?
Każde państwo ma swój system prawny, nie zawsze zbieżny z polskim. Na przykład uchylanie się od alimentów u nas jest przestępstwem, a w państwach skandynawskich odpowiada się z wolnej stopy. Jeśli akurat poszukujemy pana, który nie płaci alimentów i ukrywa się w takim kraju, nic nie możemy zrobić. Choć wiemy, gdzie dokładnie jest.
Opowie mi pan o sprawie, którą rozwiązał pan najszybciej?
Przed laty poszukiwałem pana, za którym wystawiono list gończy, bo nie płacił alimentów. Nie pierwszy raz. Od tego obowiązku uchylał się notorycznie. Akurat list gończy za nim przyszedł. Wyjrzałem przez okno komendy i nie wierzyłem własnym oczom. Patrzę, a ten mężczyzna siedzi na ławce przed naszą siedzibą. Zawołałem go: "Zapraszam do środka, bo mam sprawę". I wszedł! Ujęcie poszukiwanego zajęło mi raptem parę minut!
Przypadek często pomaga policji. Ale bywa i tragiczny. Kiedyś opisywałam sprawę poszukiwanego zabójcy Sławomira P. Przed blokiem doszło do kłótni kilku mężczyzn, jeden wyjął pistolet, zastrzelił drugiego. Tym z bronią był Sławomir P. Tak policja dowiedziała się, że ukrywa się na Śląsku i po paru tygodniach go zatrzymano.
Tej sprawy nie pamiętam, ale opowiem pani o innej, w której rozwiązaniu też w pewnym sensie pomógł przypadek. W 2001 czy 2002 roku nagle, w niewyjaśnionych okolicznościach, zniknęło starsze małżeństwo z Gliwic. Okazało się, że mieli długi, bo wzięli kredyty u osób związanych z półświatkiem. Przez 10 lat ich szukaliśmy, niestety, bez rezultatów. Przepadli jak kamień w wodę.
W końcu do innej sprawy zatrzymaliśmy zabójcę, który dostał od sądu dożywocie. W zakładzie karnym poprosił o rozmowę z kimś z policji. Powiedział, że zna szczegóły zaginięcia tego małżeństwa i wie, co się z nimi stało. Dowoził jedzenie więzionej w studzience kanalizacyjnej parze, potem stał na czatach, gdy zakopywano ich żywcem. Wskazał miejsce, gdzie miały być ukryte ciała. Przez dwa tygodnie przeszukiwaliśmy nieużytki pod Gliwicami. Działania utrudniało nam to, że przez lata teren ten mocno się zmienił. Ale uparcie robiliśmy odwierty i znaleźliśmy szczątki tych ludzi.
Pamiętam też tajemnicze zniknięcie mężczyzny w średnim wieku. Rodzina zgłosiła, że pojechał do Warszawy, do jakiejś dziewczyny, i nie wrócił. Zaczęliśmy sprawdzać tę wersję, ale nic nam się nie zgadzało. Wpadłem na szalony pomysł, żeby całej rodzinie zapowiedzieć badanie na wykrywaczu kłamstw.
I doszło do badania?
Nie, bo następnego dnia na komendę zgłosił się brat zaginionego mężczyzny. Miał przy sobie torbę z osobistymi rzeczami. "Nie poddam się badaniu, ale możecie mnie od razu zamknąć. Zabiłem brata i zakopałem w ogródku pod domem".
Łatwo poszło. A kiedy idzie jak po grudzie, to jak pan sobie radzi?
Czasem, w trudnych sprawach, miewałem poczucie, że doszedłem do ściany i nie wiem, co robić dalej. Wtedy pozostaje wertowanie akt po raz kolejny i szukanie czegoś, co być może naprowadzi na jakiś trop.
Z jakim skutkiem?
Z nie najgorszym. Jeśli chodzi o poszukiwania osób ukrywających się przed wymiarem sprawiedliwości, to nasza wykrywalność sięga 97 procent. W zaginięciach osiągnęliśmy wynik 107 procent - czyli znaleźliśmy wszystkich zaginionych z 2019 roku i jeszcze kilka osób z poprzednich lat.
A pracy naprawdę mamy sporo. W zeszłym roku zarejestrowaliśmy ponad 2,3 tysiąca spraw poszukiwawczych na podstawie listów gończych, 13 tysięcy zarządzeń o ustalenie miejsca pobytu wydawanych przez sądy i prokuratury, prawie 2 tysiące zaginięć. To bardzo dużo.
Gdy już kogoś z poszukiwanych znajdziecie, to...?
Jak każdemu przestępcy, robimy zdjęcia, pobieramy odciski palców. Gdy sprawa dotyczy zaginięcia, pobieramy próbki DNA z ubrań osoby zaginionej albo od jej najbliższych. Wszystko trafia do ogólnopolskiej bazy GENOM.
Mamy wewnętrzny policyjny portal, na którym zamieszczam wszelkie niezbędne informacje dla ekip poszukiwawczych. Są to m.in. wytyczne resortu, zalecenia KGP oraz zasady korzystania z pomocy ratowników i śmigłowców.
Od niedawna korzystamy z geotrackerów, czyli urządzeń GPS, dzięki którym możemy prowadzić poszukiwania na rozległym terenie. Jako jedyna komenda policji w Polsce mamy specjalistyczne urządzenia georadarowe.
Do czego się je wykorzystuje?
Do poszukiwań broni czy pieniędzy ukrytych pod ziemią czy w ścianach, tajnych przejść albo zakopanych ciał. W tym roku używaliśmy go już w kilkunastu miastach, m.in. w Gdańsku, gdzie przeszukiwaliśmy teren ogródków działkowych w związku ze sprawą Iwony Wieczorek . To było na początku marca. Nic więcej jednak pani nie mogę powiedzieć.
Aspirant sztabowy Jacek Jaskulski. Pracuje w Wydziale Kryminalnym KWP w Katowicach . Koordynuje poszukiwania i identyfikację osób na terenie Śląska. W policji od 28 lat.
Angelika Swoboda . Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka słoni, mądrych ludzi, z którymi rozmawia też w podcaście "Miłość i Swoboda", kawy i klasycznych samochodów.