
Czy pogłoski, że środowisko opozycji antykomunistycznej było romansowe, były mocno przesadzone?
Adam Grzesiak: Było bardzo romansowe! Bardzo.
Magda Grzesiak: W stanie wojennym wszyscy romansowali ze wszystkimi.
Adam: Towarzystwo związane z KOR-em było elitarne. Połowa panienek na Żoliborzu marzyła, żeby w ogóle się o nie otrzeć. Więc jak brałem dziewczynę na imprezę, na której mogła spotkać Michnika i Kuronia, to była wniebowzięta.
Pani była częścią tego środowiska, a w 1981 roku pani ojciec, Jerzy Urban, został rzecznikiem rządu. Mieszkała pani z nim w tamtym czasie?
Magda: Nie! Moi rodzice rozwiedli się, jak miałam 11 lat. Zostałam z mamą. A moja mama, Wiesława Grochola, była dziennikarką "Polityki" i "Tygodnika Solidarność". W latach 70. drukowała też w prasie podziemnej. Z ojcem sprawa również nie jest taka prosta: za Gomułki miał przecież zakaz pisania! Był związany z "Po Prostu". Później rzeczywiście wpasował się mocno w reżim. To było, mam wrażenie, spowodowane głównie tym, że on strasznie nie lubił bogoojczyźnianych klimatów, które, jak mu się wydawało, niosła ze sobą Solidarność, co się brało z jego urazów z czasów wojny. W każdym razie w latach 80. nie mieszkałam już nawet z matką. Sympatyzowałam z opozycją. Byłam mocno zbuntowana. Kiedyś odwiedziłam ojca w jego mieszkaniu na Żoliborzu - to był początek stanu wojennego - i demonstracyjnie zaczęłam wyciągać "bibułę" z majtek. Ojciec trochę się wtedy zdenerwował.
Adam: Jak się związałem z Magdą, wziął ją na rozmowę i powiedział: "Niech on sobie nie myśli, że w związku z tym będzie bezkarny! Jak będzie miał siedzieć, to będzie siedział, nic mu nie pomoże".
No i poszedł pan siedzieć.
Adam: Oczywiście. Dwukrotnie.
Państwo się poznaliście podczas jednej z imprez, od których zaczęliśmy naszą rozmowę?
Adam: Nie! Ja Magdy w ogóle nie pamiętam z imprez. Myśmy się pierwszy raz zobaczyli 13 grudnia 1981 roku w mieszkaniu Ewy Milewicz.
Magda: Ludzie byli zdezorientowani, nie wiedzieli, co robić. A jako że u Ewy był jeden z ośrodków dowodzenia, to szło się do Ewy.
Jak żona była ubrana, pamięta pan?
Magda: Pamiętasz?
Adam: Siedziałaś przy stole. Miałaś na sobie czarny golf i brązową spódnicę. Nosiłaś długie, proste włosy.
Magda: I ty też miałeś wtedy długie włosy. Niczego spod tych włosów nie było widać.
Uśmiechnęła się pani do przyszłego męża?
Adam: Nawet na mnie nie spojrzała! Jednego słowa nie zamieniliśmy ze sobą. Ja potem jeszcze chwilę intensywnie pracowałem w Niezależnej Oficynie Wydawniczej "Nowa", a pod koniec lutego 1982 roku mnie zamknęli.
Na Rakowieckiej?
Adam: Nie. Byłem internowany w więzieniach na Białołęce, w Kielcach i w Rzeszowie. A Magda cały czas chodziła mi po głowie. Na Białołęce była tak zwana cela studentów. Wiedziałem, że oni znają Magdę. Wypytywałem o nią. Mój najbliższy współpracownik, Andrzej Górski, ukrywał się u Magdy w mieszkaniu.
Magda: Któregoś dnia przyjechała moja babcia.
Matka ojca?
Magda: Tak. Mówiła, że policja już wie, że ktoś z opozycji u mnie mieszka. Dla mnie było oczywiste, że ojciec ją wysłał. Napisałam wiadomość Andrzejowi, że mieszkanie spalone i żeby sobie szukał czegoś innego. Taka to historia.
Kiedy pan wyszedł z więzienia?
Adam: 15 grudnia. Była kilkudniowa, ostra balanga. A potem zostałem zaproszony na opozycyjnego sylwestra do Jacka Czaputowicza, na Wilczą. Poszedłem tam z Ewą, swoją ówczesną dziewczyną. Wcześniej zaliczyliśmy jeszcze jedną imprezę, była chwila przed północą, bałem się, że się spóźnimy. Zatrzymałem tramwaj, który jechał do zajezdni. I zamiast do zajezdni on pojechał na Wilczą. Zawiózł nas na tego sylwestra.
Magda: Tak to opowiadasz, że nie wiadomo, o co chodzi. Szyny przestawiłeś temu tramwajarzowi, czy jak? (śmiech)
Adam: Poprosiliśmy człowieka. No i kasę mu daliśmy oczywiście. Weszliśmy na imprezę za pięć dwunasta. Magda też na tego sylwestra nie przyszła sama.
Magda: Tylko z Markiem, który potem był gościem na naszym weselu, upił się i wpadł w tort.
Na tym sylwestrze drugi raz w życiu się spotkaliście?
Magda: Tak. Przy czym Adam wyglądał fatalnie: po kryminale, spuchnięty, w za małym sweterku. Ty wiedziałeś, że ja tam będę?
Adam: A skąd! Pojęcia nie miałem. Wchodzę do tego mieszkania - a to ogromne mieszkanie było, długi przedpokój - patrzę: Magda. Stanąłem w kapocie, nawet się nie rozebrałem, i ryknąłem: "Chodź tu!". I ona podeszła do mnie.
Magda: Pamiętam to jak dziś. Podeszłam, a on powiedział: "To jest ta dziewczyna, na którą rok czekałem". To rzeczywiście była romantyczna akcja.
Adam: Usiadła mi na kolanach. Chwilę rozmawialiśmy, a potem poszliśmy tańczyć.
Magda: I on mnie nagle zostawił samą na środku pokoju. Podchodził kolejno do wszystkich dziewczyn. Chwilę z nimi tańczył, rozmawiał. Wtedy zrozumiałam, że on się z nimi żegna.
Z imprezowym życiem to było pożegnanie?
Adam: Tak.
Magda: Z sylwestra wyszliśmy już razem.
I gdzie pojechaliście?
Adam: No jak to gdzie? Do Magdy!
Magda: Jeden jedyny raz tak się zdarzyło, że wyszłam z imprezy i pojechałam z facetem do mieszkania. Nie twierdzę, że byłam dziewicą, bo zupełnie nie, ale to kompletnie nie był mój styl. Czułam wtedy, że on jest facetem mojego życia. Wiedziałam, że jesteśmy i będziemy razem. To było wszechogarniające.
Potężna chemia.
Magda: Potężna miłość.
Gdzie zamieszkaliście?
Magda: W moim mieszkaniu na Ursynowie, 31 metrów, to było Bóg wie co.
Czym się pani zajmowała?
Magda: Studiowałam i czasem jakieś okna umyłam, żeby sobie dorobić.
Adam: Magda była wtedy strasznie biedna. Pamiętam, jak mi to imponowało: ona paliła papierosy Sporty, bo tylko na nie było ją stać. A ja paliłem marlboro z Pewexu.
Magda: Bo mnie utrzymywali rodzice, a ciebie Ronald Reagan.
Sama pani powiedziała ojcu, że spotyka się z Adamem Grzesiakiem - chłopakiem z opozycji - czy mu o tym doniesiono?
Magda: Nie pamiętam.
Adam: Ale faktem jest, że dla niego to była bardzo trudna sytuacja.
Magda: Oddał się w związku z tym do dyspozycji.
Z funkcji rzecznika rządu?
Magda: Tak! Generał zaczął się śmiać.
Generał Wojciech Jaruzelski?
Magda: Tak.
Adam: Generał powiedział: "Daliśmy sobie radę z Solidarnością, to i z twoją córką sobie damy radę", czy coś podobnego.
Jak wyglądało pana pierwsze spotkanie z teściem?
Magda: Pamiętasz?
Adam: Ty mnie zaprowadziłaś do niego do Urzędu Rady Ministrów, do gabinetu.
Tak oficjalnie? A nie w domu przy kawie albo wódce?
Adam: Oficjalnie. W urzędzie.
Ja bym stała na baczność!
Magda: Myśmy pewnie też stali.
Adam: Ja na pewno nie. Zawsze byłem luzakiem.
Magda: Wybór miejsca mógł być podyktowany tym, że ojcu było trudno w tamtym czasie spotykać się publicznie. W stanie wojennym raczej nie chodził po knajpach. Pewnie dlatego zaprosił nas do pracy.
Żeby okazać akceptację dla waszego związku?
Adam: Magda nie zabiegała o akceptację!
Magda: Chodziło o to, żeby nie robić cyrków i się poznać po prostu.
Poznaliście się, a potem pan znowu trafił do więzienia.
Adam: Po stanie wojennym drukowaliśmy w leśniczówce w Ostrowiku. Jak przyszła Służba Bezpieczeństwa nas zamykać, kilka godzin minęło, zanim zabrali się do rzeczy. Najpierw się upewniali, czy "Agatki" nie ma z nami w środku - takie pseudo miała Magda na milicji. Zamknęli mnie na Rakowieckiej. Janusz Onyszkiewicz, który też tam siedział, wziął wtedy ślub na tej Rakowieckiej z wnuczką Piłsudskiego [Joanną Jaraczewską - przyp. red.].
Magda: Wszyscy się strasznie cieszyli, że wnuczka Piłsudskiego wychodzi za więźnia politycznego PRL-u. I wtedy Grabiński [mecenas Andrzej Grabiński, obrońca w procesach politycznych opozycjonistów PRL - przyp. red.] mi powiedział: "Niech pani pisze listy do Adama i ustala z nim w tych listach datę ślubu!". O żadnym ślubie wtedy między nami mowy nie było! Ale Grabiński mi powiedział: "Po wnuczce Piłsudskiego córka Urbana to będzie za wiele i go wypuszczą z tego więzienia" (śmiech). No więc pisałam te listy.
Adam: Jaja były nieprawdopodobne!
Dzięki tym listom wypuścili pana z więzienia?
Magda: Prawdopodobnie tak by się stało, ale wcześniej ogłoszono amnestię "papieską" [22 lipca 1983 roku - przyp. red.].
I skoro już była w listach mowa o ślubie, to się pan oświadczył?
Magda: A skąd! Nie było żadnych oświadczyn. To ja uznałam, że moglibyśmy wziąć ślub. Moja matka radziła, żebym nie wychodziła za mąż za nikogo, z kim wcześniej rok nie pomieszkam.
Jak na lata 80. to bardzo nowoczesne podejście.
Magda: Bardzo. Mama mówiła też, żebym nie wychodziła za mąż w ciąży. Nie dlatego, że nie wypada, czy że wstyd. To zupełnie nie były te kategorie. Chodziło o to, żeby była pełna jasność, że bierzemy ślub dlatego, że tego chcemy. A że ja już wtedy bardzo chciałam mieć dziecko, to zaproponowałam Adamowi, żebyśmy się najpierw pobrali. A on na to: "No, oczywiście". Pobraliśmy się w marcu 1984 roku.
To było wydarzenie polityczne?
Magda: O tak! Absolutnie.
Adam: Na ślub było zaproszonych 50 osób, a przyszło 350. Przyjechało też ABC News. Różne zagraniczne telewizje się wybierały, ale myśmy nie chcieli rozgłosu i uprzedzaliśmy dziennikarzy, że do sądu będziemy pozywać. Ale im było wszystko jedno, czy ich pozwiemy, czy nie. Powiedzieli, że ich stać (śmiech).
Pani tata przyszedł na ślub?
Magda: Tak, oczywiście. A poza nim - wyłącznie opozycjoniści. Braliśmy ślub w Pałacu Ślubów na placu Zamkowym. Urzędnik mnie zapytał, czy zmieniam nazwisko z Urban na Grzesiak. Odpowiedziałam twierdząco i to wywołało potężne owacje! Tam była kupa ludzi, których w ogóle nie znałam. Wszyscy oni stali ze znakiem victorii.
Adam: A potem koledzy mnie podpuścili i robili zdjęcia, jak całuję się z teściem. Te zdjęcia obiegły prasę zagraniczną.
Nie pytam, czy wesele to była ostra balanga, bo to pytanie retoryczne.
Magda: Najpierw w mieszkaniu był obiad dla rodziny - schabowy, bo w tamtym czasie nic innego nie przychodziło do głowy - a potem rodzina sobie poszła i zaczęła się schodzić "hołota".
Adam: Nie dało się w tym mieszkaniu ruszyć (śmiech), bo człowiek stał obok człowieka. Stoliczna się lała strumieniami.
Magda: Mieliśmy przygotowane wiadra sałatki jarzynowej, barszczu, ale zapomnieliśmy i nic nie podaliśmy do jedzenia w rezultacie.
Adam: Moi przyjaciele z Solidarności Cukierniczej zrobili dla nas przepiękny tort.
Magda: Zażyczyłam sobie, żeby solidarycą napisano na nim: "ślub". Bardzo ładnie to wyglądało.
Adam: Ale tego tortu też nikt nie zjadł, bo wpadł w niego nie całkiem trzeźwy kolega.
Magda: Wpadł w tort, wstał, otrzepał się i bawił się dalej, brudząc dziewczynom sukienki kremem, który miał na ubraniu. Moja kuzynka, Kaśka Grochola, musiała potem prać bluzkę w umywalce (śmiech).
Adam: Impreza trwała kilka dni.
Magda: A potem zaczęło się normalne życie. Rok po ślubie urodziła się córka, później syn.
A państwo założyliście "Czandrę" - jedno z największych biur matrymonialnych w Polsce.
Magda: "Czandrę" odkupiliśmy. Koleżanka, z którą pewnego wieczoru piłam wino musujące, zaproponowała, żebym razem z nią prowadziła ten interes. I tak to się zaczęło.
Adam: Biuro mieściło się na placu Trzech Krzyży, a ja pracowałem obok, na Wiejskiej, w agencji reklamowej. Jak mi się nudziło, to przychodziłem do Magdy. Potem agencja reklamowa padła, a ja postanowiłem zostać w "Czandrze".
Magda: Spłaciliśmy naszą wspólniczkę i prowadziliśmy biuro tylko we dwoje. Przez wiele lat to bardzo dobrze funkcjonowało.
To były lata 90.?
Magda: Tak. Przed "Czandrą" pracowałam przez jakiś czas w poradni odwykowej. Biuro matrymonialne i tamta poradnia miały jedną wspólną cechę: ludzie cholernie wstydzili się zgłaszać do tych miejsc.
Naprawdę? W obu przypadkach wstyd był tak samo duży?
Magda: Strasznie się wstydzili przychodzić! Strasznie!
Kto częściej przełamywał ten strach i się do was zgłaszał: kobiety czy mężczyźni?
Magda: Zawsze było więcej kobiet.
Po kilkudziesięciu latach pracy w branży możecie się państwo rozprawić z mitami dotyczącymi miłości. Jak ten, że wygląd nie jest najważniejszy.
Adam: Gówno prawda. Pierwsze wrażenie jest bardzo ważne.
Magda: Bardzo.
Co jeszcze jest ważne, żeby on i ona mogli się w sobie zakochać?
Adam: Jeśli mają podobne poczucie humoru, intelekt, podobne zainteresowania i pomysły na życie, jest duża szansa, że się w sobie zakochają.
Magda: Jak się dwie osoby pasjonują żeglarstwem, to oczywiście zwiększa szanse, że znajdą wspólny język.
Adam: Ale ja bym jeszcze chciał wrócić do atrakcyjności fizycznej, bo to też nie jest taka prosta sprawa. Mieliśmy Miss Polonię, która jak dała nam do katalogu profesjonalne zdjęcia, to 200 mężczyzn wzięło jej telefon i żaden do niej nie zadzwonił! Żaden!
Magda: Pięknych kobiet jest wiele, ale jej faceci się bali.
Adam: Była u nas z rok. Zadzwoniła do mnie i mówi: "Panie Adamie, przykro mi, co ja jestem taka ostatnia, że nikt się nie chce ze mną umówić?". Zaprosiłem ją do biura i powiedziałem: "Tu jest łazienka, zmywa pani makijaż i robimy nowe zdjęcia". Po tygodniu przyszedł chłopak: "Podoba mi się". To był Polak mieszkający na stałe w Kanadzie. Spotkali się i dogadali w pięć minut.
Dogadali, czyli zakochali?
Adam: Zakochali, tak.
Tak to funkcjonuje? Albo od razu się zakochają, albo nic z tego nie będzie?
Magda: W życiu bywa tak, że się z kimś przyjaźnimy i nagle to zmienia charakter. Ludzie się zakochują po czasie. Ale w biurze było właśnie tak, że albo podczas tego pierwszego spotkania zaskoczy, albo nie.
Miłości się nie szuka, bo ona przyjdzie sama?
Magda: To absolutna nieprawda.
Adams: Żeby ktoś się w naszym życiu pojawił, trzeba ku temu stwarzać możliwości i sytuacje. Miałem klientkę, młoda dziewczyna, z korporacji. Kasy od cholery. Pytam ją: "Dziecko, jakie ty sobie robisz przyjemności?". A ona: "Wie pan, ja pracuję po 16 godzin. Jak mi się uda, to raz w miesiącu się spotkam z koleżanką na kawę". No to jak ona się chciała zakochać? Posadziłem ją wtedy, jak wielu innych klientów, z długopisem i kazałem pisać, jakie ma marzenia. Mogły być od czapy. Ludzie różne rzeczy pisali. Czasem, że w kosmos by chcieli polecieć. Ale zawsze z tego coś można jednak było wyciągnąć. Ona napisała, że lubi czasem oglądać rajdy samochodowe w telewizji. A myśmy mieli znajomego, który był pasjonatem rajdów samochodów i akurat potrzebował pilota. Spotkali się. Dogadali. I poszło. Ale gdyby ona niczego w życiu nie chciała zmienić, ciągle pracowała po te 16 godzin i raz w miesiącu chodziła na kawę, raczej by tej miłości nie spotkała.
A czy są osoby niepredestynowane do miłości? Pytam o przypadki beznadziejne.
Magda: Nie chciałabym tak tego ujmować. Są przypadki, nad którymi trzeba by bardzo długo pracować, żeby się nadawały do związków.
Adam: Zawsze jest jakiś powód, dla którego człowiek jest sam: niegotowość emocjonalna na relację.
Magda: Lęk przed bliskością.
Adam: I zbyt wysokie poczucie własnej atrakcyjności, które sprawia, że oczekiwania i wymagania są nieadekwatne.
Magda: A przechodząc do konkretów, to najtrudniej było z wdowami. Szukanie kolejnego partnera dla rozwódek szło o wiele prościej. Ale u wdów schemat był taki, że nawet jeśli za życia on miał sporo wad, to po śmierci facet okazywał się aniołem, a kobieta szukała jego klona.
Na gloryfikowaniu zmarłego męża można na pewno spędzić resztę życia.
Magda: Była taka śliczna dziewczyna, lekko po trzydziestce, której mąż zginął w wypadku samochodowym. Różni chłopcy do niej startowali, ona zaczynała się z nimi spotykać, ale ciągle kulą w płot. Zapytałam jednego z tych mężczyzn, co się dzieje, a on do mnie mówi: "Proszę pani! Tam w domu jeszcze jego garnitury wiszą w szafie!". Ona była kompletnie niegotowa na nowy związek.
Adam: Powiedziałem jej: "Dziecko, to nie jest pora i czas dla ciebie na szukanie nowego mężczyzny. Za rogiem jest kwiaciarnia. Kup bukiet, idź na cmentarz i się pożegnaj z mężem. A w szafie zrób porządek". Ona się popłakała. Ale po roku wróciła i powiedziała, że zrobiła, jak jej radziłem, i teraz jest w związku. Nasza praca nie polegała tylko na kojarzeniu pana Stasia z panią Krysią. I tak to wszystko funkcjonowało przez wiele, wiele lat, aż przyszedł Internet, zabił biura matrymonialne i przeszliśmy na emeryturę.
Jak długo państwo jesteście po ślubie?
Magda: 35 lat.
A jak pan się zwraca do teścia? Tato?
Adam: Nie. Mówię po imieniu. Jurek.
Magda: U nas w rodzinie to jest norma - wszyscy są na ty!
Adam: Ale my dość późno przeszliśmy na ty. Dopiero w wolnej Polsce.
Anna Kalita. Absolwentka politologii na Uniwersytecie Wrocławskim, dziennikarka. Współpracowała m.in z Gazetą Wyborczą Wrocław, Dziennikiem Polska Europa Świat i Dziennikiem Gazetą Prawną oraz UWAGĄ! TVN. W 2016 roku nominowana do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze za materiał "Tu nie ma sprawiedliwości" o krzywdzie chorych na Alzheimera podopiecznych domu opieki.