
Czy pamięta pan swoje pierwsze słowo, które powiedział po polsku?
Trudne pytanie! To było prawie 30 lat temu. Prawdopodobnie "dzień dobry" lub "tak".
Jak to się stało, że zaczął się pan uczyć polskiego?
Najpierw uczyłem się języka rosyjskiego. To był 1992 rok, gdy szedłem na studia rusycystyczne, polonistyka dopiero raczkowała. Rosja jest naszym sąsiadem, rosyjski jest w Japonii stosunkowo popularny. Podobało mi się też pismo rosyjskie - grażdanka. Ale jestem typem buntownika, nie do końca odpowiadało mi, że uczę się tego języka, co "wszyscy", miałem potrzebę odkrycia czegoś nowego, do tej pory nieznanego. Ale do lat 90. w Japonii praktycznie wszystkie języki słowiańskie poza rosyjskim były ignorowane. W 1991 roku powstała pierwsza i jedyna katedra polonistyki w Tokio i jednocześnie katedra języka czeskiego. Do tej pory nie można w Japonii robić specjalności z żadnego innego języka słowiańskiego.
Polskiego zacząłem się uczyć dopiero w 1995 roku na stażu w Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej dla Cudzoziemców na Uniwersytecie Warszawskim. Byłem też wolnym słuchaczem na zajęciach na Wydziale Polonistyki UW. Chodziłem na język staro-cerkiewno-słowiański, historię języka polskiego czy gramatykę historyczną języka polskiego. I się w polskim zakochałem.
Wiedział pan cokolwiek o Polsce, gdy pierwszy raz tu przyjechał?
Praktycznie nic. Ale dobrze mi się tu żyło. Spędziłem w Polsce w sumie 11 lat. Doktorat z nauk humanistycznych pisałem w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk, broniłem się w Pałacu Staszica.
Zawsze bardzo interesowały mnie Kresy Wschodnie, lubiłem czytać pisarzy kresowych, przede wszystkim Czesława Miłosza. Tematem mojego doktoratu były gwary polskie na Litwie i Białorusi. W trakcie pisania jeździłem po wioskach litewskich i białoruskich i rozmawiałem z Polakami, którzy urodzili się tam przed drugą wojną światową, gdy te tereny były jeszcze polskie. Po wojnie postanowili tam zostać. Sprawdzałem, jakimi odmianami języka się posługują. W 2006 roku opublikowałem w Polsce swoją pierwszą książkę na ten temat.
Byli zdziwieni, że Japończyk przyjechał rozmawiać o polskiej gwarze i w dodatku mówi po polsku?
Byli, ale ja się tym nie przejmowałem. I oni również. Zresztą na stole od razu lądował bimber. Zanim zaczęła się jakakolwiek rozmowa, trzeba było wypić kilka głębszych. Jakoś to przeżyłem. Podczas tych podróży po Litwie i Białorusi po raz pierwszy jeździłem też autostopem. Wtedy na tamtych terenach prawie nie było transportu publicznego. Ludzie byli niezmiernie życzliwi. Sami zatrzymywali się przy drodze i pytali: "Dokąd?". Któregoś razu, gdy szedłem wiejską drogą, wyszedł do mnie jakiś pan i poczęstował mnie jabłkami ze swojego ogrodu.
Po doktoracie rozpocząłem pracę naukowo-dydaktyczną na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie oraz w Instytucie Slawistyki Polskiej Akademii Nauk.
Dlaczego postanowił pan wrócić do Tokio?
Moim marzeniem było uczyć innych tego języka. W Polsce nie miałem takiej możliwości. Bo dlaczego Japończyk miałby uczyć kogokolwiek w Polsce języka polskiego? Wróciłem do Japonii i rozpocząłem pracę w Katedrze Polonistyki Tokijskiego Uniwersytetu Studiów Międzynarodowych, po jakimś czasie zostałem jej kierownikiem.
Dużo młodych Japończyków chce się uczyć języka polskiego?
Na roku jest około 15 osób, i ta liczba utrzymuje się od lat na stałym poziomie.
Trudno się dostać na polonistykę?
Egzaminy nie są łatwe, ale nie obejmują ani języka polskiego, ani wiedzy o Polsce. To trudny test z języka angielskiego oraz test wiedzy o świecie. Zainteresowanie polonistyką jest spore - każdego roku mamy około czterech kandydatów na jedno miejsce.
Dlaczego młodzi Japończycy chcą się uczyć polskiego?
Trudne pytanie. Powodów jest wiele. Niektórzy mają znajomych z Polski i to przez nich zaczęli interesować się tym krajem i jego językiem. Żeby móc się z nimi komunikować, postanowili nauczyć się polskiego. Są osoby, które zapragnęły uczyć się języka, którym posługiwał się Fryderyk Chopin - w Japonii jest znany i szanowany. Inni słyszeli o Polsce od swoich krewnych, jedną studentkę bardzo interesowała historia Żydów, Holokaustu. Ta tematyka kojarzy się Japończykom z Polską.
Japonia to też kraj wyspiarski, odcięty od reszty świata, mam wrażenie, że wszystko, co inne, oryginalne, nietypowe, ludzi interesuje. Moim zdaniem przeważająca większość młodych nie ma jednak pojęcia, dlaczego właśnie wybrała taki kierunek, długo się nad tym nie zastanawiała.
W jednej ze scen filmu dokumentalnego "Nasza mała Polska" w reżyserii Mateja Bobrika, opowiadającego historię kilku studentów polonistyki w Tokio, studentka w pewnym momencie mówi: "Ale po co my się właściwie uczymy tego języka polskiego?". No właśnie, po co?
Japończycy w wieku nastoletnim nie zastanawiają się tak bardzo nad tym, co będą robić w przyszłości, choć to się powoli zmienia, bo nasz rynek pracy nie jest już tak stabilny jak dawniej. Mam jednak wrażenie, że wciąż są bardzo optymistyczni, mają podejście, że i tak znajdą po studiach pracę w korporacji, więc ten okres nauki chcą wykorzystać na robienie czegoś oryginalnego, ciekawego. Nauka polskiego jest właśnie czymś takim egzotycznym. Niektórzy, gdy już zderzą się z tym językiem, zaczynają żałować, że zdecydowali się pójść na polonistykę i zmieniają studia. Są też tacy, których celem jest przede wszystkim uzyskanie dyplomu naszej uczelni, bo jest ona dość prestiżowa, nie za bardzo obchodzi ich, co studiują. Robią konieczne minimum. Ale tak jest chyba wszędzie. Wśród studentów zawsze zdarzają się jednak perełki, osoby, które z pasją uczą się polskiego i marzą o przyszłości związanej z językiem polskim i Polską. Uczenie ich daje ogromną satysfakcję.
Co w nauce polskiego sprawia Japończykom największą trudność?
Prawie wszystko! Japoński w niczym polskiego nie przypomina. To dwa różne światy. Choć czasem wydaje mi się, że może łatwiej jest uczyć się zupełnie innego języka, niż takiego, który jest podobny do naszego - ojczystego. Na wstępie musimy się wyzbyć wszystkich przyzwyczajeń językowych, które z jednej strony mogą ułatwiać naukę, ale mogą też ją utrudniać.
Najwięcej kłopotów na pewno sprawia gramatyka i wymowa. Przede wszystkim spółgłosek, jak chociażby w takich słowach jak "Japończycy" czy "jeździć". Trudno Japończykom również zrozumieć aspekt i czasownik ruchu. Mylą "pisać" z "napisać" albo "iść" z "chodzić". Po kilku latach nauki większość mówi jednak po polsku bardzo dobrze, ze świetnym akcentem.
Czy do nauki polskiego w Japonii korzysta się z jakichś specjalnych podręczników, metod?
Nie, są podręczniki japońskie, ale jest ich mało i przeznaczone są tylko dla początkujących, bo popyt na nie jest niewielki. Od drugiego roku studenci korzystają więc już tylko z polskich podręczników do nauki języka dla cudzoziemców. Nie ma jakichś specjalnych metod, żeby nauczyć Japończyka polskiego, największym wyzwaniem jest zmotywowanie studentów do nauki. Polska jest jednak odległym krajem, studenci nie mają na co dzień styczności z jego realiami, pozbawieni są też możliwości korzystania z polskiego w innych okolicznościach niż na zajęciach.
Czyta pan ze studentami jakieś książki po polsku?
Zdarza się. Czytamy polskie przekłady książek japońskich, na przykład Harukiego Murakamiego. Porównujemy polskie tłumaczenie z wersją oryginalną, sprawdzamy, jak tłumacz przełożył poszczególne słowa, pojęcia, czy dobrze oddał kulturę naszego kraju. Co roku w grudniu organizujemy z Instytutem Polskim w Tokio Narodowe Czytanie książek - czytamy te same pozycje, które w ramach tego wydarzenia czytane są w Polsce. Za sobą mamy już lekturę "Quo vadis", "Wesela" czy "Przedwiośnia". W tym roku przeczytamy "Dobrą panią" Elizy Orzeszkowej.
A co z polską literaturą współczesną? Studenci japońscy znają np. Olgę Tokarczuk czy Dorotę Masłowską? Szczepana Twardocha?
Tokarczuk to wielka pisarka, ale studentom trudno byłoby zrozumieć jej książki. W ogóle polska literatura dla Japończyka nie jest łatwa w odbiorze - wymaga zarówno doskonałej znajomości języka, jak i kultury. Zdarzają się studenci, którzy sami sięgają po polskie książki, to zazwyczaj ci, którzy bardzo interesują się literaturą w ogóle. Problemem też jest to, że młodzi coraz mniej czytają, nawet w języku ojczystym.
Na polonistyce studenci uczą się również historii Polski.
Bardzo interesuje ich na przykład okres zaborów. Niesamowite jest dla nich to, że Polska zniknęła z mapy świata na ponad 100 lat.
Staram się też im pokazać, że polski można wykorzystywać nie tylko w komunikacji z Polakami. Stosunki polityczne między Chinami, Koreą Południową i Japonią bywają trudne, wykorzystujemy więc język polski, żeby nawiązać pozytywne relacje z mieszkańcami tych krajów.
W jaki sposób?
Nawiązując kontakt z tamtejszymi katedrami polonistyki. Co roku zabieram studentów do Korei Południowej lub do Chin, żeby spotkali się ze swoimi kolegami polonistami, spędzili ze sobą czas, zaprzyjaźnili się z nimi. Nie są w stanie rozmawiać ze sobą w żadnym innym języku, tylko po polsku. Ja również nie znam ani chińskiego, ani koreańskiego, więc z profesorami z Chin czy Korei zawsze posługujemy się polskim. To zbliża. Ale studenci się śmieją: po to uczyliśmy się polskiego, żeby jechać do Chin?
Podczas studiów na polonistyce studenci mają możliwość wyjazdu na stypendium do Polski. Co mówią o Polsce, gdy wracają? Coś ich zaskakuje?
Podoba im się, że w Polsce ceni się oryginalność, że można być po prostu sobą. Są zachwyceni polskim rękodziełem, ceramiką, że każdy produkt wygląda inaczej, nie to co w Japonii, gdzie wszystko wygląda tak samo. W naszej kulturze najważniejsza jest zbiorowość, Japończycy raczej nie wyrażają swojego zdania, bo nie wypada się wyróżniać, ważne, żeby być częścią grupy. Dla nas, lektorów z Polski, to spore wyzwanie pracować z japońskimi studentami, bo rzadko się odzywają, nie powiedzą, czy coś zrozumieli, co jest niejasne. Zauważyłem, że Japończycy, którzy spędzili trochę czasu w Polsce, stają się bardziej otwarci, zaczynają wyrażać emocje.
Uderzyła mnie rozmowa między dwiema japońskimi studentkami o tym, że gdy jadą pociągiem czy metrem w Tokio, praktycznie zawsze jest ścisk, ale taki, że trzeba stać na palcach. I wszyscy ludzie przypominają zombie - mają spuszczone głowy, są zmęczeni, albo z nosami w telefonach.
W Tokio jest ogromny pęd. Odległości są o wiele większe, jest więcej ludzi. Jedna ze studentek codziennie poświęca cztery godziny na dojazd na uczelnię i powrót do domu.
Jej koleżanka przelicza, ile godzin w miesiącu spędza w podróży. Gdy tamta to słyszy, jest w szoku, bo nigdy w ten sposób na to nie spojrzała.
Studenci dostrzegają, że w Polsce życie toczy się wolniej, ten kontakt z Polską pozwala im spojrzeć na pewne rzeczy, swoją kulturę, z innej perspektywy. Poznają nie tylko Polskę, ale również siebie. Po powrocie do Japonii zaczynają poddawać refleksji swoje życie, zastanawiać się nad przyszłością. Rozmawiam czasem z nimi na takie tematy, ale myślę, że powinienem częściej.
Obawiają się, że podzielą los innych "zombie" i skończą w jakiejś korporacji. Że takie jest ich przeznaczenie, na tym polega dorosłość, jak opowiadają sobie studentki polonistyki w filmie. Co panu dał kontakt z polską kulturą?
Polską, ale też europejską. Japońskie społeczeństwo funkcjonuje jak w zegarku. Jesteśmy zawsze punktualni, perfekcjonistyczni. Z jednej strony takie podejście zapewniło Japonii szybki rozwój po drugiej wojnie światowej, z drugiej - sprawiło, że ludzie stali się sztywni, napięci.
Zacząłem inaczej patrzeć na kwestie związane z pracą, przede wszystkim na to, ile się w niej spędza czasu. W Europie o wiele większy nacisk kładziony jest na efektywność, a nie liczbę godzin, które przesiedzi się w biurze. Japończycy są w niej po kilkanaście godzin dziennie, a potem pędzą na ostatni pociąg do domu, w którym spędzają kolejne godziny. Nikt specjalnie nie interesuje się, co dokładnie zrobili w ciągu całego dnia w biurze, ważne, że byli w pracy. Bo w Japonii samo siedzenie w pracy to też praca.
Japończycy są jednym z najbardziej zapracowanych narodów świata. Spędzają w pracy ponad 70 godzin tygodniowo. To prawie dwa razy więcej niż przeciętny Polak.
I często nie są w stanie powiedzieć, dlaczego aż tak ciężko i długo pracują, mimo że widzą, że taki tryb odbija się na ich życiu rodzinnym, na zdrowiu. Na szczęście rząd dostrzegł ten problem i wprowadza reformy mające na celu poprawę warunków pracy i jakości życia, m.in. ograniczył limit nadgodzin oraz wprowadził obowiązek wykorzystania urlopu płatnego. Mądry Japończyk po szkodzie!
Co robią studenci polonistyki w Japonii po studiach?
Bardzo różnie. Część wyjeżdża do Polski, znajduje pracę na przykład w filiach japońskich firm. Niektórym udaje się zatrudnić w Ambasadzie RP w Tokio lub w naszym Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Jedna absolwentka w tej chwili uczy japońskiego w Polsce.
Inni kontynuują studia polonistyczne, bo, tak jak ja, marzą o tym, żeby zostać nauczycielami języka polskiego. W trakcie studiów większość nie wie, dokąd ten język polski ich zaprowadzi. Nie jest łatwo znaleźć sensowną pracę związaną z tym językiem. Widzę jednak, że wielu postanawia nie rozstawać się z nim po ukończeniu nauki. Staram się ich w tym wspierać.
Premiera filmu "Nasza mała Polska" w styczniu 2020 roku.
Ewa Jankowska. Dziennikarka i redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Zaczynała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała wywiady w serwisie Ksiazki.wp.pl. Pracowała również serwisie Nasze Miasto i Metrowarszawa.pl, gdzie z czasem awansowała na redaktor naczelną.