
Kiedy tak naprawdę zapałał pan do niej miłością? Bo to była miłość, prawda?
Niewątpliwie, było to bardzo silne uczucie. (śmiech) Nim pojawiły się w moim domu dwie wysłanniczki wydawnictwa Osnova - Iza Bartosz i Agnieszka Wolak - składając propozycję nie do odrzucenia, z Krystyną już trochę zdążyliśmy się poznać. I polubić. Od dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem napisania o niej książki, ale nic z tego nie wynikało. To było czysto życzeniowe, potrzebowałem impulsu, bodźca. Z Izą i Agnieszką niemalże zderzyliśmy się z tematem w drzwiach, bo przecież nie wiedziałem, "z czym" dwie panie do mnie przychodzą.
Co sprawia, że były oficer wywiadu, a obecnie wzięty i ceniony pisarz, postanawia oddać hołd - przesadzam? - zmarłej w zapomnieniu, a wciąż niezgłębionej postaci polskiej agentki brytyjskich tajnych służb wywiadowczych?
Nie przesadza pani. Z niczym. Mała tylko poprawka - moim celem nigdy nie było stawianie jej pomnika. Najogólniej, najtrywialniej rzecz ujmując: intrygowała mnie ta postać od zawsze. Ciekawiła mnie, dużo o niej czytałem, sporo wiedziałem. Starałem się ją zrozumieć.
Podejrzewam, że miał pan zgromadzoną wcześniej dokumentację, sprawdzone niektóre fakty z jej życia, odrobiony research...
Ma pani rację. W przeciwnym razie nie dałoby się napisać dobrze książki w tak krótkim czasie - propozycje złożono mi w styczniu, a celem były jesienne targi krakowskie. Tempo było zabójcze, "pociąg Tokio-Kobe".
I oczywiście - niezależnie od tego, co już wiedziałem o Skarbek oraz czego się dowiedziałem, czytając na przykład "Miłośnicę" [książka Marii Nurowskiej - przyp. red.] - nie podołałbym w pojedynkę.
Kto pomagał? Kto wspierał?
Moim konsultantem, researcherem, niemal współautorem był Piotr Niemczyk: przyjaciel z ogromną wiedzą, człowiek, do którego mam zaufanie i na którego umiejętności poznawania i sprawdzania różnego rodzaju faktów mogę zawsze polegać. Świadomość, że ma się takie wsparcie, jest bezcenna. Piotr zajął się biografią Krystyny Skarbek, rozpracowaniem jej życia dzień po dniu, ja skupiłem się na aspekcie psychologicznym, obyczajowym, społecznym, socjologicznym.
Krystyna Pieńkos, druga researcherka, włożyła ogrom pracy w aspekt kulturowy. Wie pani, dobrą książkę mogą zepsuć detale: potrząsnął zapalniczką, bo nie chciała się zapalić. Ktoś musi czuwać w pracy pisarza nad szczegółami, sprawdzać, czy rzeczywiście istniały już wtedy zapalniczki gazowe. Wiadomo, że nie, że były jedynie benzynowe. Krystyna, krótko mówiąc, pilnowała, bym się nie skompromitował.
Sprytnie.
Tak się podzieliliśmy, każdy robił to, w czym czuje się mocny: ja przygotowałem fabułę i lirykę powieści, Piotr dokumentację historyczną, Krystyna stronę obyczajową i artystyczną. Pracowaliśmy razem i to się sprawdziło.
Co jeszcze ważne w przypadku Piotra: jego dziadek był ostatnią osobą, która widziała Krystynę Skarbek żywą.
Żartuje pan?!
Nie śmiałbym żartować na tak poważny temat! Dziadek Piotra to słynny Stanisław Cat-Mackiewicz.
Jaka to była sytuacja?
Krystyna wyszła z Klubu Polskiego, w którym pracowała jako kelnerka. W ostatnich latach życia imała się różnych zajęć, by przetrwać - podawała herbatkę starszym panom, wykonywała obowiązki pokojówki... To było dla niej trudne, niebywale degradujące. Nie bez powodu Madeleine Masson zatytułowała biografię jej poświęconą "Wojna moja miłość".
I wtedy, w 1952 roku, to właśnie Cat-Mackiewicz towarzyszył Krystynie w drodze po pracy. Odprowadzał ją do hotelu Shelbourne, gdzie Dennis Muldowney pięciokrotnie pchnął ją nożem w pierś.
Postać Skarbek obrosła w różne mity i legendy.
Faktycznie, dość mocno zafunkcjonowała w popkulturze. Badając jej życiorys, sprawdziliśmy wiele tropów, wiele rzekomych wydarzeń z jej życia. Podeszliśmy do sprawy zawodowo - czyli faktograficznie - w odróżnieniu od tego, co wyprawia się w biografiach Skarbek. Odcedziliśmy w jej życiorysie rzeczywistość od fikcji, czy może raczej od popkulturowej postaci, którą stworzono po jej śmierci.
Co to oznacza?
Na przykład po śmierci Skarbek nagle okazało się, że miała mnóstwo kochanków. Niestety, ona nie mogła się już bronić przed pomówieniami angielskich, francuskich czy włoskich donżuanów.
Zaczynam książkę od końca, czyli od morderstwa Skarbek. Jej dramatyczna, niesłychanie jak na ówczesne czasy głośna śmierć była czymś niecodziennym. Odbiła się szerokim echem nie tylko w Europie, ale i w Stanach. Zaraz poujawniali się różni żądni sławy panowie, którzy zapragnęli budować swoją legendę z jej pomocą. A rzeczywistość wcale nie wyglądała tak buduarowo. Dziewięćdziesiąt procent insynuowanych romansów Krystyny Skarbek to czysty wymysł. Ona wcale taka nie była.
Serce miała pojemne...?
Serce tak, ale nie była rozpustna. Znała swoją wartość, i nie mówię tu tylko o walorach zewnętrznych - była niebywale inteligentna. To połączenie u kobiety szpiega daje zwykle bardzo dobre efekty.
Prawda jest jednak taka, że przypisując Skarbek różnego rodzaju romanse, starano się ją zdyskredytować i umniejszyć jej zasługi. Przodowali w tym, niestety, także Polacy. Mieli swoje powody, chociażby takie, że Krystyna pracowała dla wywiadu brytyjskiego, a nie dla polskiego.
W powieści przenosi nas pan do 1941 roku.
Skupiam się na trzech dniach z życia Krystyny, tyle że trzy doby w jej życiu to jak trzy lata u innych. Każdy dzień był intensywny, przepełniony wydarzeniami, ludźmi, informacjami. Do tego musiałem odnaleźć się w wojennej Jugosławii. Belgrad w 1941 roku był zupełnie innym miastem niż to, które znamy dzisiaj. By opisać ówczesną popularną tawernę robotniczą nad rzeką Sawą, musiałem poznać topografię okolicy i sprawdzić, jak zachowywali się ludzie w takich lokalach. Stawialiśmy sobie najprostsze pytania: Czym pachniało miasto? Co się wtedy jadło, co się piło, w co się grało? Jakie były ceny? Jak wyglądał półświatek, jak działała policja? I dopiero na to nałożyliśmy kalkę życia Krystyny.
Prosta rzecz, czyli podróż Krystyny i Andrzeja Kowerskiego [agent brytyjskiej tajnej służby, żołnierz Wojska Polskiego w 1939 roku, współpracownik Skarbek, jej kochanek, przyjaciel, powiernik - przyp. red.] z Budapesztu do Belgradu. Mieli do przebycia około 400 km. Dzisiaj to jest mgnienie, ale wtedy!? Jechali swoim małym oplem olimpią, Andrzej prowadził. Inwalida z protezą. Niby prosta rzecz, ale jak wtedy wyglądały protezy? Nie były zautomatyzowane jak dziś... Jechali nieoznakowanymi bezdrożami, wpadali do rowów, wołami ich chłopi stamtąd wyciągali. Świat wyglądał zupełnie inaczej w 1941 roku. I aby czytelnik mógł to poczuć, mógł w to wejść, musiałem poznać i bardzo rzetelnie oddać ówczesną atmosferę i realia życia. Pomagali znajomi, w tym przyjaciółka, Serbka. Podpowiedziała mi wiele rzeczy, także językowych, na przykład sprawdzaliśmy stare nazewnictwo. Nie zapominajmy, że Belgrad wtedy to było Królestwo Jugosławii.
Tego świata już nie ma. Belgrad został zbombardowany w 1941 roku.
Pamięta pani "Underground" Kusturicy?
Zaczyna się właśnie od bombardowania Belgradu.
Bo Hitler ukarał Jugosławię, w szczególności Belgrad, za zdradę. I ja o tej zdradzie piszę. Ostatnią sceną w mojej powieści jest płonąca opera. W filmie u Kusturicy opera jest już zburzona, aktorzy sami ją odbudowują.
Gdzie wtedy była Krystyna?
Krystyny nie ma już w Belgradzie w czasie bombardowań. Informacja o tym zastaje ją w Turcji, w Ankarze.
Pana książka to jest przede wszystkim powieść...
...obyczajowa, a zaraz potem historyczna czy wręcz szpiegowsko-historyczna, z silnym tłem psychologicznym. Nie byłem zainteresowany tworzeniem kolejnej biografii Skarbek. A poza tym, aby zostać biografem, trzeba mieć odpowiednie predyspozycje. Ja ich nie posiadam.
Pisałem w pierwszej osobie, nie w trzeciej. Próbowałem przeistoczyć się w Krystynę - ożywić ją, by mogła mówić sama za siebie, swoim głosem i swoim językiem... Aby to się udało, musiałem umieścić opowieść o niej w naturalnych realiach, w scenach-punktach, które są absolutnie pewne, jeśli chodzi o jej życiorys. A jej życie i dokonania są tak wystrzałowe, że spokojnie można z tego robić powieść szpiegowską. Zresztą cały sens mojej książki opiera się na jednym zdaniu z jej biografii: Krystyna Skarbek w kwietniu 1941 roku prawdopodobnie brała udział w przygotowaniach do zamachu stanu w Jugosławii. Koniec, kropka.
Prawdopodobnie?
Pani zdaje się pyta o prawdę: prawda historyczna a prawda w życiu szpiega to są zwykle dwie odrębne narracje, często dwie różne osie czasu. Ja analizuję, jak mogło wyglądać życie Krystyny w ciągu trzech dni przed zamachem. Opisuję, co się wydarzyło, co doprowadziło ją do tego punktu, do tego zdarzenia. Tylko, aby móc odwzorować te trzy dni, trzeba było wiedzieć o wiele więcej. Trzeba było poznać jej życie w przód i wstecz, niemalże na wyrywki.
A co do Belgradu - to, co się naprawdę wówczas wydarzyło, kryje się w przepastnych archiwach wywiadu brytyjskiego. Skarbek była ich agentką, a właściwie oficerem wywiadu. Ludzie do dzisiaj nie rozróżniają i często mylą SOE - Kierownictwo Operacji Specjalnych - z wywiadem. SOE to była dywersja. To taka różnica jak pomiędzy GROM-em i Agencją Wywiadu. SOE korzystało z pracy wywiadu, czyli między innymi z tego, czym zajmowała się Krystyna dla MI6.
Tamto zdanie - o zamachu - pana otworzyło? Było kluczem do powieści?
Tak, bo to jest licentia poetica. Po takim zdaniu mogę wszystko. Z zastrzeżeniem: postać musi pozostać prawdziwa. Wiarygodna. Opisując na przykład relację Krystyny z Andrzejem Kowerskim, musiałem skupić się na faktach. Powiem więcej, ja chciałem być uczciwy wobec faktów z jej przebogatego życia.
Tylko jak to zrobić w przypadku kobiety szpiega? Która ma pewnie do dyspozycji o wiele więcej niż jedno imię, jedno życie, jedną miłość?
Kapitalne pytanie. Odpowiadam na nie w imieniu Piotra, który tu miał do wykonania ogrom pracy. Piotr podzielił życie Skarbek na dwa wymiary - pierwszy z nich to była linia czasu w zapisie "dzień po dniu", drugi zawierał się w trzech pionach: co wydarzyło się naprawdę, o czym się mówiło i co było mitem.
Niektóre informacje były sprzeczne ze sobą.
Było ich wcale niemało. Niejasności, niepewności także było sporo. Życie Skarbek zostało odtworzone dopiero po jej śmierci. Ludzie niby opowiadali, że coś powiedziała czy że coś tam zrobiła - pewności co do tego nie ma żadnej. Zresztą ze świadkami też jest sprawa trudna, nie wszyscy za życia chcieli mówić... Andrzej Kowerski, który najwięcej wiedział, był bardzo oszczędny w słowach. A wątek z nim związany jest jednym z najpiękniejszych wątków powieści.
Jak i samego życia Krystyny.
Zdaje się, że tak. To była wielka miłość, niezwykle burzliwa. Oni rozstawali się i schodzili. A trzeba pamiętać, że Kowerski był inwalidą - nie miał nogi - to nie był James Bond! I Krystyna zdaje się tak naprawdę kochała tylko jego. Była wojna, oni byli młodzi, życie było niezwykłe, pełne wyzwań - obronić miłość w czasie wojny, w takim tradycyjnym wymiarze, to niemożliwe albo mało realne.
Jakie wydarzenie z życia Skarbek uważa pan za szczególnie istotne?
W jakim sensie?
Chodzi mi o to, czy znalazł pan w jej życiorysie coś, co uruchamiałoby chęć zbudowania postaci Skarbek niejako od nowa. Czy dowiedział się pan czegoś, co stawiałoby ją w innym świetle, w nowym kontekście lub co dekonstruowałoby ją nieco jako bohaterkę popkultury.
Dobrze, opowiem pani coś. To jest zresztą wydarzenie opisywane przez wszystkich biografów, tyle że w mojej ocenie do dziś mylnie interpretowane. Ale do rzeczy: w lutym 1941 roku w Budapeszcie Skarbek została aresztowana wraz z Kowerskim przez Gestapo. To jest słynna historia, Krystyna w trakcie przesłuchania przygryzła sobie język i wypluła krew. Sugerowała w ten sposób, że jest chora na gruźlicę. Gestapo ponoć się przestraszyło, szybko zawiozło naszą bohaterkę do lekarza, sympatyczny Węgier ją prześwietlił, przyznał, że jakieś kłopoty z płucami są - co do zgodności faktów, to Skarbek rzeczywiście chorowała na płuca, było to spowodowane pracą w warsztacie samochodowym przed drugą wojną światową. Na odchodne Skarbek dodała jeszcze, że jest spokrewniona z regentem Węgier Miklósem Horthym. I tak Gestapo ją wypuściło...
Było po wszystkim?
No właśnie! Według mnie to jest dobrze brzmiąca bajeczka i nic więcej. Bo Gestapo nie wypuszczało nikogo z powodu gruźlicy! Oni doskonale wiedzieli, kim była Krystyna, znali nawet jej fałszywą tożsamość. W Generalnym Gubernatorstwie słano za nią listy gończe! Gestapo nie puszczało złapanych szpiegów, bo mieli kaszel!
Jaki był według pana prawdziwy powód?
Wedle mojej oceny Skarbek pracowała jako podwójna agentka także dla Abwehry. To by wyjaśniało całą tę sytuację: Abwehra zorientowała się, że Gestapo zdjęło ją razem z Kowerskim. Uważam, że Skarbek była łączniczką Muszkieterów, słynnej organizacji wywiadowczej Stefana Witkowskiego działającej m.in. na terenie Polski, infiltrowanej przez Abwehrę, o ile nie stworzonej przez nią. Witkowskiego - aby zamknąć wątek - ostatecznie skazano na karę śmierci za współpracę z Abwehrą i Gestapo. Wyrok wykonała Armia Krajowa, rozstrzelano go w 1942 roku.
Wszystko to była gra...
Naturalnie. Wojna to gra, jak każda inna, tyle że w tym wypadku na śmierć i życie.
Co było największym wyzwaniem podczas pisania tej książki?
Przenieść się w tamte czasy tak na 100 procent. Jeśli piszę powieść szpiegowsko-historyczną, muszę podążać za faktami, muszę przenieść się w przeszłość i uszanować pewną ramę czasowo-faktograficzną. To musi być bliskie prawdy, a z drugiej strony... musi być współczesne, atrakcyjne dla ludzi teraz. (śmiech)
W powieściach, których akcja toczy się współcześnie, jest tak, że kiedy bohater czegoś nie może znaleźć - adresu, osoby lub jakiegoś składnika - albo ma trudności ze zweryfikowaniem danych, to zawsze może wklepać odpowiednie hasło w Internet i Google pomaga. W latach 40. było inaczej. Tutaj tego typu uproszczeń stosować nie mogłem. Wszystko musiało mieć swój ciąg przyczynowo-skutkowy, dla którego podwaliną często były strzępy informacji, dane wyrwane z kontekstu, materiały, które w naszej ocenie początkowo wzajemnie się wykluczały. Ta robota to był też - a może przede wszystkim - bardzo mozolny proces łączenia wszystkich elementów ze sobą.
Czuł się pan jak detektyw?
Jak detektyw to nie, raczej jak powiernik Krystyny, jej ostatni sprzymierzeniec...Chciałem być kimś w rodzaju medium. Poczułem ją bardzo mocno, tym bardziej że przefiltrowałem szpiegowskie życie Krystyny przez siebie samego. Cywil tego nie zrozumie, ja z kolei wiem, że gdybym żył wtedy, to mógłbym patrzeć oczami Krystyny na tamten świat i tamte sprawy... Rozumiem jej napięcia, lęki, marzenia, ambicje. Moja Krystyna jest piękniejsza niż dotychczas było to ukazywane w książkach o niej. Jest prawdziwa, mam nadzieję.
Vincent V. Severski - pseudonim literacki pułkownika polskiego wywiadu, który przez wiele lat pracował poza granicami kraju i zajmował jedno z najwyższych stanowisk kierowniczych w Agencji Wywiadu. Odszedł ze służby w 2007 roku. Wielokrotnie odznaczany i wyróżniany przez najwyższe władze RP, uhonorowany Legią Zasługi przez prezydenta Baraka Obamę. Autor bestsellerowej serii szpiegowskiej Nielegalni, Niewierni, Nieśmiertelni i Niepokorni, na podstawie której Canal + wyprodukował serial premium. Sprzedano do tej pory prawie 700.000 książek autorstwa Vincenta V. Severskiego.
Anna Serdiukow . Absolwentka Instytutu Dziennikarstwa i Laboratorium Reportażu na Uniwersytecie Warszawskim i Gender Studies na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikuje m.in. w: "Zwierciadle", "Harper's Bazaar", "Wysokich Obcasach Extra", "Magazynie Filmowym SFP" i "FilmPro". Propaguje kino artystyczne - w warszawskiej klubokawiarni Znajomi Znajomych prowadzi autorski cykl filmowy "Nie znajdziesz tego na torrentach". Konsultuje scenariusze filmowe, m.in. wielokrotnie nagradzany w Polsce i za granicą film "Płynące wieżowce" Tomasza Wasilewskiego. Od trzech lat dyrektor artystyczna Festiwalu Cinergia. Forum Kina Europejskiego w Łodzi. Współautorka albumu "Andrzej Wajda. Ostatni romantyk polskiego kina".