Rozmowa
Koncert zespołu Weekend w Szczecinie w 2013 roku (Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl)
Koncert zespołu Weekend w Szczecinie w 2013 roku (Fot. Cezary Aszkiełowicz / Agencja Wyborcza.pl)

Masz swoją ulubioną piosenkę disco polo?

Oczywiście. To "My tańczymy" zespołu Mirage-2, która jest... coverem coveru. Prawa autorskie są w tym wypadku bardzo skomplikowaną sprawą (śmiech).

Co jest w niej takiego ciekawego?

Przede wszystkim mocne partie syntezatorów oraz nastrój: to niby dyskotekowa historia, ale jest w niej jakiś smutek. No i ten wokal - amatorski, niedoskonały, a jednak da się wyczuć, że wszystkim bardzo zależało na stworzeniu prawdziwej perełki. Dobrze oddaje to klimat wczesnego disco polo, z czasów zanim zaczęło się kojarzyć z zespołami takimi jak Bayer Full.

Zenon Martyniuk podczas festiwalu Disco Polo Fest 2017 w Łodzi (Fot. Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta)

Mówisz o tym zupełnie poważnie, bez osłaniania się ironią. Zwykle wstydzimy się jednak przyznać do sympatii do disco polo.

Nie mam żadnego problemu z tym, żeby mówić o tym wprost, ale też nie chcę gloryfikować tego gatunku. Jestem badaczką, interesuje mnie przede wszystkim okres transformacji ustrojowej i wszelkie związane z nim estetyczno-społeczne konflikty. Jako słuchaczka natomiast staram się być otwarta. Byłam na koncercie Zenka Martyniuka i świetnie się bawiłam, ale to nie znaczy, że nie mogę posłuchać sobie rano Merzbowa [japoński muzyk kojarzony głównie z muzyką noise'ową - przyp. red.].

Mam wrażenie, że niechęć wobec disco polo istnieje współcześnie wyłącznie w tekstach publicystycznych pisanych przez autorów z tzw. liberalnych mediów. Gdyby ludzie rzeczywiście wstydzili się disco polo, to nie chodziliby masowo na koncerty, nie kupowaliby płyt, innymi słowy: nie wytworzyłby się tak ogromny rynek.

Sugerujesz w swojej książce, że gdyby elity lat 90. podeszły do disco polo z nieco większym zrozumieniem, polska transformacja mogłaby wyglądać zupełnie inaczej. To mocna teza.

Leder pisał w "Prześnionej rewolucji", że nie potrafimy zaakceptować chłopskich korzeni naszego społeczeństwa. Niechęć elit wobec disco polo doskonale to ilustruje.

Traktuję tę muzykę przede wszystkim jako objaw ludowej twórczości i aktywności, która w latach 90. przybrała ogromną skalę. Aktywność ta była oczywiście możliwa dzięki różnym mechanizmom związanym z transformacją - łatwiejszemu dostępowi do sprzętu muzycznego, kaset etc. Niemniej gdyby elity lat 90. zrozumiały, że w stylistyce tej wyraża się wiele pragnień i aspiracji, chęć awansu społecznego, być może przyznałyby tzw. zwykłym ludziom większą sprawczość, nie marginalizowałyby ich. I, być może, udałoby się uratować nasze społeczeństwo przed pęknięciem, o jakim należy już od dawna mówić.

Okładki kaset disco polo

Niechęć inteligencji do disco polo wynikała ze strachu przed "chłopem z Mazur", który dzięki swojej pomysłowości może szybko zarobić fortunę?

Zdecydowanie. Ta obawa miała oczywiście również kilka innych źródeł. Narzekano, że disco polo to przecież kicz, szmira, że nijak ma się do intelektualizmu dzieł Kieślowskiego, Zanussiego itd. Bano się, że oto nagle ludzie z klasy ludowej "wchodzą do Śródmieścia", odnoszą sukcesy, stają się idolami. Inteligenci długo nie mogli uwierzyć, że "ludzie z prowincji" mogą być aktywni, kreatywni, zabierać głos w ważnych dla siebie sprawach. Był też problem związany z konwenansami: discopolowcy mówili wprost o pieniądzach, tymczasem dżentelmeni przecież o nich nie rozmawiają. A na pewno o nich nie śpiewają!

Wspominasz w "Polskim bajerze" o artystach z PRL-u, których można by nazwać mianem ojców i matek chrzestnych disco polo.

Miałam na myśli przede wszystkim sytuację, w której uznani artyści oraz kulturalni decydenci próbują wpływać na to, czego słuchają ludzie i "uchronić" ich przed twórczością ich zdaniem niezasługującą na uwagę. Gdy Janusz Laskowski zaśpiewał "Kolorowe jarmarki" podczas opolskiego festiwalu w 1977 roku, jurorzy nie pozostawili na nim suchej nitki i przyznali mu najniższe noty z możliwych. Kiedy już kilka tygodni później to Maryla Rodowicz wykonywała ten sam utwór w Sopocie, nie było żadnego sprzeciwu.

Marcin Miller z zespołu Boys na koncercie w 2007 roku (Fot. Jan Zamoyski / AG)

Dlaczego?

Maryla jest diwą polskiej piosenki, wolno jej więcej. Jej ludowa stylizacja okazała się łatwiejsza do zaakceptowania niż rzewne wykonanie Laskowskiego, który miał status grajka z prowincji.

Laskowski poradził sobie jednak bez wsparcia krytyków muzycznych i kolegów po fachu.

No właśnie, oburzenie elit nie ma żadnego wpływu na to, co podoba się ludziom. Choć trudno to dziś zweryfikować, Janusz Laskowski jeszcze w latach 60. miał sprzedać miliony pocztówek dźwiękowych ze swoimi utworami. Później stał się zresztą częścią środowiska discopolowego. Można odnieść wrażenie, że grał tam rolę przewodnika po okrutnym, niesprawiedliwym świecie - przypomnijmy sobie choćby klip do "Świat nie wierzył łzom". Ta figura zamyślonego mężczyzny-obserwatora, który "zna życie", była zresztą w discopolowych teledyskach dość popularna. W podobnej roli występuje na przykład młody Zenon Martyniuk w piosence Akcentu "Psotny wiatr".

W utworach i teledyskach z lat 90. nie brakowało również egzotyki, wzdychania w stronę amerykańskiego raju, jak w piosence Skanera "American Boy". Disco polo to ucieczka od codzienności?

Raczej wyraz kapitalistycznej wiary w to, że możemy być tym, kim chcemy, że wszystko jest możliwe. W czasach gdy Polacy zderzali się z trudną rzeczywistością okresu transformacji, disco polo pełniło swego rodzaju funkcję terapeutyczną. Podobnie jak zakładane na potęgę w małych miejscowościach dyskoteki, które nie podobały się zresztą mediom z wielkich ośrodków miejskich - ich przedstawiciele demonizowali to, co dzieje się na wsi, wspominali o demoralizacji młodzieży itd.

Okładki płyt disco polo (Fot. Agnieszka Sadowska / AG)

Disco polo miało i ma ciemne strony. Chyba nie będzie przesady w określeniu go mianem seksistowskiego i maczystowskiego? Sławomir Świerzyński z Bayer Full dość regularnie przypomina nam o tym na Twitterze.

Owszem, jeśli chodzi o główny nurt disco polo, to dużą rolę odgrywała w nim bardzo tradycyjna wizja obu płci. Kobieta miała być oczywiście miła, wierna i uległa.

W środowisku artystki zdecydowanie były w mniejszości. Znajdziemy tu jednak również wykonawczynie, które prezentowały mniej tradycyjną wizję kobiecości, zmysłowości, mówienia o swoich potrzebach. Weźmy choćby La Stradę i jej hit "Taka jestem", w którym wokalistka emanuje pewnością siebie. Nie wspomnę nawet o Shazzie, która wcielała się w egipską kapłankę zesłaną na pustynię ze względu na swoją skłonność do romansowania. Dlatego zastanawiam się nad potencjałem emancypacyjnym disco polo.

 

Z maczystowskim punktem widzenia nie do końca licowały też głosy niektórych wokalistów: delikatne, wysokie, wręcz dziewczęce. Skąd ten kontrast?

W książce przytaczam wypowiedź Jerzego Suszyckiego, prezesa wytwórni Green Star, który mówi, że "u niego wokal ma być ładniutki". Bardzo łatwo zapominamy o tym, że świat nie jest taki prosty i nie da się go opisać przy pomocy binarnych opozycji. Disco polo z początku lat 90. było bardzo kampowe, przegięte. Członkowie stuprocentowo męskich zespołów często pozowali do zdjęć, obejmując się.

Gdy pisałam książkę, poświęciłam sporo czasu, aby przyjrzeć się okładkom discopolowych albumów. Znalazłam na przykład kasetę zespołu Sadki, na której widnieje zdjęcie dwóch czule obejmujących się mężczyzn zmultiplikowanych na tle kwietnej łąki. A do tego tytuł: "Kocham cię". Dziś od razu ocenilibyśmy takie zachowania mianem homoseksualnych. Może więc tak naprawdę nieco się od tego czasu cofnęliśmy?

Wspominasz również o tym, że disco polo z lat 90. było różnorodne, mieszało zachodnie i wschodnie trendy, wyróżniało się na tle podobnej muzyki z innych krajów. Nie da się chyba tego powiedzieć o współczesnej muzyce tego nurtu?

Dziś jest to raczej dość uniwersalna muzyka dance. Główna różnica polega jednak na tym, że od tamtego czasu disco polo bardzo się sprofesjonalizowało, straciło walor amatorskości, która z założenia jest przecież nieprzewidywalna. Okazało się, że dobrze brzmiącą muzykę można robić bardzo prostymi środkami: wystarczy komputer i instrumenty, które są dość tanie i łatwo dostępne. Pierwsze lata branży disco polo obfitowały w artystów poruszających się w różnych stylistykach, w programie "Disco Relax" było przecież miejsce na eurodance, biesiadę, piosenki satyryczne, covery Abby wykonywane przez K&K Singers i inne. Dziś gdzieś się to zatraciło.

 

Co sprawiło, że mamy obecnie do czynienia z prawdziwym renesansem muzyki disco polo? Sama nostalgia związana z latami 90. chyba nie wystarczy?

Rzeczywiście, tęsknota za tamtą dekadą tylko w niewielkim stopniu wpływa na ponowną popularność gatunku. Dużo większą rolą odgrywa zmiana technologiczna, np. pojawienie się YouTube'a, który pozwala wykonawcom dać o sobie znać, a także przypomina nam twórczość sprzed lat. Istniejący do dziś kanał youtube'owy NawrotkaTV publikuje również zdigitalizowane materiały nagrane lata temu na kasetę VHS. Udało się więc stworzyć nowy obieg, który umożliwia rozpowszechnianie zarówno starej, jak i debiutanckiej twórczości.

Niektórzy sugerują, że sporą rolę odegrała tu również partia rządząca. Jacek Kurski przyznaje, że "uwielbia Zenka Martyniuka" , minister Gliński chciał ponoć zaproponować mu nawet napisanie piosenki o "Damie z łasiczką" . Elity odrobiły lekcję i nie chcą powtórzyć błędu sprzed lat?

Podejście PiS-u do disco polo jest bardzo praktyczne: użyjemy tego, co lubią nasi potencjalni wyborcy. A poza tym muzyka ta świetnie sprawdza się jako ścieżka dźwiękowa narracji o wstawaniu z kolan itd. Uważam jednak, że disco polo poradziłoby dziś sobie bez PiS-u.

Książka Moniki Borys ukazała się nakładem Wydawnictwa W.A.B. (Dawid Nickel, mat. prasowe)

Mimo że artyści discopolowi często występują w mediach głównego nurtu, to raczej trudno wyobrazić sobie tę muzykę w spocie wyborczym. Tymczasem sporo mówiło się o tym, że Aleksander Kwaśniewski wygrał w 1995 roku także dzięki piosence "Ole Olek" autorstwa Top One.

Na pewno nikłe są szanse na to, że discopolowy utwór pojawi się w spocie partyjnym lub kandydata na prezydenta. Zdarza się to natomiast na innym szczeblu - tam, gdzie o kształcie swojej kampanii decydują konkretni kandydaci. W wyborach do europarlamentu pojawiły się dwa spoty z disco polo. Co ciekawe: jeden z kandydatów, Marcin Duszek, był związany z PiS-em, natomiast drugi, Marcin Walasek, z Wiosną. Wydawałoby się, że politycznie mamy tu dwa przeciwne bieguny. Ale disco polo trafia do ogromnej rzeszy ludzi, którzy mają różne poglądy. Ciekawi mnie, czy media głównego nurtu wreszcie to zrozumieją i przestaną wiązać disco polo wyłącznie z konserwatyzmem czy nawet ksenofobią. Przecież dzięki wpisanej w tę stylistykę przesadzie i "przegięciu" mogłoby ono stać się muzyką różnorodności. Ma ku temu ogromny potencjał.

Monika Borys . Ur. 1989. Kulturoznawczyni, dziennikarka, badaczka peryferyjnych wizualności. Absolwentka Uniwersytetu w Białymstoku i Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktorantka w Instytucie Kultury Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Praktyce Teoretycznej", "Widoku. Teoriach i Praktykach Kultury Wizualnej" i "Dwutygodniku". Pochodzi z Podlasia, mieszka w Warszawie.

Mateusz Witkowski . Ur. 1989. Redaktor naczelny portalu Popmoderna.pl, stały współpracownik Gazeta.pl, Wirtualnej Polski, "Czasu Kultury" i miesięcznika "Teraz Rock". Doktorant w Katedrze Krytyki Współczesnej Wydziału Polonistyki UJ. Stypendysta Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w roku 2018. Współprowadzi fanpage Niedziele Polskie, prowadzi facebookowego bloga muzycznego Popland.