
Jako "ambasadorka feminizmu i lewactwa" - bo kobieta, i w dodatku pracuję w lewicowej gazecie, często staję się mimowolnym odbiorcą krytyki kierowanej do kobiet. Mężczyźni przekonują mnie, że współczesne feministki sobie szkodzą, są źli, że w mediach dominuje narracja poświęcona prawie wyłącznie kobietom, tworzona z perspektywy kobiet. A mężczyźni występują prawie wyłącznie w roli sprawców i przemocowców albo nieudaczników. Na wielu polach czują się więc dyskryminowani i zaczynają o tym mówić.
I mają prawo się tak czuć. Tę męską dyskryminację szczególnie widać w sądach rodzinnych, w których panuje matriarchat - to matka zawsze ma rację. Przechodzimy kryzys, i to od lat, ale nie kryzys męskości, jak często się o tym mówi, lecz kryzys w rozumieniu eriksonowskim [od Erika Eriksona - psychoanalityka i psychologa rozwoju - przyp. red.] - jako rozwój, przełom, rozkwit. I nie dotyczy on wyłącznie ról męskich, ale również kobiecych. To jednak najczęściej mężczyznom się obrywa.
Jak to? W związku z tym, że świat się zmienił, sytuacja gospodarcza jest zupełnie inna niż kilkadziesiąt lat temu, możliwości przeciętnego mężczyzny i oczekiwania wobec niego są inne. Nie musi on już, jak kiedyś, zbudować domu czy posadzić tego cholernego drzewa, bo gdzie ma to zrobić? Na swoim dwumetrowym balkonie, w 35-metrowym mieszkaniu kupionym na kredyt we frankach? Zauważam jednak, że sytuacja się poprawia. Jeszcze kilka lat temu mężczyzna z depresją otrzymałby od razu łatkę niemęskiego, dziś dopuszczamy do świadomości, że on też może być chory, że problem dotyczy w takim samym stopniu obydwu płci. Że po prostu - żyjemy w trudnych czasach i nikomu nie jest łatwo. Dużo szumu zrobiło się wokół jednej z ostatnich reklam firmy Gillette, której celem ma być walka z toksyczną męskością. W spocie widzimy ojców, którzy przestają tłumaczyć bójki swoich synów tym, że "chłopcy już tacy są", koledzy nie przymykają oczu na różne formy molestowania seksualnego, którego dopuszczają się ich kumple. Nawet slogan marki się zmienił z "Gillette - najlepsze dla mężczyzny" na "Gillette - najlepsza wersja mężczyzny, jaką może być". Reklama odbija się od obrazu stereotypowego mężczyzny, który jest sprawcą molestowania, bullyingu, jest agresywny, typowym macho. Mnie się to nie podoba, bo utrwala negatywny męski stereotyp, a my nie wszyscy tacy jesteśmy i nie wszyscy tacy byliśmy. Z jednej strony jest walka ze stereotypami, z drugiej - cały czas za te stereotypy obrywamy.
Do tego dochodzą sprzeczne oczekiwania wielu kobiet. Pracuję z mężczyznami między 25. a 35. rokiem życia i nieraz słyszałem historię, że kobieta zrobiła facetowi aferę, bo ten się jeszcze nie oświadczył. Z jednej strony koniec z mówieniem "moja kobieta", z drugiej - awantura o to, że on nie klęka i nie prosi o rękę. Kim ty jesteś, że on ma przed tobą klękać? Królową? Bogiem? Kobieto, jeśli nie chcesz jasnego podziału na role, to część z nich przejmij. Powiedz otwarcie, że chciałabyś wziąć ślub albo sama się oświadcz. To nie jest tak, że ja mam coś przeciwko tym rytuałom. Jeśli komuś one pasują, to OK, ale jeśli kobieta jasno mówi, że chce z nimi walczyć, to niech będzie konsekwentna i faceta potraktuje jak równego sobie. A potem one słyszą: Chciałyście równouprawnienia, to same sobie wnieście zakupy, to zaproście nas i zapłaćcie za kolację. Jest spora różnica między wniesieniem zakupów a zapłaceniem za kolację. Jeżeli i on, i ona zarabiają, to dlaczego on ma płacić? Może też chciałby zostać na kolację zaproszony. I nie ma w tym nic złego. Chodzi o to, żeby było równo, żeby oboje czuli się docenieni i zadbani. Natomiast sytuacja, w której trzeba wnieść torbę na czwarte piętro jest zupełnie inna i nie ma żadnego związku z płcią, ale wyłącznie z tym, że ktoś jest silniejszy, a ktoś inny słabszy. Nieważne, czy to będzie kobieta, dziecko czy starsza osoba. I taka kobieta sobie myśli: Wszystko mu dałam, zapłaciłam za kolację, a on sobie poszedł. Za łatwo było. Nieraz słyszałam od mężczyzn, że oni to muszą kobietę zdobywać. Bo inaczej przestają się starać. W zdobywaniu nie chodzi o płeć, tylko o człowieka. Jedni mają tendencję do wchodzenia w relacje, w których nieustannie trzeba zabiegać o czyjeś względy. Inni oczekują, że to o nią czy o niego ta druga osoba będzie się ciągle starać. Dlaczego ustawiamy się w jednej czy drugiej pozycji? Tego nie wiem, ale uważam, że płeć nie ma tutaj większego znaczenia. Jeśli chcesz zaprosić na kolację - zrób to. Jeśli chcesz się zaręczyć - powiedz o tym. Ale nie chodzi o to, że ona chce się zaręczyć, chodzi o to, żeby to on "to" zrobił. A on może chcieć, żeby ona. Moim zdaniem macie wyprane mózgi. Naoglądałyście się bajek o królewiczach ratujących księżniczki i dałyście się przez taki przekaz całkiem ubezwłasnowolnić.
Ale mężczyźni też! Mój znajomy wyznał mi ostatnio, że jeśli jeszcze raz usłyszy od kobiety: "Sama sobie potrafię drzwi otworzyć", to powie, co o niej myśli. Powstrzymam się od dosłownego cytowania. A jak kobieta powie, że jej coś nie odpowiada, to jest odbierane tak, że ona go tłamsi, a nie że on nie rozumie, że świat się zmienił.
Wielu mężczyzn wciąż nie chce, żeby świat się zmieniał. Może nawet większość. I znam kobiety, które mają podobnie. Bardzo odpowiada im tradycyjny podział ról, w którym mężczyzna zarabia na chleb, a kobieta rodzi dzieci i zajmuje się domem. W którym on ma klęknąć, a ona powiedzieć "tak".
Albo w jeszcze inny sposób poprosić o rękę - na przykład w obecności innych ludzi...
Byłem świadkiem takich oświadczyn podczas Superbowl w Stanach Zjednoczonych. W przerwie facet uklęknął przed kobietą, oczywiście wszystkie kamery zwróciły się w ich stronę, wszyscy mogli ich zobaczyć na olbrzymich telebimach. Pomyślałem sobie: "Boże, kobieto, uciekaj póki możesz. Jeśli on teraz stosuje taką przemoc, co będzie w przyszłości?". Ale niektórym to odpowiada. I niech taki mężczyzna, który chce odtwarzać mit zdobywcy, dobierze się z kobietą, która chce być zdobywana. Rewelacja! Natomiast jeśli umawiamy się, że walczymy o to, żebyśmy mogli wchodzić w różne role, automatycznie zaczynamy grać na innych zasadach, i te zasady was, kobiety, też obowiązują. Musicie zaakceptować, że jako mężczyźni możemy być i ojcami, i kochankami, ale i fryzjerami, projektantami mody, strażakami czy górnikami. Że w związku możemy pełnić różne role. Możemy być też singlami lub gejami. Możemy chcieć być zapraszani na randki i obdarowywani prezentami. Chodzi o to, żeby być elastycznym. Często spotykam kobiety bardzo aktywne: życiowo, zawodowo, seksualnie, o bardzo liberalnych poglądach, które jednocześnie wyznają zasadę: Ja pierwsza nie napiszę. Jeśli facet nie stawia drinka na pierwszej randce, jest skreślony. Kompletna konserwa! Można chodzić na marsze równości, czarne protesty, manify, ale jak przyjdzie co do czego, to wolę tradycyjnie. Wiele kobiet powinno zredefiniować swoje oczekiwania. W gabinecie pracuje pan głównie z mężczyznami. Jakie mają problemy z kobietami? Przede wszystkim trafiają do mnie mężczyźni, którzy mają problemy z seksualnością. A kobiety mają dziś wobec mężczyzn bardzo wysokie wymagania - nie mogą mieć zaburzeń erekcji czy przedwczesnego wytrysku. One potrafią być wobec mężczyzn bardzo opresyjne. W jakim sensie? Na przykład w takim, że gdy dochodzi do współżycia i on nie może utrzymać erekcji, to słyszy: "Bo ja ci się nie podobam" albo "Może ty wcale nie lubisz kobiet", co wciąż dla wielu mężczyzn jest ogromną ujmą. Albo: "Co z ciebie za facet". Partnerka mojego pacjenta, jak się upiła, powiedziała mu, że nigdy nie myślała, że zwiąże się z impotentem. Bo dwa razy w ciągu kilku miesięcy miał zaburzenia erekcji. Kobieta, której mąż miał przedwczesny wytrysk, powiedziała mu z kolei, że nie będzie otwierać wesołego miasteczka na dwie minuty - albo coś z tym zrobi, albo to koniec. Kolejny przykład: Mężczyzna miał wziąć tabletkę przed stosunkiem. Usłyszał od partnerki: "Nie będę królikiem doświadczalnym. Albo ta tabletka zadziała, albo ja się w to dalej nie bawię".
Gdyby mężczyzna tak powiedział do kobiety, natychmiast zostałby okrzyknięty szowinistyczną świnią, przemocowcem. A czym się różni to, co te kobiety mówią do moich pacjentów, od: "Albo rozkładasz nogi, albo to koniec?". Niczym. To jest absolutna przemoc, ale jakoś trudniej ją zobaczyć, gdy ofiarą jest mężczyzna.
Przeczytałam niedawno na Facebooku dyskusję między młodymi kobietami, w wieku 20-30 lat. Jedna z nich żaliła się, że jej partner chce się z nią kochać tylko raz w tygodniu, ona chciałaby częściej. Którejś nocy zapytała go, czy mu się podoba. Odpowiedział, że jak się seksownie ubierze. Pod jej historią posypały się komentarze, w 90 procentach takiej treści: "Uciekaj!", "Kopnąć takiego faceta w dupę!", "Co za zj*b!", "Na pewno cię zdradza".
Takie zachowanie jest mi doskonale znane. Z jednej strony dobrze, że kobiety stały się uwrażliwione na uprzedmiotowienie, z drugiej strony często nie zauważają, że tak samo traktują mężczyzn. Moi pacjenci słyszą od swoich kobiet komentarze typu: "Mój były miał większego". Gdyby kobieta usłyszała w trakcie stosunku od mężczyzny, że ma mniejsze piersi od jego byłej, to byłaby oburzona. Ale to tylko mężczyznom się dostaje za toksyczną męskość. Sam nie jestem w stanie zliczyć, ile razy mój wygląd był komentowany przez kobiety podczas szkoleń czy konferencji, na które byłem zapraszany. Koleżanka, zapowiadając mój wykład na jednym z uniwersytetów, przedstawiła mnie jako "naszego najprzystojniejszego kolegę". Do cholery jasnej, ja nie jestem tu dlatego, że jestem przystojny, ale dlatego, że mam za sobą 20 lat studiów i doświadczenie zawodowe, a to, co robię, staram się robić dobrze. I dzięki wam to zrozumiałem, bo od lat o to walczycie. Kilka lat temu byłem świadkiem, jak bardzo zdolna studentka - dziś robi doktorat na Harvardzie - podczas odbierania stypendium od rektora usłyszała: "Nasza śliczna pani Kamila". Odpowiedziała mu: "Panie rektorze, z całym szacunkiem, ale ja nie jestem tu dlatego, że jestem śliczna, tylko dlatego, że się dużo uczyłam". Rektor zbladł. I mnie też to dotyczy. Jeśli moje koleżanki pozwalają sobie, żeby mnie albo mojego kolegę klepać po klatce piersiowej i komentować: "O, znów byłeś na siłce", to znaczy, że ja mogę je też po piersiach poklepać?
Wydawało mi się, że facetom to raczej nie przeszkadza, wręcz są zadowoleni, jak kobieta doceni ich atrybut męskości.
Ja tego nie lubię i moi koledzy też tego nie lubią. Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek mnie dotykał czy komentował mój wygląd. Mówił na przykład: "Panie Michale, a pan to nie jest zbyt przystojny na terapeutę?". Czy to nie przesada? Inna pani, z magazynu, z którym czasem współpracuję, jak zobaczyła moje zdjęcie, to odpisała mi, że mam wysłać jej inne, najlepiej w okularach, bo na tym wyglądam mało profesjonalnie, zbyt "modelowato". Bardzo mi się podoba, że powiedziałyście głośno, żeby takich komentarzy do was nie kierować. Tylko że ja, jako mężczyzna, już też ich nie chcę.
Jak poszedłem na manifę, to byłem oburzony, że wiele kobiet nosiło koszulki z napisem "siła jest kobietą". Ja jestem mężczyzną i też mam w sobie dużo siły i nie życzę sobie, żeby jedna z płci zawłaszczała ten aspekt mojej osobowości. Od lat walczymy, żeby siłę, dominację, asertywność, decyzyjność uznać za cechy ludzkie, a nie typowo męskie. Więc siła, moje drogie panie, nie jest kobietą, jest człowiekiem.
Z badania Hays Poland "Kobiety na rynku pracy 2019" wynika, że częściej niż w ubiegłym roku panowie skarżą się na przeszkody w karierze wynikające z płci. Między innymi wskazują na krzywdzącą politykę parytetu, czyli konieczność zachowania równowagi płci w zatrudnieniu. Uważają, że jest to po prostu niesprawiedliwe, a o awansie czy zatrudnieniu powinno decydować wyłącznie doświadczenie.
Idea parytetów mi się podoba, bo dzięki niej kobiety mają szansę zaistnieć na rynku pracy, gdzie w dalszym ciągu to mężczyźni postrzegani są jako lepsi, mądrzejsi, bardziej kompetentni. Doskonale wiem - z autopsji - jak te stereotypy wciąż sterują ludźmi. Wiele razy miałem taką sytuację: dzwoni organizatorka jakiejś konferencji i proponuje mi wygłoszenie wykładu. Mówię, że nie pasuje mi ten termin i proponuję, żeby odezwała się do mojej bardziej doświadczonej koleżanki. Na co słyszę: "My to jednak wolelibyśmy, żeby to był mężczyzna" i proponuje mi większą stawkę. Dlaczego wiele kobiet wybiera mężczyzn ginekologów? Z tego samego powodu, z którego wolą, żeby to mężczyzna wykładał podczas konferencji.
Mężczyźni czują się też dyskryminowani w klubach, bo często to oni muszą płacić więcej przy wejściu, nie dostają powitalnego drinka. Część mężczyzn oburza się również, że powstaje coraz więcej inicjatyw kierowanych wyłącznie do kobiet. Są baseny wyłącznie dla kobiet, warsztaty dla kobiet. Jeden pan zapytał mnie: Dlaczego są środy w kinie dla kobiet, a nie ma czwartków dla mężczyzn?
Jestem przekonany, że wieczory czy sauny wyłącznie dla mężczyzn od razu byłyby kojarzone z homoseksualizmem. A lęk, że facet mógłby zostać posądzony o to, że jest gejem, jest w Polsce cały czas ogromny. Dlatego jest ich tak mało, albo nawet wcale. Dlaczego jeszcze? Bo to się pewnie nie opłaca. Jestem przekonany, że gdyby jakiś duży multipleks oszacował, że na męskich wieczorach zarobi tyle, co na kobiecych, to nie zawahałby się przed ich zorganizowaniem. Bardzo mi się podoba idea organizowania inicjatyw wyłącznie dla mężczyzn czy dla kobiet. Uczyłem się w szkole sportowej, byłem w grupie z samymi chłopakami. Mam z tego okresu same dobre doświadczenia, jestem przekonany, że to one ukształtowały mnie jako mężczyznę. Z jednej strony przeżywaliśmy podobne rzeczy, z drugiej - każdy z nas doświadczał ich trochę inaczej, czułem, że jestem taki jak oni, a jednocześnie inny. W dalszym ciągu bardzo lubię spotykać się tylko w męskim gronie, podobnie jak lubię spotykać się w gronie koedukacyjnym. Ludzie potrzebują takiego podziału, i on się często tworzy naturalnie. Dla mnie nie jest to problem, że kobiety mają swoje wydarzenia. Ja wam w ogóle bardzo zazdroszczę tego, że potraficie i jak potraficie się zorganizować.
Mężczyźni głównie narzekają w rozmowach prywatnych, ale nie widzę, żeby tworzyli grupy, stowarzyszenia, organizowali się wokół męskich spraw.
Przyczyn może być kilka. Pierwsza wynika z procesu socjalizacji mężczyzn - są od dziecka wychowywani na indywidualistów, uczeni rywalizacji, a kobiety przeciwnie - współpracy. To się oczywiście powoli zmienia. Po drugie, mężczyźni nigdy nie doświadczyli tak silnej frustracji spowodowanej ich sytuacją, żeby się zebrać i zacząć walczyć. Po trzecie, wielu mężczyznom trudno byłoby otwarcie przyznać się do tego, że czują się dyskryminowani, gorzej traktowani, że są ofiarami kobiet, bo to w ich odczuciu oznaka słabości. I efekt jest taki, że wciąż OK jest, żeby na okładkach magazynów dla mężczyzn pojawiały się same pięknie wyrzeźbione ciała, a wołowinę reklamował kulturysta na sterydach. Gdyby w dzisiejszych czasach dziewczyna wyglądająca jak anorektyczka została twarzą wody mineralnej, kobiety by nie odpuściły.
Michał Pozdał. Psychoterapeuta, seksuolog. Wykładowca Uniwersytetu SWPS. Założyciel Instytutu Psychoterapii i Seksuologii w Katowicach, autor książki "Męskie sprawy. Życie, seks i cała reszta". Ekspert akcji Sexedpl.
Ewa Jankowska. Dziennikarka i redaktorka, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Zaczynała w Wirtualnej Polsce w dziale Kultura, publikowała wywiady w serwisie Ksiazki.wp.pl. Pracowała również serwisie Nasze Miasto i Metrowarszawa.pl, gdzie z czasem awansowała na redaktor naczelną.