Rozmowa
Halina Konopacka w 1930 r. (fot. NAC)
Halina Konopacka w 1930 r. (fot. NAC)

39 metrów i 62 centymetry mogą zmienić życie?

Okazuje się, że tak. To był rekord: i światowy, i olimpijski. I po raz pierwszy w lekkiej atletyce kobieta zdobyła złoto na igrzyskach olimpijskich, bo wcześniej kobiety nie brały udziału w tych konkurencjach.

Wielkie osiągnięcie Haliny Konopackiej.

Osiągnięcie na igrzyskach w Amsterdamie w 1928 roku. Ten rok nazywała najszczęśliwszym w swoim życiu.

Halina Konopacka podczas IV Światowych Igrzysk Kobiet w Londynie (fot. NAC)

Pierwsza kobieta, pierwsza Polka, pierwsze złoto - to musiało wywrócić jej życie do góry nogami.

Uważam, że jej życie bardziej wywróciło do góry nogami poznanie Ignacego Matuszewskiego niż te 39,62.

Pytanie, czy bez 39,62 by go poznała?

Na pewno medal olimpijski, jak każdy wielki sukces, zmienił bardzo jej życie. Stała się wówczas tak sławna, że gdziekolwiek się pojawiła, otaczały ją natychmiast tłumy. Była, co to dużo mówić, celebrytką swoich czasów. Rozpoznawano ją wszędzie. Wszyscy chcieli jej uścisnąć rękę, wręczyć kwiaty, poprosić o wstawiennictwo w jakiejś sprawie. Halina nawet prosiła na łamach prasy, żeby dać jej spokój.

Nadaremnie.

Zbyt była znana i lubiana. Do tego stopnia, że w wielu polskich mieszkaniach obok portretu marszałka Piłsudskiego wisiał także jej, wycięty z gazet, portret. Złoty medal Konopackiej wydobywa nas, Polskę, z nieistnienia. Rzeczpospolita, wymazana na długo z mapy Europy, wraca w wielkim stylu: stadion w Amsterdamie, ogromne audytorium, dziennikarze z całego świata i dziewczyna z Polski zdobywa złoto. Powiewa biało-czerwona flaga, grany jest Mazurek Dąbrowskiego. Wie pan, mówiono wtedy nawet, że szybciej świat dowiedział się o złocie Haliny niż o bitwie pod Radzyminem w 1920 roku, kiedy nawała bolszewicka parła na Polskę.

Ignacy Matuszewski i Halina Konopacka w drodze do lokalu komisji wyborczej przy ulicy Nowowiejskiej w 1930 r. (fot. NAC)

A powstrzymywał tę nawałę przyszły małżonek Konopackiej.

Ignacy Matuszewski był już wtedy szefem polskiego wywiadu. Tak znakomicie dawał sobie radę, że Piłsudski powiedział: "To była pierwsza wojna, w której myśmy więcej wiedzieli o nieprzyjacielu niż on sam o sobie".

I do tego Halina, która spada młodej, łaknącej uznania Polsce jak z nieba.

I pokazuje, że stać nas na sukces, mimo młodziutkiego i borykającego się z wieloma problemami państwa. Konopacka jest świetna, jest najlepsza, jest nasza! Cud.

Cud-piękność.

Miała orzechowe oczy, lśniące, ciemne włosy, szalenie regularną twarz, metr osiemdziesiąt jeden centymetrów, sześćdziesiąt sześć kilo i talię osy. Była zniewalająco urodziwa. Zresztą na olimpiadzie w Amsterdamie zdobyła nie tylko złoto w rzucie dyskiem, ale i tytuł miss - bo taki nieformalny konkurs urządzili wtedy dziennikarze. Mało tego, zaraz się okaże, że jest też zdolną poetką.

Poetką, dziennikarką, malarką. Ale zostańmy chwilę na stadionie. Czy Konopacka - bo ja o sporcie mam blade pojęcie - jest w tym środowisku znana?

Ja również miałam podobne pojęcie do pańskiego, więc do sportu zbliżyło mnie dopiero zajęcie się życiem Haliny. Myślę, że ona jest na pewno ikoną na AWF-ach. Wszyscy tam znają Halinę Konopacką. A reszta? Nie wiem. Mamy w końcu za sobą lata milczenia o niej.

Jej trzykrotnym przyjazdom do Polski towarzyszyła zwykle schizofreniczna dwoistość. Entuzjazm środowisk sportowych i milczenie mediów.

Konopacka podczas eliminacji w Warszawie do III Światowych Igrzysk Kobiet w Pradze, 1930 r. (fot. NAC)

Związane, rozumiem, z jej antykomunistyczną biogra fią.

Raczej z biografią jej męża, Ignacego Matuszewskiego.

To za komuny. A dzisiaj?

Myślę, że szerzej nie jest znana. Zarówno jako lekkoatletka, jak i uczestniczka tak zwanej "złotej drogi", czyli wywiezienia i uratowania części państwowych rezerw złota po napaści hitlerowców na Polskę. Całością tej niezwykłej eskapady zawiadywał Ignacy Matuszewski. Wywozili to złoto, uciekając, dosłownie, przed niemieckimi bombami.

To jest opowieść jak z najlepszego filmu przygodowego.

Rzeczywiście, historia jest iście filmowa. Ona sama co prawda gubi wtedy swój złoty medal, którego nigdy już nie odnajdzie, ale polskie złoto udaje się uratować.

My już jesteśmy w 1939 roku, a chciałbym jeszcze wrócić do początku wieku. Konopacka, urodzona w roku 1900, wychowana była, przynajmniej teoretycznie, na elegancką panią domu: francuski, rosyjski, fortepian, tenis. Tymczasem panią domu zostać nie zamierzała.

Nie lubiła i nie umiała gotować do końca życia. Ale jej rodzinny dom, oprócz wspomnianych przez pana umiejętności, zaszczepił także w Halinie wielką miłość do sportu, a szerzej do ruchu. Jej ojciec był jak na ówczesne czasy nietypowy, bo nie dzielił, jak niemal wszyscy, sportu na męski i damski. Trójkę dzieci - syna i dwie córki - prowadził na Agrykolę czy do Parku Skaryszewskiego w Warszawie, gdzie wszyscy biegali, skakali, grali w gry zespołowe, jeździli konno i na łyżwach, pływali. Od dzieciństwa więc Halina kochała sport, połknęła bakcyla sprawności i ruch sprawiał jej po prostu wielką przyjemność. 

Bal w Hotelu Europejskim, 1938 r. W górnym rzędzie z prawej strony siedzi Ignacy Matuszewski, na dole jego żona Halina (fot. NAC)

A nie było to wówczas takie oczywiste. Lekarze odradzali kobietom sport, ostrzegając przed deformacją sylwetek, a księża potępiali trenujące kobiety z ambon.

Kler nazywał dziewczyny ćwiczące w krótkich spodenkach wysłanniczkami szatana, ale Halina i jej rodzina specjalnie się tym nie przejmowali. Sport wśród kobiet zdobywał powoli coraz większą popularność. Szedł pod rękę z ruchami emancypacyjnymi. Kobiety zaczynały pracować zawodowo. To był czas zmian i ona w nich uczestniczyła. A rodzinny dom wzmacniał w niej przekonanie, że warto żyć według swojego wzoru. Halina to wielokrotnie udowodni - i sobie, i otoczeniu.

Świetny materiał na ikonę emancypacji Polek.

Na pewno. Halina była też, dodajmy, jedną z pierwszych Polek, które zdobyły prawo jazdy, przepływała Wisłę wpław. Lista jej wyczynów nie ma końca.

Ile razy Konopacka zdobyła mistrzostwo Polski?

Dwadzieścia sześć.

I to bez morderczego wysiłku. Mam rację?

Coś w tym jest. Byli nawet tacy, którzy jej zarzucali, że Halina w ogóle za mało trenuje. A ona była po prostu piekielnie uzdolniona, miała znakomite warunki fizyczne, perfekcyjną koordynację ruchu i szła jak burza. Sama mówiła, że dawali jej dysk do ręki, ona rzucała i okazywało się, że dysk leciał na rekordowe odległości. Rekordowe w Polsce, a potem na świecie. Można powiedzieć, że była stworzona do sukcesów. I proszę pamiętać, że lekkoatletyka to jedno, ale Halina była także znakomitą narciarką. Nawiasem mówiąc, narciarstwo to jej ukochany sport.

Karierę profesjonalną zakończyła jednak szybko. Dlaczego?

Dlatego, że wyszła za Ignacego.

Halina Konopacka - Matuszewska prezentuje nagrodę puchar i dyplom, którą otrzymała za najlepszy wynik sportowy w 1928 roku (fot. NAC)

To jedyny powód?

Nie jedyny, ale bardzo ważny. Było jednak źle widziane, że żona ambasadora i potem ministra biega po boisku w krótkich spodenkach. W sejmie się nawet zakładano, czy ona szybciej rzuci Ignacego, czy szybciej pobije kolejny rekord. Myślę też, że ona chciała być po prostu najlepsza. A na horyzoncie pojawia się wtedy Jadwiga Wajsówna, która może za chwilę pobić rekordy Konopackiej.

Lepiej jest zejść ze stadionu niepokonaną?

Być może. W każdym razie Halina odchodzi ze sportu, będąc na samym szczycie.

I nikt nie może uwierzyć, jak takiemu niezbyt atrakcyjnemu fizycznie mężczyźnie jak Matuszewski udaje się zdobyć rękę takiej sławnej piękności jak Konopacka. Co było jego tajemnicą? Magnetyczna osobowość?

Jestem pewna, że Ignacy był czarujący, inteligentny i charyzmatyczny. Był żołnierzem, politykiem i poetą, a także tłumaczem - przełożył na przykład na włoski wiersze Lechonia. Świetnie pisał, umiał słuchać. Widzę go jako naprawdę niezwykłego człowieka. A jak mężczyzna jest niezwykły, interesujący, to kobiecie już nie przeszkadza, że sięga jej do ramienia, jak Matuszewski Konopackiej. Poza tym proszę pamiętać, że on jest otoczony nimbem bohatera, należy do bliskiego grona Józefa Piłsudskiego. To wszystko ma znaczenie.

Halina go bardzo kochała. Nawet jeśli ich związek zaczął się z jej strony tylko zainteresowaniem, skończył się wielką miłością.  

Konopacka świetnie się nadawała do roli ambasadorowej i ministrowej.

Rzeczywiście fantastycznie się w tym odnajdywała. Pozowała do portretu Witkacemu, grała w tenisa, przyjaźniła się ze skamandrytami. Miała ciekawe, niezwyczajne życie. A w nowe obowiązki weszła gładko, bo była przede wszystkim inteligentna.

Książka Agnieszki Metelskiej ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne (mat. prasowe)

Rozwój intelektualny był dla niej tak samo ważny, jak fizyczny.

Proszę pamiętać, że Halina też pisała wiersze. I to dobre. Wydaje je potem w świetnym wydawnictwie Hoesicka. Debiutuje wśród najlepszych - Tuwima, Iwaszkiewicza, Iłłakowiczówny, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Przyjaźni się z Wierzyńskim, który jest świadkiem na jej ślubie. Bierze udział w zjazdach poetów, gdzie bywają najznakomitsi, żeby tylko wspomnieć Staffa czy Słonimskiego. Dostaje świetne recenzje w "Wiadomościach Literackich", debiutuje w "Skamandrze", gdzie zadebiutować chciał każdy.

I przychodzi katastrofa drugiej wojny. Polska i świat Konopackiej legły w gruzach. Zaczyna się słodko-gorzkie życie emigrantki w Nowym Jorku. "Emigracja jest łatwiejsza do zniesienia, kiedy mogę wracać do Polski" - mówiła. Tęsknota?

Cała ta emigracja odnajdywała się poza Polską z wielkim trudem. Świadczą o tym choćby samobójstwa Lechonia czy Wieniawy-Długoszowskiego. To była w końcu jedna wielka porażka, choć Matuszewski i inni piłsudczycy walczyli ciągle o to, by przelana przez Polaków krew nie poszła na marne, by po drugiej wojnie na mapie ostała się wolna Polska, a nie oddana Sowietom. I Halina cały czas Matuszewskiemu w tej walce towarzyszyła.

To było dla niej poświęcenie?

Nie, myślę, że to nie było poświęcenie. Konopacka została ukształtowana w międzywojniu, a całe to pokolenie było niesłychanie patriotyczne. Oni uważali emigrację z Polski za zdradę.

Konopacka podczas Międzynarodowych zawodów lekkoatletycznych w Wilnie w 1929 r. (fot. NAC)

Była szczęśliwa?

Szczęśliwym się bywa. I Konopacka szczęśliwa bywała. Na pewno w 1928 roku, kiedy zdobyła złoto. Na pewno kiedy się dowiedziała, że jej rodzina przeżyła wojnę, bo Ewa, córka Matuszewskiego, zginęła w powstaniu warszawskim. Ale też była chyba szczęśliwa na Florydzie, gdzie spędziła ostatnie lata życia i gdzie zaczęła malować. Mieszkała w drewnianym białym domu z werandą nad samym oceanem. To był, wydaje mi się, piękny czas z pędzlem i sztalugą.

Bardzo dużo talentów w jednej osobie.

Jest to rzeczywiście niezwykłe. Może wynikało z umiejętności poszukiwania? Trzeba mieć w życiu odwagę, żeby szukać. Halina Konopacka ją miała. Odwagę i wolę walki.

Wracała do kraju w 1958, 1970 i 1975 roku. To były smutne powroty do komunistycznej Polski czy jednak radosne?

Przede wszystkim te powroty były dla niej bardzo ważne. Bardzo. Tęskniła za Polską. Tu była jej rodzina, tu były groby najbliższych, tu był Kasprowy, z którego kochała zjeżdżać w młodości na nartach. Pozostały też dla niej ważne relacje ze środowiskiem sportowym. Cieszyła się ze spotkań, jakie jej organizowano, więc radość, choć w Polsce rządzonej przez pogardzany przez nią reżim.

Pisze pani, że zajęła się Haliną Konopacką przez dalekie powinowactwo rodzinne. Dzisiaj są panie bliżej?

Na pewno. I mam poczucie, że Halina sama do mnie przyszła. A kiedy już przyszła, to jej nie wypuściłam. Ale zainteresował mnie też bardzo Ignacy Matuszewski, który wyznacza jej późniejsze życie. Niektórzy mi nawet zarzucali, że za dużo o nim piszę w książce. A ja uważam, że inaczej się nie dało. Dlatego "Złota." to właściwie książka o obojgu.

Mistrzostwa Polski w lekkoatletyce kobiet w Warszawie w 1931r. Sztafeta AZS 4x200 metrów w składzie Helena Woynarowska, Ludwika Gorloff, Halina Konopacka i Jolanta Manteufflówna (fot. NAC)

Jest coś, co Polska może dzisiaj dla Haliny Konopackiej zrobić?

Powinien o niej powstać film.

Wspaniały materiał na scenariusz już jest.

Bardzo dziękuję.

Tylko kto by ją zagrał?

O tym jeszcze nie myślałam.

*Książkę "Złota. Legenda Halina Konopackiej" możecie kupić w Publio.pl >>>

Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.

KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER >>>

Agnieszka Metelska - dziennikarka, poetka, prawniczka. Autorka zbiorów wywiadów "Szukanie puenty życia" i "Gdzie diabeł nie może." (razem z Ewą Nowakowską) oraz zbioru reportaży "Pokuta po polsku". Reporterka "Kobiety i Życia", "Życia Literackiego", "Przeglądu Tygodniowego" i "Twojego Stylu". Autorka sztuk dramatycznych i tekstów piosenek. Od dziennikarstwa odeszła do adwokatury. Była rzeczniczką prasową Naczelnej Rady Adwokackiej, prowadzi indywidualną kancelarię adwokacką. Już jako prawniczka wydała tomiki wierszy "Pamięć i Ślad" oraz opublikowała artykuł o procesach politycznych w książce "Adwokatura warszawska w latach nadziei i przełomu (1956-2009)".

Mike Urbaniak jest dziennikarzem kulturalnym "Wysokich Obcasów", weekendowego magazynu Gazeta.pl i felietonistą magazynu "Vogue".