
Praca nad książką "Nic co ludzkie" o księżach pedofilach mocno odbiła się na twoim zdrowiu.
Ponad dwa lata pisania w ostrym amoku przypłaciłem dwumiesięczną ciężką depresją. Musiałem wziąć długi urlop z pracy i odleżeć swoje w łóżku. Na szczęście miałem dużo zaległego.
Co było najtrudniejsze do udźwignięcia?
Jak wielu autorów, wpadłem w czarną dziurę. Postaci, które opisywałem, były ciągle ze mną. Nosiłem je w głowie, co odbiło się na życiu prywatnym i zdrowiu. Zakończenie pracy przyszło mi odchorować.
Historie, które opisywałeś, były aż tak przygnębiające?
Nie chcę się nad sobą rozczulać, ale materia rzeczywiście była trudna. Tylko najpierw jedno zastrzeżenie: ani film "Kler", ani oparta na jego scenariuszu książka, to nie są rzeczy wyłącznie o pedofilii wśród duchownych. Są tutaj związki hierarchii z polityką i głębokie, etyczne dylematy mężczyzn, którzy odnaleźli w sobie powołanie, albo tylko im się tak wydawało. Albo im to wmówiono. Jest na kartach powieści ksiądz-celebryta brylujący w liberalnych mediach i ksiądz radiomaryjny. Jest ksiądz psychicznie chory i proboszcz-wcielony szatan. Jest kapłan autentycznie wierzący, młody entuzjasta i jest stary cynik, profesor teologii - intelektualny killer.
No i są, wreszcie, ci krzywdziciele dzieci...
... tak. Jeśli chodzi o nich, to wziąłem na warsztat autentyczne losy księży pedofilów opisane w artykułach i reportażach Bożeny Aksamit, Małgorzaty Bujary, Marcina Kowalskiego, Marcina Kąckiego, Marcina Wójcika, Ekke Overbeeka i innych. Przeczytałem wszystko, co napisano na ten temat przez ostatnie 10 lat w papierze i Internecie, choćby na portalu ruchofiarksiezy.org. Studiowałem ujawnione akty oskarżenia, bo i to można w sieci znaleźć.
Zagłębianie się w te sprawy, ze wszystkimi ich drastycznymi szczegółami, na pewno nie robi dobrze, chyba że ktoś się lubuje w tego rodzaju obrzydliwościach. Wybrałem kilkadziesiąt spośród historii opisanych przez dziennikarzy, co jest oczywiście wierzchołkiem góry lodowej, bo większość spraw pedofilskich - nie tylko związanych z Kościołem, ale ogólnie - nigdy nie ujrzała i nie ujrzy światła dziennego. Ostatecznie skompilowałem pięć historii, które są egzemplifikacją typowych sytuacji. Ksiądz katecheta i opiekun ministrantów, ksiądz uzdrowiciel, ksiądz przyjaciel domu, ksiądz łowiący przez konfesjonał, czyli dopuszczający się solicytacji.
Powiedz proszę coś więcej.
Samo istnienie tego słowa - a pojawia się ono w dekretach watykańskich z XVI wieku - świadczy o tym, że to była ugruntowana praktyka. Piąty ksiądz jest już kompletnym dewiantem - opętany ostrą pedofilską pornografią, przesuwany latami z parafii do parafii, rozpaczliwie szuka młodych chłopców gdziekolwiek, choćby na ulicy. Oczywiście to również autentyczny przypadek, konkretny polski kapłan, darujmy sobie nazwisko, którego policja - po doniesieniu - nakryła z nastolatkiem w hotelu. Wcześniej skazano go za posiadanie dziecięcej pornografii. Wyrzucany z jednej, drugiej i trzeciej parafii został przesunięty do domu dla niewygodnych księży. Ale i tam się nie opamiętał.
Głównymi bohaterami twojej książki nie są jednak księża, tylko Ludmiła Zakrzewska, dziennikarka krakowskiego "Tygodnika Popularnego".
To samotna matka ciężko chorego chłopca, która próbuje bezskutecznie leczyć syna i odbija się od polskiej służby zdrowia. Jednocześnie - trochę ucieczkowo - prowadzi śledztwo dziennikarskie w sprawie pedofilów. I gdy ma już gotowy materiał, staje przed okrutnym dylematem. Może wziąć łapówkę i wstrzymać publikację. Pieniędzy oferują jej tyle, że starczy na zagraniczną operację dziecka.
Kto oferuje? Kościół?
Nie do końca. Ale nie zdradzę.
Co cię poruszyło najbardziej w historiach księży pedofilów?
Charakterystyczne jest, że pedofil - jakiejkolwiek profesji by nie był - prawie nigdy nie łowi i nie osacza dziecka ze zdrowej rodziny, czyli takiego, które jest kochane i ma prawidłowo ukształtowaną psychikę. Oni - bo to tylko mężczyźni - doskonale rozpoznają dzieci z problemami, zaburzone, samotne, łaknące miłości. Albo takie, dla których telefon komórkowy czy ciuchy są w życiu tak ważne, że przysłaniają wszystko inne. Słowem: pedofile przysysają się do ran dzieci już wcześniej zranionych.
To mechanizm, o którym mówił mi też Artur Nowak, autor takich książek jak "Żeby nie było zgorszenia", "Opętana" i "Dzieci, które gorszą".
Jeden z kościelnych hierarchów powiedział, że to dzieci deprawują księży, bo czasem wychodzą z inicjatywą. Zgłębiając niektóre opisy przypadków, rzeczywiście momentami można się zdziwić: jak gładko dzieci wchodziły w te koszmarne relacje. Znam jeden przypadek, kiedy ksiądz zwyczajnie więził dziewczynkę, zamknął ją na klucz i wziął siłą. Najczęściej dzieci mogły swobodnie opuścić plebanię, hotel, kabinę samochodu - ale tego nie robiły. Dlaczego? Bo były już chwycone na jakiś haczyk. Często pojawiał się wątek kupowania i doładowywania telefonu komórkowego przez pedofila. To dla dzieci z ubogich rodzin było coś tak ważnego - mieć ten telefon i Internet, tak jak wszyscy w klasie - że się poddawały.
Jakie są inne sposoby osaczania?
Ksiądz pedofil często podaje chłopcu alkohol. Na początku smakowe piwo, potem coś mocniejszego, słodką nalewkę. Proponuje, że pograją razem w gry albo obejrzą film na wideo. Czasem pornograficzny. No i w pewnym momencie on kładzie podnieconemu chłopcu rękę na rozporku. Chłopak jest na rauszu, zostaje na noc. Rano czuje straszny wstyd, ale ksiądz mówi: "Jestem przecież kapłanem, rozgrzeszę cię i wszystko będzie OK".
Z kolei ten, który zamknął w swoim pokoju dziewczynkę, miał odprawiać egzorcyzmy. Tłumaczył jej, że Duch Święty wymaga, by się rozebrała i poddała różnego rodzaju masażom. Ale to wyjątkowy przypadek, nie tylko z powodu uwięzienia, lecz także z powodu płci. Dziewczynki są ofiarami rzadko. Pedofile w sutannach to zazwyczaj homoseksualni efebofile.
Czyli?
Czyli mężczyźni, którzy odczuwają przyjemność w kontaktach seksualnych z chłopcami od lat 13 do powiedzmy: 17. Takimi, co są już dojrzali płciowo, mają normalne erekcje, lecz psychicznie są dziećmi. Deprawujący ich homoseksualni księża często przesuwają zainteresowania swoich chłopięcych ofiar w stronę homoseksualizmu właśnie.
Skąd przekonanie, że znane przypadki księży pedofilów, to tylko wierzchołek góry?
Ponieważ, jak wynika z nielicznych odtajnionych aktów oskarżenia, sądzeni dopuszczali się tych czynów nierzadko latami. A nie było zainteresowanego, który by ujawnił te historie. Molestowany nastolatek miał korzyści, bo ksiądz go wyróżniał, kupował prezenty, zabierał na wycieczki zagraniczne. Nie gwałcił. To było - z punktu widzenia chłopca - coś w rodzaju zakazanej miłości, tajemniczego romansu. Przygoda.
Do tego ksiądz mówi dziecku: "To wszystko jest naszą tajemnicą, nie możesz nikomu powiedzieć, bo popełnisz straszliwy grzech i trafisz do piekła". Skrzywdzony nastolatek czasem dopiero po latach uświadamia sobie, co zaszło. Ma problemy psychiczne, nie potrafi się znaleźć w normalnym związku, nie umie być ojcem, wpada w alkoholizm, albo sam molestuje dzieci. Niektórzy postanawiają po dekadach ujawnić prawdę.
I Kościół ma argument, że "dopiero teraz sobie przypomnieli".
Przypomnieli sobie i nagle szkalują wspaniałych kapłanów. Bo księża pedofile na wszystkich innych polach starają się być idealni. A już szczególnie wobec rodzin dzieci, które molestują. Przynoszą prezenty, dają pieniądze, zabierają całe rodzeństwo swej ofiary na pielgrzymkę zagraniczną. Rodzice odpędzają więc myśli, że coś może być nie tak.
Zatem to, że ksiądz traktuje dziecko w szczególny sposób, powinno wzbudzić czujność rodziców?
Oczywiście. Pytanie, co należy wtedy zrobić. Moim zdaniem po prostu traktować księży jak wszystkich ludzi. Mieć ograniczone zaufanie. Jak do sąsiada, kolegi w pracy, agenta ubezpieczeniowego czy innego kierowcy na drodze. Tytuł mojej książki "Nic co ludzkie" niesie ten komunikat, że duchowni to po prostu ludzie.
Czy uważasz, że pedofilia jest największym problemem trawiącym Kościół?
Nie podejmę się diagnozy. Księża są bardzo samotni. I radzą sobie z tą samotnością na różne sposoby. Przestępstwa przeciwko dzieciom to jeden wątek, a inne to: picie, narkotyki, związki z gosposiami czy parafiankami, opętańcze gromadzenie dóbr, karierowiczostwo. Funkcjonariusze SB, którzy łowili wśród księży agentów, mawiali: "worek, korek i rozporek", czyli pieniądze, alkohol i ciało. Na tym najłatwiej było duchownego przyłapać, by potem go werbować, szantażować.
Pozostańmy na chwilę przy worku. Zarówno w filmie Wojtka Smarzowskiego "Kler", jak i w twojej książce widać, że Kościół pieniądze ma.
Ma je z tacy, od państwa i z Unii. Co do tacy - wiadomo. Co do państwa - rządy po 1989 roku przekazały duchowieństwu wiele nieruchomości, które przynoszą dochody. Czasem to były zwroty przedwojennych posiadłości, a czasem - nie. W wielu miastach, takich jak np. Wrocław, całe połacie w centrum należą do Kościoła i przynoszą mu zyski. W zamian za te zwroty episkopat w sposób nieformalny zobowiązał się wesprzeć nowe rządy i nie krytykować transformacji gospodarczej, która wiązała się z wielkimi podwyżkami cen, utratą mieszkań, bezrobociem.
Idąc dalej: katecheci w szkołach dostają pensje z budżetu państwa, kapelani w służbach mundurowych podobnie. Zupy wydawane przez Caritas i pensje pracowników tej instytucji też są w większości finansowane przez państwo. Rozliczne kościelne fundacje i stowarzyszenia biorą pieniądze z urzędów marszałkowskich i od prezydentów miast. Teraz Unia. Przy okazji budowy świątyni - na przykład w moim rodzinnym Toruniu - powstaje muzeum, na które idą pieniądze europejskie. Nikt nie jest w stanie policzyć, którą cegiełkę z funduszy UE wmurowano w muzeum, a którą w tabernakulum. Pojawia się pole do machinacji.
Czy przypadki księży pedofilów będą teraz ujawniane częściej?
Podejrzewam, że pojawi się więcej odszkodowań, ale tylko o nielicznych przeczytamy. Wiele spraw będzie załatwionych po cichu. Przyjdzie do kurii adwokat reprezentujący poszkodowanego przez księdza i warunkiem wypłaty stanie się oczywiście utrzymanie wszystkiego w tajemnicy. Być może takie ugody już są zawierane - Kościół na całym świecie ma przecież prawników specjalistów od załatwiania podobnych spraw.
Książkę Piotra Głuchowskiego "Nic co ludzkie" można kupić w kulturalnym sklepie , e-book jest dostępny w publio .
Piotr Głuchowski. Z wykształcenia konserwator zabytków, z zawodu reporter i redaktor "Wyborczej". Laureat najważniejszych polskich nagród dziennikarskich (Grand Press, MediaTory). Autor i współautor książek non-fiction ("Imperator", "Karbala", "Zatoka świń"), a także kryminałów ("Umarli tańczą", "Sługi boże"). Mieszka na wsi pod Bydgoszczą.
Angelika Swoboda. Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka psów, mądrych ludzi, kawy i sportowych samochodów.