
Czy to prawda, że kibole Wisły kolegują się z Adamem Nawałką.
Kolegować się chyba nie kolegują, ale według moich informacji były trener reprezentacji Polski miał okazję poznać kilku bandytów na stadionie Wisły.
Opowiedział mi o tym były przywódca bojówki jednego z klubów ekstraklasy. Gość świetnie zna większość znaczących chuliganów w Polsce, a z tego co wiem, jego opowieść potwierdzili w prokuraturze inni kibole.
Sytuacja miała mieć miejsce na meczu między Wisłą a Legią jesienią 2017 r. W ramach układu chuligańskiego kibole Ruchu i Wisły odwiedzali się na meczach. Kiedyś szefostwo bojówki Ruchu pojechało na Wisłę. Normalnie, w dresach, koszulkach Psycho Fans [grupa chuliganów Ruchu Chorzów - przyp. red.] i adidasach. Wiślacy zabrali ich do loży VIP-owskiej. W kolejce gwiazdy z telewizji, znani piłkarze, a oni boczkiem wchodzą, bez czekania. Zajęli miejsca w loży. Choć kibole Ruchu byli w dresach, "Zielak", jeden z przywódców chuliganów Wisły, mówił im, żeby się nie przejmowali. I nagle trzech oprychów z Ruchu gada z Nawałką.
Podobno w każdym polskim klubie chuligani mają wpływ na władze.
Ale w Wiśle sytuacja jest wyjątkowa. To klub, w którym najwięcej do powiedzenia mają dzisiaj ludzie związani z przestępczością zorganizowaną. Oczywiście, oficjalnie rządzi pani prezes, która kiedyś była adwokatem Pawła M. ps. "Misiek", przywódcy gangu Sharksów, czyli bojówki kiboli Wisły Kraków. Ale według moich rozmówców to nie prezes sprawuje realną władzę w klubie. Rządzą Sharksi. Do niedawna "Miśka" i jego najbliższego współpracownika Grzegorza Z. ps. Zielak normalnie można było spotkać na terenie Wisły. Dziś sytuacja zmieniła się o tyle, że w maju Centralne Biuro Śledcze Policji zatrzymało kilkunastu liderów Sharksów, w tym "Zielaka", a "Misiek" dwa dni przed akcją policji uciekł z kraju. Ale z moich informacji wynika, że nadal stara się trzymać rękę nad tym, co dzieje się w Krakowie.
W poprzedniej dekadzie Wisła seryjnie zdobywała mistrzostwo Polski. Była krajową potęgą, polskim Bayernem Monachium, zaliczała niezłe występy w Europie, miała stadion pełen kibiców i największe, jak na polskie warunki, gwiazdy w szatni. Co się zmieniło?
Przede wszystkim skończyły się pieniądze Bogusława Cupiała, wieloletniego właściciela Wisły. Stracił zapał, bo przez lata bezskutecznie dobijał się do Ligi Mistrzów, przegrywał w ostatnich minutach po błędach sędziego, miał pecha w losowaniu albo po prostu Wisła była za słaba. Cupiał się zniechęcił, ale kluczowe było to, że gorzej zaczęły iść jego interesy. Banki w pewnym momencie postawiły ultimatum: kolejne transze pieniędzy zostały uzależnione od tego, czy pozbędzie się Wisły Kraków.
Ludzie, z którymi rozmawiałem, twierdzą, że Bogusław Cupiał wydał na Wisłę ok. 200 milionów złotych. To robi wrażenie.
Kibice żegnali go zresztą z honorami. W przypadku właścicieli klubów piłkarskich zdarza się to wyjątkowo rzadko. A tu na trybunach kibiców Wisły pojawiła się sektorówka z jego podobizną i napisem, że na zawsze będzie jednym z nich.
Kibice Wisły wyjątkowo go szanowali, nadal zresztą go szanują. Owszem, zadłużył klub, ale też zapewnił mu złoty okres w historii. A potem oddał im go niemal za darmo.
Im? Klub od Cupiała kupił, a właściwie przejął, biznesmen Jakub M.
I szybko na jaw wyszło, że M. nie ma pieniędzy potrzebnych do utrzymania Wisły, ma za to zarzuty karne postawione przez prokuraturę w Częstochowie, w śledztwie dotyczącym wyłudzania podatku VAT.
Moi rozmówcy twierdzą, że akcja przejęcia Wisły była z góry ukartowana: Jakub M. miał kontakty z Grzegorzem Z., ps. "Zielak", wspomnianym już jednym z przywódców Sharksów. Plan był taki, że Jakub M. oficjalnie przejmuje klub, a "Misiek" i "Zielak" będą zarządzali nim z tylnego siedzenia. Zresztą jeszcze w ubiegłym roku moi rozmówcy widzieli Jakuba M. na terenie Wisły w towarzystwie "Zielaka".
"Misiek" w 1997 roku trafił do więzienia na sześć i pół roku za rzucenie z trybun nożem w Dino Baggio, przez co Wisła została wyrzucona z europejskich pucharów. Z chuligana z szalikiem na twarzy zamienił się w wytrawnego biznesowego gracza?
Kiedy wyszedł z więzienia, formalnie trzymał się z dala od poważnych przestępstw. Założył siłownię w budynkach wynajmowanych od Wisły. Przy okazji uzyskał wpływy w Towarzystwie Sportowym Wisła Kraków - stowarzyszeniu, które zarządza atrakcyjnym majątkiem w Krakowie i wszystkimi sekcjami sportowymi Wisły oprócz piłki nożnej.
W jaki sposób?
W ramach stowarzyszenia powstała sekcja kick-boxingu, nazwana przez kiboli "Trenuj Sporty Walki". Zapisano do niej wiele osób, co dawało możliwość wystawienia odpowiedniej liczby delegatów na walne zgromadzenie TS Wisła Kraków. W 2015 roku sekcja kick-boxingu wystawiła 19 delegatów - więcej niż jakakolwiek inna sekcja stowarzyszenia. A wśród nich byli m.in. Marzena Sarapata, obecna prezes Wisły, i Damian D., do niedawna wiceprezes. Z tego, co wiem, żadne z nich nie miało wcześniej związku z kick-boxingiem...
Następnym krokiem było przejęcie przez Towarzystwo Sportowe Wisła spółki, która prowadziła drużynę piłkarską Wisły.
Nikt nie protestował?
Na zgromadzeniu walnym TS Wisła pojawili się ludzie z bojówki Sharksów. Jeden z działaczy głośno zaprotestował. Wkrótce spalono mu samochód.
Brzmi jak nowy sezon serialu "Gommorra" o neapolitańskiej mafii.
W normalnym kraju bandyci baliby się zrobić coś takiego. Albo chwilę po tym wylądowaliby w więzieniu. A tutaj? "Misiek", "Zielak" i cała reszta gangu Sharksów czuli się bezkarnie.
Nie bali się, że szum wokół nich w końcu sprawi, że ktoś się za nich weźmie?
Nie. Jak podkreślają moi rozmówcy, przez wiele lat chwalili się, że mają dojścia wszędzie: w policji, prokuraturze, sądach. Jeśli ktoś chciał zeznawać przeciwko nim, mówili mu, że będą wiedzieli o tym szybciej niż prokurator i dostaną do ręki kopie jego zeznań. A zeznawanie przeciwko Sharksom spotka się z bezwzględną karą. W mieście, gdzie co chwila w ramach kibolskich porachunków ktoś kogoś tnie maczetą albo siekierą, to działa na wyobraźnię.
Nie przesadzasz?
W swojej pracy często rozmawiam z ludźmi, którzy są mniej lub bardziej związani z jakimś rodzajem przestępczości, ale czegoś takiego jak tutaj jeszcze nigdy nie przeżyłem. Nie widziałem tak panicznego strachu. Ludzie rzucali słuchawką natychmiast po tym, jak usłyszeli, o czym chcę rozmawiać. Zastraszanie, powiązania sięgające nie wiadomo jak wysoko - na przykład przywódcy bojówki dziwnie łatwo dowiadywali się o szykowanych przeciwko nim policyjnych akcjach - czułem się, jakby to była jakaś głęboka Sycylia, a nie miasto w środku Polski.
Wisła to wielki klub, z tradycjami, rzeszą kibiców. Nie było nikogo innego, poza "Miśkiem" i jego kolegami, kto chciałby ją przejąć? Dlaczego Cupiał miał powierzyć im ją za darmo, jeśli ktoś inny mógłby oddać mu chociaż część tego, co włożył w klub?
Przejęcie Wisły Kraków przez Towarzystwo Sportowe poprzedziła długa kampania wymierzona w klub. Kibole prowadzili bojkot trybun, prezesi, którzy próbowali z nimi walczyć, byli zastraszani. Kibole ostrzelali nawet własny stadion racami, kiedy nie mogli wejść na mecz. Według zeznań, do których dotarłem, za akcję ostrzelania stadionu odpowiadał Damian D., który potem został wiceprezesem Wisły. I do dziś jest członkiem zarządu Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków!
Po co "Miśkowi" Wisła? Tylko mi nie mów, że to przykrywka dla działalności gangu i prania pieniędzy.
Z rozmów z ludźmi z tego środowiska wynika, że "Misiek" autentycznie kocha Wisłę. Zresztą kiedy była w tarapatach, to on i "Zielak" mieli wyłożyć prywatne pieniądze na wsparcie klubu. Oni nie chcą zarabiać na Wiśle. Jej przejęcie było dla tych ludzi ogromnym wydarzeniem: ich ukochany klub stał się w końcu ich własnością. To wywarło zresztą kolosalne wrażenie na kibicach w całej Polsce. W Ruchu Chorzów i Widzewie Łódź próbowano zresztą zrobić to samo, ale nie do końca się udało.
"Misiek", w swoim mniemaniu, robi wszystko, żeby klub był jak największy. Tyle że on tę wielkość pojmuje nieco inaczej niż większość ludzi. Efekt jest taki, że członkowie grupy Sharks chodzą swobodnie po stadionie Wisły jak po własnym domu. Nikt ich nie kontroluje, widziałem nagranie jak na jeden z ostatnich meczów grupa kiboli wchodzi bez biletów i bez żadnej kontroli pod okiem dyrektora ds. bezpieczeństwa Wisły.
A na trybunach nikt nie protestuje?
Początkowo niektórzy protestowali, ale raczej nieśmiało. To za sprawą "Miśka" i jego kumpli rozpadła się wieloletnia zgoda [porozumienie polegające na wspieraniu się - przyp. red.] z kibicami Lechii Gdańsk i Śląska Wrocław - jedna z najdłuższych w Polsce. Sharksi postanowili, że lepiej, z powodu chuliganki i interesów, mieć układ z Ruchem Chorzów. Zwykłym kibicom to się nie podobało. Bo chodziło o coś, co by było tradycją dla kilku pokoleń kibiców. Wyobraź sobie taką sytuację, że ojcem chrzestnym twojego dziecka jest kibic Lechii, a ty dostajesz od jakichś bandziorów odgórny zakaz spotykania się i utrzymywania kontaktów z nim i innymi fanami drużyny z Gdańska. Nie możesz już założyć na mecz ich szalika, musisz pochować tatuaże chwalące przyjaźń waszych klubów. Na meczach masz za to głośno pozdrawiać kiboli Ruchu Chorzów, którzy do tej pory byli dla ciebie kibicami wroga. Wszystko z dnia na dzień. Pojawiły się nieśmiałe gwizdy i protesty, ale opór szybko został złamany. Część ludzi, zastraszona, przestała przychodzić na mecze, część zmieniła sektor. Nikt się nie stawiał, bo nikt nie postawi się facetowi, który może ci uciąć rękę maczetą.
Skąd ta nagła sympatia "Miśka" i jego kolegów do Ruchu Chorzów?
Sharksom Ruch bardzo imponował, bo stworzył potężną bojówkę. To byli niesamowicie wytrenowani gladiatorzy, odważni aż do przesady. Mogli zmontować silną ekipę, liczącą kilkaset osób, w bardzo krótkim czasie. Niczego się nie bali. Byli w stanie wejść w tłum, nawet gdy przeciwnik miał zdecydowaną przewagę.
Członkowie kibolskich bojówek mają ze sobą kontakt, nawet jeśli na co dzień się nienawidzą. Czasami uzgadniają stanowiska w jakiejś sprawie, czasami po prostu chodzi o to, żeby umówić się na ustawkę. Przy okazji jednego z takich kontaktów doszło do spotkania Sharksów z ekipą Psycho Fans, bojówką Ruchu Chorzów. Okazało się, że panowie złapali nić porozumienia, mieli wspólne interesy, Lechia była daleko, Śląsk nie miał tak silnej bojówki. A przez to, że Wisła i Cracovia od lat walczą ze sobą za pomocą maczet i noży, nikt nie chciał umawiać się z nimi na ustawki. Zgoda z Ruchem pozwoliła Sharksom wrócić na "rynek ustawek", w końcu mogli się sprawdzić. Stwierdzili, że razem stworzą taką chuligańską potęgę, że nikt im nie podskoczy.
Zasłynęli między innymi zablokowaniem autostrady A4.
Mówisz o słynnej ustawce pod Tarnowem z kibolami Legii, Zagłębia Sosnowiec i Radomiaka. Rozmawiałem z jej uczestnikami. Kiboli Legii i ludzi z jej zgód było więcej, mimo to Sharksi i Psychofani się na nich rzucili. Przegrali. Ale opowiadali o tej walce z taką pasją i błyskiem w oku, że poczułem się, wstyd przyznać, jakbym oglądał "Braveheart". Zrozumiałem, co ich w tym pociąga, tę adrenalinę i emocje.
Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego ci ludzie z gangu - bo Sharksi to gang, odpowiedzialny za kilka zabójstw ludzi z Cracovii, niezliczone ataki nożami i maczetami, których ofiarami padają czasami zupełnie przypadkowi ludzie - rządzą dzisiaj w Wiśle Kraków.
*Emisja reportażu "Piłka nożna i gangsterzy" w programie Superwizjer TVN we wtorek, 18 września o godz. 23:30.
Tydzień na Gazeta.pl. Tych materiałów nie możesz przegapić! SPRAWDŹ
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś do końca nasz artykuł. Jeżeli Ci się podobał, to wypróbuj nasz nowy newsletter z najciekawszymi i najlepszymi tekstami portalu.
KLIKNIJ, BY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER >>>
Szymon Jadczak. Reporter Superwizjera TVN (nominowany w 2017 r. do Grand Press w kategorii dziennikarstwo śledcze), wcześniej był producentem w TVN Turbo i reporterem Uwagi! w TVN (w tym czasie dostał m.in. Grand Pressa, nagrodę w konkursie NBP im. W. Grabskiego oraz nagrodę Dziennikarza Małopolski). Pracował też w "Gazecie Wyborczej" oraz Interii. Pisywał do miesięcznika "Lampa". Zajmował się aferami, służbami, ale i kulturą. Autor haseł poświęconych hiphopowi w "Tekstyliach bis. Słowniku młodej kultury". Pochodzi z Radomia i jest z tego dumny. Można go znaleźć na Twitterze: @SzJadczak.
Bartosz Janiszewski. Dziennikarz i scenarzysta. Przez wiele lat członek redakcji tygodnika "Newsweek", potem "Wprost". Pisze przede wszystkim reportaże i teksty społeczne. Laureat festiwalu scenarzystów Script Fiesta, nominowany do nagród Grand Press i MediaTory. Zakochany w Warszawie, zafascynowany podróżami, szczególnie Ameryką Południową.