Rozmowa
Robert Biedroń (fot. Mieczysław Michalak / Agencja Wyborcza.pl)
Robert Biedroń (fot. Mieczysław Michalak / Agencja Wyborcza.pl)

Napisał pan książkę dla dzieci "Włącz demokrację". Dorośli też mogliby po nią sięgnąć.

Najpierw powinni ją przeczytać politycy, bo test z demokracji nie najlepiej im dzisiaj wychodzi. Jako pierwszy powinien po nią sięgnąć Jarosław Kaczyński. 

Żeby sobie przypomnieć, co to jest demokracja?

Żeby zagrać w grę. Bo książka jest grą, podczas której buduje się państwo oparte na zasadach demokracji. Jak powiedział Winston Churchill, demokracja nie jest najlepszym systemem, ale do tej pory nic lepszego nie wymyślono. Gdyby Jarosław Kaczyński zagrał w tę grę, myślę, że doszedłby do podobnych wniosków.

Naprawdę?

Wierzę w ludzi. Oczywiście jest u polityków ogromna pokusa, o czym też piszę, żeby zagrać w autorytaryzm, totalitaryzm, dyktaturę, rasizm czy anarchię. Tylko konsekwencją tego będą ograniczenia, które zawsze uderzą w nas, czyli w panią i we mnie, rykoszetem. Alternatywy dla demokracji nie ma.

W książce pada termin "fajne państwo". "Fajne", czyli jakie?

Takie, w którym maksymalizuje się dobro, a minimalizuje zło. Gdzie rządy sprawuje większość, ale z poszanowaniem praw mniejszości. Gdzie istnieje trójpodział władzy. To wszystko, czego dzisiaj nie mamy i za czym tęsknimy.

Przystanek Woodstock 2017. Robert Biedroń podczas spotkania na ASP (fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta)

Zwolennicy "dobrej zmiany" pewnie się z panem nie zgodzą. Ich zdaniem ten rząd robi więcej niż poprzednie.

Tylko czy to jest państwo fajne dla wszystkich? To państwo dla wybranych.

A dla pana?

Dla mnie nie.

Dlaczego?

Bo czuję, że moja wolność jest ograniczana. Bo to nie jest państwo, w którym decyduje większość z poszanowaniem praw mniejszości. W którym kobiety są równo traktowane i mają równe szanse. Takie, w którym, kiedy głosisz faszystowskie poglądy, ponosisz tego konsekwencje. W mojej książkowej grze ponosi się tego konsekwencje, w realu - państwo biernie się temu przygląda.

Nawiązuje pan do ONR?

Do przemarszu ONR w Gdańsku, a wcześniej w Warszawie. Władza daje przyzwolenie, by propagować wartości inne niż demokratyczne. A czym się kończy porzucenie demokracji, to wiemy z historii. Martwi mnie to, bo mam polski paszport i czuję odpowiedzialność za nasz kraj.

Na okładce książki czytam, że pan Polskę kocha.

Kocham. Jestem narodowcem. Z dumą śpiewam "Rotę" napisaną przez Marię Konopnicką, która żyła w związku z Marią Dulębianką, czego w szkole nie uczą. Jestem dumny, że jestem Polakiem. I nie jest mi wszystko jedno. Naprawdę.

Wiem też, że polityka może być fajniejsza. I że państwo może być fajniejsze.

Robert Biedroń w 2013 roku (fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta)

Jak Słupsk?

Cieszę się, że ma pani takie skojarzenie. Hillary Clinton powiedziała, że chciałaby robić państwo, gdzie nikt nie zostanie z tyłu. Uważam, że ma rację. Ja to robię na poziomie miasta. Na poziomie lokalnym i krajowym trzeba budować wspólnotę, w której nikt nie jest wykluczony.

A kto jest teraz wykluczony?

Niektórzy pisarze, artyści, dziennikarze, mniejszości seksualne, wszyscy protestujący przeciwko obecnym rządom. A to duża część społeczeństwa. Wykluczenie pewnych grup prowadzi do podziałów. Rowy, które pomiędzy sobą wykopaliśmy, są tak głębokie, że zaraz w nie wpadniemy i zaczniemy się dusić. Więc trzeba je jak najszybciej zakopywać. Stąd moja narracja, która jest dużo bardziej atrakcyjna - narracja wspólnoty bez nienawiści, łączenia, a nie dzielenia.

Zamierza pan kandydować na prezydenta Polski?

Ogniskuje się we mnie marzenie, że Polska może wyglądać inaczej. I nie chodzi tu o Biedronia, który przyjedzie na białym koniu, ale o tęsknotę za pewnymi wartościami.

Te wartości były w Polsce wcześniej?

Fragmentarycznie były.

Robert Biedroń jako prezydent Słupska porusza się na rowerze (fot. Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta)

Za PO było lepiej?

To nie jest kwestia tego, jak było za PO, ale raczej kwestia tego, że Polacy już wiedzą, iż w ogóle może być lepiej. Że ciepła woda z kranu to nie jest alternatywa. My po prostu potrzebujemy dobrej wody. Do tego sami chcemy decydować, jaką wodę lubimy. Nie musimy wybierać między PO a PiS. Może być jeszcze coś lepszego.

Więc wróci pan do polityki, żeby to coś jeszcze lepszego zaproponować?

W tej chwili jestem prezydentem Słupska, ale jestem świadomy, że ten etap w moim życiu może się kiedyś skończyć. I będę chciał wrócić do polityki. Ale jeszcze nie podjąłem decyzji, czy to będzie Sejm, czy Parlament Europejski, czy wybory prezydenckie.

Ale pan się wije...

A co mam pani powiedzieć, skoro nie podjąłem jeszcze decyzji? Mam ściemniać? Wiem jednak, że nie mogę się biernie przyglądać temu, co się dzieje. I że państwo może być inne, przyjazne. Pokazali to chociażby Justin Trudeau czy Emmanuel Macron. Są bardzo inspirujący.

Będzie pan drugim Trudeau albo Macronem?

Zobaczymy.

Dobrze, w takim razie, jaki powinien być, pana zdaniem, prezydent Polski?

Taki, żeby Polacy byli z niego dumni i który będzie myślał o Polsce jako o wspólnym domu dla wszystkich. Kiedy pojadę za granicę, to chciałbym mówić z dumą: "To jest mój prezydent".

Robert Biedroń podczas IV Kongresu Kobiet Województwa Śląskiego (fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Gazeta)

Prezydent ma w Polsce niewielką władzę, ale powinien natychmiast odciąć pępowinę od swojej partii. W przypadku obecnej prezydentury wielkim nieszczęściem dla Polski jest fakt, że Andrzejowi Dudzie się to nie udało. Nie odciął pępowiny od prezesa Kaczyńskiego, który go bardzo ze sobą związał. Podobnie jak resztę członków Prawa i Sprawiedliwości. A my tracimy. Ta prezydentura będzie trwała jeszcze dwa lata, a ja już jestem nią zmęczony.

W naszym kraju jest duszno, trzeba go przewietrzyć, przewietrzyć Polskę.

To dobre hasło wyborcze, prawda?

Też tak teraz pomyślałem. Całkiem nieźle mi to wyszło.

No i może pan go użyć w swojej kampanii!

Ale to wcale nie muszę być ja. Pani też mogłaby kandydować.

Kobieta prezydentem Polski? Żartuje pan?

Jestem przekonany, że to nastąpi. To wyłącznie kwestia czasu. Za pół roku startuje maraton wyborczy, na początek do samorządów. Zachęcam szczególnie kobiety, żeby startowały, bo one są przyszłością zmiany politycznej. Sięgną po władzę, bo emancypacji kobiet nie da się zatrzymać, to wielka siła.

Na ostatniej konwencji PiS padły zapowiedzi o 300 zł na szkolne wyprawki, o premiach dla kobiet, które szybko urodzą drugie dziecko i o emeryturach dla matek, które odchowają czwórkę. Pan skomentował, że Polki to nie inkubatory.

Bo to jest dla kobiet uwłaczające. Wiem, że są kobiety, których pasją jest wychowywanie dzieci i szanuję to. Ale to ich decyzja. Kiedy w 2018 roku kobieta chce robić karierę, państwo powinno jej stworzyć ku temu warunki - system żłobków i przedszkoli, elastyczny czas pracy. Teraz rząd w zasadzie zmusza je, by zostawały w domu i poświęcały się wychowaniu dzieci. Dziś państwo mówi dam ci 500 zł i sobie radź. Z jednej strony dają 500 zł i obiecują 300 zł na wyprawkę, a z drugiej wyciągają z pisowskiego bankomatu 2,5 miliona na nagrody dla partyjnych kolegów. Kobietom się rzuca ochłapy, to nie fair. Ale wierzę, że kobiety mają swoją godność. I 300 zł nie sprawi, że zagłosują na PiS.

Moja mama wychowała nas czwórkę. Pracowała w szkole i straciła słuch. Musiała przejść na rentę. Państwo nie dało jej żadnego zabezpieczenia, pomocy socjalnej czy zdrowotnej, by mogła wychowywać dzieci. Tego też dziś brakuje w PiS. Pomysły rządu to myślenie patriarchalne, a nie prokobiece.  

Wiem, że złe decyzje rządu będą miały wpływ także na moje miasto. Dlatego też wychodzimy na ulice, idziemy pod sądy i organizujemy czarne protesty. Też mieliśmy czarny poniedziałek, który sparaliżował urząd, bo kobiety nie przyszły do pracy. I słusznie, bo pokazały, jak by wyglądał świat bez kobiet.

Dostały po pensjach czy nagrody?

Ani jedno, ani drugie. Tak samo jak kilka urzędniczek, które przyszły na biało, bo były przeciwne czarnemu protestowi. 

Okładka książki ''Włącz demokrację'' i jej autor, Robert Biedroń (fot. mat. prasowe, Renata Dąbrowska / Agencja Gazeta)

Robert Biedroń . Działacz społeczny, aktywista LGBT i polityk. Urodził się w 1976 r. w podkarpackim Rymanowie, a wychował w Krośnie. Ukończył politologię na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W 2011 roku został pierwszym w historii Polski jawnym gejem wybranym do Sejmu, gdzie został uznany za jednego z najbardziej pracowitych posłów. Obecnie jest prezydentem Słupska.

Angelika Swoboda . Dziennikarka Weekend.Gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka mądrych ludzi, z którymi rozmawia także w Radiu Pogoda, kawy i sportowych samochodów.

CHCESZ DOSTAWAĆ WIĘCEJ DARMOWYCH REPORTAŻY, POGŁĘBIONYCH WYWIADÓW, CIEKAWYCH SYLWETEK - POLUB NAS NA FACEBOOKU