Rozmowa
Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku (Fot. Olga Świątecka/Puap collective)
Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku (Fot. Olga Świątecka/Puap collective)

Książka "Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego" ukaże się nakładem Oficyny Wydawniczej Wilk&Król. Ebook możesz kupić w Publio.pl . Autorką wstępu i opracowania jest Anna Król. Zapytaliśmy pisarkę i autorkę książek o Iwaszkiewiczu, co ją zafascynowało w listach Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego.

Skąd zaczerpnęła pani tytuł książki - "Wszystko jak chcesz"? Jak go rozumieć?

To cytat z jednego z listów Iwaszkiewicza do Błeszyńskiego. Ten zwrot pojawiał się często w ich rozmowach, jak prywatne powiedzonko. I jak kod, którego prawdziwe znaczenie znali tylko oni. Według mnie definiuje ono doskonale ich relację, a w szczególności stosunek Jarosława do Jerzego. O tym, że było dla nich ważne, świadczy też fakt, że Iwaszkiewicz przeniósł je do języka postaci literackich - ten zwrot pada z ust Pani Hańskiej w sztuce "Wesele Pana Balzaka", napisanej zresztą pod wpływem miłości do Błeszyńskiego i jemu dedykowanej .

Jak trafiła pani na listy Iwaszkiewicza do Błeszyńskiego?

Usłyszałam o nich kilka lat temu, podczas przygotowań do książki "Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie". Listy zostały zgromadzone w Zamku Królewskim i tam po raz pierwszy je poznałam. Czytanie tych niezwykłych tekstów równolegle z zapiskami Iwaszkiewicza opublikowanymi później w "Dziennikach" było dla mnie ważną inspiracją, gdy pracowałam nad książką "Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie". Wtedy też zdecydowałam - właściwie natychmiast - że chciałabym te listy opracować i wydać. Wystarczyła lektura kilku z nich i od razu czułam, że materiał jest niezwykły, wciągający, budzi emocje. I stanowi ważny, brakujący klucz do zrozumienia nie tylko życia Iwaszkiewicza, ale i jego literatury.

Jarosław Iwaszkiewicz (fot. Tadeusz Rolke/AG)

Kim był Jerzy Błeszyński?

Młodym chłopakiem, sąsiadem Iwaszkiewicza z pobliskiego Brwinowa. Kiedy się poznali - przypadkiem, w styczniu 1953 roku - Błeszyński miał 21 lat, Iwaszkiewicz - 59. Jerzy miał wykształcenie techniczne, pracował jako inżynier w firmie budowlanej. Mieszkał z młodą żoną. Już kiedy był w związku z Iwaszkiewiczem, urodziło mu się dwoje dzieci, rozwiódł się, miał kilka heteroseksualnych romansów. Wreszcie związał się z Lilką Pietraszak - mężatką, którą poznał na rok przed śmiercią. Błeszyński był chory na gruźlicę, nabawił się jej prawdopodobnie w czasie wojny. Jego stan się pogarszał, wreszcie stało się jasne, że nie uda mu się wyzdrowieć. Zmarł mając zaledwie 27 lat.

Jerzy pozostaje w całej tej miłosnej historii postacią bardzo tajemniczą - oprócz kilku faktów biograficznych znamy go niemal wyłącznie z opisów Iwaszkiewicza, właśnie z listów i z utworów literackich. Iwaszkiewicz był Błeszyńskim zafascynowany, utrwalił go m.in. w "Tataraku", "Kochankach z Marony", pisał dla niego wiersze. Pod wpływem tej miłości napisał m.in.: "Wzlot", "Wesele Pana Balzaka", cykl wierszy "Droga". W tym czasie pisał też większość trzytomowej powieści "Sława i chwała", a jej bohaterowie także noszą cechy charakteru i ślad emocji przeżywanych w związku z Błeszyńskim.

A jaki Błeszyński wyłania się z samych listów?

Chyba wszyscy, którzy czytają te listy, spontanicznie "stają po stronie Iwaszkiewicza". To Jerzy jest tym, który kochanka odrzuca, trzyma na dystans, wykorzystuje, manipuluje. Ale to oczywiście nie jest pełny portret. Błeszyński z tych listów to również młody mężczyzna, niezwykle pogubiony, niepogodzony ani ze swoją tożsamością seksualną, ani z chorobą. Za młody, żeby umierać, pragnie normalnie żyć, być szczęśliwy. Czuje się wyraźnie osaczony i przytłoczony miłością Iwaszkiewicza, stara się zachować autonomiczność i wolność tak, jak potrafi - czasem go unika, nie odpisuje na listy, demonstruje uczucia do innych, w tym przygodne romanse z kobietami.

Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku (Fot. Olga Świątecka/Puap collective)

Czy Iwaszkiewicz utrzymywał tę relację w tajemnicy? Jego życie dobiegało końca, miał pozycję, funkcje państwowe, rodzinę.

Nie było to tak znowu pod koniec życia. Po śmierci Błeszyńskiego w roku 1959, Iwaszkiewicz żył jeszcze 21 lat. Ale rzeczywiście - była to późna miłość. O związku z Błeszyńskim wiedziało wiele osób z otoczenia pisarza, wiedziały rodziny - jego i Jerzego, przyjaciele, współpracownicy. Jurek przyjaźnił się z sekretarzem Iwaszkiewicza Szymonem Piotrowskim, spędzał czas z jego przybranym synem - Wiesławem Kępińskim. Znały go córki pisarza. Iwaszkiewicz opowiadał o zawiłościach tej trudnej relacji ludziom, z którymi był całkowicie szczery i potrzebował ich wsparcia, na przykład Julianowi Stryjkowskiemu, Jerzemu Lisowskiemu, Zygmuntowi Mycielskiemu.

Inni przyjaciele zaangażowani byli w pomoc Jerzemu. Żona Iwaszkiewicza, Anna pielgrzymowała do Częstochowy w jego intencji, przyjaciel Konstanty Jeleński przysyłał z Paryża do Warszawy najnowsze leki. Sam Iwaszkiewicz opisywał związek na bieżąco w dzienniku. Niemal cały drugi tom "Dzienników" poświęcony jest temu związkowi, pisał o nim w wielu listach, między innymi do Pawła Hertza.

Iwaszkiewicz miał wiele związków z mężczyznami?

Tak. To nie był jego jedyny romans. Miał kilka ważnych związków i wiele mniej istotnych relacji erotycznych z mężczyznami. Ale relacja z Błeszyńskim wydaje się na tym tle wyjątkowa. Także dlatego, że była to ostatnia i chyba najbardziej dramatyczna miłość, jaką w życiu przeżył.

Jak do jego związku z Błeszyńskim odnosiła się żona?

Anna traktowała Jerzego jak syna. Pomimo, że sama śmiertelnie bała się gruźlicy, opiekowała się nim, odwiedzała w sanatoriach, kontrolowała stan zdrowia, troszczyła się o niego podczas wyjazdów służbowych Iwaszkiewicza. Modliła się za niego i bardzo przeżywała jego chorobę.

Wiedziała, co go łączy z Jarosławem. Starała się nie tylko zrozumieć miłość męża, ale także jej nie utrudniać. Iwaszkiewicz wspominał w jednym z listów, że Anna także "podkochiwała się" w Jerzym - był to żart, ale prawdziwe jest w nim to, że Błeszyński miał chyba w sobie jakiś niezwykły urok i siłę, której ulegali niemal wszyscy w otoczeniu Iwaszkiewicza. Poruszyło mnie, jak Anna wspierała męża w okresie żałoby, tuż po śmierci Jurka. Z listów pisanych do niej z Sandomierza, gdzie Iwaszkiewicz wyjechał kilka dni po pogrzebie, wiemy, że Anna uszanowała jego potrzebę samotności - bycia ze wspomnieniami, fotografiami, listami. Piszą wówczas do siebie z niezwykłą czułością. To pokazuje, że Annę i Jarosława łączyło absolutnie niezwykła więź. Ci ludzie kochali się bezwarunkową miłością.

Jarosław Iwaszkiewicz (fot. Tadeusz Rolke/AG)

Ponad 250 listów, które znalazły się w książce, napisał Iwaszkiewicz. Co stało się z korespondencją zwrotną?

To historia jak z filmu. Iwaszkiewicz pisał listy do kochanka przez siedem lat, wiele z nich powstało już po śmierci Błeszyńskiego. Ta część oczywiście nigdy nie została wysłana, była rodzajem terapii. Iwaszkiewicz przelewał na papier swój żal, próbował poradzić sobie ze stratą i przeżyć żałobę. Prawdopodobnie Jerzy zostawił listy w warszawskim mieszkaniu Iwaszkiewicza, gdzie mieszkał przed śmiercią. Myślę, że stamtąd trafiły do pisarza. Korespondencja jest częściowo opracowana i uporządkowana przez samego Iwaszkiewicza. Co działo się z listami po jego z kolei śmierci, można się tylko domyślać. Nie dowiemy się już prawdopodobnie, jakimi drogami trafiły z archiwum pisarza na rynek antykwaryczny, do prywatnej kolekcji, a następnie do muzeum na Zamku Królewskim. Jeszcze mniej wiemy o listach Błeszyńskiego. Na pewno było ich znacznie mniej oraz, Iwaszkiewicz je wielokrotnie czytał i porządkował po śmierci Jerzego. Można się domyślać, że po śmierci pisarza jego sekretarz albo oddał je rodzinie, albo zostały na jego prośbę zniszczone. Raczej na pewno nie zniszczył ich sam Iwaszkiewicz - były dla niego zbyt cenną pamiątką.

Dlaczego ukazują się dopiero teraz, prawie pół wieku po opisywanych w nich wydarzeniach?

Po śmierci Iwaszkiewicza w 1980 roku do roku 2009, w którym listy zostały przekazane przez prywatnego kolekcjonera Tomasza Niewodniczańskiego do Zamku Królewskiego wiedza o istnieniu tej korespondencji i jej losach właściwie nie istniała. Iwaszkiewicz wspomina o nich w innej swojej korespondencji oraz w dzienniku, ale nikt nie wiedział, że listy przetrwały. Ja dowiedziałam się o nich w roku 2012 lub 2013, zaczęłam czytać i wkrótce podjęłam decyzję o ich opracowaniu i wydaniu.

Jakie są te listy 60-letniego mężczyzny do młodszego o cztery dekady chłopaka?

Zdumiewające, zaskakujące, szokujące, poruszające, denerwujące. Czyta się je jak powieść. Dokumentują i opisują miłość we wszystkich odcieniach - od zainteresowania przez zauroczenie, fascynację, czułość, pożądanie, obsesyjną zazdrość. Iwaszkiewicz jest w nich zupełnie szczery i bezbronny. Raz próbuje zrozumieć co się z nim dzieje, czym jest dla niego związek z Jerzym, innym razem poddaje się przeżyciom i wysyła rozemocjonowane, wymykające się logice miłosne wyznania. Ta książka jest zapisem relacji tych dwóch konkretnych osób, ale pokazuje też, jak bardzo literatura wyrasta z biografii i dramatycznych przeżyć. Poza tym - i to chyba najbardziej mnie urzekło - ona stanowi uniwersalne studium miłości, w której jest wszystko: szczęście, obsesja, zazdrość i wreszcie samotność oraz żałoba. W tym wymiarze to książka o nas wszystkich. Ja też się w niej odnalazłam.

Muzeum Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów w Stawisku (Fot. Olga Świątecka/Puap collective)

Co z nich wiemy o uczuciach Iwaszkiewicza?

Myślę, że to była miłość, która go zaskoczyła. Związek, którego się nie spodziewał. Sam pisał wielokrotnie i w listach i w dzienniku, że nie spodziewał się, że przeżyje jeszcze takie uczucie. W tamtym okresie przeżywał bardzo dotkliwie własne przemijanie, starał się oswajać starość. Żegnając się ze śmiertelnie chorym chłopakiem, którego tak bardzo kochał, żegnał się również z własnym życiem, z młodością. Rozumiał, że to jest pod wieloma względami ostatni raz - ostatni raz, kiedy kogoś kocha tak mocno. Ostatni raz, gdy czuje taką namiętność. Opis relacji doktorowej Marty i Bogusia z pisanego wówczas "Tataraku" jest przepięknym literackim zapamiętaniem tamtych emocji i uczuć.

Dlaczego zdecydowała się pani wydać te - bardzo przecież intymne - listy. Nie miała pani wątpliwości?

W czasie pracy nad tą książką zorientowałam się, że plan wydania tej korespondencji budzi skrajne emocje. Dziś lepiej to rozumiem, nie wszyscy są gotowi na redefiniowanie obrazu Iwaszkiewicza i zmianę własnych wyobrażeń o nim. Te emocje sprawiły, że ja też się zawahałam, ale ostatecznie zwyciężyła literatura. Jestem przekonana, że ta książka to najwyższej próby pisarstwo, i cieszę się, że mogłam podjąć się jej opracowania. Dostało mi się za ten pomysł w międzyczasie od wielu osób, ale nie żałuję. Książka jest tego warta. Nigdy wcześniej nie czytałam korespondencji tak poruszającej, wciągającej i świeżej. Po kilku latach poznawania Iwaszkiewicza, po napisaniu o książki o nim wydawało mi się, że wiem naprawdę dużo. A dopiero te listy uświadomiły mi, jak wielowymiarowym człowiekiem był Iwaszkiewicz. Żył pełnią życia - zewnętrznego i uczuciowego, był niesamowicie odważny i niepewny siebie jednocześnie. Szczery, pełen uczuć.

Uważam też, że ta korespondencja jest ważnym kluczem pozwalającym czytać głębiej jego twórczość. Należę do osób, które wchodzą w książki czy inne dzieła sztuki poprzez wiedzę i rozumienie życia autorów. Każdy artysta wprowadza siebie do swoich dzieł, każdy robi to w inny sposób. Możliwość zobaczenia, jak doszło do napisania najpiękniejszych opowiadań, jest czymś unikalnym. Rzadko się zdarza, by pisarz zostawił tak czytelny szyfr. I wreszcie - te listy to piękna literatura. Chyba sam Iwaszkiewicz nie był świadomy, że stworzył tak poruszającą autobiografię.

Okładka zbioru listów Jarosława Iwaszkiewicza 'Wszystko, co chcesz'/Jarosław Iwaszkiewicz (fot. mat. wydawnictwa/Tadeusz Rolke/AG)

A jak się kończy ta miłość? Co dała, co zabrała Iwaszkiewiczowi?

Ona się właściwie nie kończy. Oczywiście skończył się związek - w maju 1959 roku Jerzy Błeszyński umarł na gruźlicę w szpitalu w Turczynku. Iwaszkiewicz opisuje w listach pośmiertnych szczegółowo każdą minutę, żegna się z nim. A potem na nowo odtwarza w sobie ich historię - zanim zacznie przeżywać żałobę, przechodzi piekło śledztwa na temat ukochanego, odbywa dziesiątki rozmów, odkrywa niewygodne fakty, demaskuje kłamstwa. Przez kilka miesięcy żyje tylko tym. Zaprzeczając śmierci, pisze dalej do Jerzego listy, jak gdyby tamten wyjechał w egzotyczną podróż. Opowiada mu o wszystkim, analizuje ponownie ich związek. W tym czasie pisał też kolejne utwory inspirowane Błeszyńskim. Z Jerzym Zarzyckim, reżyserem pierwszej filmowej adaptacji "Kochanków z Marony", pracował nad scenariuszem filmu. Dopiero wiele lat później nauczy się myśleć o Jerzym i ich wspólnej historii jak o przeszłości, do której nie może być powrotu.

Jak Iwaszkiewicz pisze o męskiej intymności?

Prosto i normalnie. Nie ma w tych listach tematów tabu. Są namiętne opisy ciała ukochanego, emocjonalne, pełne namiętności wspomnienia zbliżeń, pierwszych erotycznych spotkań. Jednocześnie nie znajdziemy niczego, co można by uznać za niestosowne czy niesmaczne. Iwaszkiewicz rzadko bywał wulgarny. Jeśli pisze o intymności i erotyce, to wiemy, że jest to naturalna, ważna część tego związku. Tak samo intensywne są w nich opisy wspólnych podróży, rozmów czy codziennych zdarzeń.

Zna pani jego listy do żony, czym się różnią od tych do kochanka?

Jarosław i Anna korespondowali ze sobą prawie 60 lat. Wymienili wiele listów o bardzo różnej temperaturze - jako narzeczeni rozmawiali na temat rodzącego się uczucia, jako młodzi małżonkowie - o maleńkich córkach, sprawach domowych. W wielu listach pisali o sztuce, muzyce, analizowali koncerty, omawiali życie towarzyskie. Kiedy Anna chorowała, listy były szczególnie czułe, pełne troski, podobnie jak te pisane tuż przed jej śmiercią.

Korespondencja z Błeszyńskim jest znacznie mniej intelektualna, bardziej uczuciowa. Iwaszkiewicz pisze o namiętnościach, o ciągłej tęsknocie. Jest zazdrość i pożądanie. Są kilkustronicowe pisane maczkiem epistoły i obsesyjne, lapidarne karteczki oraz telegramy, są listy pełne żalu i wyrzutów. Są te dotyczące choroby, spraw związanych z leczeniem, terapiami, sanatoriami. Przesyłają sobie wiersze, urodzinowe życzenia. To listy w sposób pełny, niemal totalny dokumentują namiętny, intensywny związek.

Czy wiele jest jeszcze nieopublikowanych listów Iwaszkiewicza?

Tak. Iwaszkiewicz korespondował stale z kilkudziesięcioma osobami. Pisał listy prywatne do rodziny i przyjaciół, i zawodowe - do wydawców w Polsce i za granicą, innych pisarzy, artystów. Pisał codziennie i w kilku językach - m.in. po niemiecku, francusku, rosyjsku, ukraińsku, duńsku. Gdyby chcieć opracować i opublikować wszystkie listy, jakie wyszły spod jego pióra, pewnie zajęło by to następne 100 lat.

To olbrzymia korespondencja, jak Iwaszkiewicz, człowiek przecież bardzo zajęty, znajdował na nią czas?

Pisanie listów to był rytuał, nawyk. Porównywalny może do dzisiejszego smsowania czy zamieszczania wpisów na Facebooku. Iwaszkiewicz bardzo potrzebował być w kontakcie, a wtedy listy były najlepszym sposobem. Pełniły też funkcję intelektualną, pozwalały podzielić się poglądami, przeanalizować, coś opowiedzieć. Listów nie pozostawiało się bez odpowiedzi. Dziś to wydaje się urocze - pierwszą rzeczą, jaką Iwaszkiewicz robił po przyjeździe w nowe miejsce, było wysłanie telegramu do najbliższych, w którym podawał do siebie czasowy kontakt listowy i telefoniczny. Potem codziennie odbierał i odpisywał na kilka listów.

Listy miłosne cieszą się dużym zainteresowaniem. To nasza chęć podglądania czy tęsknota za wyrażaniem uczuć w sposób, którego już nie uprawiamy, nie umiemy?

Nie uważam, żeby to był znak czasu. Ludzie zawsze będą chcieli czytać książki, oglądać filmy i słuchać piosenek o miłości potwierdzając, że to miłość jest w życiu najważniejsza. A sposoby jej wyrażania w gruncie rzeczy od tysięcy lat nie bardzo się zmieniają. Szczególny dar opisywania miłości w najdrobniejszych jej przejawach i różnych odcieniach mają artyści, czego Iwaszkiewicz jest niezwykłym przykładem.

Dlaczego warto przeczytać "Wszystko jak chcesz"?

Z tysiąca powodów - żeby dowiedzieć się czegoś nowego o Iwaszkiewiczu, żeby na nowo odkryć jego najpiękniejsze książki, żeby zrozumieć coś o sobie, pobyć przez chwilę w świecie, którego już nie ma, prześledzić proces rozkwitu związku, uświadomić sobie jak bardzo miłość może nas uszlachetnia i jak bardzo czasem niszczy. Żeby chcieć przeżyć coś podobnego. To wyjątkowa historia. I silnie oddziałuje na czytelnika - chce się ją czytać do ostatniej strony i jednocześnie natychmiast ją porzucić. Bezwzględnie obnaża mechanizmy miłości, jakie znamy z własnych związków. Nie znam nikogo, kto nie byłby po lekturze wstrząśnięty.

Książka "Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego" - wybór listów przygotowany przez Annę Król - ukaże się nakładem Oficyny Wydawniczej Wilk&Król. Ebook możesz kupić w Publio.pl .

Anna Król, autorka książek o Jarosławie Iwaszkiewiczu (fot. Bartosz Bobkowski/AG)

Anna Król (ur. 1979), pisarka, reżyserka, kuratorka projektów audiowizualnych. Ukończyła Wydział Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej w Warszawie. Autorka książek "Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie" oraz "Spotkać Iwaszkiewicza. Nie-biografia". Opracowała i wydała "Kocią książkę" Jarosława Iwaszkiewicza. oraz "Wszystko jak chcesz. O miłości Jarosława Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego". Pomysłodawczyni i dyrektor międzynarodowego festiwalu literackiego Big Book Festival. Autorka spektakli "Wieczorem", "Hamlet#casting", "Miłość" (premiera, 06.2017). Wydawca, współtwórczyni Oficyny Wydawniczej Wilk& Król.