Rozmowa
Pezet / SOLOVSKY.COM (fot. Paweł Zanio)
Pezet / SOLOVSKY.COM (fot. Paweł Zanio)

"Czarny HIFI", autor muzyki do filmu "Kamper", opowiadał mi, że uwierzył w twój udział w projekcie dopiero, kiedy zobaczył, że podesłałeś mailem szkic zwrotki. Gdy wcześniej zapewniałeś, że się zaangażujesz, nie do końca był przekonany, że się uda.

- Tak to ze mną jest.

Nie dotrzymujesz terminów?

- Propozycja nagrania czegoś na potrzeby "Kampera" pojawiła się w momencie, gdy byłem mentalnie nastawiony na to, że nie wracam do muzyki.

Dlaczego? Skąd takie nastawienie?

- Wiele rzeczy na to wpłynęło, między innymi zdrowie, ale nie tylko.

Enigmatyczna odpowiedź. Rozwiniesz ją?

- Nie chcę poruszać tego wątku.

Pezet (fot. Paweł Zanio / SOLOVSKY.COM)

Chodzą słuchy, że szykujesz się do powrotu po ponad trzech latach przerwy i nagrywasz nową płytę.

- Długo mnie nie było, ale powoli coś tam sobie dłubię. Prawdę mówiąc, zastanawiałem się, czy w ogóle wracać do tworzenia muzyki.

To już nie pierwszy raz, kiedy masz takie wątpliwości.

- Tak, ale nigdy tak naprawdę nie udało mi się kompletnie od tego odciąć.

Z racji mojej kilkuletniej przymusowej przerwy miałem okazję z dystansem spojrzeć na siebie i wiele spraw. Mimo że z Aurem [polski producent muzyczny łączący elektronikę i hip-hop - przyp. red.] powoli nagrywamy nowy materiał, to dalej się zastanawiam nad powrotem. Proces tworzenia nie powala tempem, bo każdy z nas ma dużo swoich obowiązków. Myślę jednak, że będzie dobrze. Planujemy stylistycznie nawiązać klimatem m.in. do Grammatika [stołeczny zespół hip-hopowy, w którym debiutowali m.in. Eldo czy Noon, wieloletni współpracownik Pezeta - przyp. red.]. Elektroniki nie zabraknie, ale będą również samplowane dźwięki. Pojawiają się chociażby sample z black metalu. Może wydawać się to dziwne, ale brzmi świetnie i bardzo oryginalnie.

Czujesz się na siłach, żeby powrócić do koncertowania?

- To się okaże po pierwszym koncercie, ale myślę, że tak. Jeśli jestem w stanie łazić pół dnia po mieście, to mam kondycję, żeby zagrać półtoragodzinny koncert. Przynajmniej taką mam nadzieję.

Kadry z filmu "Kamper"

Wspominasz, że nabrałeś dystansu do wielu spraw. Czego możemy się spodziewać po nowych tekstach?

- Nie wydałem albumu od ponad trzech lat i przez mniej więcej tyle nie gram już koncertów. Refleksje, które się we mnie nazbierały przez ten czas, są dość ponure. Ciągle wracała do mnie myśl, że nie chcę już być częścią naszego show-biznesu. Wynikało to także z moich problemów zdrowotnych. Jednak gdy zacząłem wracać do formy, z miejsca poczułem tęsknotę do tych przyjemnych aspektów życia rapera. Tworzenie muzyki, koncertowanie... Chyba wcześniej tego nie doceniałem. Jak stoisz na scenie i masz przed sobą tysiąc pięćset osób, i robisz z nich "dywan, który lata", to daje ci to więcej satysfakcji niż wszystko inne.

Propozycja nagrania utworu do filmu "Kamper" przerwała twórczy impas.

- Powiedziałem Olkowi [producent muzyczny Aleksander "Czarny HIFI" Kowalski - przyp. red.], że coś napiszę tylko po to, by mieć chwilowy spokój. Jednak jakiś czas później spotkałem się z reżyserem Łukaszem Grzegorzkiem, który powiedział, że prześle mi film i poprosił tylko, żebym go obejrzał. Tak też zrobiłem którejś nocy i od razu napisałem pierwszą zwrotkę.

Co ciekawe, macie z Czarnym wspólny utwór pt. "Niedopowiedzenia", który dobrze oddaje temat przewodni filmu - długotrwały związek w kryzysie.

- Tak, wydaje mi się, że nawet była rozmowa, czyby nie wykorzystać tego numeru do "Kampera". A może "Niedopowiedzenia" były powodem, dla którego dostałem propozycję napisania utworu do filmu? Nie jestem pewien. Pamiętam tylko, że bałem się, że napiszę drugi raz ten sam utwór, bo tematyka jest aż tak bliska.

 

A gdybyś musiał sam sobie odpowiedzieć na tytułowe pytanie z utworu, który stworzyliście na potrzeby filmu: co jest z tobą nie tak?

- Odpowiedź brzmi: nie wiem. Co chwilę okazuje się, że coś jest nie tak i to psuje różne relacje w moim życiu. Jest jednak parę oczywistych dla mnie rzeczy. Na pewno uciekanie przed odpowiedzialnością, o którym już mówiłem. Mam w sobie strach przed zranieniem, dlatego staram się unikać zaangażowania. A jak już zaryzykuję, to ten strach nie znika i ciągle gdzieś z tyłu głowy tkwi. To są rzeczy, o których wiem, więc łatwiej mi z nimi walczyć. Gorzej z tym, z czego sobie nie zdaję sprawy.

W tekstach często spajałeś olbrzymią pewność siebie z poczuciem zagubienia. Po obejrzeniu "Kampera" pomyślałem sobie, że mogłeś się mocno utożsamić z głównym bohaterem, który również łączy te cechy.

- Poza wyglądem i sposobem ubioru tytułowa postać grana przez Piotrka Żurawskiego to jestem cały ja. Widzę również podobieństwo w wykonywanych przez nas zawodach. Kamper pracuje w branży gier komputerowych. Dla wielu ludzi jego praca, tak jak moja, nie jest normalnym i rzetelnym zawodem. Moje otoczenie często umniejszało wagę tego, co robię.

W filmie postać grana przez Jacka Braciaka ma romans z kobietą Kampera. Gdy dochodzi do konfrontacji, główny bohater słyszy, że jego żona go zdradziła, bo jest dużym chłopcem. Odniosłeś się do tego typu sytuacji parę lat temu w singlu "Co mam powiedzieć".

- Oczywiście. Nie jest to fajne uczucie - być niezrozumianym. Utwór jest trochę "żartobliwy", choć nie do końca. Zdarzyło mi się od rodziców moich dziewczyn słyszeć pytania w stylu: "Gdzie zabierzesz moją córkę na wakacje?", "Z czego będziecie żyli za pięć lat?", "Masz w ogóle ubezpieczenie?".

 

Przechodziłeś w takich sytuacjach do defensywy czy ofensywy?

- Różnie. W zależności od sytuacji.

Wracając do filmu, widzę w nim nie tylko siebie, ale i moich znajomych, nasze pokolenie. Mamy podobne problemy jak bohaterowie. Główny wątek filmu to rozpadający się związek Kampera i Mani, którzy nie potrafią ze sobą żyć. To jest bardzo aktualne dla młodych ludzi. Może nie jest to jakaś bardzo odkrywcza fabuła, ale moim zdaniem w tym tkwi jej piękno. Prosta historia o miłości, która naprawdę porusza. Wśród moich znajomych jest pełno rozwalonych rodzin, kolejnych nieudanych, krótkotrwałych związków.

Jednak są pewne pozytywy z tego wynikające. W pokoleniu naszych rodziców w związkach było pełno tematów tabu. Ludzie zostawali ze sobą, choć nie potrafili razem żyć, komunikować się we właściwy sposób. Może brutalna szczerość w relacjach z partnerem jest lepsza?

W swoich tekstach byłeś zawsze bardzo bezpośredni, jeśli chodzi o relacje damsko-męskie. "Każdy z nas jak Larry Flint to mały skandalista" - zarapowałeś w solowym debiucie. Na początku przygody z muzyką spodziewałeś się, że erotyka będzie jednym z głównych motywów twojej twórczości?

- Tak. Wydaje mi się, że wcześniej nie dostrzegałem tego mechanizmu, ale to był mój sposób na dziewczyny. To, że umiałem mówić o seksie w utworach, bardzo dużo mi dało. Dużo mi też zabrało.

Co masz na myśli?

- Smutne jest to, że zaczynają się tobą interesować nastoletnie dziewczyny. To jest kuriozalne, dziwne i przerażające momentami.

(fot. Paweł Zanio / SOLOVSKY.COM)

"Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie".

- Mam w nosie, czy jarają się mną małolatki, czy nie. Mogą się zabawić ze sobą w domu, ale u mnie nie mają czego szukać.

Miałem zresztą bardzo nieprzyjemną sytuację z jedną fanką. Laska dodawała moich znajomych u siebie na Facebooku. Jednemu koledze z Katowic opowiadała, że ma ze mną dziecko. Przy czym wysyłała mu zdjęcia swojej córki. Narzekała, że nie płacę alimentów czy nie spłacam rat kredytu, który rzekomo mamy wspólny. W życiu się z nią nie spotkałem, żeby było zabawniej. Doszło do tego, że pierwszy raz skorzystałem z pomocy adwokata. Dopiero to ją odstraszyło, ale dla mnie cała sytuacja była traumatyczna. Nie chcę takich akcji.

Niedawno Łona powiedział, że "narzekanie jest small talkiem Polaków". Może pomarudzimy trochę? Wiem, że masz w sobie trochę malkontenta.

- "Trochę" to mało powiedziane (śmiech ).

Z twoich różnych wypowiedzi stworzyłem listę powodów, które sprawiają, że masz dość życia muzyka.

- Dawaj.

Po pierwsze: młodzi fani, którzy nie zawsze są mili i inteligentni.

- Przede wszystkim to drugie. Ja też czasem bywam niemiły, więc to mogę zrozumieć. Chamstwo spoko, ale jak ktoś jest głupi, to mnie to doprowadza do kur**cy. Szczególnie w internecie, gdzie rządzi reakcja łańcuchowa. Zauważyłem, że te wszystkie nieprzyjemne sytuacje, w których ktoś chce mi przekazać, że ma ze mną problem, szybko gasną, jeśli zaczynam z tą osobą rozmawiać. Na przykład dostaję wiadomość na mój oficjalny profil na Facebooku, gdzie ktoś mi strasznie ubliża od takich czy owakich. Jak mam lepszy dzień i dobry humor, to odpisuję. Wtedy taka osoba zmienia front o sto osiemdziesiąt stopni. Bardzo ciekawe zjawisko.

Rok 2008 r. Pezet w klubie Winiarnia (fot. Wojciech Królak / Agencja Gazeta)

Czy na żywo "fani" również potrafią obrażać?

- Niejednokrotnie za to, że jestem Pezetem, ktoś chciał mi konkretnie wpierd***ć. To nie są jednak myślący ludzie, którzy zdają sobie sprawę z tego, co robią. Na szczęście tego typu sytuacji jest coraz mniej. Im jestem starszy, tym rzadziej mam do czynienia z "podwórkowymi niuansami", które są istotne dla osiedlowych chłopaków. Też taki byłem.

Wykonawcy muszą wiedzieć, że w tym biznesie ich własne słowa mogą się obrócić przeciwko nim. Jeśli raper będzie "gangsta" w swoich utworach, powinien liczyć się z tym, że prędzej czy później ktoś zapragnie pokazać mu, że nie jest taki twardy.

Kolejna rzecz na liście: brak otwartości słuchaczy na eksperymenty oraz wszędobylska krytyka. Musi to być bardzo męczące.

- Oporowo. Prawdą jest, że denerwują mnie ludzie zamknięci na jeden gatunek, którzy hermetycznie i niemądrze podchodzą do muzyki. Co do krytyki, to mam jednak wrażenie, że nawet najgorsze rzeczy, które zrobiłem, udało mi jakoś wybronić. Czy to wizerunkowo, czy artystycznie. Jak sobie narzucę jakąś wizję, to nic mi nie przetłumaczysz.

Bycie upartym wyszło na dobre twojej karierze?

- Raczej tak.

 

Następny punkt listy: amatorskość naszego show-biznesu.

- Daj spokój. Mam wrażenie, że u nas nie możemy nawet mówić, że jest jakiś show-biznes. Jeśli gwiazda ma pieniądze, to przez przypadek, albo jest to jakaś celebrycka historia ze sprzedawaniem całego życia, gdzie się da. Najbardziej mnie denerwuje w naszym show-biznesie, jak ludzie kreują swoje "wielkie sukcesy". To jest takie śmieszne. Obserwuję jakieś "gwiazdki", które silą się na nowobogackie ruchy: wyjścia do drogich restauracji, ciuchy od projektantów... Smutne.

Na jesieni nakładem Asfalt Records ukażą się winylowe reedycje twoich dwóch pierwszy solówek nagranych na bitach Noona. I tu dochodzę do ostatniego punktu mojej listy, bo twoi fani porównują każde twoje nowe nagranie z tymi płytami.

- Miałem taki moment, że strasznie mnie wkurzało przywoływanie tych płyt. Drażniły mnie pytania: Kiedy wróci stary Pezet? Uważam, że jestem obecnie lepszym tekściarzem niż wtedy, więc do dziś mnie te porównania trochę irytują. Jednak nabrałem do tego dystansu, może dlatego, że te nowsze produkcje też już mają swoje lata i ludzie przestali się mnie czepiać. Doceniam teraz moje pierwsze solówki.

Pezet (od lewej) i Onar. Rok 2008. Koncert w Zielonej Górze (fot. Sebastian Rzepiel / Agencja Gazeta)

W rozmowie o polskim hip-hopie Jakub Żulczyk stwierdził, że utwór"Ukryty w mieście krzyk" pochodzący z twojego debiutu będzie aktualny "póki będą istnieć młodzi, wkurzeni, mieszkający w dużych miastach wrażliwi ludzie, którzy mają poczucie pewnego zagubienia, poruszania się po omacku".

- Może tak jest. Osobiście traktuję ten numer jako średnio aktualny, bo wydaje mi się, że jest wypełniony naiwną retoryką. Możliwe jednak, że dla młodszych ludzi jest ciągle na czasie. To jest dobry kawałek, głównie przez bit, a i zarapowany chyba nie najgorzej. Jednak tekst dla mnie stracił na ważności, bo obecnie jestem zły na inne sprawy.

Na co konkretnie?

- Na mnóstwo rzeczy. Ktokolwiek rządzi w tym kraju, to zawsze jest nie tak, jak trzeba. Nie ma co gadać o polityce, ale dobrze nie jest.

Jestem wkurzony na to, że w oczach ludzi osiągnąłem "bóg wie co". Mam trzydzieści sześć lat i wiem, jakie profity finansowe oraz kulturowe moja działalność mi przyniosła. Zawsze jest mało, jakość dóbr średnia, a droga ciągle "pod górkę". Na raperach wywiera się presję pt. "ty nie możesz mieć". Jeśli masz, to znaczy, że jesteś zły. Po wielu latach zdałem sobie sprawę, że też się tej presji poddawałem. To jest jednak chyba nasza polska mentalność, gdzie sąsiad nie może mieć lepiej przystrzyżonego trawnika.

Jeśli chodzi o profity kulturowe, to wydana w 2004 roku "Muzyka Poważna" jest bardzo cenionym wydawnictwem. Byłeś wtedy młodym człowiekiem, który nagrał dojrzały, zgorzkniały i pesymistyczny album.

- Miałem dwadzieścia cztery lata, jak skończyliśmy nagrywać tę płytę i przyznam, że byłem bardziej dojrzały tekstowo niż życiowo. Niestety, jestem dobry w uciekaniu od różnego rodzaju odpowiedzialności. W tamtym okresie to działało z podwójną siłą. Na płycie zawarłem przemyślenia, które są niegłupie, choć dla mnie były na tyle przytłaczające, że zrobiłbym wszystko, żeby im się nie poddawać.

(fot. Paweł Zanio / SOLOVSKY.COM)

Opowiedziałeś o goryczy związanej z przygodą z rapem, ale jakbyś miał okazję "wejść do tej samej rzeki" po raz drugi, zdecydowałbyś się?

- Oczywiście, że tak. Wczoraj byłem u mojego przyjaciela i wieloletniego hypemana [w hip-hopie jest to pomocnik rapera na scenie, który pomaga dokończyć jego rymy w trakcie występu na żywo - przyp. red.] Mormona i właśnie o tym rozmawialiśmy. Było trochę śmiechu, ale refleksja ostateczna jest taka, że jeszcze raz z przyjemnością wszedłbym w ten świat. Mormon powiedział, że nigdy by się ponownie nie zdecydował, a moją deklarację uzasadnił tym, że rzekomo połowy rzeczy nie pamiętam (śmiech ). Jednak tak na serio, było pięknie to wszystko przeżyć i mamy dużo świetnych wspomnień.

Lubisz żyć " na krawędzi"?

- I tak, i nie. Kiedyś bardzo ceniłem sobie szaleństwo - lubiłem podchodzić do życia w sposób niekonwencjonalny, być trochę takim świrusem. Teraz sobie myślę, że było to trochę naciągane. Wszyscy, którzy lubią funkcjonować na wysokich obrotach według zasady "żyć szybko, umierać młodo", zazwyczaj przy pierwszym większym problemie pokornieją. Życie jest jednak fajne samo w sobie

i ja już się tego nauczyłem.

Twoje problemy sprawiły, że spokorniałeś?

- Tak, głównie zdrowotne, ale nie tylko. Również rozbite relacje. Generalnie wszystkie duże i bezpowrotne straty.

 

Paweł "Pezet" Kapliński . Raper, prezenter, przedsiębiorca i wydawca. Urodzony w 1980 roku w Warszawie. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych debiutował w zespole Płomień 81, zaś w 2001 roku zaczął karierę solową. Kolejne płyty Pezeta: "Muzyka Poważna" i "Muzyka Rozrywkowa", uzyskały nominację do Fryderyka w kategorii Album Roku Hip-hop/R&B. We wrześniu 2012 roku ukazał się ostatni studyjny album artysty ("Radio Pezet") nagrany wspólnie z Sidneyem Polakiem, perkusistą zespołu T.Love. Po premierze płyty sprawy materialne i osobiste poróżniły artystów. Kapliński był prezenterem programu "Rap Fura" emitowanego przez VIVA oraz współprowadził audycję "Muzyka Nowoczesna" w RBL.TV. Raper nagrywał z takimi artystami jak Ten Typ Mes, Eldo, Tede, Peja czy O.S.T.R. Od 2010 roku prowadzi wydawnictwo muzyczne Koka Beats oraz jest współwłaścicielem marki odzieżowej KOKA.

Bartek Strowski. Aspirujący scenarzysta, fanatyk NBA, kolekcjoner płyt i ciężkostrawnych przyzwyczajeń. Przeprowadzał wywiady dla CGM.pl, Enter the Room.pl oraz na antenie Trójki Polskiego Radia w audycji "Soul Muzyka Duszy" Hirka Wrony. Prowadzi fanpage Discmen .

(fot. Publio.pl)