Rozmowa
Mariusz T. w sądzie (fot. Dominik Dziecinny/ Agencja Wyborcza.pl)
Mariusz T. w sądzie (fot. Dominik Dziecinny/ Agencja Wyborcza.pl)

Justyna Kopińska to instytucja. Polski Spotlight . Ale w przeciwieństwie do działu śledczego "The Boston Globe" działa sama. I zdobyła wszystkie możliwe nagrody dziennikarskie w kraju.

"Jestem dumna z bycia panią Trynkiewicz", "W 80 procentach ofiary gwałtów i molestowań są same sobie winne", "to była decyzja tych chłopców, że nie żyją". Słyszysz takie zdania i...?

- Trudno było mi tego słuchać. Gdy rozmawiam z ludźmi, staram się ich wysłuchać i nie pokazywać moich ocen. Ale przy słowach o chłopcach Anna zobaczyła, że jestem poruszona. Zaczęła opowiadać jak wiele lat temu została zgwałcona. Anna obwinia nie tylko ofiary, o to co je spotkało, ale także siebie. Też była ofiarą, cudem uniknęła śmierci. To bardzo skomplikowany psychologicznie obraz kobiety, którego nie powinni oceniać dziennikarze, a psycholodzy.

Justyna Kopińska (fot. Jakub Pleśniarski)

Ale dlaczego zafascynowała się zbrodniarzem?

- Nie ona jedna. Trynkiewicz dostawał mnóstwo listów od kobiet. To jest zjawisko społeczne znane na całym świecie. Gdy w 1989 roku w stanie Nowy Jork zniesiono przepis zakazujący więźniom skazanym na dożywocie brania ślubów, to w ciągu roku ożeniło się 800 skazanych.

Ted Bundy, który miał na koncie 30 ofiar, podczas wizyt małżeńskich w więzieniu spłodził syna. Odpowiedzialny za brutalne zamordowanie ośmiu pielęgniarek Richard Speck, gdy zobaczył stertę listów miłosnych zaadresowanych do siebie, powiedział: - Te kobiety mają chyba źle w głowie.

A twoja bohaterka ma źle w głowie?

- To już ocenią czytelnicy. Formalnie jest normalną, atrakcyjną kobietą po trzydziestce, pracuje w korporacji, wykonuje pracę umysłową.

Dlaczego z tobą rozmawiała?

- Chciała to wszystko wyjaśnić. Kilka miesięcy temu media poinformowały, że Trynkiewicz bierze ślub. Wszyscy próbowali ją wytropić, ale nikomu się nie udało. Mimo to newsy dalej powstawały. Anna chciała to raz na zawsze uciąć.

Mariusz T. i piwnica, w której ukrył zwłoki zabitych chłopców (fot. Dominik Dziecinny/Marcin Wojciechowski/Agencja Gazeta)

Myślałaś o tym, że rodzice zamordowanych chłopców przeczytają: "Planujemy z Mariuszem podróż poślubną do tego lasu w Piotrkowie. Tak, do tego, gdzie ich zamordował"?

- Jestem przekonana, że rodzice tych chłopców docenią to, iż wszystko zostało powiedziane i ujawnione: to, że Trynkiewicz był już na wolności i nikt go nie poznał, ma prawo do widzeń małżeńskich, być może zaraz wyjdzie ponownie na wolność. Oni mają prawo wiedzieć, co się dzieje z zabójcą ich dzieci. A jeśli się dowiedzą - mogą przeciw temu protestować.

Trynkiewicz zgodził się na waszą rozmowę? Jak wyglądają ich spotkania?

- Tak, ale powiedział, że nie chce jej czytać. Oni się regularnie spotykają, przytulają, ale ciągle stoi nad nimi strażnik i to bardzo denerwuje Annę.

Anna mówi, że Mariusz pomógł wychować jej córkę...

- Córka Anny, Kasia, ma 16 lat. Jest świadoma wszystkiego. I tylko na początku zapytała matkę "mamusiu, czy ty na pewno wiesz, kto to jest Mariusz Trynkiewicz?".

Anna chce mieć dziecko z Mariuszem Trynkiewiczem?

- Tak.

Odważyłabyś się powiedzieć, że Polska to jest sprawiedliwy kraj?

- Dla mnie nie.

Z reportażu "Ten trup się nie liczy" wynika, że dla poprawienia wyników policjanci ukrywają morderstwa i po ulicach wokół nas bezkarnie chodzą zabójcy.

- To jest przerażające. Długo mieszkałam w Stanach Zjednoczonych oraz w Anglii, tam śledziłam statystyki policyjne. I w krajach, gdzie jest świetna baza DNA, gdzie mają zaawansowane mechanizmy, żeby wykrywać te najcięższe zbrodnie, wykrywalność zabójstw wynosi około 60 procent. A u nas ponad 90 procent. Tylko jak znajomym policjantom na komendzie spada na głowę stary karnisz, ich przedpotopowe komputery wciąż się zawieszają i nie mogą się odkopać z papierkowej roboty, to ja w te 97 procent przestaję wierzyć.

Policjanci opowiadali mi, jak szefowie sugerują im zostawianie niektórych spraw, szczególnie gdy nie ma ciała. Trudno to zrozumieć. Przecież zaginione dziecko nie mogło się rozpłynąć w powietrzu! Jak można nie wszcząć śledztwa prokuratorskiego przy zaginięciu osoby nieletniej?

Pocieszające, że po publikacji reportażu zadzwoniła do mnie rodzina jednej z zaginionych podziękować, że mój tekst odblokował mnóstwo spraw. I niedawno mężczyzna podejrzany o morderstwo jednej z bohaterek tekstu został aresztowany.

Siostra Bernadetta (rys. Anna Reinert)

Dlaczego potrzebny był tekst w gazecie, żeby złapać mordercę? System jest zły, czy ludzie są źli?

- System w Polsce jest tragiczny! I myślę, że długo z tego nie wybrniemy, jeśli za takie rzeczy jak przemoc i brutalne gwałty często zapadają wyroki w zawieszeniu, a za jakieś drobne kradzieże albo dwukrotne nieskasowanie biletu ludzie idą do więzienia.

Sędziowie mogliby dawać większe kary za przemoc, a prokuratorzy przeprowadzać profesjonalne postępowania, ale często osoby, które dopuszczają się przestępstw, są wpływowe, dobrze ustosunkowane w swoich środowiskach. Tak było w przypadku moich bohaterek: siostry Bernadety i doktor Anny z reportażu " Oddział chorych ze strachu ".

Zobacz wideo Kryminalne (i tragiczne) historie, które natchnęły reżyserów [Popkultura]

Opowiedz o tych patologiach, z którymi się spotykasz.

- Układy, niestety, istnieją. W przypadku siostry Bernadety prezydent Zabrza pisała list do Bronisława Komorowskiego, żeby ją ułaskawił. Są różne spotkania, ustawki.

Dla mnie bardzo ciekawy był mechanizm uwolnienia od kary prezydenta Zduńskiej Woli. Prezydent pobierał od pracowników podległych mu spółek 10 procent pensji. Każdego miesiąca w gotówce. Nie wiadomo na co szły te pieniądze, więc mogły iść do jego prywatnej kieszeni. W uzasadnieniu sąd potwierdził pobieranie pieniędzy w gotówce, ale wyjaśnił, że prezydent jako lider polityczny miał prawo do takich działań. Proszę mi pokazać, gdzie w polskim prawie istnieje sformułowanie "lider polityczny"? I jak można wpaść na to, że on ma prawo do przejmowania części pensji pracowników, w tym kierowcy, który nie chciał płacić, bo bardzo mało zarabiał? W tej sprawie kasacja została oddalona w Sądzie Najwyższym z powodu błędów formalnych. Kasację podpisała prokurator okręgowy. Trudno mi uwierzyć, że prokurator okręgowy nie wie, jak powinno się napisać kasację.

Ilustracja do tekstu J. Kopińskiej o prezydencie Zduńskiej Woli (rys. Piotr Chatkowski)

Kwitnie korupcja, szczególnie wśród biegłych, łapownictwo to duży problem. Ale największym problemem jest to, że bogaci ludzie są w stanie wybronić się od odpowiedzialności. Jeśli przeciążony od nawału spraw prokurator staje przeciwko dobrze opłacanemu adwokatowi, który ma czas, żeby zająć się wyłącznie tą jedną sprawą, to bardzo prawdopodobne, że jego klient dostanie dużo łagodniejszą karę niż człowiek biedny...

W jednym z reportaży piszesz o więzieniu w Płocku. I sugerujesz, że w Polsce istnieje mafia.

- Sugeruję bardzo mocno, że w Polsce istnieje mafia.

W tym więzieniu zmarło dwóch mężczyzn skazanych za porwanie i zabójstwo Krzysztofa Olewnika. Oficjalnie popełnili samobójstwo. Ale według ciebie zostali zamordowani?

- Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że zostali zamordowani.

Kto ich zamordował?

- Myślę, że w porwanie Olewnika zamieszane były osoby z wymiaru sprawiedliwości.

Jeśli tak, to możliwe było zamordowanie Sławomira Kościuka i Roberta Pazika w Płocku, Wojciecha Franiewskiego w Olsztynie. Zmarł też kolega jednego z nich, po tym jak zaczął się chwalić, że wie, kto stoi za tym wszystkim. Powiesił się też strażnik, który pilnował Franiewskiego.

Ogłoszenie wyroku ws. zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Robert Pazik skazany na dożywocie (fot. Tomasz Niesłuchowski / Agencja Gazeta)

Podsycasz teorie spiskowe...

- Ale to nie jest dla mnie teoria spiskowa. To byłoby nielogiczne psychologicznie, gdyby oni wszyscy popełnili samobójstwo, twardzi faceci, związani z mafią. Rozmawiałam z pełnomocnikiem Kościuka. Mówił, że absolutnie nie wierzy w jego samobójstwo. Przegadałam to z wieloma specjalistami, policjantami, osobami o ogromnej wiedzy. Nikt w to nie wierzy. Dla mnie ta sprawa powinna być nadal badana.

Jeżeli państwo nie wyjaśni sprawy Olewnika, sprawy zabójstwa Marka Papały, to ludzie zawsze będą mieli poczucie, że to państwo nie działa.

W jednym z tekstów opisałaś mężczyznę, który zabił cztery osoby, wyszedł na wolność, zgwałcił dziewczynę, w areszcie groził, że wysadzi się w sądzie w powietrze, a mimo to sąd wypuścił go z aresztu na wolność. Kim są ludzie, którzy podejmują takie decyzje?

- Sędzia, który go wypuścił, jest człowiekiem zbyt pewnym siebie. Przekonanym, że zawsze ma rację. Adam Weber [prawdziwe imię - Józef - przyp. red.], po tym jak odsiedział częściowo wyrok za poczwórne morderstwo, został skazany na sześć lat za gwałt. Ale sprawa wróciła do pierwszej instancji. Sędzia zdecydował, że mężczyzna będzie czekał na powtórny proces na wolności. A według mnie wystarczy spojrzeć w opinię psychologiczną, żeby zobaczyć, że to jest socjopata, charakteropata, że manipuluje otoczeniem, i że w przeszłości zabił cztery osoby. To jest niewiarygodne. Bardzo się zdenerwowałam, gdy wypuszczono go na wolność.

Jak reagują na twoje teksty czytelnicy?

- Zaskakuje mnie, że w ogóle nie ma hejtu. Większość dziennikarzy styka się powszechnie z nienawiścią. A ja dostaję masę wspierających maili, pięknych, głębokich.

I pewnie tysiące kolejnych tematów?

- Dziennie jest zgłaszanych do mnie kilkadziesiąt spraw. Wiele muszę odrzucić, mam przez to ogromne wyrzuty sumienia. Gdy napisałam tekst "Elbląg odwraca oczy" , o kobiecie zgwałconej przez ratowników medycznych, to na następny dzień dostałam ponad sto maili od kobiet, które też zostały zgwałcone i też zostały potraktowane w podobny sposób.

Ilustracja do tekstu J. Kopińskiej o gwałcie w pogotowiu ratowników medycznych w Elblągu (rys. Piotr Chatkowski)

Czasami jeśli nie mogę zająć się sprawą, to chociaż wysyłam zapytanie do danej instytucji. Napisał do mnie kiedyś mężczyzna ze skargą na traktowanie przez sędziego podczas rozprawy. Wystarczył mail do sądu. I od następnej rozprawy sędzia stał się aniołem.

Ludzie ci ufają, wypłakują się. A komu ty się wypłakujesz?

- Czytelnicy pytają, jak ja to wytrzymuję. Myślę wtedy o znajomym policjancie. Jeśli ja robię w miesiącu jedną wyczerpującą sprawą, to on robi czterdzieści. Widzi te trupy, rozmawia z tymi ludźmi, wszystko musi zrobić sam i na końcu zostaje z tym sam. A ja mam wsparcie tysięcy czytelników.

Ale nie wierzę, że nie płakałaś przy żadnym materiale.

- Płakałam dwa razy. Raz po rozmowie z Pawłem, bohaterem reportażu "Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadecie?". Wracałam samochodem z Katowic do Warszawy. Strasznie szlochałam, musiałam stanąć na poboczu i się uspokoić, by dalej prowadzić. Drugi raz płakałam przy "Oddziale chorych ze strachu".

Jest temat, z którego zrezygnowałaś?

- Przyszła do mnie zakonnica, chciała ujawnić brutalne rzeczy, które się dzieją w Kościele i które ją spotkały. Sama doświadczyła bardzo dużo zła i dużo zła widziała. Ale podczas kolejnego spotkania zapytała, czy Agora zafunduje jej mieszkanie. Tłumaczyłam jej, że media nie mogą płacić za informacje. Ona odpowiedziała, że musi mieć miękkie lądowanie. Zrozumiałam, że chce to zrobić nie dla ofiar, ale dla własnych korzyści. Zostawiłam ten temat.

Zgarniasz wszystkie możliwe nagrody dziennikarskie. Ale rozumiem, że wolisz piwo z policjantami i prokuratorami niż imprezy z dziennikarzami?

- Czułam się onieśmielona na tych wszystkich galach. Ja w ogóle nie przepadam za intelektualistami. Nie lubię, jak ktoś jest odklejony od rzeczywistości, używa wielu mądrych słów, a potem nic z tego nie wynika. Lubię konkret. Dlatego trzymam się z ludźmi z wymiaru sprawiedliwości, takimi, którzy mi imponują, którzy robią te najtrudniejsze sprawy. Rozmawiamy, wymieniamy się wiedzą.

Czasem prokuratorzy dzwonią, kiedy np. potrzebują pomocy w psychologicznej analizie sprawy. I tak samo ja dzwonię, gdy nie mogę połączyć kilku wątków. Wiem, że oni to ze mną obgadają i możemy dojść do jakiegoś rozwiązania.

Staram się jak najwięcej czytać: akty oskarżenia, wyroki, analizy wyroków. Gdy dostaję akta, to jestem szczęśliwa, że mogę wszystko odtworzyć - tok myślenia sprawcy, tych, którzy go oskarżali.

Justyna Kopińska (fot. Jakub Pleśniarski)

A nie chciałaś zostać policjantką?

- Marzyłam o tym od podstawówki! Czterdzieści razy oglądałam "Milczenie owiec", myślałam, że życie Clarice ma sens, bo udało jej się uratować tę jedną osobę przed śmiercią. Chyba nie ma nic ważniejszego. Pewnie byłabym dobrym policjantem, ale sfrustrowanym tym, że gdzieś jest granica, której nie mogę przeskoczyć. A dziennikarz nie ma ograniczeń. Dziennikarz nie ma szefa, pisze to, co czuje, co chce.

Dostawałaś groźby po swoich tekstach?

- Raz. To sprawa, którą dopiero opiszę. Człowiek, który mi groził, dokonał okrutnych zbrodni, ale wciąż jest na wolności, na razie niczego mu nie udowodniono.

Podczas rozmowy wyłączył mój dyktafon. Wiedziałam, że ma kolegów w grupie przestępczej. Powiedział, żebym lepiej przestała się zajmować jego sprawą. Bo wywiozą mnie do lasu i zrobią to, co zwykle robią ze swoimi dłużnikami.

Odpuściłaś?

- Odpuściłam na miesiąc.

I po miesiącu strach minął?

- Przez miesiąc wszystko przemyślałam i stwierdziłam, że będę to robiła mimo strachu. Strach jest w końcu normalnym uczuciem.

Wywiad opublikowany po raz pierwszy w 2016 roku.

Książka "Polska odwraca oczy" jest dostępna w promocyjnej cenie w Publio.pl

Justyna Kopińska,

Justyna Kopińska . Socjolożka, dziennikarka "Dużego Formatu", magazynu reporterów "Gazety Wyborczej". Mieszkała w Kenii, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Zajmuje się tematyką kryminalną związaną z prawem karnym. W 2015 roku ukazała się jej książka "Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie?". Laureatka wielu nagród m.in. Grand Press, Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego, Nagrody "Newsweeka" im. Teresy Torańskiej. W połowie lutego jako pierwszy dziennikarz z Polski otrzymała nominację do nagrody europejskiego Pulitzera - European Press Prize za reportaż "Oddział chorych ze strachu" opublikowany w "Gazecie Wyborczej". Kontakt z autorką książki przez stronę www.justynakopinska.pl

Szymon Jadczak. Producent w TVN Turbo, wcześniej był reporterem w TVN, w programie Uwaga! (w tym czasie dostał m.in. Grand Press, nagrodę w konkursie NBP im. Władysława Grabskiego i nagrodę Dziennikarza Małopolski). Pracował też w "Gazecie Wyborczej" oraz Interii. Pisywał do miesięcznika "Lampa". Zajmował się aferami, służbami, ale i kulturą. Autor haseł poświęconych hiphopowi w "Tekstyliach bis. Słowniku młodej kultury". Pochodzi z Radomia i jest z tego dumny. Można go znaleźć na Twitterze: @SzJadczak .