
Czy autorzy kryminałów fantazjują o mordowaniu?
- Zależy, co uznamy za fantazjowanie! Jeżeli rozumiem to jako przyjemność z myślenia o zamordowaniu kogoś, to zdecydowanie nie. Jeżeli zaś "fantazjowaniem" nazwiemy pracę nad historią, która pojawi się w książce, to autorzy kryminałów zdecydowanie robią to często. W tym kontekście praca pisarza tak naprawdę nigdy się nie kończy.
Jak z psychologicznego punktu widzenia wygląda pisanie kryminałów? Jakie emocje się w ten sposób sublimuje?
- Człowieka od zawsze interesuje geneza zła, a także walka dobra ze złem. Wystarczy spojrzeć na opowieści, które uznawane są za klasyki, czy święte księgi różnych religii. Są tam zawarte uniwersalne historie. Kryminał też taką może być. Pisząc czy czytając, gdzieś tam podświadomie szukamy katharsis. Ujścia dla emocji, które bywają trudne - gniewu, zazdrości, poczucia bezsilności. Podczas pisania czy czytania kryminałów, a nawet oglądania horrorów, to ujście odbywa się w bezpiecznym środowisku powieści czy filmu. Nikomu tak naprawdę nie dzieje się krzywda, a co chyba jeszcze ważniejsze - na koniec w większości przypadków zostaje przywrócony ład, dobro zwycięża. Przekraczamy tabu, ale jednocześnie jesteśmy bezpieczni, bo nie dotykają nas żadne konsekwencje.
Czy łatwiej jest się wczuć w rolę ofiary, czy zabójcy?
- Trudno mi powiedzieć. Wiele zależy od tego, jak skonstruowana jest książka. Morderca, przynajmniej w moich powieściach, to najczęściej człowiek, który z jakiegoś powodu, czy to przez splot wydarzeń, czy cech osobowości, doszedł do momentu ekstremalnego, do którego droga najczęściej wiedzie przez wielką traumę. W związku z tym tworzenie jego postaci, bycie nią na czas pisania książki, jest bardzo trudne. Trzeba wspólnie z danym bohaterem zmierzyć się z tą traumą.
Czy "wchodzenie do głowy mordercy" może czymś grozić autorowi?
- Takie przeżycie może być dla autora niezwykle bolesne, zwłaszcza jeżeli rzeczywiście "wchodzi do głowy" postaci. Czasem wymaga to wielkiej siły i wytrwałości. Jednak bez maksymalnego wczucia się w bohatera, dogłębnego zrozumienia motywów nim kierujących, trudno byłoby stworzyć przekonującą postać. Od razu powiem, że nie mam tu na myśli wybielania mordercy. Czynu, który popełnił, nie da się usprawiedliwić. Jednak psychologia zawsze szuka źródeł, więc i ja w każdej książce staram się sięgnąć głęboko i poszukać przyczyn, dla których dana osoba znalazła się w punkcie, do którego żadne z nas nie chciałoby dotrzeć.
Na ile wykorzystujesz wiedzę i doświadczenie psychologa w pisaniu?
- Psychologia uczy mechanizmów zachowania i tego, jak funkcjonujemy wśród innych, w społeczeństwie. To oczywiście bardzo pomaga przy pisaniu. Tak jak i wiedza na temat problemów psychicznych czy motywacji pewnych zachowań. Dla mnie najważniejsze jest jednak coś innego - to, że psychologia rozwija empatię, uczy zrozumienia i wczucia się w drugą osobę. To tak istotne, bo każdy z nas ma predyspozycje, żeby widzieć świat z własnej perspektywy i mniej lub bardziej ignorować perspektywę innych.
Weźmy na przykład podstawowy błąd atrybucji. W skrócie chodzi o to, że mamy skłonność do przypisywania zachowań innych ludzi czynnikom wewnętrznym, przy jednoczesnym niedocenianiu czynników sytuacyjnych. Łatwiej jest nam uznać, że ktoś odezwał się opryskliwie, bo jest po prostu nieprzyjemnym typem, który nie szanuje innych. Z reguły nie wchodzimy głębiej i nie szukamy przyczyny takiego zachowania. A może na przykład spotkało go dziś coś bardzo nieprzyjemnego? Oczywiście, nic w tym dziwnego, że nie analizujemy za każdym razem wszystkiego, jak pod lupą. Zajmowałoby to zbyt wiele czasu. Łatwiej polegać na pewnych schematach, które sobie budujemy i które pozwalają nam szybko kategoryzować świat. Tylko że pisarz powinien unikać prostej drogi. Budując wiarygodną postać, trzeba drążyć i szukać jak najgłębiej. Bo przecież nawet fakt, że ktoś jest zwyczajnym dupkiem, gdzieś tam ma swój początek.
Poza tym w profilowaniu kryminalnym jest siedem tak zwanych złotych pytań: co?, gdzie?, kiedy?, w jaki sposób?, czym?, dlaczego?, kto? Autor kryminału musi sobie na nie odpowiedzieć. Takie analizowanie jest pomoce, kiedy rozpoczynamy pracę nad historią.
Słyszałem, że na sobie samej wzorujesz głównie postacie policjantów. Jak dużo własnej psychiki im "pożyczyłaś"?
- "Pożyczam" swoje cechy nie tylko policjantom! Moje wady, zalety czy lęki ma wiele postaci, zarówno pierwszoplanowych, jak i drugoplanowych. Nie chciałabym wchodzić tu w szczegóły, bo są to kwestie niezwykle intymne. Zresztą nadaję im nie tylko własne cechy. Często moi bohaterowie są mieszanką właściwości wielu ludzi. Żaden nie jest "jeden do jednego" istniejącą osobą. Dlatego właśnie pisarz powinien być świetnym obserwatorem i dlatego jego praca nigdy się nie kończy, bo zawsze szuka inspiracji, podpatruje rzeczywistość, a potem z tego buduje swój własny świat.
Z drugiej strony - pisząc, przywdziewamy co prawda maski kolejnych postaci, wcielamy się w różnych bohaterów, ale gdzieś tam głęboko to zawsze jesteśmy my. W konsekwencji świat, który przedstawiamy, ostatecznie opiera się na naszej własnej wizji rzeczywistości.
Opowiadasz chętnie o swojej punkowej przeszłości, w której sporo było odrzucania autorytetów i zasad. Czym w tym kontekście jest więc twoje dzisiejsze "wcielanie się" w stróżów prawa, czyli obrońców autorytetów i zasad?
- To wszystko nie jest czarno-białe i nie wiąże się tylko z odrzucaniem autorytetów! Rzeczywiście punk zaczął się od przysłowiowej "walki z systemem". Nie wiem, jak jest obecnie, ale za tak zwanych "moich czasów" ruch punkowy był jednak niezwykle zróżnicowany. Ja poruszałam się w ideologii maksymalnego poszanowania wolności swojej i innych. Mówiąc w uproszczeniu: każdy jest wolny do momentu, w którym nie ingeruje w wolność drugiej osoby. Taka ideologia zakłada szacunek dla indywidualności każdego z nas i sprzeciw wobec wszelkich form dyskryminacji i przemocy - bez względu na narodowość, płeć, wiek czy religię itd. Nadal staram się żyć według tych zasad, bo w nie wierzę.
W ten sposób bronisz się przed "ubrudzeniem się złem" podczas pisania?
- Na kartach powieści próbujemy się z tym złem jakoś zmierzyć. Nawet jeżeli ono "brudzi". Bo o pewnych problemach warto mówić. Także w kryminale. Jest on oczywiście formą rozrywki i, jak ja to mówię, gry intelektualnej z czytelnikiem. Nie oznacza to jednak, że nie może też poruszać ważnych kwestii, takich jak wykluczenie, dyskryminacja, przemoc w rodzinie, zemsta, sytuacja kobiet w dzisiejszym świecie czy wreszcie strach przed sprzeciwieniem się woli grupy, nawet kosztem własnego szczęścia czy bezpieczeństwa. Ja, z racji mojego wykształcenia, najchętniej skupiam się na indywidualnych historiach każdej z postaci.
Jakie uczucia budzi w tobie zło, które opisujesz? Odrazę, fascynację, coś pomiędzy, czy może coś, co łączy jedno i drugie?
- Zło mnie w żaden sposób nie fascynuje. Zło mnie przeraża. Nie tylko w książkach, ale na każdym kroku. Zwłaszcza kiedy widzę, do czego zdolni są ludzie względem siebie nawzajem czy względem zwierząt. Niestety, unikanie tematu niczego nie rozwiąże. Dlatego, jak już wcześniej wspomniałam, warto poruszać pewne kwestie także w literaturze popularnej, żeby każdy mógł je we własnym sumieniu przemyśleć i przepracować. Nie jest to jakaś próba nawrócenia, raczej postawienie pytania. Bo każdy z nas inaczej do niego podejdzie, nie ma jednej drogi.
Twoje powieści dzieją się na wsi. Czemu właśnie tam? Jak poznajesz ten świat i jak konstruujesz jego literacką wizję?
- Wybrałam wieś z kilku powodów. Po pierwsze, takie małe, zamknięte grupy są intrygujące. Mała grupa to świat pod lupą, gdzie większe problemy są zdecydowanie lepiej widoczne.
Drugim powodem jest moja miłość do klasycznego kryminału w duchu Agathy Christie. W zamkniętej grupie osób znajduje się morderca. To nikt z zewnątrz. Tu właśnie zaczyna się gra autora z czytelnikiem. Mamy możliwość, przynajmniej teoretycznie, odgadnięcia, kto jest mordercą. Mówię teoretycznie, bo przecież najlepsze są te kryminały, w których zakończenie zupełnie nas zaskoczy!
Trzecim powodem są moje osobiste doświadczenia. Pochodzę z wielkiego miasta, ale w dzieciństwie wiele czasu spędzałam u moich dziadków na wsi. Właśnie ta miejscowość stała się inspiracją do stworzenia książkowego Lipowa. Świat Lipowa to taki labirynt pomiędzy tym, co rzeczywiste, a tym, co siedzi mi w głowie. Z jednej strony fikcja pozwala mi na puszczanie wodzy fantazji i dostosowanie miejsca akcji do potrzeb opowieści. Z drugiej zaś wykorzystuję też elementy istniejące w rzeczywistości. Na przykład bunkier z czasów II wojny światowej opisany w jednej z książek, czy oczywiście samą Brodnicę, która znajduje się bardzo blisko książkowego Lipowa.
Z jednej strony oczywiście grasz ze stereotypem wsi jako sielskiego, niewinnego miejsca, z drugiej wprowadzasz tam wirusa rozprzestrzeniającego się zła. Jak budujesz balans między tymi dwiema siłami?
- W kryminale równowaga jest bardzo ważna. Z naszej rozmowy wynikać może, że na kartach moich powieści jest tylko poważnie. Tymczasem mam świadomość, że nie można bez przerwy mówić o sprawach poważnych, czy strasznych, bo grozi to popadnięciem w patos. Dlatego staram się to napięcie emocjonalne co jakiś czas rozładować. Z pomocą przychodzi tu czasem nuta humoru, czasem wątek obyczajowy, a nawet rozważania o dobrej kuchni.
A jak to jest z naszymi własnymi emocjami i demonami? Czy wieś jest miejscem, w którym łatwiej sobie z nimi poradzić, czy wręcz przeciwnie?
- Wszystko zależy od danej społeczności. Z jednej strony na wsi możemy spodziewać się sąsiedzkiej pomocy, podczas gdy w mieście ktoś może umrzeć niezauważony przez nikogo. Z drugiej strony zdarza się, że w mniejszej społeczności odczuwamy presję i ciągle się zastanawiamy, co powiedzą inni. Towarzyszy nam lęk przed tym, czy sprostamy wymaganiom grupy. Małą społeczność łatwiej też może połączyć zmowa milczenia. Jak w słynnym przypadku zbrodni sprzed 40 lat w Zrębinie pod Połańcem, gdzie na oczach pasażerów autobusu zamordowano kilka osób, a potem sprawcy wymogli na świadkach milczenie w tej sprawie. Oczywiście, mówimy tu o sytuacjach ekstremalnych, ale takie się zdarzają.
Opowiadając o swoim filmie "Intruz", swego rodzaju psychologicznym kryminale, rozgrywającym się na szwedzkiej wsi, reżyser Magnus von Horn, Szwed od lat mieszkający w Polsce, mówił, że nadwiślańska wieś jest bardziej skłonna do zła niż skandynawska. Co o tym myślisz jako autorka kryminałów o rodzimej wsi, a zarazem miłośniczka kryminałów zza Bałtyku?
- Myślę, że wbrew pozorom, bez względu na to, gdzie mieszkamy, jesteśmy bardzo podobni. Interesują nas analogiczne sprawy, nurtują zbliżone problemy, choć ich otoczka może być inna. Dlatego nadal fascynujemy się utworami klasyków, takich jak wspomniana Agata Christie. Nie ma znaczenia, że akcja rozgrywa się w czasach czy miejscach nam odległych. Ludzie pozostają ludźmi.
W jednej z twoich powieści pojawia się sekta z charyzmatycznym przywódcą. Tacy ludzie to fascynujące osobowości zarówno dla członków wspólnot istniejących w rzeczywistości, jak i dla pisarza.
- Głęboka indoktrynacja, jakiej ofiarami są członkowie sekt, jest niezwykle groźnym i przerażającym zjawiskiem. Przecież przywódcy takich grup są w stanie poprowadzić ludzi do zbiorowego samobójstwa. Oczywiście, jest to cały proces, wszystko dzieje się stopniowo. Tym bardziej analiza postaci takiego przywódcy może być dla pisarza ciekawa. Zawsze trzeba jednak pamiętać o tym, że w rzeczywistym życiu idzie za tym coś bardzo niebezpiecznego.
Czy tego typu wspólnoty są raczej niewinne, bo odcięte od zła płynącego ze świata, czy wręcz przeciwnie - podatne na zło, bo niechronione przez zewnętrzne prawo?
- To zależy od społeczności. Żadne ekstremum nie jest dobre. Niestety, wiele jest przykładów sekt, które miały zdecydowanie destrukcyjny wpływ na życie swoich członków. Początkowo ideologia będąca podstawą stworzenia takiej społeczności może być pozytywna. Potem jednak wszystko może wyrwać się spod kontroli, bo przecież nikt z nas nie jest idealny.
Co musiałoby się wydarzyć, żebyś poczuła, że cykl książek o Lipowie jest dopełniony? Nie kusi cię czasem, żeby "przenieść" się stamtąd gdzie indziej?
- Cykl o Lipowie jest bardzo rozbudowany i różnorodny, więc nie mogę narzekać na nudę. Pojawiają się nowe postaci, używam innej struktury opowieści. Na razie mam z tego wiele przyjemności i nie uważam, żeby mnie to w jakimś stopniu ograniczało. Czasem oczywiście pojawia się myśl o czymś innym, więc niczego nie wykluczam. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość!
Książki Katarzyny Puzyńskiej są dostępne w Publio.pl>>
Katarzyna Puzyńska (ur. 1985). Pisarka. Specjalizuje się w literaturze kryminalnej. W ciągu ostatnich kilku lat wydała pięć tomów sagi, która dzieje się we wsi Lipowo. Z wykształcenia jest psychologiem. Zanim całkowicie poświęciła się pisaniu, pracowała jako nauczyciel akademicki.
Przemysław Gulda. Dziennikarz "Gazety Wyborczej" od 2000 roku. Pisze o kulturze. Relacjonuje festiwale muzyczne na całym świecie. Ma w dorobku dwie książki: powieść "Siedemnaście sekund" i zbiór opowiadań "Chłopcy i dziewczęta w Polsce"; jest współautorem alternatywnego przewodnika "Zrób to w Trójmieście" (wyd. Agora). We wrześniu ukazała się jego książka "Moi sąsiedzi nie żyją" - reportaż o gdańskich Żydach.