Rozmowa
Jacek Tarnowski w stroju kawalera maltańskiego (fot. archiwum prywatne)
Jacek Tarnowski w stroju kawalera maltańskiego (fot. archiwum prywatne)

Legendy dotyczące zakonów rycerskich są nieco mroczne: Krzyżacy, templariusze...

Jan Emeryk Rościszewski:

- Na pewno są zawiłe. Jesteśmy jedynym zakonem, który posiada pełną ciągłość od wypraw krzyżowych. Wszystkie inne zakony, np. wspominany przez panią Zakon Szpitala Najświętszej Maryi Panny, czyli zakon krzyżacki, podczas sekularyzacji Prus stał się zakonem protestanckim, przestały mieć związek ze Stolicą Apostolską. Z kolei historia templariuszy jest znana, zostali brutalnie skasowani przez Filipa Pięknego.

Z zakonów wywodzących się z wypraw krzyżowych przetrwaliśmy tylko my - przekształciliśmy się z hospicjum w Jerozolimie w organizację zbrojną, która miała za zadanie chronić pielgrzymów, dalej w państwo zakonne w Jerozolimie, na Rodos i Malcie, aż do stowarzyszenia stricte charytatywnego, którym jesteśmy dzisiaj.

Zakon Kawalerów Maltańskich to najstarszy istniejący zakon rycerski na świecie (fot. Mike Russell / Flickr.com / CC BY-SA 2.0)

Wspomniał pan o templariuszach. Legenda głosi, że to Zakon Kawalerów Maltańskich przejął majątek templariuszy.

J.E.R.:

- Zakon maltański był w niewielkim stopniu beneficjentem rozwiązania tego zakonu. W oparciu o bullę Klemensa V z 1312 roku odziedziczyliśmy tylko drobną część majątku templariuszy, których dobra zostały rozgrabione przez lokalnych władców. Zapewniam, że nie mamy już dzisiaj w piwnicach ukrytych przejętych skarbów.

Malta była bastionem chrześcijaństwa opierającego się ekspansji islamu, a kawalerowie przez kilkaset lat walczyli z muzułmanami. Nadal macie ten sam cel, co 900 lat temu, czyli "obrona wiary oraz służba ubogim". Obrona wiary jest nadal potrzebna?

J.E.R.:

- To jest właściwie nasz pierwszy cel. Jesteśmy organizacją katolicką, mamy formę zakonu. Ta tradycja istnieje od 900 lat, nie wypieramy się w żaden sposób katolickiej idei naszego powstania, a wręcz potwierdzamy naszym działaniem religijny charakter zakonu.

Jacek Tarnowski:

- Tę obronę wiary można realizować w bardzo różny sposób, ale wszyscy staramy się, na miarę naszych możliwości, opiekować ubogimi i chorymi.

Przed kim albo przed czym członkowie zakonu bronią dziś wiary katolickiej? Gdzie jest zagrożenie?

J.E.R.:

- Nie bronimy wiary jak kiedyś przed islamem. Przede wszystkim chcemy naszą postawą zademonstrować, czym ta wiara dla nas jest. Zajmujemy się ludźmi, którzy potrzebują pomocy. To nie są tylko ubodzy, również ludzie starsi, niektórzy nawet zamożni, ale samotni, bo na przykład rodzina się nimi nie interesuje. Troszczymy się o każdego, kto tego potrzebuje: bogatego, ubogiego, muzułmanina, żyda. Nie ma znaczenia, jakiego wyznania jest ta osoba. Natomiast działamy w ramach zakonu katolickiego, i tak jak każdy katolik mamy obowiązek bronić wiary, więc w życiu staramy się realizować 10 przykazań.

Mimo że zakon nie ma już charakteru militarnego, krzyż maltański jest widoczny w wielu miejscach, gdzie toczą się konflikty zbrojne. Kawalerowie i damy udzielają pomocy potrzebującym ponad podziałami religijnymi (fot. Giorgio Minguzzi / Flickr.com / CC BY-SA 2.0)

Dziś zakon jest państwem, monarchią konstytucyjną. To suwerenny podmiot prawa międzynarodowego, ma własną konstytucję, paszporty, znaczki, tablice rejestracyjne dla samochodów służbowych, walutę, ambasadorów. Jest wielki mistrz. Jakie prawa w rzeczywistości to wszystko daje członkom Malty?

J.E.R.:

- Bulla Paschalisa II z 1113 roku ustanowiła suwerenność zakonu od państwa i Kościoła. Jedyną władzę - władzę religijną - ma nad nami papież, który wyznacza kardynała-opiekuna wspomagającego działania zakonu, który pozostaje jednak suwerenny. To nie papież powołuje wielkiego mistrza. Wybiera go walne zgromadzenie i wielki mistrz jako suzeren pełni tę funkcję dożywotnio i rządzi zakonem wraz z Radą Suwerenną. Jesteśmy więc bytem niezależnym od władzy państwowej i kościelnej, do dziś korzystamy z tego immunitetu, który potwierdzony został przez wyrok trybunału kardynalskiego w 1953 roku, za pontyfikatu Piusa XII.

Nie posiadamy jednak paszportów maltańskich, jesteśmy obywatelami Rzeczypospolitej. Nie mamy żadnych dodatkowych przywilejów z powodu przynależności do zakonu. Natomiast zakon utrzymuje stosunki dyplomatyczne z rządem RP, jest uznany za instytucję międzynarodową i w takich ekstremalnych przypadkach, jak konflikt w Gruzji czy Syrii, jego wysłannicy mogą korzystać z paszportów dyplomatycznych. Tymi paszportami legitymują się też ambasadorowie zakonu i członkowie wielkiego magisterium zakonnego.

Zakon utrzymuje stosunki dyplomatyczne ze 102 krajami, posiada status stałego obserwatora przy ONZ. W Libanie nawet szyici wkładają fartuchy z waszym krzyżem. To fenomen, biorąc pod uwagę wielowiekową historię walki zakonu z islamem.

J.E.R.:

- Dzisiaj nasz zakon, mimo że jest to zakon rycerski, czyli inaczej wojskowy, nie posiada już charakteru militarnego. Ostatnim podjętym przez kawalerów działaniem zbrojnym była obrona Malty przed Napoleonem, zresztą bitwa przegrana. Po niej zostaliśmy eksmitowani z Malty i znaleźliśmy się w Rzymie. Od tamtego czasu nie jesteśmy już jednostką wojskową, chociaż we Włoszech są oddziały paramilitarne, czy nawet wojskowe, które są powiązane z zakonem. Nie funkcjonują jednak niezależnie, ale jako część armii włoskiej.

Natomiast od przeszło dwustu lat zakon prowadzi na całym świecie działalność humanitarną. Jesteśmy również obecni, nie jako strona, ale organizacja charytatywna, przy konfliktach zbrojnych w różnych miejscach globu. Wystarczy spojrzeć na historię wojny francusko-pruskiej, pierwszą i drugą wojnę światową, szpital maltański w okresie okupacji i powstania warszawskiego. Dziś też świadczymy posługę na froncie. Udzielamy się charytatywnie w krajach dotkniętych klęskami. Działamy ponad podziałami. Świetnym przykładem może być nasz szpital w Betlejem. To szpital położniczy, najlepiej wyposażony ośrodek zdrowia w tym rejonie. Dzieci rodzą tam i katolicy, i muzułmanie, i prawosławni, i żydzi. Zakon świadczy posługę bliźnim, nie robiąc przy tym wyjątków, i może to sprawia, że krzyż maltański jest dziś uznawany również przez muzułmanów, z którymi w dalekiej historii rycerze prowadzili walki.

Zakon Kawalerów Maltańskich jest suwerennym państwem, z własną konstytucją, znaczkami, paszportami i walutą (fot. Giorgio Minguzzi / Flickr.com / CC BY-SA 2.0)

Doszukałam się chyba szesnaście nazw i emblematów. Skąd tyle zawiłości w nazewnictwie i oznaczeniach zakonu?

J.E.R.:

- Jest sporo organizacji, które się podpisują pod zakonem maltańskim. Są to organizacje czysto uzurpatorskie, które przejęły emblemat krzyża maltańskiego i próbują na tej podstawie np. wyciągnąć pieniądze. Prowadzimy z nimi spory prawne. Takie zjawiska się, niestety, zdarzają, szczególnie w USA i Ameryce Południowej. To dlatego, że zakon cieszy się na świecie dużą estymą, jest symbolem i gwarantem uczciwości. Zazwyczaj funkcjonujemy jako fundacje na terenie danego kraju, więc często łatwo się pod taką działalność podszyć, tworząc organizację, która różni się jedynie drobiazgiem - np. krzyż jest na różowym tle.

Faktem jest, że funkcjonuje jednak kilka nazw zakonu.

J.T.:

- Poprawna jest jedna nazwa: Suwerenny Rycerski Zakon Szpitalników św. Jana Jerozolimskiego zwany rodyjskim lub maltańskim. To długa nazwa, ale wynika z zawiłej historii. Nazwy Zakon Kawalerów Maltańskich, Kawalerowie Maltańscy, Malta stosowane są potocznie.

Co oznacza funkcja szpitalnika, którą sprawuje pan Jan?

J.E.R.:

- Nasze funkcje lokalne są kopią tych obowiązujących w Rzymie. Tam jest wielki szpitalnik, wielki kanclerz, wielki jałmużnik i wielki mistrz, a u nas jest po prostu prezydent, szpitalnik, kanclerz, jałmużnik. Szpitalnik to ta osoba, która w Zakonie Kawalerów Maltańskich odpowiada za dzieła szpitalnicze i charytatywne.

J.T.:

- To taki minister zdrowia w zakonie.

Ilu członków liczy zakon?

J.T.:

- Na świecie jest 13,5 tysiąca dam i kawalerów, w Polsce 160, około 40 osób przebywa za granicą.

J.E.R.:

- Wiele z tych osób opuściło Polskę w okresie komunizmu, kiedy działalność zakonu była zakazana. Na terenie kraju funkcjonowało wtedy kilku członków w formie utajnionej.

Jaki procent z tych 160 osób stanowią duchowni?

J.E.R.:

- To mniejszość, około 20 osób.

Od kiedy zaczęto przyjmować w szeregi damy?

J.E.R.:

- W drugiej połowie XIX wieku.

Członkowie Zakonu Kawalerów Maltańskich w Polsce, od lewej: Aleksander hr. Tarnowski (prezydent), Jerzy Baehr (wiceprezydent), Maciej Koszutski (wiceprezydent), Jan E. Rościszewski (szpitalnik) (fot. archiwum prywatne)

Wśród członków zakonu wielokrotnie pojawiały się znane nazwiska: książę Poniatowski, prezydent Mościcki, Józef Piłsudski, generał Anders, prymasi Hlond, Wyszyński, Glemp Dziś nadal zakon postrzegany jest jako elitarne środowisko. Wśród jego członków jest dużo przedstawicieli arystokracji. W szeregi przyjmowane są tylko osoby ze szlacheckim rodowodem?

J.E.R.:

- Kiedyś, żeby zostać członkiem zakonu, trzeba się było legitymować pochodzeniem szlacheckim. Nie wystarczyło jedynie tym szlachcicem być, ale trzeba było udowodnić odpowiednie pochodzenie po stronie ojca i matki. Z biegiem czasu te zasady się liberalizowały i dziś zależy to od organizacji krajowej. W USA, jako że nie ma tam szlachty, jest inaczej. Istnieją dwie kategorie członków: szlachecka i nieszlachecka. W USA kategoria nieszlachecka jest reprezentowana przez około 95 procent kawalerów i dam. W krajach europejskich wygląda to zupełnie inaczej, bo stan szlachecki jest elementem historii, a zakon maltański ma korzenie szlacheckie.

A jak te proporcje układają się w Polsce?

J.E.R.:

- Dwie trzecie członków ma rodowód szlachecki.

W tej chwili nadal jest to weryfikowane?

J.E.R.:

- Tak, oczywiście. To bardzo szczegółowa weryfikacja.

Jak można zostać członkiem zakonu oprócz tego, że trzeba być zaproszonym?

J.E.R.:

- Zaproszenie to pierwszy warunek. Później, w zależności od pochodzenia, zostaje się członkiem kategorii szlacheckiej lub nieszlacheckiej. Żeby zostać zaliczonym do tej pierwszej grupy, trzeba przedstawić odpowiednie dokumenty, których autentyczność jest weryfikowana przez uprawnionych genealogów i wyznaczone komisje. Zarówno w przypadku kategorii szlacheckiej, jak i nieszlacheckiej trzeba mieć czterech członków wprowadzających, którzy swoim honorem świadczą, że osoba wprowadzana spełnia kryteria.

Jakie?

J.E.R.:

- Jest osobą honorową, wierzącą, prawą. Wprowadzając nowego członka ręczymy, że kandydat spełnia te kryteria w życiu osobistym i zawodowym.

J.T.:

- Warunkiem przyjęcia jest też prowadzenie działalności charytatywnej.

J.E.R.:

- Obie kategorie - szlachecka i nieszlachecka - są dla nas dziś równorzędne, bo członkowie wspólnie niosą pomoc potrzebującym. To tym jesteśmy pochłonięci na co dzień.

Jacek Tarnowski, prezes Fundacji Polskich Kawalerów Maltańskich w Warszawie "Pomoc Maltańska" (fot. archiwum prywatne)

Jakie działania podejmuje polski zakon maltański ?

J.E.R.:

- Stowarzyszenie Zakonu Kawalerów Maltańskich realizuje swoje dzieła poprzez fundacje: warszawską, w której teraz jesteśmy, poznańską i krakowską oraz fundację Maltańskiej Służby Medycznej - Pomoc Maltańska. Pomocy charytatywnej udzielamy nie tylko na terenie Polski. Przez ostatnie półtora roku działamy aktywnie na Ukrainie, ewakuujemy rannych, współpracujemy z Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Pracujemy też na terenie Gruzji i Macedonii. Najwięcej działań podejmujemy jednak w Polsce.

Pierwszą organizacją utworzoną w kraju po upadku komunizmu była Fundacja Świętego Jana Jerozolimskiego. Było to dzieło stworzone przez polskich kawalerów maltańskich z zagranicy, a w szczególności przez zmarłego w tym roku profesora Andrzeja Stanisława Ciechanowieckiego - wielkiego darczyńcę Zamku Królewskiego w Warszawie oraz wybitnego historyka Adama Zamoyskiego. Środki na powołanie i uposażenie Fundacji pochodziły ze sprzedaży Domu - Hospicjum Kawalerów Maltańskich w Londynie. Fundacja na czele z Joanną Radziwiłłową i Tessą Capponi Borawską prowadzi dzisiaj piękne dzieło opieki nad dziećmi z trudnych rodzin z warszawskiej Pragi i Saskiej Kępy.

Fundacja poznańska to drugie najstarsze dzieło zakonu w Polsce. W Poznaniu istnieje jeden z najstarszych kościołów maltańskich w Polsce, na Malcie, tam gdzie odbywają się zawody wioślarskie. Nazwa nie jest przypadkowa - znajdował się tam kościół św. Jana Jerozolimskiego. Przy parafii po 1990 roku powstała fundacja. W jej ramach działa przychodnia, która ma pomagać osobom nieubezpieczonym. Do dzisiaj przez tę fundację przeszło 120 tysięcy ludzi, osób nieubezpieczonych, gros z nich to pacjenci onkologiczni; wśród nich znaleźli się również uchodźcy. Lekarze - wielu z nich jest emerytowanych - pracują tam czysto społecznie. Wysokospecjalistyczny sprzęt sprowadzono z Zachodu.

Fundacja krakowska wybudowała ośrodek terapeutyczny dla dzieci z różnymi dysfunkcjami psychicznymi. Warto podkreślić, że to ośrodek dla dzieci i ich rodzin. O tym się zapomina, że jak w rodzinie pojawia się dziecko dysfunkcyjne, opóźnione w rozwoju, pomocy potrzebuje cała rodzina. To więc nie tylko terapia rozwojowa, która wyrównuje szanse tego dziecka, ale również opieka psychologiczna dla jego bliskich. Na terenie ośrodka działa specjalistyczne przedszkole. Przy jego tworzeniu czerpaliśmy z doświadczeń pracowników podobnej placówki we Francji. Dochowaliśmy się takiej kadry pedagogiczno-lekarskiej, że teraz to Francuzi korzystają z naszej wiedzy i metod.

W Polsce jest ogromne zapotrzebowanie na tego typu ośrodki. Dzieci niepełnosprawnych nie widzi się na ulicy, bo one siedzą w domach, więc wydaje się, że to jakiś ułamek procentu społeczeństwa. Te dzieci są, i dostajemy wiele zapytań od rodziców, stowarzyszeń, fundacji, ale również powiatów i gmin, czy takie ośrodki stworzymy też w innych miejscach. Oczywiście nie mamy na to środków. Bardzo chcielibyśmy to robić, bo to przykład świetnie funkcjonującej placówki, która niesie skutecznie pomoc i sprawnie współpracuje ze społecznością lokalną, gminą, NFZ-etem i PFRON-em.

Świetnym przykładem tak sprawnie działającej placówki specjalistycznej jest wasz ośrodek w Szyldaku dla osób ze schizofrenią.

J.E.R.:

- Tak, to kolejna grupa, która jest w Polsce zupełnie wykluczona. Mało kto chce się nimi zajmować. Dzieci potrafią jeszcze wzruszać, dorosły chory nie wzrusza praktycznie nikogo. My takim ludziom chcemy pomagać.

J.T.:

- W Szyldaku mamy około 100 pensjonariuszy z różnymi dolegliwościami układu nerwowego, głównie są to rzeczywiście schizofrenicy. Powoli przyjmujemy również osoby starsze z chorobami typu Alzheimer. Wybudowaliśmy dwa mieszkania, w których można zakwaterować w sumie osiem osób. Pacjenci, którzy mają dobrze ustawione leczenie, mimo takich chorób jak schizofrenia są w stanie naprawdę sprawnie funkcjonować i wspierają tych starszych z alzheimerem. Oczywiście wszystko odbywa się pod nadzorem.

Karetki Maltańskiej Służby Medycznej (fot. materiały prasowe / zakonmaltanski.pl)

Na świecie zakon zatrudnia 25 tysięcy pracowników - lekarzy, pielęgniarki. W samej Polsce działają ośrodki pomocy, specjalistyczne przedszkole, przychodnie, szpital. Stale pod opieką jest około 300 osób. Kilkadziesiąt tysięcy pacjentów otrzymało bezpłatną pomoc onkologiczną. Tak profesjonalna pomoc medyczna to przecież miliony złotych. Skąd macie na to pieniądze?

J.E.R.:

- Pozyskujemy fundusze. Nie posiadamy, jak nasi poprzednicy, majątków ziemskich. Nie wyrąbiemy teraz hektara lasu, żeby postawić ochronkę dla dzieci, jak to się kiedyś działo. W dużej mierze środki na działalność zdobywamy od NFZ-etu. Wygrywamy kontrakty na prowadzenie szpitala, ośrodka. Jak wygląda finansowanie NFZ-etu, to chyba wszyscy wiedzą - rzadko się wszystko "spina". Musimy więc organizować całą akcję zbierania dodatkowych środków, poprzez na przykład koncerty charytatywne. Prowadzimy też szkolenia medyczne, otrzymujemy darowizny od osób prywatnych, przekazujemy własne środki.

Tak uratowaliście szpital w Barczewie?

J.E.R.:

- Tak, był kompletną ruiną. A teraz jest wyremontowanym, świetnie wyposażonym, wzorowym szpitalem opieki paliatywnej. I udało się to zrobić na Warmii, w bardzo biednym regionie. Warto pojechać i zobaczyć, na jak wysokim poziomie mogą być leczone osoby biedne i w jakich warunkach mogą odchodzić z tego świata. Żeby to się mogło zdarzyć, refundacja NFZ-etu, niestety, nie wystarcza.

J.T.:

- Za łóżko respirowane NFZ płaci nam około 280 złotych na dobę, to za mało. Niestety, stawki NFZ-etu są niewystarczające, by pokryć faktyczne koszty lekarstw, specjalistycznych urządzeń, budynku, wynagrodzenia lekarzy i pielęgniarek oraz wszystkie koszty administracyjne konieczne dla obsługi naszych chorych.

Wasze ośrodki są przykładem skutecznej walki z patologią polskiej służby zdrowia.

J.E.R.:

- Myślę, że jak ktoś chciałby skorzystać z naszego doświadczenia, moglibyśmy dużo pomóc w reformie służby zdrowia.

Jak udało się uniknąć tej patologii w Barczewie?

J.T.:

- Dzięki porozumieniu starostwa i zakonu udało się wyremontować szpital z wykorzystaniem środków unijnych. Zobowiązaliśmy się w umowie ten szpital przez określony czas prowadzić, wyposażyć. Placówka ma dziś 77 łóżek, z czego około 15 to łóżka respirowane. Wielu pacjentów trafia do nas z ośrodków pomocy społecznej. Mamy dwa źródła finansowania: NFZ oraz do 70 procent renty czy emerytury, które mamy prawo pobrać od pensjonariuszy. Wiadomo, że jeżeli mamy jako pacjenta osobę bezdomną lub z bardzo skromną rentą lub emeryturą, nie mamy praktycznie żadnych środków do pobrania. Budżet szpitala by się nie zgadzał, gdyby nie dodatkowe źródła finansowania.

Dokładamy corocznie sporą sumę. Środki zebrane np. w ramach koncertu z okazji 25-lecia odnowienia stosunków między zakonem maltańskim a Rzeczpospolitą Polską zostały przekazane na leczenie pacjentów, ale również na codzienne dokładanie do pensji pracowników, ogrzewania budynku, wyżywienia podopiecznych. Prowadzimy również aukcje. Nasi członkowie biorą też udział w wydarzeniach sportowych, z których dochód przeznaczany jest właśnie na działalność szpitalną fundacji.

Jaką kwotę musicie dokładać co roku do funkcjonowania szpitala w Barczewie, żeby placówka była rentowna?

J.T.:

- To są setki tysięcy złotych. Mamy szczęśliwie panią dyrektor, która naprawdę fantastycznie zarządza tym szpitalem i widzimy światełko w tunelu, że za rok, dwa szpital wyjdzie na prostą.

Członkowie Zakonu Kawalerów Maltańskich podczas procesji Bożego Ciała na Wawelu (fot. materiały prasowe / zakonmaltanski.pl)

Maltańskie Ośrodki Pomocy korzystają ze środków PFRON-u?

J.T.:

- Tak. Stajemy do konkursów, które nierzadko wygrywamy, a których celem jest przede wszystkim aktywizacja osób niepełnosprawnych na rynku pracy. Już kilka takich projektów przeprowadziliśmy i rozliczyliśmy z sukcesem. Jesteśmy znani z tego, że skrupulatnie rozliczamy każdą złotówkę.

J.E.R.:

- Mamy jedną z najwyższych w Polsce skuteczności projektów na rzecz osób niepełnosprawnych.

J.T.:

- W zeszłym roku 790 osób niepełnosprawnych wzięło udział w naszych szkoleniach, z czego około 190 utrzymało pracę. To bardzo dobry wynik.

J.E.R.:

- Pomoc bezdomnym i potrzebującym to dla nas ogromne przeżycie. Od 10 lat organizujemy opłatki dla bezdomnych, głównie osób wynajdowanych przez MOPS-y. Na opłatek w Arkadach Kubickiego przyszło 240 osób, a kawalerowie maltańscy im usługiwali.

J.T.:

- Pytała pani o obronę wiary - my właśnie tak tej wiary bronimy. Pomagamy ludziom, wykorzystując nasze możliwości zawodowe.

J.E.R.:

- Zawodowo zarządzamy często dużymi przedsiębiorstwami, projektami i z tego doświadczenia staramy się jak najwięcej czerpać w działalności fundacji.

Trudno jest znaleźć darczyńców do takich dzieł?

J.E.R:

- Polska to kraj o stosunkowo niskim poziomie aktywów prywatnych, praktycznie nie mamy ludzi bogatych. Proszę zwrócić uwagę, że jesteśmy pierwszym pokoleniem, które dochodzi do pieniędzy. Właściwie wszyscy rodziliśmy się w blokach, chodziliśmy do tych samych szkół. Myśmy niczego nie odziedziczyli, rodowe majątki przepadły. Społeczna odpowiedzialność biznesu dopiero staje się elementem prowadzenia działalności gospodarczej. Już niedługo korporacje od pewnej wysokości obrotów będą musiały przekazywać konkretną kwotę na działalność charytatywną i będą z tego rozliczane przed Komisją Europejską.

Wśród zwykłych darczyńców dziś łatwiej przekonać np. starszą panią mieszkającą samotnie w Londynie, żeby przekazała na cele charytatywne swój dom, który jest wart dwa miliony funtów, niż zebrać te dwa miliony funtów wśród Polaków mieszkających w kraju.

Może filantropia po prostu nie jest dziś w cenie.

J.E.R.: - Jak to ktoś mi kiedyś powiedział: Filantropia jest najwyższym stopniem zamożności.

Jan Emeryk Rościszewski (ur. w 1965 roku w Warszawie). Przedsiębiorca, menedżer branży ubezpieczeniowej, autor i współautor książek historycznych. Absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego oraz Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu. W czasie stanu wojennego działał w Prymasowskim Komitecie Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i ich Rodzinom oraz prowadził działalność poligraficzno-dystrybucyjną wydawnictw podziemnych. Od pierwszej połowy lat 90. obejmuje kierownicze stanowiska w towarzystwach ubezpieczeniowych. Pełni funkcję prezesa zarządu i dyrektora generalnego Towarzystwa Ubezpieczeń na życie Cardif Polska. Jest wiceprzewodniczącym Komisji Rewizyjnej Polskiej Izby Ubezpieczeń. Sprawuje liczne funkcje w radach nadzorczych instytucji finansowych i spółek prawa handlowego. Jest filistrem korporacji akademickiej Konwent! Polonia i Kawalerem Honoru i Dewocji Zakonu Maltańskiego (od grudnia 2012 roku szpitalnik Związku Polskich Kawalerów Maltańskich). W 2010 roku odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski; w 2015 roku otrzymał Odznakę Honorową Bene Merito.

Jacek Tarnowski (ur. w 1964 roku w Gdańsku). Ekonomista, biznesmen i polityk. Absolwent Wydziału Ekonomiki Transportu Uniwersytetu Gdańskiego. W latach 1989-1992 pracował w Biurze Zagranicznym Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność", gdzie odpowiadał za kontakty zagraniczne związku. 1992-2004 - twórca i dyrektor Radia Plus Gdańsk. 1998-2002 - radny miasta Sopot. Był szefem (2005-2006) Gabinetu Politycznego Premiera RP, a także kierował Biurem Współpracy Międzynarodowej w Urzędzie m.st. Warszawy. Do 2005 roku prezes Pomorskiego Funduszu Pożyczkowego. Od 1996 roku przez 11 lat był Konsulem Honorowym Republiki Francuskiej w Gdańsku. Członek Zakonu Polskich Kawalerów Maltańskich, Kawaler Honoru i Dewocji i Prezes Fundacji Polskich Kawalerów Maltańskich w Warszawie "Pomoc Maltańska". Od 1995 roku prowadzi działalność doradczą świadczącą usługi w zakresie project management, wsparcia inwestycyjnego, wdrażania projektów mających na celu optymalizację kosztów. Pochodzi z rodziny o korzeniach arystokratycznych, pieczętuje się herbem Leliwa. Został odznaczony francuskim Krzyżem Zasługi i Srebrnym Krzyżem Zasługi.

Marta Pawłowska . Dziennikarka i redaktorka weekendowego magazynu Gazeta.pl. Wcześniej m.in. wydawczyni i reporterka serwisu naTemat.pl. Publikowała m.in. w "Dzienniku", "Gazecie Wyborczej" i "Metropolu". Realizowała projekty dziennikarskie dla ONZ-u i PARP-u.