
Jak długo żyjesz bez pieniędzy?
- Pięć lat.
Co cię skłoniło do podjęcia takiej decyzji?
- Miesięczna podróż z Niderlandów do Meksyku, podczas której nie wydaliśmy z moimi przyjaciółmi ani grosza. Jedynym kosztem wyprawy były opłaty celne, które musieliśmy ponieść, gdy przekraczaliśmy granice. Zrozumiałem wtedy, że skoro mogę przejechać pół świata za darmo, to dlaczego nie miałbym poradzić sobie bez pieniędzy w Berlinie?
Jak wyglądała twoja trasa z Niderlandów do Meksyku?
- Europa, Maroko i Wyspy Kanaryjskie, gdzie złapaliśmy statek do Brazylii. Kapitan pozwolił nam wejść na pokład pod warunkiem, że będziemy na nim pracować. Zrobiliśmy to z przyjemnością. Z Brazylii przedostaliśmy się bezpośrednio do Meksyku. Podróż była dla mnie momentem przełomowym, bo zdałem sobie sprawę, że ludzie z natury są dobrzy. Przebyliśmy pół świata i zawsze po drodze znajdowaliśmy kogoś, kto był życzliwy i chciał nam pomóc, dzielił się jedzeniem, dachem nad głową i wszystkim, co miał.
Pomyślałem wtedy o ludziach, którzy poświęcają całe życie tylko po to, żeby spłacić kredyt. Albo odkładają podróże na później, bo zakładają, że zajmą się przyjemnościami na emeryturze, gdy odchowają dzieci. W efekcie są zmęczeni i sfrustrowani, nie mają na nic czasu. Nawet na to, żeby pomyśleć na serio o tych dzieciach... Zrezygnowali z marzeń, żeby zarabiać pieniądze. Na pewno znasz takich ludzi.
Jasne, że tak.
- Choroba konsumeryzmu dotknęła ludzi prawie na całym świecie. Po mojej podróży postanowiłem, że nie dam się wciągnąć w szaleńczy wir konsumpcji, w który wpada tyle osób. Dlaczego mam podporządkować swoje życie absurdalnej idei gromadzenia i wydawania pieniędzy? Kto powiedział, że nie da się żyć inaczej? Nie chodzi o to, żeby być pasożytem i żerować na pracy innych, ale żeby zmienić nasze podejście do pieniędzy i w ogóle konsumpcji.
Co jest złego w wydawaniu pieniędzy?
- Mało kto się do tego przyzna, ale zarabianie pieniędzy jest dla wielu najważniejszym celem w życiu. Pieniądze dają dziś ogromne możliwości, ale przede wszystkim budują złudzenia i fałszywą wiarę, że zapewnią nam poczucie bezpieczeństwa. Nic bardziej mylnego. Ludzie codziennie sprawdzają stan swojego konta, jakby miało to określić sens ich bycia na Ziemi. Wpadają w pułapkę, bo fiksując się na pieniądzach, idą na życiowe kompromisy, pracują tam, gdzie nie chcieliby pracować, rezygnują z marzeń, stają się zgorzkniali.
To uproszczenie, bo są przecież ludzie, których pieniądze w pozytywny sposób motywują do działania.
- Z pewnością, ale czy to znaczy, że bez pieniędzy by im się nie chciało? Czy nie ma innych motywatorów do działania poza czysto egoistycznymi pobudkami? Chcę zwrócić uwagę na inną patologię, której jesteśmy świadkami - to olbrzymia nadkonsumpcja. Doszliśmy do stanu, w którym nie tylko kupujemy więcej, niż możemy, bo nas na to nie stać, ale kupujemy więcej, niż jesteśmy w stanie skonsumować. W Europie marnuje się ponad pięćdziesiąt procent żywności!
Gdybyśmy oddali jedzenie, które kupiliśmy i którego nie zjedliśmy, nie byłoby problemu głodu na świecie. Żyjemy w sytym społeczeństwie, w którym wszystkiego jest za dużo. Jest olbrzymia masa dóbr, które się marnują. Samochody, ubrania, sprzęty elektroniczne, jedzenie - reklama przekonuje nas, że żeby być szczęśliwym, powinniśmy ciągle kupować nowe rzeczy. Bo na przykład dzięki nowemu modelowi telefonu będziemy mogli się lepiej porozumiewać z innymi ludźmi - i kupujemy, a starsze modele, też dobre, wyrzucamy na śmietnik. Doszło do tego, że żyjemy, żeby mieć. To wszystko łączy się z olbrzymim zanieczyszczeniem naszego środowiska. Trujemy się dla gadżetów, które po roku, dwóch wyrzucamy. Podcinamy gałąź, na której siedzimy.
Jak tobie udaje się żyć za darmo w Berlinie? Rozmawiamy przez Skype'a, a to oznacza, że musisz mieć przecież dostęp do internetu. To kosztuje.
- Razem z żoną i dwójką dzieci współdzielimy mieszkanie z ludźmi, którzy postanowili żyć zgodnie z ideą dzielenia i wymiany. To podstawowa zasada tzw. house sittingu, czyli opiekowania się domem czy zwierzętami w zamian za dach nad głową. Idea jest prosta - dzielimy się tym, co mamy. Po co mieć w bloku kilka podłączeń do internetu, skoro można mieć jedno? Podobnie jest z samochodem. Wielu z nas nie potrzebuje go na stałe, wystarczy jeden na kilka osób.
To jest sposób na oszczędności, ale jak żyć bez kupowania jedzenia?
- Przez lata zbierałem jedzenie przygotowane przez supermarkety do wyrzucenia. Sklepy mają obowiązek pozbywania się żywności z przekroczonym terminem ważności, mimo że wciąż nadaje się do spożycia.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy mają ochotę i czas, aby w taki sposób zdobywać jedzenie, dlatego założyłem serwis społecznościowy Foodsharing.de , w którym ludzie pomagają sobie w zdobywaniu żywności za darmo. W ramach serwisu ponad pięć tysięcy osób w legalny sposób odzyskuje jedzenie z dziesięciu tysięcy supermarketów, lokalnych sklepów, piekarni, kawiarni, restauracji, od rolników. Użytkownicy - ponad osiemdziesiąt tysięcy w Niemczech i Szwajcarii - odbierają jedzenie, ratując je przed zniszczeniem, i dzielą się nim z tymi, którzy go potrzebują. Wkrótce udostępnimy za darmo licencję oprogramowania, dzięki czemu takie same strony będą mogły powstawać na całym świecie. Dzięki serwisowi odzyskaliśmy już ponad milion kilogramów jedzenia.
To przeterminowane jedzenie?
- Nie tylko. Chleb, owoce, warzywa czy orzechy - te zwykle nie mają daty ważności, ale nie nadają się do sprzedaży, bo nie spełniają wyśrubowanych standardów sklepu, na przykład chleb nie jest wystarczająco świeży, a owoce wyglądają na stare. Oczywiście to nie jest tak, że żywimy się spleśniałymi produktami.
Taki system ma tę wadę, że jesz tylko to, co uda ci się znaleźć lub wymienić. Czy zawsze udaje ci się znaleźć jedzenie, na które masz ochotę?
- Jesteśmy wegańską rodziną, a podstawą naszej diety są świeże owoce, warzywa. Jemy zdrowe, organiczne produkty i nie narzekamy na żadne braki. Przeciwnie, mamy tyle jedzenia, że starcza nie tylko dla nas, ale też dla naszych przyjaciół.
Mimo wszystko trzeba czasu, żeby zdobyć żywność w taki sposób. Większość osób wolałaby raczej zarobić na nią pieniądze, niż spędzać czas na jej szukaniu.
- Dziesięć lat temu zbieranie darmowego jedzenia w supermarketach rzeczywiście zajmowało bardzo dużo czasu, ale teraz już nie. Wszystko dzięki społeczności, którą stworzyłem z moimi przyjaciółmi. To kwestia podejścia. Bardzo cenię sobie przestawienie na społecznościowy tryb życia, bo jest oparty na zaufaniu, wymianie, dawaniu i przyjmowaniu.
A nie wydaje ci się, że gdyby nie pieniądze, ludziom najzwyczajniej nie chciałoby się wstawać z łóżka?
- Nic dziwnego, że niektórym nie chce się wstawać. Myślę, że jakieś sześćdziesiąt procent zachodniego społeczeństwa, jeśli nie więcej, zajmuje się bezużyteczną pracą. Nie pracują dla siebie ani dla swoich najbliższych, tylko dla korporacji, w których stajesz się bezużyteczny, jeśli jesteś za stary lub za mało wydajny. Ludzie pracujący w sektorze usług na dobrą sprawę nie widzą efektu swojej pracy, działają od projektu do projektu. Po nic. Czy to ich w jakikolwiek sposób wzbogaca?
System, w którym żyjemy, stworzył masę bezużytecznych stanowisk, które służą wyłącznie administracji i nakręcaniu konsumpcji. Jest masa ludzi, którzy nie chcieliby wykonywać swojej pracy, gdyby nie konieczność zarabiania pieniędzy. W efekcie stają się niewolnikami, poświęcają swoje życie dla czegoś, co tylko tworzy sztuczną barierę między ludźmi. Uważam, że należy to zmienić. Wierzę, że bylibyśmy lepszymi ludźmi, gdybyśmy pracowali dla siebie i dla innych wyłącznie z pasji.
Zdajesz sobie sprawę, że twoja wiara jest utopijna? Hippisi w latach sześćdziesiątych mieli marzenia podobne do twoich.
- Nie uważam, że ruch hippisowski poniósł klęskę. Zrewolucjonizował świat. Zmienił świadomość ludzi, wniósł wiele cennego do wspólnego dobra. Jestem optymistą, bo dostrzegam ewolucję postaw. Jedną z nich jest konsumpcja mięsa. 31 lat temu, gdy się urodziłem, było zaledwie 300 tysięcy wegetarian w Niemczech, obecnie ich liczba przekracza milion. Do tego trzeba doliczyć ponad 100 tysięcy wegan, których kiedyś w ogóle nie było. Społeczeństwo Zachodu, zresztą nie tylko Zachodu, staje się bardziej świadome i wrażliwe na świat, który nas otacza. Hippisi mówili o miłości między ludźmi, ale nie rozumieli, że ponosimy odpowiedzialność nie tylko względem siebie, ale też innych gatunków. Wiele podróżuję po świecie i dostrzegam głód zmiany. Ludzie nie chcą mieć więcej, chcą więcej być. Dojrzewamy do tego, żeby nie tylko o tym gadać, ale także wziąć sprawy w swoje ręce, żeby decydować o sobie.
Myślisz, że internet pomoże zmienić świat?
- Internet, jak żadne inne narzędzie wcześniej, połączył nas w sposób globalny. Ułatwia współpracę ludziom o podobnych poglądach i wrażliwości. Przyspiesza procesy, które kiedyś trwałyby latami. Wierzę, że internet pomoże nam w dokonaniu wielu zmian. Dotarliśmy do ściany i albo zaczniemy myśleć o przyszłych pokoleniach, albo skażemy na wyginięcie nasz gatunek i planetę.
Jak chcesz walczyć z wielkimi korporacjami i reklamą, która jest dźwignią kapitalizmu? Ludzie nie myślą o tym, żeby ratować planetę. Chcą nowy smartfon.
- Taki sposób myślenia z góry zakłada porażkę. Blokuje nas przed jakimkolwiek działaniem. Moje podejście jest inne. Myślmy o sobie i naszych bliskich, rodzinie lub sąsiadach. Jeśli chcemy zmiany - bądźmy nią. Jeśli chcemy lepszego świata, zacznijmy od siebie, od tego, jak żyjemy i co jemy. Od naszych wyborów zależy naprawdę wszystko. A mając do dyspozycji internet, nigdy nie jesteśmy sami.
Ty naprawdę wierzysz w jasną stronę człowieka.
- Bo uwierzyłem w ludzi i wiem, że warto. Przedostałem się w dwie strony z jednego kontynentu na drugi bez pieniędzy. Robię tylko to, co kocham. Mam wspaniałą żonę i dwójkę dzieci. Razem z przyjaciółmi działamy na rzecz zrównoważonej konsumpcji. Coraz więcej ludzi rozumie, dlaczego to robimy. Wieść niesie się dalej.
Musiałeś nauczyć się wiary w ludzi?
- Miałem szczęście, bo rodzice przekazali mi gen zaufania, a to kluczowa sprawa w relacjach międzyludzkich. Pomogli mi wejść w dorosłość z otwartymi oczami i sercem. Sam musiałem natomiast zrozumieć, że nigdy nie zdobędę niezależności poprzez zarabianie pieniędzy. Uważam, że całe nasze życie zależy od natury i innych osób, którym zawdzięczamy wszystko: jedzenie, idee. I nie ma w tym niczego złego, że zależymy od innych. Być zależnym od kogoś, to tyle, co mieć z nim więź.
Tymczasem żyjemy w czasach, w których ceni się chorobliwy indywidualizm. Za produktami nie stoją ludzie, tylko fabryki i marki. Nie płacimy za czyjąś pracę, tylko za marzenia wykreowane w agencjach reklamowych.
Myślisz, że nowe serwisy internetowe takie jak twój foodsharing mogą to zmienić?
- Powstaje coraz więcej serwisów internetowych, które pomagają ludziom spotkać się i wymienić tym, co mają. Couchsurfing umożliwia znalezienie darmowego noclegu w praktycznie każdym miejscu na świecie. Foodsharing i wiele innych działających lokalnie serwisów opiera się na podobnym mechanizmie.
Jakie działania planujesz w najbliższym czasie?
- Obecnie pracujemy z przyjaciółmi nad projektem, który roboczo nazywa się "unity" [ang. jedność]. To będzie wielka platforma wymiany, nie tylko jedzenia, ale na przykład przestrzeni. Załóżmy, że ktoś chciałby mieć ogródek, ale nie ma ziemi, z kolei ktoś ma ziemię, ale nie ma czasu, żeby ją uprawiać - nasz serwis pomoże spotkać się tym osobom i działać bezpośrednio. To będzie projekt na skalę Amazona - wielka platforma nieskrępowanej wymiany dóbr, usług i idei. Bez ograniczeń, które narzucają ludziom pieniądze. Przecież wcale nie musi być tak, że jak chcę przeczytać jakąś książkę, to muszę od razu kupić ją w księgarni. Może dwie ulice dalej albo nawet w mojej kamienicy ktoś już tę książkę ma?
Naprawdę wierzysz w to, że ludzie przestaną kiedyś używać pieniędzy?
- Wierzę, że ludzkość idzie w dobrym kierunku, a pieniądze uczą nas chciwości, psują relacje między nami, sprawiają, że niszczymy własne życie i planetę. Coraz więcej osób szuka czegoś więcej: medytuje bądź ćwiczy jogę. To dopiero początek. Wyobraźmy sobie świat, w którym nie ma pieniędzy, czy to nie byłoby piękne? W przyrodzie funkcjonuje bezwarunkowe dawanie i przyjmowanie.
W przyrodzie jest też okrucieństwo i nierówność. Może to nie pieniądze są problemem? Może to gen egoizmu, który jest w każdym człowieku?
- Nie neguję cienia, który kładzie się na ludzkość, ale wierzę, że możemy go przezwyciężać. Na tym polega siła naszego gatunku - umiemy przezwyciężać pierwotne odruchy na rzecz wspólnego dobra. Nie ma nic twórczego w byciu złośliwym i egoistycznym. Opłaca nam się życie w warunkach pokoju i wzajemnej życzliwości. Kiedy czujemy zawiść, zamykamy się w klatce negatywnych emocji.
Tobie i twoim bliskim zawsze udaje się żyć bez kłótni i napięć?
- Wychowanie moich dzieci opiera się na zasadach miłości i wzajemnego szacunku. Nie kłócimy się. Marzymy o życiu w większej wspólnocie, zresztą mamy już konkretny plan. W najbliższe lato przeniesiemy się na południe Europy, prawdopodobnie do Hiszpanii, gdzie stworzymy wegańską wspólnotę żyjącą według zasad wzajemności. Bez handlu i pieniędzy. To będzie eksperyment pod nazwą Eotopia.org .
Ile osób będzie należeć do tej wspólnoty?
- Na początku około pięćdziesięciu, ale nie tworzymy sztywnych reguł, jesteśmy otwarci na innych. Każdy, kto zawsze marzył o takim życiu, może do nas dołączyć. Chcemy udowodnić, że można stworzyć samowystarczalną wioskę, a może nawet miasteczko funkcjonujące bez żadnych pieniędzy. Zrywamy z ułudą, że możemy być wolni w oderwaniu od innych. Zamiast pielęgnować swój egoizm, myślmy o tym, co możemy zrobić dla drugiego człowieka. W końcu wszyscy płyniemy na tym samym statku.
Raphael Fellmer . Od 5 lat nie wydał ani grosza. Ma żonę, dwójkę dzieci, niedawno napisał książkę "Happy Without Money" ("Szczęśliwy bez pieniędzy"), mieszka w Berlinie. Jest aktywistą działającym na rzecz idei foodsharingu - budowania społeczności ludzi dzielących się jedzeniem i prowadzenia działań na rzecz bardziej zrównoważonej konsumpcji.
Łukasz Knap. Krytyk filmowy, kulturoznawca. Doktorant w Instytucie Kultury Polskiej UW. Publikuje m.in. w "Kinie", "Wysokich Obcasach", "Dwutygodniku", "Tygodniku Powszechnym". Wyróżniony w Konkursie dla Młodych Krytyków Filmowych im. Krzysztofa Mętraka.