Ten artykuł jest częścią cykluZwykli Niezwykli
Daj obiad - microdoc (gazeta.tv)
Daj obiad - microdoc (gazeta.tv)
Zobacz wideo

"A wie pani, ja myślałem, że to żart jest. Bo jak to? Obiad w restauracji? Takiej prawdziwej? Ale byłem. W ostatni weekend. I wie pani? Dostałem obiad. Naprawdę. A jaki dobry!" - tak rozpoczynał się post, który Fundacja Daj Herbatę opublikowała na swoim fanpejdżu 24 października 2018 roku.

Dalszy ciąg wpisu informował o tym, że każdy - jeśli tylko zechce - może kupić kupon za 12,99 zł na obiad dla osoby potrzebującej. Osoba, do której trafi kupon, będzie mogła wymienić go na smaczny, pożywny, ciepły obiad. I co więcej, zjeść w czystej, miłej restauracji w gronie innych obdarowanych kuponami. Post ilustrowało chwytające za serce zdjęcie starszego mężczyzny w okularach, który - nie dowierzając - trzyma w dłoni wspomniany kupon - rzecz dla niego niezwykłą i odświętną.

I wtedy ruszyła lawina. Wiadomość udostępniły tysiące internautów. Znajomi i obcy ludzie dziękowali sobie za podzielenie się wpisem i podawali wiadomość dalej. Ale przede wszystkim kupowali obiady. W ciągu jednej nocy sprzedało się kilka tysięcy kuponów. Potem ta liczba urosła do kilkunastu. Tyle, by przedpłaconych posiłków starczyło dla wielu osób na wiele miesięcy.

Ale sam pomysł akcji nie narodził się w fundacji. Nie stoi też za nim sztab specjalistów. Wpadła na niego jedna dziewczyna - 30-letnia warszawianka, Karolina Pacoń.

Żeby pomoc dostał ten, kto faktycznie jej potrzebuje

Karolina na co dzień jest opiekunem marki sieci restauracji "Kuchnia za Ścianą". Odpowiada za to, jak "Kuchnię" odbierają klienci i rynek - czy podoba im się wnętrze z białymi krzesłami i stolikami, menu, pojemniki na jedzenie na wynos, a nawet ulotki na stołach. W restauracjach warszawskiej sieci bywa regularnie - zna ją zespół i klienci. I dzięki temu dużo widzi - w tym nędzę wielu Polaków.

- Raz byłam świadkiem, jak starszy pan, koło sześćdziesiątki, może siedemdziesiątki, miał ze sobą dwa złote i prosił sprzedawcę o nałożenie mu dokładnie takiej porcji, żeby mu starczyły te dwa złote. Mamy jedzenie na wagę, więc sprzedawca może się orientować, ile to jest mniej więcej jedzenia. Niedużo.

fot. Gazeta.pl

Ten pan tego nie wiedział. Zrobiło mi się go żal. Powiedziałam, żeby dostał cały talerz i po prostu zapłaciłam. I ten pan był tak niesamowicie mi wdzięczny... Podchodził do mnie kilka razy i mi za to dziękował - wspomina Karolina.

Ja poczułam, że to jest coś fajnego. Można w bardzo prosty sposób zrobić dobry uczynek.

To był impuls, który sprawił, że Karolina zaczęła kombinować nad tym, jak pojedynczy ludzki gest zamienić w regularną pomoc. Z takim nastawieniem poszła do szefostwa. - Dali mi kredyt zaufania. Postanowiliśmy, że spróbujemy. Początkowo myśleliśmy o "zawieszonym obiedzie", inspiracją była "zawieszona kawa" (inicjatywa bardzo modna kilka lat temu i polegająca na tym, że klient kupuje jedną kawę dla siebie, a kolejną "zawiesza", czyli przedpłaca - ktoś inny może potem podejść do baru i ją odebrać - przyp. red.). Ale "zawieszona kawa" ma wiele wad. M.in. taką, że nie wiadomo, kto ją faktycznie dostanie, a nam zależało na tym, żeby obiady naprawdę trafiały do osób potrzebujących - wyjaśnia Karolina.

Stanęło więc na tym, że restauracja będzie sprzedawać kupony obiadowe w lokalach i za pośrednictwem swojej strony internetowej, a następnie przekazywać je fundacji, która takie potrzebujące osoby zna, bo ma z nimi regularny kontakt. Karolina wybrała Fundację Daj Herbatę. - Pani Kasia Nicewicz, która ją prowadzi, to wspaniała, bardzo pozytywna osoba z ogromnym doświadczeniem. Od początku współpraca układa nam się bardzo dobrze - cieszy się Karolina.

Cały system jest prosty, jasny i przejrzysty. Człowiek - ja albo Ty - kupuje kupon na stronie www "Kuchni za ścianą". Opłacone kupony trafiają do Fundacji Daj Herbatę, a wolontariusze fundacji dają kupony do ręki potrzebującym, których znają - ludziom ubogim, starszym, czy bezdomnym. Rozdają je zwykle pod Dworcem Centralnym.

Żaden kupon się nie marnuje - zaproszenie jest wydawane na konkretny dzień i godzinę, ale jeśli obdarowana osoba obiadu nie odbierze, duplikat kuponu wraca do puli i ktoś może go wykorzystać w innym terminie. - Na początku obiady wydawaliśmy tylko w soboty, a teraz już pięć razy w tygodniu - cieszy się Karolina.

Trzy tysiące kuponów w jedną noc

Tym bardziej, że początkowo nic nie zapowiadało, że akcja odniesie jakikolwiek sukces. - Przez pierwsze tygodnie odzew był strasznie mały. Większość kuponów z pierwszej puli kupiłam ja z siostrą i moi znajomi, za co jestem im ogromnie wdzięczna. A potem pewnego dnia położyłam się spać, rano odpaliłam laptopa i okazało się, że w mojej skrzynce mailowej są trzy tysiące nowych wiadomości. Trzy tysiące powiadomień o sprzedanych kuponach! To było jak sen, do dziś nie mogę w to uwierzyć. Wszystko przez ten jeden post Fundacji Daj Herbatę, który tak rozszedł się w mediach społecznościowych - relacjonuje Karolina.

fot. Gazeta.pl

Szok był tak ogromny, że sprzedaż kuponów została nawet na chwilę wstrzymana. - Potrzebowaliśmy chwili na sprawdzenie logistycznie z naszymi pracownikami kuchni i z fundacją, czy będziemy w stanie tyle obiadów wydać. Bo łatwo jest coś obiecać, a jeżeli się tego nie dotrzyma, to jest to słabe. W tym momencie tworzymy razem z fundacją plan, w jaki sposób kupony będą wydawane w kolejnych miesiącach większemu gronu potrzebujących osób - mówi Karolina.

I wyjaśnia, że kupon pokrywa koszt dwudaniowego obiadu z daniem mięsnym (albo wege na życzenie) i kompotem albo gorącą herbatą. - Zupę i kompot fundujemy my, czyli restauracje "Kuchnia za Ścianą". Nie wiedziałam, czy to ogarniemy, nie spodziewaliśmy się tej skali. Ale Marta, nasza managerka, do której zadzwoniłam, powiedziała: Karolina, damy radę. To było mega! - cieszy się Karolina.

Kilka tygodni temu, gdy nagrywaliśmy naszą rozmowę, "Kuchnia za Ścianą" miała na koncie 16 tysięcy sprzedanych kuponów. - Dziś jest już ok. 19 tysięcy. Trochę wyhamowaliśmy, ale akcja wciąż się kręci i mam nadzieję, że nie przestanie - Karolina, mówiąc to, naprawdę ma nadzieję w głosie.

"Ale my tu naprawdę możemy zjeść? Tak w restauracji?"

W to, że akcja ma sens, nie wątpiła ani przez sekundę. - Już podczas pierwszego obiadu byłam bardzo wzruszona. Te osoby przychodziły i pytały: Ale to my tutaj możemy tak zjeść w restauracji, na pewno? Możemy sobie spokojnie usiąść? I ja czułam, że musimy to pociągnąć, za wszelką cenę rozpropagować.

Jedni mówią, że najważniejszy jest smak. Inni, że uczucia. W akcji zainicjowanej przez Karolinę jest jedno i drugie.

Fot. Gazeta.pl

Smak: - Za każdym razem staramy się wymyślić im na obiad coś nowego. Ziemniaczki, makarony, surówki, kasze. No i oczywiście jakieś pyszne mięso i danie wege do wyboru, ale wolą mięso. Było trochę reklamacji na wątróbkę, ale nieśmiałych, że następnym razem woleliby kotleta. Ci ludzie nie są wymagający - zapewnia Karolina. Zapamiętała też pana, który nie załapał się na fasolkę po bretońsku. Dostał w zamian zasmażaną kapustkę. - Przyszedł do mnie bardzo smutny i zapytał, czy jest jeszcze ta fasolka, bo on tak bardzo lubi. Niestety nie było. Więc mu obiecałam, że następnym razem będzie znowu fasolka.

Często słyszymy, że zupa jest dobra, jak domowa. Ktoś powiedział, że jak miał dom, to właśnie takie zupy jadł

- opowiada Karolina.

Uczucia: - Tu nie chodzi tylko o sam obiad, lecz o godność. O to, jak łatwo można dać człowiekowi chociaż chwilowe poczucie normalności. Przychodzą do nas całe rodziny, jeden pan ze swoją starszą mamą. Przychodzi dużo osób, które tak zwyczajnie mogą usiąść i spokojnie porozmawiać, zjeść na talerzu, posłuchać miłej muzyki, co dla nich przez ostatnie lata było niemożliwe. Bo wszędzie czują się jak intruzi, bo każdy ich zawsze przegania, ludzie patrzą na nich krzywo. My traktujemy ich jak każdego innego klienta. Czasami mówią, że czują się jak w domu - wzrusza się Karolina.

Historii jest bardzo dużo. Są osoby, które mówią: Ja, jak się odbiję, a obiecuję, że się odbiję, to sam będę takie obiady kupował.

Karolina doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie każdy musi mieć ochotę na zaczepki z prośbą o zasponsorowanie posiłku, a potem jedzenie swojego obiadu w towarzystwie np. osoby dotkniętej bezdomnością. - Ja to rozumiem. Ale prosić o jedzenie obcych ludzi też nie jest łatwo. Dlatego nasi klienci z kuponami dostają obiady w godzinach, gdy lokale restauracji są zamknięte dla pozostałych gości. Wtedy restauracja jest tylko dla nich. Przychodzą czyści, zachowują się kulturalnie. Uśmiechają się.

I dodaje: - To tylko obiad, nic wielkiego. Niektórzy mówią, że lepiej dać wędkę niż rybę, ale ja uważam, że dla niektórych zdobycie tej ryby nawet w ten sposób i poczucie się przez chwilę normalnie, jak normalny klient restauracji, może być jakimś powodem, żeby po tę wędkę sięgnąć. Bo łatwo jest powiedzieć: zróbcie kompleksowo cały program, żeby wyprowadzić te osoby z bezdomności, ale tak naprawdę jak się z tymi osobami rozmawia, to takie najprostsze potrzeby jak możliwość zjedzenia obiadu w normalnych warunkach albo umycia się są dla nich czymś nadzwyczajnym.

Fot. Gazeta.pl

Karolina: - Mnie osobiście ta akcja dała ogromnie dużo pozytywnej energii. Jestem dumna, że udało się pomóc tylu osobom. Za każdym razem jestem bardzo wzruszona, gdy to widzę. Ostatnio jeden z panów, który przychodzi na obiady regularnie, podszedł do mnie i zapytał: Pani Karolino, a czy pani kiedykolwiek jest smutna? Bywam. Ale nie wtedy, gdy wydajemy obiady - cieszy się Karolina.

Kupon na obiad dla osoby potrzebującej można kupić w jednym z lokali restauracji "Kuchnia za Ścianą" w Warszawie lub na stronie internetowej sieci, czyli TUTAJ>>

***

Znasz kogoś, kto też jest Zwykłym Niezwykłym? Powiedz nam o nim! Pisz na adres: zwykliniezwykli@agora.pl.

ZOBACZ TEŻ:

Zobacz wideo